Recenzja Zenith Chronomaster Revival Shadow [zdjęcia live, dostępność, cena]
Mocno inspirowany historią a jednocześnie wyraźnie nowoczesny – Chronomaster Revival w wersji Shadow to zegarek zaskakujący i znakomicie oddający współczesną filozofię działania manufaktury z Le Locle.
Gdyby chcieć porównać bohaterów zegarmistrzowskiej historii do postaci mitologicznych, Zenith zasługiwałby na miano Feniksa. Feniksa, który dzięki szczęśliwemu zbiegowi okoliczności i odpowiednim ludziom odrodził się z popiołów, by zostać jedną z absolutnie największych ikon. Co ciekawe, nie chodzi o konkretny zegarek a o mechanizm, nazwany jakże wdzięcznie El Primero. Jak mogliście przeczytać w naszym cyklu #KultoweZegarki, niewiele brakowało, by El Primero zniknął z horyzontu jeszcze w wieku dziecięcym, pokonany przez kryzys kwarcowy i pozbawionych wiary właścicieli. Mechanizm uratował Charles Vermot, który na strychu manufaktury w Le Locle ukrył plany, narzędzia oraz komponenty kalibru, zapewniając mu w ten przebiegły sposób przetrwanie. Jak to było dokładnie i jak El Primero wrócił do łask – o tym przeczytacie we wspomnianym artykule. Najistotniejsze, że mechanizm przetrwał próbę czasu i dalej stanowi o wielkości Zenitha.
Współczesna manufaktura przeszła szereg mniej i bardziej udanych epizodów, trochę w myśl zasady, że żeby znaleźć się we właściwym miejscu, najpierw trzeba swoje odcierpieć. Zmiany na dobre zainicjował kilka lat temu sam Jean-Claude Biver, wtedy szef działu zegarków grupy LVMH (właściciela Zenitha). Biver znany jest z radykalnego podejścia do biznesu, nakierowanego na konkretne działania, wykonywane przez konkretnych ludzi. W wypadku Zenitha padło finalnie na Juliena Tornare, młodego, prężnego, zaufanego człowieka, który dostał zadanie wprowadzenia Zenitha w nowy rozdział historii. Ten tekst nie będzie o nim, napiszę więc tylko, że to jeden z efektywniejszych i sympatyczniejszych CEO w branży, z pasją i jasną wizją działania. Tornare konsekwentnie realizuje motto „future of innovation” („przyszłość innowacji”) – coś na kształt łączenia zegarmistrzowskiej tradycji manufaktury z nowym podejściem do projektowania i konstruowania zegarków. Bohater tej recenzji jest tego doskonałym przykładem.
Rozmiar (nie) ma znaczenie
Pierwsze, co uderzyło mnie po otworzeniu paczki z zegarkiem, to jego niepozorne gabaryty. Zenith zaprojektował Chronomastera w zgodzie z oryginałem z lat 70., utrzymując m.in. niewielki rozmiar koperty. Beczułkowata obudowa w poprzek mierzy raptem 37 mm. Lug-to-lug daje 47 mm, co przy 12,6 mm grubości potęguje jeszcze wrażenie. Podbija je na dokładkę kolor całości – jak wiadomo powszechnie, czerń wyszczupla, a koperta Chronomastera Shadow to tytan wykończony matową, piaskowaną, ciemnoszarą powłoką. Ciemna jest również tarcza, przełamana minimalnie trzema szarymi totalizatorami. Summa summarum jest skromnie gabarytowo, ale zdecydowanie nie nazbyt skromnie. Szybko docenia się też komfort, jaki oferuje rozmiar, forma i materiał zegarka.
Tytanowa koperta zestawiona została z gumowym paskiem, który wytłoczono od góry na kształt paska tekstylnego. Efekt jest ciekawy i dobrze pasujący do całego projektu. Pasek zapina się na wygodną, tytanową klamerkę.
Wspomniany już zdawkowo cyferblat zegarka prezentuje klasyczny układ stopera z trzema tarczkami: małą sekundą na godz. 9 oraz dwoma licznikami: 12-godzinnym na godz. 6 oraz 30-minutowym na godz. 3. W Chronomasterach z linii Revival tarczki nie zachodzą na siebie, tak jak w klasycznym El Primero. Monochromatyczną tarczę dopełniają indeksy z białej luminowy, białe napisy i czarne, proste wskazówki z paskami lumy. Od zewnątrz cyferblat okala lekko nachylony pierścień ze skalą tachymetru.
Mechanika retro
O ile front i całą w sumie zewnętrzną formę zegarka – mimo klasycznej inspiracji – można śmiało uznać za nowoczesną, o tyle mechanika to absolutna klasyka, w najlepszym wydaniu. Kiedy El Primero ujrzał światło dzienne dobrych 5 dekad temu, zdumiał i zachwycił zegarkowy świat swoim skomplikowaniem oraz zegarmistrzowską skalą. W momencie, w którym automatyczne chronografy dopiero raczkowały, El Primero zaproponował mierzenie czasu z dokładnością do 1/10 s, uzyskiwaną z taktowanego na 5 Hz balansu. Do wysokiej częstotliwości podchodzono z dużą dozą rezerwy, bo im wyżej taktowany wychwyt, tym trudniej go okiełznać. Zenith panuje jednak nad El Primero doskonale, rozwijając mechanizm o kolejne, dopieszczane warianty. Ten w Chronomasterze Shadow nosi numer 4061.
Automatyczny mechanizm dysponuje 50 h rezerwy chodu, generowanej albo przez centralny wahnik z gwiazdką Zenitha, albo przy pomocy koronki. Za obsługę funkcji stopera odpowiada koło kolumnowe, termicznie zabarwione na niebiesko i widoczne doskonale przez szafirowy dekiel, pod dedykowanym mostkiem. Do tego dochodzi standardowe 5 Hz (36 000 A/h) i stop-sekunda. Złożony z 282 elementów werk wykończono na przyzwoitym, choć nie imponującym poziomie, m.in.: pasami genewskimi i niebieskimi śrubkami. Najistotniejsza jednak jest jego funkcjonalność – a tej w przypadku El Primero niczego zarzucić nie można. To doskonale sprawdzony pomysł na mechaniczny chronograf, precyzyjny i z tym jakże przyjemnym widokiem płynnie przemieszczającego się po tarczy sekundnika.
Tradycja i nowoczesność
Choć w teorii tradycję i nowoczesność połączyć nie trudno, w praktyce wychodzi to różnie. Najtrudniej wyważyć skalę podziału, bo zbyt dużo vintage tudzież przesadna nowoczesność i traci się wyważenie. Zenith Chronomasterem Revival Shadow pokazał, jak zrobić to doskonale i ze smakiem. Z jednej strony niezaprzeczalny jest klimat vintage – klasyczny chronograf, legendarny El Primero i skromna gabarytowo forma. Z drugiej tytan, matowe wykończenie, stonowana czerń całego projektu i ogólny „feel” są zdecydowanie współczesne.
Przez kilkanaście dni noszenia Chronomastera Shadow zdążyłem docenić jego niewielkie gabaryty, lekkość i w sumie niepozorny charakter. Dokładnie te same wartości zauważali zegarkowi znajomi, którzy przymierzali zegarek z nieukrywanym zaskoczeniem. Niepozorność Shadowa szybko ustępuje wrażeniu bezpretensjonalności i przyjemności z noszenia. No, chyba że lubicie kiedy zegarek ciąży na nadgarstku niczym metalowy odważnik.
Tytan jako budulec koperty ma swoje oczywiste zalety, ale wypada pamiętać, że to jednak metal podatny na zarysowania. Mnie zarysować koperty się nie udało, co nie znaczy, że nie trzeba na zegarek uważać, tym bardziej że tytanu samemu „spolerować” się nie da. Nie każdemu też pewnie pasować będzie niska waga, ale w kwestii komfortu to zdecydowanie zaleta. Dla mnie – pasjonata zegarkowej czerni – dużym plusem tej wersji Chronomastera Revival jest sportowy sznyt, którego dodaje kolorystyka. Choć nie do końca czarna, ciemnoszara koperta w zestawieniu z czarnym paskiem i czarną tarczą tworzy zegarek zgoła inny, niż podstawowe wersje modelu w stali (patrz np. TUTAJ).
O ile tamte są klasyczne i raczej eleganckie, tu mamy do czynienia ze sportowym charakterem, który ewentualnie podciągnąć można pod casual. Zenith wycenił Chronomastera Revival Shadow na 38 280 PLN. Dla mnie było to jednak przede wszystkim kolejne przypomnienie, że książki nie wolno oceniać po okładce i pozorach, bo można się srodze pomylić.
Zenith Chronomaster Revival Shadow
Producent | Zenith |
Nazwa modelu | Chronomaster Revival Shadow |
Ref. | 97.T384.4061/21.C822 |
Mechanizm | z automatycznym naciągiem |
Symbol mechanizmu | El Primero 4061 |
Rezerwa chodu (h) | 50 |
Tarcza | czarna |
Koperta | tytan |
Średnica (mm) | 37 |
Wysokość (mm) | 12,6 |
Wodoszczelność | 50m |
Pasek | gumowy |
Cena (PLN) | 38280 |