TOP 10 Baselworld 2017 – najciekawsze premiery targów w Bazylei
Kolejny – obfity w całą plejadę nowych, starych, mniej i bardziej innowacyjnych zegarków – tydzień Baselworld za nami. Oto 10 faworytów redakcji CH24.PL, których wskazanie w tym roku nie było łatwe.
To już nasze ósme targi Baselworld i jedno po nich możemy powiedzieć na pewno – nigdy wcześniej nie wracaliśmy do domu tak wycieńczeniu. Mimo że tegoroczna edycja była wyraźnie skromniejsza od poprzednich, ze znacznie mniejszą liczbą wystawców i gości, ponad 50 umówionych spotkań oraz towarzyszące im imprezy zrobiły swoje. Koniec końców zmęczony intensywnością targów i ilością obejrzanych czasomierzy był każdy. Do tego stopnia, że kiedy między znajomymi dziennikarzami rozmawialiśmy o naszych faworytach, ciężko było na poczekaniu wskazać cokolwiek sensownego. Za dużo szczęścia na raz nigdy nie procentuje.
Teraz, kilka tygodni po zakończeniu 100. edycji Baselworld (swoją drogą, na ten fakt nikt nie zwrócił uwagi) na spokojnie, po przejrzeniu gigabajtów zdjęć i worka kluczyków USB z materiałami… wcale nie jest specjalnie łatwiej. Było wyjątkowo spokojnie, w powietrzu wyczuwało się trawiący branżę kryzys, w efekcie czego zabrakło spektakularnych fajerwerków i kosmicznych innowacji. Większość marek stawia na produkty zachowawcze – takie, które gwarantują bezpieczny poziom sprzedaży. Wybór nie był prosty, ale oto 10 naszym zdaniem najciekawszych premier BW2017, w zupełnie przypadkowej kolejności.
Łukasz Doskocz – 1. Patek Philippe Ref.5320G Perpetual Calendar
O ile mnie pamięć nie zawodzi, nie wskazywałem we wcześniejszych TOP listach Baselworld zegarków manufaktury z Genewy – nie dlatego, że nie doceniam ich klasy. Patek rok w rok pokazuje cała armadę nowości, od estetycznych korekt istniejących modeli po wielkie komplikacje w cenach, które ciężko mi nawet sobie wyobrazić. Ref.5320G tanie nie jest (około 325.000PLN) ale to w wielu aspektach kwintesencja Patka z Wielką Komplikacją. Vintage’owa stylistyka z charakterystycznymi uszami koperty i kremową tarczą plus automatyczny kaliber razem tworzą zegarek prawie idealny, na lata, a nawet pokolenia… zupełnie tak, jak w słynnym sloganie reklamowym marki.
Tomasz Kiełtyka – 2. Oris Big Crown 1917 Limited Edition
Tegoroczne targi Baselworld były faktycznie niezwykle zachowawcze. Choć zdołaliśmy obejrzeć setki różnych, bardziej i mniej skomplikowanych zegarków, ja jako pierwszy wskażę prosty model od Orisa. Mechanicznie to żadna rewelacja, ale firmie udało się stworzyć dostosowaną do współczesnych realiów reedycję zegarka z 1917 roku, która w dobie mody na vintage zdecydowanie wyróżnia się na tle konkurencji. Po pierwsze stylistycznie (pełny opis znajduje się TUTAJ), a po drugie poprzez prosty zabieg wprowadzenia dodatkowego przycisku w okolicy koronki. Tylko po jego wciśnięciu koronka pozwoli na zmianę czasu – w przeciwnym wypadku posłuży do nakręcania sprężyny.
ŁD – 3. Longines Heritage 1945
Za jednego Patka z mojego pierwszej propozycji TOP Basel można sobie kupić prawie 50 egzemplarzy Heritage 1945, a i tak nie zmienia to faktu, że to „prawie” tak samo fajny zegarek. Prawie robi zazwyczaj wielką różnicę, ale nie porównując mechaniki i poziomu wykończenia detali ciężko mi się do czegoś przy Longinesie vintage przyczepić. A do tego ta piękna, miedziana tarcza, niebieskie wskazówki i nubukowy pasek w zdecydowanie niestandardowym kolorze. No i cena, która sprawi pewnie, że to będzie mój premierowy Longines w kolekcji.
TK – 4. Bell&Ross Vintage
Bell&Ross chyba nigdy nie miał tak ładnej i spójnej kolekcji zegarków jak tegoroczna, trzecia już generacja linii Vintage. Tworzące ją proste 3-wskazówkowce oraz chronograf utrzymano w stylistyce B&R, czyli z nawiązaniami do stosowanych dawniej (np. w samolotach) przyrządów pomiarowych. Zegarki są przy tym „odchudzone” – zarówno jeśli chodzi o średnicę, jak i grubość – i o wiele bardziej eleganckie, jeśli w ogóle takiego określenia można użyć do opisu modeli odwołujących się do świata militariów. Jedyny słaby punkt to mechanizm.
Więcej o zegarkach z kolekcji Vintage TUTAJ.
ŁD – 5. Eterna KonTiki Bronze
Nie lubię zegarków zrobionych z brązu, i to z kilku powodów. Raz, że wyglądają jak złote (a za tym kolorem też nie przepadam), dwa, że z czasem zmieniają swój wygląd. Brąz reaguje z otoczeniem (powietrzem, wodą) i odbarwia się w agresywny, mocno inwazyjny i widoczny sposób. Eterna zadbała o ten problem stosując specjalny, odporny stop brązu. Do tego dorzuciła ceramiczny bezel, porowatą tarczę ze „złotymi” aplikacjami i manufakturowy kaliber 3902A. Cena też nie jest przesadzona, zwłaszcza jak na 300-egzemplarzową limitację. Dla mnie – diver z brązu nr.1.
Więcej o KonTiki Bronze do poczytania TUTAJ.
TK – 6. Zenith Heritage 146
Ostatnio Zenith dość często raczył nas zegarkami z tarczami typu „open-heart”, za którymi osobiście nie przepadam. Dlatego jako miłą odmianę przyjąłem pokazany nieoficjalnie już w styczniu model Heritage 146. Nie dość, że czasomierz jest kapitalnie zwymiarowany (38mm), to pomimo wykorzystania komplikacji chronografu projektantom udało się w nim zachować niezwykłą „czystość” cyferblatu. No i wisienka na torcie – za pomiar czasu odpowiada legendarny werk El Primero.
Więcej szczegółów o zegarku Zenith Heritage 146 TUTAJ.
ŁD – 7. Rolex Cellini Moonphase
Niesportowy Rolex w naszym zestawieniu pewnie wielu z Was zaskoczy, ale z drugiej strony sporo dotychczasowych typów to zegarkowe klasyki. Podczas gdy we wskazaniach większości branżowych dziennikarzy topowymi Rolexami a.d.2017 są rocznicowy Seadweller albo złota Daytona na gumowym pasku Oysterflex, mnie absolutnie urzekł elegancki, złoty model z emaliowanym dyskiem faz Księżyca. Cellini Moonphase ma to coś, co miały stare Rolexy i nie ma tego, co mają współczesne, sportowe, stalowe modele. Nie wiem co prawda, jak to konkretnie ująć w słowa i nazwać – wiem, że nowe Cellini nosiłbym z nieukrywaną przyjemnością.
Więcej o Cellini Moonphase TUTAJ.
TK – 8. Rolex Oyster Perpetual Datejust 41
Przywołany przez Łukasza Cellini Moonphase to zdecydowanie jeden z ostatnich zegarków, po które sięgnąłbym w portfolio Rolexa. Co innego 41mm Datejust. Gdyby tegoroczna wersja z niebieską tarczą i karbowanym bezelem była dostępna także z bransoletą Jubilee, automatycznie umieściłbym ją na wysokiej pozycji swojej zakupowej listy. DJ to ponadczasowy klasyk, idealny dla ludzi ceniących dokładne zegarki (dobowe odchyłki to zaledwie +/-2sek.). Precyzja chodu to zasługa kalibru 3235 z licznymi, opatentowanymi rozwiązaniami.
Więcej o modelu Datejust z 2017 roku TUTAJ.
ŁD – 9. Omega Railmaster 60th Anniversary Limited Edition
„1957 Trilogy Set” Omegi bez wątpienia był jednym z hitów tegorocznego Basel – i pod względem oczekiwań i reakcji na pokazany produkt. Marka postawiła na bardzo wierną reedycję trzech jubileuszowych modeli: Speedmastera, Seamastera i Railmastera, które oferowane są jako kolekcjonerski box lub osobne, limitowane referencje. Przed naszą prezentacją moim faworytem był Seamaster, ale po przymiarce zdecydowanie skłaniam się w kierunku Railmastera – małego, 38mm zegarka w stali, z prostą, płaską tarczą, wskazówkami Broad Arrow i zestawem podstawowych wskazań. Na nadgarstku wygląda rewelacyjnie, a do tego jest limitowany (3.557 sztuk) i… bardzo sexy, na swój vintage’owy sposób.
Więcej o całej trylogii przeczytacie TUTAJ.
TK – 10. TAG Heuer Autavia
Nowa Autavia powstała na bazie wybranej przez internautów, historycznej referencji z lat 60. XX wieku. Choć tegoroczna reedycja jest może nieco zbyt masywna na mój nadgarstek, to stanowi ciekawą propozycję dla miłośników mariażu nowoczesnej technologii ze stylem vintage. Kompozycja odwróconej pandy została zestawiona m.in. z aluminiowym, 12-godzinnym bezelem i mechanizmem Heuer-02 z 80-godzinną rezerwą chodu. Tak jak w zeszłym roku Monza, a dwa lata temu Carrera Calibre 18, tak i w tym moje serce skradła odświeżona wersja modelu produkowanego przez Heuera dekady temu.
Pełny opis nowej/starej Autavi znajdziecie TUTAJ.
Wyróżnienia
Choć na listę TOP10 się nie załapały, było w Bazylei jeszcze kilka zegarków godnych choćby krótkiej wzmianki. Frederique Constant pokazał kolejny już, manufakturowy kaliber w swoim bogatym portfolio – Flyback Chronograph Manufacture. Mechanizm wywodzi się z konstrukcji zaprojektowanej oryginalnie dla Atelier de Monaco, a w wersji FC opakowany został w elegancką, stalową kopertę z klasycznym cyferblatem. Szczególnie w wersji ciemnoszarej jest bardzo dobrze. Szary jest również cyferblat nowego/starego Seiko Diver’s SLA017 – reedycji kultowego, pierwszego nurka japońskiej manufaktury. Zegarek ma wszystkie smaczki oryginału: mały rozmiar (39mm), limitację i może tylko nieco za długi, gumowy pasek oraz trochę zbyt wygórowaną cenę.
Pozytywna niespodzianka spotkała nas również na prezentacji Tissota. Heritage 1948 ma całe mnóstwo vintage’owego charakteru, zamkniętego w stalowej, 39.5mm kopercie z charakterystycznie uformowanymi uszami, automatycznym mechanizmem i akrylowym szkiełkiem. Wszystko za jedyne 1.400EUR (~5.950PLN)… i jeszcze to stylowe, stare, pisane odręcznie logo Tissota.
A jeśli nie szukacie w zegarku wyrafinowanej mechaniki ani bogatej historii, a raczej czystej użytkowości i fajnego, nietuzinkowego materiału za relatywnie małe pieniądze, zwróćcie uwagę na karbonowego Victorinoxa I.N.O.X.