Recenzja IWC Portugieser Automatic
Szwajcarski Portugalczyk z Schaffhausen – model w swoich kluczowych detalach niezmieniony od przeszło 7 dekad – zapracował na miano ikony zegarmistrzostwa. Przetestowaliśmy jego lekko odświeżoną, automatyczną wersję.
Historia IWC Portuguese zaczęła się ponad 70 lat temu. Do zadomowionego na dobre w nadreńskim Schaffhausen Florentina-Ariosto Jonesa przybyło dwóch portugalskich marszandów – Rodrigues i Teixeira. Produkowane w Szwajcarii kieszonkowe zegarki IWC miały już wtedy swoją uznaną markę, ale zamówienie tym razem było z goła odmiennej natury. Jak zapewne wiecie z lekcji geografii i historii, w tamtych czasach Portugalia była pionierem morskich eksploracji globu, żeby wspomnieć tylko nazwiska Magellan, da Gama czy Dias. Ponieważ GPS, elektroniczne nawigacje i tym podobne bajery nie leżały nawet w sferze marzeń ludzi, żeglarze polegali tylko i wyłącznie na własnej intuicji, doświadczeniu i gamie prostych, mechanicznych przyrządów, które w połączeniu ze znajomością astronomii pozwalały stosunkowo precyzyjnie nawigować na otwartym oceanie. Obok sekstantu jednym z istotniejszych narzędzi był morski chronometr czyli mechaniczny zegar z prostą, czytelną tarczą i precyzyjnym wskazywaniem czasu. Chronometry takie (wiele z nich można dzisiaj oglądać w zegarkowych muzeach) były duże i średnio poręczne, Portugalscy „biznesmeni” zamarzyli sobie więc chronometr na rękę. Zadanie postawione przed IWC było o tyle trudniejsze, że zegarek miał zachować wszystkie parametry swojego większego, stacjonarnego brata – czytelność i precyzyjny mechanizm. Odpowiedzią na zamówienie był duży (jak na owe czasy wręcz ogromny – 43mm) model Portuguese z wyjętym żywcem z zegarka kieszonkowego, manualnym kalibrem 74.
Do roku 1980 powstało ledwie kilkaset dzisiaj mocno kolekcjonerskich egzemplarzy, a prawdziwe narodziny (tudzież odrodzenie) Portugalczyka przyszło dopiero w roku 1993, w 125. urodziny manufaktury. Model Ref. 5441 zdefiniował charakter kolekcji, którą w tym roku IWC odświeżyło ponownie. Na szczęście projektanci z Schaffhausen (dowodzeni przez Christiana Knoopa, z którym wywiad możecie przeczytać TUTAJ) powstrzymali się od szalonych designerskich popisów i pozostali wierni oryginałowi. Zmiany dotknęły nazwy (z Portuguese przemianowanej na Portugieser) i praktycznie całej linii, począwszy od wprowadzenia kilku nowych referencji (więcej o nich TUTAJ) po kosmetyczne aczkolwiek istotne modyfikacje w istniejących już modelach.
Ja zawsze byłem wielkim fanem 7-dniowego, automatycznego Portugalczyka w klasycznej, chronometrycznej stylistyce. To zegarek już niemal kultowy, przyszła więc pora przyjrzeć mu się bliżej. Z dostępnych w stali trzech referencji wybór testowego egzemplarza padł na wersję najbardziej elegancką, ale poniższy tekst możecie spokojnie odnieść do wszystkich.
Chronometryczna elegancja
Jest kilka elementów, które zestawione razem predestynują IWC Portugiesera Automatic do statusu kultowości, i z całą pewnością jednym z nich jest design. Jak już wspomniałem we wstępie, chronometr morski miał bardzo konkretnie sprecyzowane elementy wizualne. Jego tarcza prawie zawsze była jasna, z namalowanym na niej wyraźnie ringiem minutowym i dużymi, godzinowymi indeksami (w formie cyfr arabskich lub rzymskich). Czas odmierzały centralnie umocowane wskazówki z długą minutową, dotykającą grotem minutowej podziałki. By dotrzymać wymogu precyzji, zegar odmierzał także sekundy, w formie małej tarczy na wysokości godz.6. Bardzo rzadko do tego zestawu dochodziły komplikacje (np. rezerwa chodu) i choć Portugieser Automatic tę ostatnią zasadę łamie dość mocno, stylistyczna inspiracja jest oczywista.
Srebrny, jasny cyferblat Ref.IW5007 ma matową powierzchnię z ledwie zauważalną, chropowatą strukturą. Na jego zewnętrzna część naniesiono czarną farbą ring minutowy w typie „railroad-track” (przypomina kolejowe tory) z wkomponowanymi 12 prostokątnymi, wypolerowanymi indeksami. Powleczono je 18ct różowym złotem, podobnie jak 8 sporych ale smukłych i ładnie stylizowanych indeksów arabskich. Złote są także delikatne wskazówki w kształcie listków i dwie małe, proste wskazówki tarczek. Dwie wycięte i lekko wpuszczone w cyferblat tarczki ze ślimakowym giloszem to mały sekundnik (godz.9) i rezerwa chodu (godz.3). Zegarek ma jej pokaźne 7 dni i dokładnie na tyle części podzielono skalę, ostatni dzień wyróżniając czerwonym wypełnieniem. Kolejny detal to wycięcie na wysokości godz.6 – okienko datownika, z białym dyskiem i czarnymi cyframi.
Kompozycja srebrnej bazy i złotych, błyszczących indeksów wypada rewelacyjnie, szczególnie w takiej stylistyce. Chronometry morskie miały być przede wszystkim funkcjonalne ale ich projektantom trochę niechcący udało się stworzyć design ponadczasowy i kompletny. Tarcza Portugiesera Automatic jest świetnie zbalansowana, perfekcyjnie czytelna a przy tym elegancka (także dzięki złotu).
Nie ma tu jednego zbędnego elementu, chociaż wskaźnik rezerwy w zegarku automatycznym z takim zasobem energii wydaje się niekoniecznie niezbędny, a i data to nie komplikacja, którą kochają wszyscy. Dla mnie, odkąd sięgam pamięcią, tarcza „Marine Chronometer” była pewnym wyznacznikiem spójnego, zegarkowego projektowania, a tą Portugiesera Automatic można by stawiać za wzór.
Oryginalny Portugalczyk z połowy ubiegłego wieku zaskakiwał także swoimi rozmiarami. Podczas gdy panowie nosili zegarki oscylujące w okolicach trzydziestu kilku milimetrów, stalowy Portugieser miał ich aż 43. Nawet wedle dzisiejszych standardów to sporo, i tym proporcjom IWC pozostało wierne przez cały okres rozwijania linii. Automatic 7-Days ma najmniejszą w całej kolekcji, ale i tak dość masywną, 42.3mm kopertę ze stali. Dołóżcie do tego 14.5mm grubości i wypukłe, szafirowe szkło, a nawet nie trzymając zegarka w ręce możecie sobie wyobrazić jego gabaryty.
Czasomierz jest duży, ale jego lekko przeprofilowana geometria, zagięte w dół uszy i świetnie spasowany pasek z czarnej skóry aligatora (z profilowanymi teleskopami, podążającymi za obrysem koperty) gwarantują odpowiedni komfort noszenia. Nie jestem tylko przekonany do sporego zapięcia motylkowego, które jest o rozmiar albo dwa za duże. Ciekawy patent zastosowano natomiast na bezelu, który zamiast wypukłą, ma wklęsłą, wypolerowaną powierzchnię. Sama koperta to polerowania i satynowanie na najwyższym, choć aplikowanym maszynowo, poziomie. Zmiany zaszły także pod szafirowym oknem wkręconego w kopertę, stalowego dekla.
7 Dni
Bez dwóch zdań tytułowe 7 Dni czyli monumentalne 168 godzin rezerwy chodu to jeden ze znaków rozpoznawczych Portugiesera Automatic. Podczas gdy gros naszych zegarków pracuje przez maksymalnie 42-48h, wynik prawie czterokrotnie lepszy musi robić wrażenie, tym bardziej że to nie jedyna techniczna ciekawostka. Kaliber 52010, nowa wersja pracującego w poprzedniej wersji kalibru 51011, ma dwa bębny sprężyny (wobec jednego) i system obustronnego naciągu Pellatona z elementami ceramicznymi. O ile spieki ceramiczne w branży zegarkowej nowością nie są (a i samo IWC ma na tym polu szereg zasług), stosownie ich w mechanizmie ciągle jest nieporównywalnie rzadsze, niż użycie krzemu. Ceramiczne w kalibrze IWC są: zapadki, koło i łożysko wahnika mechanizmu naciągowego. Cały moduł jest dzięki temu praktycznie odporny na zużycie (elementów), a w połączeniu z nakręcaniem w obu kierunkach jeszcze bardziej wydajny.
Za regulację odpowiada koło balansowe ze sprężyną breguetowską, taktowane na 4Hz czyli 28.800 A/h. Zwiększona częstotliwość (3Hz w 51011), to zabieg mający wymierny wpływ na stabilność i precyzję chodu.
Niewiele zmieniło się w kwestii dekoracji, aczkolwiek czarne i białe detale ceramiczne rzucają się w oczy. Mostki zdobią charakterystyczne dla IWC kołowe pasy genewskie, perłowanie na płycie bazowej i złoty, tłoczony medalion „Probus Scafusia” na rotorze. Może nie jest to wachlarz dekoracji z najwyższej półki, ale werk jest w pełni funkcjonalny, zaawansowany technicznie i – co też nie pozostaje bez znaczenia – dopasowany rozmiarem do zegarka. Średnica kalibru 52010 to prawie 38mm. Nie zapomniano o stop-sekundzie, szybkiej korekcie daty oraz dokręcaniu z koronki.
Ikona wczoraj i dziś
IWC Schaffhausen to dzisiaj jedna z bardziej kontrowersyjnych dużych manufaktur zegarmistrzowskich. Kierunek, jaki firma obrała ostatnimi laty jednych irytuje, drugich zachwyca w mniej więcej takim samym stopniu. Nie tak dawno temu John Mayer – muzyk rockowy i zapalony zegarkowy kolekcjoner – wystosował otwarty list do firmy, narzekając na kierunek jej rozwoju (możecie go przeczytać TUTAJ). Choć wiele w nim było racji, odpowiedź IWC była podobnie klarowna (czytaj TUTAJ) – i nie można się na nią obrażać. Firma należy do grupy Richemont, ma określoną strukturę i strategię. Od lat na fotelu CEO siedzi wygodnie Georges Kern, a słupki sprzedaży rosną. Niebawem otwiera się nowa siedziba, a całą armię celebrytów-ambasadorów zasila rokrocznie kilka nowych, znanych nazwisk. Tę część wizerunku IWC nie do końca rozumiem, natomiast portfolio niezmiennie należy do moich ulubionych, mimo, że firmowa moda na upychanie swoich mechanizmów po kolei w każdej możliwej kolekcji jest nieco nużąca. Portugalczyki (czyli Portugieser) to zdecydowanie mój klimat, a model 7-Days Automatic po dwutygodniowym teście chcę jeszcze bardziej. Chyba najistotniejszy jego minus to niestety wysoka cena – 12.800Euro (~53.250PLN). To sporo pieniędzy za w sumie prosty czasomierz, który zdecydowanie nadrabia parametrami. Automatyczny naciąg, 7 dni rezerwy i data to zestaw obowiązkowy – funkcjonalny na co dzień i od święta. Poparte jest to bardzo dobrym zegarmistrzostwem, które u IWC jest niezmienne praktycznie od samych początków. Tym jednak, co zdecydowało o sukcesie Portugalczyka jest design.
Projektowanie ma wiele teorii i jeszcze więcej koncepcji. Jeden rzut oka na dzisiejszą branżę zegarkową i macie wrażenie, że zaprojektować i uzasadnić można praktycznie wszystko, bez względu na to jak dziwaczne będzie. Jakkolwiek nawet nie próbuję się silić na eksperta, w moich oczach dobry design świetnie charakteryzują słowa „Form follows story” (forma idzie za historią) autorstwa Wernera Aisslingera, niemieckiego architekta i prelegenta pierwszej edycji spotkań organizowanych w Szwajcarii pod nazwą Timessesions. Dobry projekt ma wiele czynników, ale absolutnie niezbędna jest jego funkcjonalność i forma, która ma za zadanie spełnić postawione przed projektantem zdanie.
Odwróćmy kolejność a otrzymamy „wizjonerskie” dzieła sztuki nowoczesnej, do których potem dorabiana jest filozofia, której przekazu i tak większość nie rozumie. Jestem oczywiście daleki od dopisywania głębszej teorii do projektowaniem oryginalnego Portugiesera – ten miał spełnić jasne wymagania portugalskich klientów. Przy okazji – jak to nierzadko bywa – IWC stworzyło projekt ponadczasowy. Portugieser Automatic różni się detalami od swojego protoplasty (którego wierny odpowiednik także znajdziemy w kolekcji), ale to ta sama inspiracja i ten sam funkcjonalny, akuratny minimalizm z elegancką nutą. Obawiałem się nieco rozmiarów koperty, ale i ten element nie ma na dłuższą metę aż tak dużego znaczenia, choć na małym nadgarstku może być problematyczny. Wybierając Portugalczyka dla siebie skłoniłbym się pewnie ku wersji z czarnym cyferblatem, bo jest bardziej casualowa i mniej zobowiązująca. Połączenie tarczy srebrnej i złota emanuje elegancją i to wersja zdecydowanie bardziej wieczorowa, predestynowana do eleganckiego stroju. W każdym jednak wariancie to piękny zegarek, w wielu aspektach będący kwintesencją zegarmistrzostwa. Portugalczyk nie starzeje się z wiekiem, a jest raczej jak dobre wino albo whisky single-malt – nie ma ryzyka, że się znudzi. Panowie z Schaffhausen – proszę – nigdy tego nie zmieniajcie!
Test Portugalczyka z chronografem – Chrono Classic – możecie przeczytać TUTAJ.
Test sportowej wersji – Yacht Club – znajdziecie TUTAJ.
Na (+)
– kompletny, spójny, zbalansowany design
– świetny mechanizm…
– …z potężną rezerwą chodu
– historia w każdym detalu
– idealnie funkcjonalny
Na (-)
– dość gruba koperta
– dość wysoka cena
IWC Portugieser Automatic
Ref: IW500704
Mechanizm: 52010, automatyczny, 7 dni rezerwy chodu, 28.800 A/h, mała sekunda, datownik, rezerwa chodu
Tarcza: srebrna ze złotymi akcentami, polerowane złote wskazówki
Koperta: 42.3×14.5mm, stal, szafirowe szkło, szafirowy dekiel
Wodoszczelność: 3 bar
Pasek: skóra aligatora, czarna, z zatrzaskiwanym zapięciem
Limitacja: —
Cena: 53.250PLN
Zegarek do testów dostarczyło IWC Schaffhausen.
Zdjęcia: Mateusz Pawelski, Łukasz Doskocz