
Recenzja IWC Portugieser Chronograph [zdjęcia live, dostępność, cena]
W kategorii chronografów o klasycznym wyglądzie w ścisłej czołówce plasuje się zegarek zaprojektowany lata temu w Schaffhausen nad Renem. Praktycznie niezmieniony, teraz oferowany jest we w pełni manufakturowej wersji. Najlepszej z dotychczasowych?
Ostatnimi czasy na łamach CH24 często poruszamy kwestie zegarkowej klasyki i jej definicji… a właściwie jej właściwego interpretowania. Żyjemy w czasach, kiedy praktycznie wszystko podlega redefiniowaniu, ale zegarki, jako branża konserwatywna do bólu, trwają w kanonie napisanym dekady temu. Choć zmienia się to co i jak nosimy, definicja zegarka klasycznego (raz jeszcze podkreślam – umowna) trwa niczym zakurzona legenda, która okazuje się nieść w sobie ziarenka prawdy. Nic w tym bynajmniej złego, bo z klasycznym zegarmistrzostwem jest trochę tak, jak ze szklaneczką dobrej whisky Single Malt (nigdy z lodem, ewentualnie z kroplą zimnej wody), idealnie zrobionym filet mignon (z kremowym sosem z zielonego pieprzu), czy dolnym guzikiem dobrze skrojonej marynarki, którego nie wolno zapinać pod żadnym pozorem. Pewnych rzeczy się nie zmienia, a wręcz szanuje i kultywuje z pietyzmem. Jaki jest więc klasyczny czasomierz na nadgarstek? – prosty, nieskomplikowany, elegancki, minimalistyczny. Jak więc na tym tle, i wobec takiej teorii, wypada bohater tej recenzji? Cóż – uważam i zawsze uważałem model Portugieser Chronograph za jeden z najdoskonalszych przykładów zegarka, który choć zaopatrzony w sportową komplikację, jest idealnym wręcz klasykiem. Dlaczego – czytajcie dalej.
Portugalczyk
Każdy tekst o IWC Portugieser wypada zacząć od szczypty historii, nawet jeśli pisaliśmy już o niej na CH24 wielokrotnie. Zegarek powstał kiedy (pod koniec lat 30. ubiegłego stulecia) do manufaktury z Schaffhausen zgłosiło się dwóch Portugalskich marszandów. Panowie zażyczyli sobie naręczny zegarek o parametrach morskiego chronometru, co w ówczesnych czasach było nie lada wyzwaniem. IWC podołało i tak oto narodziła się jedna z zegarkowych ikon, choć w wypadku Portugiesera to bardziej cała kolekcja niż jeden, konkretny model, zapracowała na miano ikony. Co było potem, można by pisać godzinami (zachęcamy do lektury artykułu #KultoweZegarki IWC Portugieser), skupmy się więc na tej części historii, która bezpośrednio dotyczy tematu. Pierwszy IWC Portugieser Chronograph pojawił się w roku 1995, w postaci referencji 3712 Chrono Rattrapante oraz 1998, w formie referencji 3714 Automatic Chrono.

Podobnie jak oryginalny „Portugalczyk”, chronograf otrzymał minimalistyczny design, sprowadzony li tylko do podstawowego zestawu wskazań w czystej, nieprzekombinowanej formie zarówno zewnętrza zegarka jak i cyferblatu. Projekt okazał się tak dobry, że niemal w niezmienionej formie, nieprzerwanie pozostał w katalogu IWC po dziś dzień.
Ref. IW371604
Pod powyższą referencją kryje się najnowsza odsłona Portugalczyka z chronografem, zaprezentowana w kwietniu 2020 roku. Zmieniono w niej potencjalnie niewiele, ale jak to z subtelnymi (i mądrze wprowadzonymi) zmianami bywa, wyszły zegarkowi na dobre. Czy to najlepsza odsłona Portugiesera Chronograph dotychczas? Nad tym zastanowimy się na końcu, na razie garść detali.

Stalowa wersja zegarka, którą IWC użyczyło nam do testu, ma kopertę o średnicy 41 mm, grubą na 13 mm i z dwóch stron zamkniętą szafirowymi szkłami (co zresztą istotne, i o czym za moment). Wykończona w większości satynowaniem z polerowanymi detalami obudowa po prawej stronie ma niezakręcaną, wygodnie ząbkowaną koronkę z logo „Probus Scafusia” oraz dwa odpowiednio duże przyciski „grzybki” do obsługi stopera.


Od góry kopertę zamknięto wąskim, wypolerowanym bezelem (polerowanym również od spodniej strony, węższej niż górna krawędź), w którym zamocowano lekko wypukłe szkło z obustronnym antyrefleksem. Pod nim widać jak na dłoni klasyczną, „portugalską” tarczę.

IWC przy modelu Chronograph pozwala wybrać między kilkoma wariantami kolorystycznymi tarczy, od klasycznej czerni i srebrnego po kolorowe opcje w czerwieni, zieleni i metalicznym niebieskim. Dla mnie jednak zawsze tą flagową był wariant, który widzicie na zdjęciach: srebrna tarcza ze złotymi aplikacjami i kontrastowymi, niebieskim wskazówkami chronografu. Baza cyferblatu ma matowy, lekko opalizujący odcień, który bardzo przyjemnie współgra z nałożonymi nań aplikacjami z różowego złota. Złote są arabskie indeksy godzinowe, podziałka minutowa w formie mniejszych i większych złotych kropek, wskazówka małego sekundnika na godz. 6 oraz para centralnych, błyszczących wskazówek w formie przypominającej liście (z ang. leaf hands). Wszystkie elementy z drogocennego kruszcu wypolerowano. Jedyna nutka dodatkowego koloru to dwie wskazówki dedykowane komplikacji: mała na liczniku 30-minutowym (na godz. 12) oraz centralna, zliczająca sekundy. Resztę stanowią namalowane na czarno skala minutowa (na ringu otaczającym cały cyferblat), logotyp manufaktury po prawej oraz informacja o komplikacji i rodzaju mechanizmu po lewej stronie – zazwyczaj zbędne, ale tu dobrze balansujące cały projekt.

Tyle i aż tle, bo w kategorii chronografów tarcza Portugalczyka zawsze uchodziła za swego rodzaju wzór czytelności, minimalizmu i klasy. Połączenie srebrnej bazy ze złotymi detalami dodaje nieco elegancji, podczas gdy niebieskie wskazówki stopera nienachalnie przypominają o jednak sportowym charakterze zamkniętej w kopercie komplikacji. Nie bez znaczenia pozostaje także lekkość wykonania wszystkich detali, delikatna forma indeksów oraz wskazówek. Absolutnie nie traci na tym czytelność, którą leżała u podstaw projektu już pierwszego Portugalczyka i dalej ma się doskonale.
Portugalczyk „in-house”
O ile kosmetyka zmian w najnowszej odsłonie zegarka ma wymiar łatwy do przeoczenia, o tyle z mechaniką jest zupełnie odwrotnie. Po dekadach obecności w kolekcji, IWC wreszcie wprowadził do niej regularny (czytaj: nielimitowany) model z manufakturowym mechanizmem. W limitowanej odsłonie takowy zabieg poczyniono na 150. urodziny marki z 2018 roku. W dwóch referencjach, z lakierowanymi na biało albo niebiesko tarczami, IWC zamknęło automatyczny kaliber 69355. Aż do tamtej pory zegarki z tej rodziny napędzały kalibry na bazie mocno modyfikowanego Valjoux 7750. Ostatnio (w referencji 3714) był to kaliber 79350.

Manufakturowy 69355 zasila teraz wszystkie modele. Wśród wielu wyróżników werku z pewnością wspomnieć warto o automatycznym naciągu Pellatona, który wykorzystuje obustronny ruch centralnego wahnika, przekładając go na wydajniejsze dostarczenie energii do sprężyny głównej. Rezerwa chodu mechanizmu to 46 h – wystarczająca jak na dzisiejsze standardy. Zamocowany na półmostku balans tyka z częstotliwością 4 Hz, a cały mechanizm pracuje na 27 kamieniach i złożony jest z 212 komponentów, w tym kilku zrobionych z wyjątkowo odpornej na zużycie ceramiki.


Od strony czysto użytkowej 69355 jest bardzo dobrze zaprojektowaną konstrukcją, łatwą w obsłudze i z przyjemnym stoperem, obsługiwanym przez koło kolumnowe. Na plus zdecydowanie zaliczam też szklany dekiel, bo raz, że miło popatrzeć na tykający mechanizm, a dwa, że mechanizm to wcale nie brzydki. W przedziale cenowym IWC Portugiesera Chronograph nie można się zazwyczaj spodziewać fajerwerków w kwestii zegarmistrzowskiej estetyki, ale zegarmistrzowie z Schaffhausen mają swój styl. Mostki kalibru udekorowano więc koncentrycznymi pasami genewskimi, łby śrubek wypolerowano, a płytę bazową ozdobiono starannym perłowaniem. Centralny wahnik jest częściowo szkieletowany i ozdobiony pokolorowanymi na czarno grawerami.
Wrażenia
Od dawien dawna, właściwie odkąd pamiętam, byłem wielkim fanem IWC Portugiesera, szczególnie w wersji Chronograph. To moja ulubiona komplikacja, a kiedy rozwiązana jest z klasą, wypada szczególnie smacznie. W teorii rzecz jasna mechaniczny stoper jest komplikacją stricte sportową, co w moim przekonaniu absolutnie determinuje zastosowania wyłącznie w zegarkach sportowych. Przykład – idealnym jest właśnie Portugieser Chronograph.

Testowany model nosiłem przez kilkanaście dni i był to pierwszy raz tak długiej możliwości obcowania z tą zegarkową ikoną. Pierwsze wrażenie (i właściwie każde kolejne)? Dokładnie takie jak się spodziewałem – to ikona nazywana ikoną nie bez przyczyny, nie bez przyczyny praktycznie niezmieniona przez IWC od dnia premiery. Niemal każdy element zegarka doskonale współgra z cała resztą, tworząc idealny czasomierz na co dzień i na bardzo, bardzo wiele mniej i bardziej formalnych okazji.
W nowej odsłonie Portugalczyk – mimo, że zyskał 0,1 mm średnicy i 0,4 mm grubości – nosi się świetnie i będzie nosił tak samo na praktycznie każdym nadgarstku. Lug-to-lug koperty, rozmiar od czubka górnej do czubka dolnej pary uszu, to raptem 47 mm, a to więcej niż znośnie nawet na niewielkich rozmiarów przegub. Pomaga też profilowanie uszu oraz pasek ze skóry, który dobrze dopasowuje się do ręki. Pasek zapina się na zatrzaskiwanego motylka z klamrą sygnowaną pieczęcią Probus Scafusia. Mały minus za brak przycisków, przez co odpięcie zegarka wymaga nieco siły.



A wybór cyferblatu? Kwestia gustu oczywiście, choć w mojej ocenie najwierniejsza oryginałowi opcja srebrno-złota z niebieskimi detalami oferuje najwięcej i wygląda najdostojniej, w dobrym rozumieniu tego słowa. Gdybym miał kategoryzować IWC Portugieser Chronograph, stworzyłbym dla niego nową kategorię – zegarkowy smart/casual. I proszę IWC – nigdy go nie zmieniajcie.
W testowanej wersji Portugieser Chronograph kosztuje 8 850 EUR (~41 000 PLN).
PS. Gdybyście mocniej niż ja doceniali i szukali sportowej strony Portugiesera Chronograph, od pewnego czasu zegarek możecie sobie sprawić na stalowej bransolecie.




IWC Portugieser Chronograph
Producent | IWC |
Nazwa modelu | Portugieser Chronograph |
Ref. | IW371604 |
Mechanizm | z automatycznym naciągiem |
Symbol mechanizmu | 69355 |
Rezerwa chodu (h) | 46 |
Tarcza | srebrna |
Koperta | stal |
Średnica (mm) | 41 |
Wysokość (mm) | 13 |
Wodoszczelność | 30m |
Pasek | skórzany |