Historia IWC
Florentine Ariosto Jones
To od niego wszystko się zaczęło. Florentine A. Jones był zegarmistrzem z Bostonu, który miał wizję, marzenia. Z jego inicjatywy powstało IWC, ale zanim to nastąpiło, musiał zebrać odpowiednie doświadczenie tak bardzo potrzebne do realizacji niełatwego przedsięwzięcia. Jones pochodził z rodziny, w której było wielu zegarmistrzów pracujących dla różnych wytwórców czasomierzy z Bostonu. Fakt ten sprawił, że już od najmłodszych lat miał możliwość podpatrywania pracy swoich bliskich, co w dalszej perspektywie szybko przełożyło się na wysokie kwalifikacje oraz zegarmistrzowską rutynę. Pomimo pewnych przykrych wydarzeń jakie zaistniały w jego młodzieńczym życiu, jeszcze w Ameryce udało mu się odnieść sukces. Bolesne doświadczenie stanowił wybuch wojny secesyjnej w trakcie której został powołany do wojska i służył w 13 Dywizji Piechoty z Massachusetts. Wojna domowa zakończyła się w roku 1865. Koniec walk oznaczał dla wielu Amerykanów powrót do normalności. Wtedy Florentine Ariosto Jones zasłynął jako twórca wysokiej jakości mechanizmów, w których stosował dość nowatorskie jak na tamte czasy rozwiązania. Warto chociażby wspomnieć o przedłużanej przesuwce umożliwiającej precyzyjną regulację długości sprężyny włosowej czy termokompensacyjnym kole balansu ograniczającym wpływ wahań temperatury na dokładność pomiaru czasu.
Jak pokazała historia, F.A.Jones był jednym z pierwszych zegarmistrzów wytwarzających kalibry nakręcane za pomocą główki naciągowej, o rozmiarze 19 linii paryskich. Jego kreatywność, pracowitość oraz maestria sprawiły, że został dyrektorem znanej i cenionej w USA firmy zegarmistrzowskiej – F. Howard & Cie. Nie zamierzał jednak dyskontować sukcesu lecz wyznaczał sobie kolejne cele. Marzył o założeniu własnej manufaktury, której moce produkcyjne dawałyby możliwość wytworzenia dużej ilości wysokiej klasy czasomierzy. Swój sen postanowił urzeczywistnić w Szwajcarii, a więc w państwie, którego wizytówką było i nadal jest zegarmistrzostwo. Początki nastręczały jednak wiele trudności. Zamiar stworzenia nowoczesnej produkcji odstraszał miejscową ludność, gdyż utożsamiany był z rezygnacją z pewnej części zasobów ludzkich co powodowało lęk o utratę miejsc pracy. Zarówno w La Chaux-de-Fonds jak i w Le Locle, Florentine Ariosto Jones nie znalazł akceptacji dla swoich planów. Punkt zwrotny w jego wędrówce nastąpił dopiero w momencie gdy spotkał Johana Heinricha Mosera – znakomitego zegarmistrza i przemysłowca. Moser zaprojektował, a także nadzorował proces budowy hydroelektrowni na rzece Ren w miejscowości Schaffhausen. Budowa została ukończona 9 kwietnia 1866 r. i kosztowała około 500000 Franków. Namówił on Jonesa, aby ten udał się do Schaffhausen i tam próbował urzeczywistnić swoje marzenia o utworzeniu nowoczesnej marki zegarmistrzowskiej. Tak też się stało, w 1868 r. zarejestrowano firmę pod nazwą International Watch Co.. Warto zaznaczyć, że Florentine Ariosto Jones nie musiał ze wszystkimi problemami zmagać się sam. W podróży po Szwajcarii towarzyszył mu kolega z Bostonu – Charles Louis Kidder. Obaj pełni młodzieńczej pasji podjęli działania mające na celu uruchomienie produkcji. Istotną rolę w rozwoju nowo powstałej manufaktury odegrała wspomniana już wcześniej hydroelektrownia, która stanowiła źródło taniej energii. W międzyczasie Jones organizował rynek zbytu dla swoich zegarków, a ponieważ koncentrował się głównie na rynku amerykańskim więc w Nowym Jorku utworzył tak zwany centralny punkt sprzedaży. Również pod kątem wymagań tamtejszej klienteli wymyślono nazwę firmy. Te założenia wydawały się być słuszne zważywszy, że Stany Zjednoczone przeżywały wysoki wzrost gospodarczy na poziomie przekraczającym 10%. Również stosunkowo niski podatek importowy sprzyjał IWC. Jones zastosował w produkcji maszyny przy pomocy których wytwarzał części do swoich mechanizmów. Mechanizmy były wykonywane w Schaffhausen, a ich nazwy pochodziły od nazwisk założycieli IWC. Dodatkowo kalibry numerowano w oparciu o klasę jakości. Następnie były one wysyłane do Nowego Jorku, gdzie w punkcie sprzedaży International Watch Co., wkładano je do kopert czasomierzy kieszonkowych. W początkowej fazie produkcji nie osiągnięto założenia wytworzenia 10000 mechanizmów w ciągu roku. Jednak użycie nowoczesnych maszyn w dłuższej perspektywie czasowej przełożyło się na wynik czterokrotnie przewyższający pierwotne plany. Niestety, w roku 1872 odnotowano istotny spadek sprzedaży. Złożyły się na to dwa podstawowe czynniki: po pierwsze, nastąpił wzrost podatku importowego w USA do poziomu 24% co spowodowało znaczne obniżenie opłacalności sprowadzania werków IWC do Nowego Jorku i po drugie, Florentine Jones popełnił poważny błąd koncentrując się tak bardzo na rynku amerykańskim. Tamtejsze firmy zegarmistrzowskie chcąc bronić się przed napływem produkcji z Europy, przeprowadziły pomyślną kampanię, której motto brzmiało: „Buy American”. Pomimo wysokiej jakości mechanizmów, IWC poniosło dotkliwe straty i nawet dokapitalizowanie produkcji nie dało oczekiwanych rezultatów w następstwie czego w 1875 r. manufaktura znalazła się w rękach Banku. Tak kończy się historia człowieka, który w zegarmistrzostwie osiągnął wiele jednak źle zaplanował strategię działania swojego przedsiębiorstwa co doprowadziło go do bankructwa. Po tym wydarzeniu Florentine Ariosto Jones powrócił do Bostonu, gdzie zmarł w roku 1916. W chwili śmierci miał 75 lat.
Co było dalej ?
W zaistniałej sytuacji, podjęto próby ratowania przedsiębiorstwa. Szansę na wyjście z kryzysu upatrywano w osobie Frederica Franka Seelanda, który był doświadczonym zegarmistrzem i bardzo dobrze znał realia funkcjonowania rynku amerykańskiego. Przez kilka lat pracował dla American Watch Company, a później reprezentował tę firmę w Londynie. Seeland opracował strategię, która obejmowała zracjonalizowanie kosztów produkcji oraz wprowadzenie do oferty nowych kalibrów. W tym czasie w IWC sporo eksperymentowano nad różnymi rozwiązaniami dotyczącymi między innymi konstrukcji wychwytu oraz ulepszenia sposobu regulacji mechanizmów. Werki były oznaczane w oparciu o klasę jakości, a w ślad za tym zróżnicowano poziom cen. W teorii wszystko szło w dobrym kierunku. W rocznym raporcie finansowym na lata 1876 – 1877 wskazywano, że IWC odbija się od dna i zwiększono nawet zatrudnienie. Niestety, w dalszym okresie ponownie odnotowano spadek przychodów do dramatycznego poziomu. Sytuacja była tak zła, że F.F. Seeland zrezygnował z prowadzenia przedsiębiorstwa bez informowania o tym kogokolwiek i potajemnie wyjechał do USA. W roku 1879 firma IWC zbankrutowała po raz drugi. Po plajcie, przejął ją znany inżynier z Schaffhausen – Johann Rauschenbach-Vogel. 17 lutego 1880 r. dokonał on zmiany nazwy na INTERNATIONALE UHRENFABRIK. Niestety, w rok po przejęciu fabryki, Rauschenbach zmarł, a schedę po nim odziedziczył syn – Johannes Rauschenbach-Schenk. Jednak człowiekiem, który w tym czasie odegrał najistotniejszą rolę w INTERNATIONALE UHRENFABRIK, był niezwykle utalentowany zegarmistrz – Urs Haenggi. Uporządkował on sprawy firmy oraz zaprojektował nowe kalibry. Począwszy od 1883 r. kiedy Haenggi podjął pracę, IWC wprowadziło do oferty pierwszy na świecie zegarek kieszonkowy oparty o patent J. Pallewbera polegający na cyfrowym wskazaniu godzin i minut.
W 1890 r. powstał wspaniały czasomierz Grande Complication składający się z tysiąca części montowanych ręcznie przez ponad rok, a w 1893 światło dzienne ujrzał model z bardzo wytrzymałym oraz niezawodnym kalibrem 52. Mechanizm ten w różnych wersjach przetrwał aż do 1940 roku kiedy to został użyty w pierwszym modelu Big Pilot.
Istotne wydarzenie stanowiło również zastosowanie w produkcji energii elektrycznej, co miało miejsce w roku 1888. Początkowo była ona wykorzystywana dla potrzeb oświetlenia oraz galwanicznego pozłacania części mechanizmów. W późniejszym okresie nastąpiła modyfikacja parku maszynowego pod kątem przystosowania do nowych standardów zasilania. Firma pod rządami Rauschenbacha rozwijała się bardzo dobrze odnosząc liczne sukcesy w Niemczech, Austrii, Rosji. Po jego śmierci w 1905 r., żona, dwie córki, a także ich mężowie – Ernst Jakob Homberger oraz znany psychiatra Carl Gustav Jung, przejęli fabrykę dokonując kolejnej zmiany nazwy na UHRENFABRIK VON J. RAUSCHENBACH’S ERBEN, przy czym Homberger pełnił rolę sygnatariusza natomiast dyrektorami zostali Haenggi i Vogel. W 1929 r. Ernst Homberger przejął całkowitą kontrolę nad firmą. Zmienił również nazwę marki na UHRENFABRIK E.H. RAUSCHENBACH, a po śmierci swojego teścia dokonał korekty usuwając jego nazwisko. Homberger był ostatnim prywatnym właścicielem przedsiębiorstwa powołanego pierwotnie do życia przez Florentine Ariosto Jonesa. Warto odnotować fakt, że musiał on zarządzać fabryką w bardzo trudnych czasach. Pomimo dwóch wojen jakie objęły między innymi Europę, firmie udało się przetrwać, a nie było to łatwe zadanie. Zwłaszcza II wojna światowa dała się IWC we znaki – 1 kwietnia 1944 roku budynek manufaktury uległ niewielkim zniszczeniom na skutek błędu amerykańskich pilotów, którzy zbombardowali miasto Schaffhausen. Wbrew problemom jakie objęły świat, IWC starało się zachować jakiekolwiek pozory normalności i usiłowało funkcjonować dalej. Pojawiły się w kolekcji nowe modele zegarków, na przykład Portuguese wykonany na specjalne zamówienie dwóch portugalskich handlowców – Rodrigueza i Texeiry, którzy potrzebowali naręcznego zegarka odmierzającego czas z dokładnością chronometru morskiego. Firma Hombergera podjęła się tego zadania mając już odpowiednie doświadczenie w konstruowaniu chronometrów morskich, które dostarczała kilku flotom wojennym. Powstał też pierwszy czasomierz dla pilotów wyposażony w obrotowy pierścień.
Poruszanie pierścienia powodowało ruch trójkąta na podziałce tarczy. Funkcjonalność ta była przydatna, gdy piloci chcieli określić orientacyjny czas lotu, a w ślad za tym zużycie paliwa. Ponadto niektóre części wychwytu tego zegarka, miały właściwości antymagnetyczne, a wskazówki, indeksy oraz wspomniany wcześniej trójkąt, były pokryte warstwą luminescencyjną. W roku 1940 pojawił się kolejny czasomierz dla pilotów, tzw. Big Pilot, na mechanizmie 52 S.C., w 1944 model Mark X, a w 1948 ceniony Mark XI wyposażony w kaliber 89 i dodatkową kopertę chroniącą przed działaniem pól magnetycznych.
Wówczas w zarządzaniu firmą pomagał Ernstowi Hombergerowi syn Hans, który całkowitą kontrolę nad manufakturą przejął po śmierci ojca w roku 1955. Niezwykle ważną rolę w funkcjonowaniu przedsiębiorstwa odegrał również dyrektor techniczny – Albert Pellaton. Opracowywał on nowe mechanizmy, a jednocześnie podejmował działania mające na celu usprawnienie dotychczas wykonywanych kalibrów. Zasłynął jako twórca doskonałej jakości systemu naciągu automatycznego, który po raz pierwszy znalazł zastosowanie w roku 1955 w kolekcji Ingenieur wyróżniającej się odpornością na działanie pól magnetycznych. W roku 1967 firma IWC zaznaczyła swoją obecność pod wodą, prezentując czasomierz o nazwie Aquatimer odznaczający się wodoszczelnością do 20 atmosfer. Wielkimi krokami zbliżały się jednak trudne chwile dla zegarmistrzostwa. Nadchodziła bowiem era tanich i dokładnie odmierzających czas zegarków kwarcowych. Producent z Schaffhausen nie pozostał całkowicie obojętny na nowo rysujące się trendy rynkowe i jako jeden z pierwszych zaprezentował w 1969 r. mechanizm kwarcowy Beta 21. Sprzedaż czasomierzy z tym kalibrem stanowiła minimalny odsetek podaży wszystkich „kwarców”. Receptą na przetrwanie miało być wytwarzanie mechanicznych czasomierzy biżuteryjnych. Okazało się jednak, iż na dłuższą metę nie da się w taki sposób funkcjonować. W Zarządzie firmy doszło więc do zmian personalnych i nowym dyrektorem został Otto Heller. Dokonały się również zmiany właścicielskie, których efektem było przejęcie i dokapitalizowanie marki z Schaffhausen przez niemiecki konglomerat przemysłowy INSTEK A.G. – VDO. Powrócono również do pierwotnej nazwy wymyślonej przez Florentine Jonesa – International Watch Co.. Zastrzyk gotówki z VDO okazał się być zbawienny w sytuacji, gdy szwajcarski przemysł zegarmistrzowski przeżywał ogromne trudności powodowane zalewem taniej produkcji z Japonii. Zegarki kwarcowe triumfowały. W tym momencie, IWC skoncentrowało się głównie na tworzeniu wysokiej jakości czasomierzy kieszonkowych. W roku 1978 nawiązano również współpracę z Porsche Design czego efektem była linia bardzo eleganckich, odpornych na wstrząsy i wodoszczelnych zegarków, przy czym niektóre z nich zawierały kompas. Jednak wyjątkowość tej kolekcji polegała na wykorzystaniu w procesie produkcyjnym tytanu. Tym samym, IWC było pierwszą firmą na świecie, która do wytworzenia kopert oraz bransolet użyła tytanu odznaczającego się niewielką wagą i posiadającego właściwości antyalergiczne. Następne lata przyniosły kolejne zmiany personalne. W 1981 r. posadę dyrektora generalnego objął Otto Heller zastępując na tym stanowisku Hansa Ernsta Hombergera, natomiast nowym dyrektorem został Günter Blümlein. Jak się później okazało, jego charyzma, kreatywność oraz profesjonalizm, sprawiły, że International Watch Co. stało się doskonale rozwijającym i zasobnym w finanse przedsiębiorstwem. Istotną rolę w tym procesie odegrał czołowy wówczas zegarmistrz IWC, uczeń Alberta Pellatona – Kurt Klaus. Niestety, zarówno Günter Blümlein jak i Kurt Klaus, nie mieli łatwego zadania. Koncern VDO, oprócz wzmocnienia finansowego IWC podjął decyzję, która w sposób istotny negatywnie odbiła się na działalności firmy. Otóż chcąc ograniczyć koszty utrzymania zaplecza technicznego, większość maszyn przy pomocy których były wykonywane części do mechanizmów, poddano złomowaniu. Stwierdzono wówczas, że tańszym rozwiązaniem będzie zakup gotowych werków od dostawców zewnętrznych. W rzeczywistości było to rozwiązanie bardziej ekonomiczne jednak sprawiło ono, że producent z Schaffhausen miał ogromne trudności w wytwórstwie własnych kalibrów, a w dłuższej perspektywie utracił część dawnego prestiżu. Decyzja VDO okazała się wyjątkowo niefortunna i krótkowzroczna.
Odzyskać prestiż
Sytuacji jaka zastała IWC, wymusiła konieczność znalezienia zewnętrznego dostawcy mechanizmów. Podjęto decyzję, że będzie to znakomity i prestiżowy Jaeger-LeCoultre oraz ETA – wytwórca niedrogich, ale przyzwoitych werków. Jednak Günter Blümlein wiedział, że trzeba zrobić coś więcej. Zakup gotowego mechanizmu byłby być może dobry dla niejednej firmy zegarkowej, lecz ambicje IWC sięgały znacznie wyżej. Zarząd doszedł do wniosku, że najlepszym rozwiązaniem będą modyfikacje otrzymywanych kalibrów. Niektóre z nich dotyczyły niewielkich ulepszeń wykonywanych na zamówienie przez firmę ETA (przy tej okazji warto wspomnieć, że ETA wytwarza mechanizmy w różnych klasach jakości, ale producent z Schaffhausen zawsze wybierał te najlepsze, platerowane złotem, a później rodem). Inne modyfikacje sięgały już znacznie dalej i odnosiły do własnych komplikacji IWC. W roku 1982 International Watch Co. wprowadziło do oferty model Ocean 2000 o wodoszczelności sięgającej aż 200 atmosfer. Był to dobry prognostyk rozwoju linii Aquatimer jednak przełomową dla dalszego funkcjonowania manufaktury konstrukcją okazał się czasomierz Da Vinci z 1985 roku.
Zastosowano w nim mechanizm bazowy Valjoux 7750, dodatkowo nałożono własne komplikacje w postaci wiecznego kalendarza oraz fazy księżyca której dokładność sięgała 122 lat. Dopiero po tak długim okresie czasu zachodziłaby konieczność korekty dnia. Poza tym, Da Vinci wyróżniał się niezrównaną łatwością obsługi no i w tamtym momencie był pierwszym chronografem z komplikacją wiecznego kalendarza. Podczas targów w Bazylei czasomierz został przyjęty entuzjastycznie. Na kolejne dzieło godne prawdziwych mistrzów, firma IWC nie kazała długo czekać. W roku 1989 zaprezentowano Ingenieura z rekordową odpornością na działanie pól magnetycznych o natężeniu 500.000 A/m i to bez wewnętrznej koperty ochronnej, a w 1990 kiedy przypadała 100 rocznica modelu Grande Complication, światło dzienne ujrzała naręczna wersja wielkiej komplikacji.
Wykorzystano w niej sporą część rozwiązań, które wcześniej znalazły się w Da Vinci, a oprócz tego zegarek wyposażono (tak samo jak odpowiednik z 1890 r.) w jedną z najtrudniejszych do wykonania funkcji – repetycję minutową. Tłem dla tych poczynań były zmiany strukturalne stanowiące jednakże krok we właściwym kierunku. Günter Blümlein utworzył grupę LMH (Les Manufactures Horlogeres S.A.) z siedzibą w Schaffhausen w skład której weszły: IWC, Jaeger-LeCoultre i A.Lange & Söhne. Kolejne lata potwierdziły wielką klasę manufaktury z Schaffhausen. Ważnym rokiem w działalności IWC był 1993 gdy zaprezentowano następną wielką komplikację w postaci czasomierza Il Destriero Scafusia limitowanego do 125 sztuk. Na bazie mechanizmu Valjoux z manualnym naciągiem zastosowano własny tourbillon, rattrapante, a także wszystkie pozostałe komplikacje jakie znalazły się w Grande Complication. Oczywiście mechanizmy tzw. wielkich komplikacji zostały wykonane oraz złożone w manufakturze IWC i tak naprawdę z seryjnymi egzemplarzami wytwarzanymi przez ETA miały niewiele wspólnego. Teraz nie pozostało już nic innego jak postawić przysłowiową kropkę nad „i” w postaci własnych mechanizmów. Realizacja tego przedsięwzięcia wymagała czasu oraz dużych nakładów finansowych, ale głód sukcesu w IWC wciąż był duży. Wówczas Günter Blümlein postanowił wykorzystać wytworzone wcześniej kalibry kieszonkowe na potrzeby czasomierzy naręcznych. O tym, że ten plan mógł przynieść powodzenie świadczył rok 1984 kiedy to wprowadzono do oferty model Portofino Ref. 5251, w którym wykorzystano mechanizm 9251 produkowany w latach 1979 – 1999 w ilości 967 sztuk. Kaliber ten był wyposażony w komplikację faz księżyca i odznaczał się sporą średnicą 37.8 mm. Nic dziwnego, bo pochodził przecież od czasomierza kieszonkowego Ref. 5250. Wielki sukces Portofino dawał nadzieję na to, że historia znów się powtórzy i tak też się stało. W roku 1993 z okazji 125 lat istnienia IWC, oprócz Il Destriero Scafusia światło dzienne ujrzał także nowy, limitowany Portugieser z własnym kalibrem IWC – 9829, który do dziś wykorzystywany jest w „Portugalczykach” z repetycją minutową.
Zegarek ten odniósł wielki sukces i stał się podstawą do stworzenia całej kolekcji. Pojawiały się takie modele jak pomniejszony w stosunku do wersji jubileuszowej czasomierz z mechanizmem Jaeger-LeCoultre, automatyczny chronograf z nieco przerobionym Valjoux 7750, a następnie wersja z manualnym naciągiem wyposażona w komplikację rattrapante. W roku 1997 do oferty została wprowadzona nowa linia GST. Skrót ten oznaczał materiały użyte do wykonania kopert oraz bransolet, a były to: złoto, stal, tytan. Z założenia miała to być kolekcja czasomierzy o zacięciu sportowym jednak znając zapał producenta z Schaffhausen do komplikacji, zamiast prostych modeli pojawiły się skomplikowane zegarki wyposażone między innymi w wieczny kalendarz, fazy księżyca oraz chronograf z funkcją rattrapante. W roku 1999 został zaprezentowany tytanowy model GST Deep One wykonany na bazie mechanizmu Jaeger-LeCoultre, który zawierał funkcję mechanicznego pomiaru głębokości. Pomiar ten odbywał się w następujących kierunkach: czasu nurkowania, wskazania głębokości w momencie zanurzania się nurka, a także największej głębokości na jaką zszedł nurek. Tym samym producent ponownie zaznaczył swoją obecność na morskich głębinach. Firma IWC nie miała jednak zamiaru spoczywać na laurach i przystąpiła do prac nad nowym własnym mechanizmem. Tak zrodził się kaliber 5000. Mechanizm ten wyróżniał się siedmiodniową rezerwą chodu i po raz pierwszy został zaprezentowany w limitowanym zegarku Portuguese 2000.
Portuguese 2000 wykonano w kopercie z platyny – limit 250 sztuk, w różowym złocie – limit 750 sztuk i w stali – limit 1000 sztuk. W roku 2000 miało miejsce kolejne istotne wydarzenie w historii IWC. Grupa LMH została wchłonięta przez Richemont, który po dziś dzień pozostaje właścicielem International Watch Co., Jaeger-LeCoultre oraz A.Lange & Söhne. Richemont zapewnia posiadanym producentom szerokie wsparcie pozostawiając im przy tym dużą część autonomii. To jest dobre partnerstwo. Można więc powiedzieć, że wszystko sprzyjało IWC, zmiany szły we właściwym kierunku jednak los w takich momentach bywa przewrotny. 1 października 2001 roku w Schaffhausen zmarł Günter Blümlein. To był cios dla IWC. Odszedł człowiek, który wyciągnął firmę niemal z niebytu i przywrócił jej utracony blask. Günter Blümlein był dla IWC drogowskazem, a jego stratę odczuto wyjątkowo boleśnie jednak trzeba było funkcjonować dalej. Nowym szefem został Georges A. Kern.
Utrzymać kurs
Od początku było wiadomo, że Kern będzie kontynuował dzieło Blümleina. Już pierwsze lata jego pracy w IWC pokazały, że firma utrzyma przyjęty kurs z mocnym nastawieniem na produkcję własnych mechanizmów. Tak też się stało. W roku 2002 zaprezentowano model Big Pilot z siedmiodniową rezerwą chodu, w którym użyto kalibru 5011.
Rok 2003 to z kolei nowe Portugiesery z wiecznym kalendarzem i z podwójną fazą księżyca osiągającą dokładność 577 lat. Natomiast w 2004 r., producent skoncentrował się na linii Aquatimer prezentując tytanowy model zachowujący sprawność działania na głębokości 2000 m. Poza tym, pojawił się limitowany czasomierz dedykowany Jacques-Yves Cousteau oraz tytanowy chronograf z funkcją „split-minute”. Zasada jej działania była tożsama z komplikacją rattrapante dzięki czemu nurek miał możliwość zmierzenia nie tylko czasu zanurzania, ale również czasu wynurzania z uwzględnieniem przystanków dekompresyjnych. Jednak fanów marki najbardziej ucieszył pierwszy tourbillon zastosowany w linii Portuguese oraz Portugieser wykonany w koncepcji szkieletu z repetycją minutową. Manufaktura IWC wielokrotnie udowadniała jak ważna jest dla niej historia i dotychczasowe osiągnięcia. Kultywowanie istotnych dat w życiu firmy zazwyczaj odbywało się poprzez wprowadzenie do oferty nowego zegarka. Nie inaczej było w roku 2005 w którym minęło 50 lat od momentu, gdy pojawił się pierwszy czasomierz z linii Ingenieur. Decyzja mogła być tylko jedna – reaktywacja kolekcji. Trzon stanowiły cztery nowe modele – dwa czasomierze w funkcją chronografu i dwa pozbawionej tej komplikacji, ale wnoszące ponadprzeciętną wartość (o czym za chwilę), wykonane z użyciem stali i tytanu. Wersje tytanowe wytworzono na potrzeby współpracy jaką IWC rozpoczęło z firmą Mercedes-AMG. Powstały też modele z kalibrem 30110 bazującym na ETA 2892-A2 adresowane do kobiet. Jednak najistotniejszym wydarzeniem związanym z nową kolekcją było wprowadzenie kolejnego po kalibrze 5000 własnego mechanizmu – 80110. Zarówno 5000 jak i 80110 wspaniale nawiązały do historii poprzez system naciągu Pellaton lecz werk Ingenieura wyposażono także w nowe rozwiązanie w postaci resorowanego wahnika co zrealizowano przy pomocy odpowiednio wyprofilowanego mostka sprężynującego umieszczonego pod rotorem. Warte odnotowania jest również dodatkowe gumowe zabezpieczenie naciągu, a także fakt, iż części mechanizmu pokryte są niklem. W efekcie, 80110 odznacza się dużą wytrzymałością oraz świetną dokładnością pomiaru czasu. Z kolei linia Portuguese została poszerzona o czasomierze dedykowane osobie Florentine Jonesa.
Była to limitowana kolekcja zegarków z manualnym naciągiem zbudowana na kalibrze 98290, w którym zastosowano charakterystyczną przesuwkę nawiązującą – podobnie jak kształt mostków – do historycznych mechanizmów Jonesa. W sumie wykonano 500 egzemplarzy w platynie, 1000 w różowym złocie i 3000 w stali. Rok 2006 nie przyniósł zaskakujących zmian z wyjątkiem zegarka poświęconego Antoine de Saint-Exupéry. Poza tym, odświeżono design niektórych modeli co najbardziej uwidoczniło się w linii Pilot. Wprowadzono też nową wersję kalibru 5000. Była to jednak cisza przed burzą, bo w kolejnych latach nastąpiło tyle zmian, że nawet najbardziej wybredni fani marki mogli poczuć się usatysfakcjonowani. Najistotniejsza z nich to własny werk z funkcją chronografu i nowym systemem naciągu. Tym samym producent z Schaffhausen zapewnił sobie doskonałą alternatywę dla dotychczas wykorzystywanego Valjoux 7750. Kaliber 89360, bo o nim mowa, znalazł zastosowanie w kolekcji Da Vinci, w której zaszły rewolucyjne przeobrażenia. Były one spowodowane nie tylko użyciem mechanizmu „in-house”, ale także diametralnie odmiennym od pierwowzoru kształtem kopert oraz designem tarczy. Ponadto, chcąc uczcić wieloletnie zasługi Kurta Klausa dla IWC, wykonano limitowany model Da Vinci z bazą Valjoux zawierającą funkcję chronografu na którą dodatkowo został nałożony wieczny kalendarz oraz fazy księżyca. Warto odnotować również fakt pojawienia się w linii Portuguese regulatora, Ingenieura z ceramicznym bezelem i przeszklonym deklem ukazującym piękno mechanizmu 80111 oraz powiększonej wersji „Inge” z siedmiodniową rezerwą chodu. Przysłowiową kropką „i” było wprowadzenie do oferty nowej kolekcji „Vintage” nawiązującej do historycznych czasomierzy IWC. Stanięcie za sterami okrętu o nazwie IWC, stanowiło dla G. Kerna nie lada wyzwanie. Niektórzy zastanawiali się czy sprosta oczekiwaniom, czy wystarczy mu energii by kontynuować dzieło Güntera Blümleina tak aby marka mogła świecić blaskiem dawnej manufaktury wytwarzającej wspaniałe zegarki oparte na własnych mechanizmach i własnych komplikacjach. To się udało. Praca wielu pokoleń ludzi nie została zmarnowana. Dziś IWC powraca na należne sobie miejsce jednej z najlepszych zegarmistrzowskich marek świata i po wielu latach zmiennych kolei losu znów jest na firmamencie zegarmistrzostwa. Florentine Ariosto Jones byłby dumny.
Tekst: Mariusz Wiśniewski (opracowanie własne)