Road Trip: Z wizytą w manufakturze IWC Schaffhausen
Położona z dala od zegarkowego zagłębia Szwajcarii manufaktura IWC Schaffhausen była kolejnym przystaniem naszej małej podróży szlakiem mechanicznego zegarmistrzostwa.
Od kiedy pamiętam IWC, u nas o dziwo znane znacznie lepiej pod nazwą Schaffhausen, było jedną z moich ulubionych zegarkowych manufaktur. Choć nigdy nie miałem żadnego zegarka z logo marki, do IWC przyciągał wizerunek stricte „męskiego” portfolio, historycznego tła, a przede wszystkim kilku znakomitych modeli, plasujących się bardzo wysoko w mojej prywatnej hierarchii ulubionych czasomierzy. Biorąc pod uwagę wszystkie te fakty możecie sobie wyobrazić, jak podekscytowani byliśmy wiedząc, że jednym z przystanków naszego szwajcarskiego Road Trip będzie Schaffhausen. Tym razem jednak musieliśmy skierować się na północ.
Historia
Kiedy przytłaczająca większość szwajcarskiego przemysłu zegarkowego zadomowiła się w południowo-zachodniej, francuskojęzycznej części kraju, IWC swój dom znalazło na niemal totalnym zegarkowym pustkowiu – na północy. Liczące sobie nieco ponad 35.000 mieszkańców Schaffhausen położone jest niezwykle malowniczo nad Renem – i to właśnie ten fakt (plus kilka innych argumentów, głównie ekonomicznej natury) skłonił pochodzącego z Bostonu Florentina Ariosto Jonesa do otworzenia swojego biznesu właśnie w tutaj. Jak już zapewne wiecie, Jones przywędrował do Szwajcarii z dalekiej Ameryki z misją stworzenia w Europie produkcji mechanicznych zegarków kieszonkowych, które następnie miały być wysyłane z powrotem za ocean. Ponieważ Szwajcaria oferowała tanią a zarazem wykwalifikowaną siłę roboczą, doświadczenie i wreszcie warunki (m.in. Ren jako napęd dla elektrowni zasilającej następnie przemysłową linię produkcyjną), F.A. Jones z sukcesem zbudował podwaliny swojej zegarkowej marki – International Watch Company. Był rok 1868.
Współczesne IWC to przejęcie firmy przez grupę Richemont (w roku 2000) i era charyzmatycznego CEO – Georges Kerna – twórcy obecnego wizerunku manufaktury. A wizerunek ten wygląda tak…
Schaffhausen
Schaffhausen przywitało nas piękną pogodą, postanowiliśmy więc zacząć od krótkiego spaceru po okolicy otaczającej budynki manufaktury przy Baumgartenstrasse 15. Pierwszy etap samej wizyty już znacie – mieliśmy wielką przyjemność zjeść lunch w towarzystwie szefa designu IWC – Christiana Knoopa – wywiad z nim możecie przeczytać TUTAJ. Potem nasze kroki skierowały się już do celu naszej podróży – budynków manufaktury. Przygotowaną specjalnie dla nas prezentację historii i dotychczasowych dokonań firmy pomińmy (napisałem o niej nieco wcześniej, a więcej możecie przeczytać na oficjalnej witrynie internetowej IWC) i przejdźmy od razu do samej manufakturowej strony (niestety w skromnym wymiarze i z zakazem robienia zdjęć – poniższe fotografie pochodzą z materiałów prasowych).
IWC swoją działalność dzieli pomiędzy budynki w Schaffhausen (m.in. ten oryginalny z ery F.A. Jonesa) i mniejszy obiekt w pobliskim Neuhausen, gdzie powstają m.in. koperty. Te z drogocennych kruszców (złota i platyny) wykańczane są ręcznie dla zachowania perfekcyjnej jakości.
Kluczowe decyzje, R&D, projekty i cała zegarmistrzowska strona powstawania zegarków IWC mieści się na kilku poziomach trzech połączonych ze sobą budynków. To tu wykonuje się większość komponentów (standardowo na obrabiarkach CNC, przy dużym udziale pracy ludzkich rąk), tu montuje się tarcze, składa mechanizmy i wreszcie całe zegarki, łącznie z paskami, zapięciami i całą resztą. Obecnie marka oferuje 6 kolekcji: sportowe Auqatimer i Ingeneiur, klasyczne Portofino i Portuguese, dedykowaną lotnikom Pilot’s i celebrującą jednego z największych wynalazców serię Da Vinci.
Ponieważ IWC prowadzi własną szkołę zegarmistrzowską, część pracowników jest od początku szkolona na zegarkach i rozwiązaniach IWC – a przyznać trzeba, że wiele pracujących za zegarmistrzowskimi biurkami osób to ludzie bardzo młodzi.
Swoją dedykowaną pracownię mają także wielkie komplikacje od IWC, w tym najbardziej złożony w historii manufaktury (i najdroższy) model Siderale Scafusia z tourbillonem „constant force”, wskazaniem czasu słonecznego i astronomicznego, wskazaniem wschodu i zachodu słońca, wiecznym kalendarzem oraz zminiaturyzowaną mapą nieboskłonu wraz ze specjalnie personalizowanym horyzontem, współrzędnymi geograficznymi, układem gwiazd i wizualnie przedstawionym podziałem na pory dnia: dzień, noc i zmierzch. To zresztą jedyny model, którego nie dane nam było obejrzeć – ale zważywszy na bardzo wyjątkowy wymiar jego powstawania (na indywidualne zamówienie) nie byliśmy zaskoczeni.
Muzeum
Otwarte w 2007 roku muzeum IWC zajmuje dwie duże, przestronne sale na dolnym poziomie manufaktury, zaraz za otwartą recepcją i holem głównym.
Na powierzchni owych dwóch pokoi zgromadzono całą, imponującą historię marki, od pierwszego kalibru kieszonkowego Jonesa, przez pierwszego Portugalczyka, Aquatimera, Da Vinci (wtedy jeszcze okrągłe i z komplikacją wiecznego kalendarza autorstwa Kurta Klausa), Ingenieura projektu Geralda Genty, wielkiego B-Uhra dla niemieckiej Luftwaffe, tytanowy model stworzony wspólnie z Ferdinandem A. Porsche i całą gamę bardziej współczesnych modeli. Wszystko poparte szczegółowymi opisami, a nawet komentarzem audio.
W jednej z sal specjalne miejsce poświęcono też pewnej współczesnej, ale jakże pomysłowej inicjatywie. Z okazji obchodzonego w Szwajcarii Święta Narodowego (Swiss National Day – 1 sierpnia) IWC przygotował mini-koncert mini-orkiestry (na mini instrumentach) pod batutą samego Kurta Klausa. A wygląda to tak…
Zegarki
W myśl powiedzenia „koniec wieńczy dzieło” ostatnim akordem naszej wizyty w gościnnych progach International Watch Company były zegarki, a konkretnie praktycznie cała obecna kolekcja manufaktury, poza wspomnianym Siderale Scafusia. Jako że o większości modeli pisaliśmy już dużo wcześniej (szukajcie TUTAJ), oddajmy głos obrazowi…