
#KultoweZegarki: Rolex Day-Date
Uchodził za synonim luksusu i był uwielbiany zarówno przez elity finansowe, jak i znane osobistości. Największy rozgłos przynieśli mu jednak amerykańscy prezydenci, więc do dzisiaj w USA nosi przydomek Rolex President lub Rolex Presidential. Oto Day-Date, zegarek ideał.
Pierwszy Day-Date
W 1956 r. na świecie wiele się działo: komentowano między innymi wyniki zimowej olimpiady w Cortina d’Ampezzo oraz pojawienie się pierwszego magnetowidu w USA. Cały świat śledził też pierwsze testy amerykańskiej bomby atomowej na atolu Bikini, a pod koniec roku odbywającą się w listopadzie i grudniu olimpiadę w Melbourne (najpóźniej w historii). Tymczasem w świecie zegarków nie brakowało ciekawych premier, zwłaszcza w firmie Rolex. Wtedy oficjalnie zadebiutował Milgauss – zegarek przeznaczony dla profesjonalistów, zwłaszcza inżynierów i naukowców, pracujących na co dzień w otoczeniu pól elektromagnetycznych. Lecz chyba najbardziej znaną nowością 1956 r. na zawsze pozostanie Day-Date, który kojarzył się z nowym, świeżym spojrzeniem na świat luksusowych zegarków. W modelu Day-Date o numerze referencyjnym 6511 udało się połączyć funkcjonalny, automatyczny naciąg z praktycznymi wskazaniami dnia tygodnia i datownika (to rozwiązanie Rolex opatentował już rok wcześniej). Największą sensację wzbudziły wymyślone przez Wilsdorfa, oryginalne wskazania dnia tygodnia: pełna nazwa dnia (dostępna w różnych wersjach językowych) pojawiała się na tarczy w dużym oknie między godziną 11, a 1. Jak udało się połączyć oba wskazania? Pozwalała na to konstrukcja nowego, automatycznego kalibru 1055, w którym dysk obsługujący wskazania dnia tygodnia poruszał się nad dyskiem datownika. Ten dysk miał siedem małych okien, rozmieszczonych w taki sposób, by za każdym razem jedno z nich znajdowało się na godz. 3, tj. nad datownikiem. Dzięki temu zegarek prawidłowo wskazywał datę oraz dzień tygodnia.

Ze względu na skomplikowaną konstrukcję mechanizmu, Day-Date miał dużą kopertę jak na tamte czasy (średnica 36, wysokość 13 mm), więc od razu rzucał się w oczy. Poza tym, jako elegancki, luksusowy model był (i nadal jest) oferowany wyłącznie w kopercie typu Oyster zrobionej z 18-karatowego złota lub platyny (według ekspertów z Antiquorum, ze stali powstało tylko sześć sztuk), więc świetnie utrafił w gusta prominentów na całym świecie.
Wkrótce Day-Date stał się synonimem luksusu i biznesowego sukcesu. Pierwsza wersja była produkowana dosyć krótko, bo już po roku Rolex zastąpił ją prawie identycznym wariantem o numerze 6611. Zegarki minimalnie różniły się wyglądem, ponieważ zmiana dotyczyła głównie mechanizmu. Udoskonalony kaliber 1055 miał balans ze swobodnym włosem i regulacją za pomocą wkrętów Microstella na kole balansu oraz ulepszony system zmiany daty, dzięki któremu wskazania datownika przeskakiwały dokładniej niż w poprzedniej wersji. W modelu o numerze ref. 6611 po raz pierwszy na tarczy pojawił się napis: „Superlative Chronometer Officially Certified.”

Dyskretne lokowanie produktu
Hans Wilsdorf wiedział, że najlepszą reklamą jest rekomendacja znanych osobistości, więc oprócz tradycyjnych ogłoszeń w prasie (z udziałem sportowców lub odkrywców), chętnie stosował też wyszukane techniki marketingowe, na przykład product placement (jeszcze zanim ta forma promocji stała się popularna w Europie).
Po zakończeniu II wojny światowej firma Rolex wprowadziła zwyczaj obdarowywania zegarkami ważnych, historycznych postaci. Pretekstem było uczczenie przełomowego momentu, więc okazja szybko się nadarzyła. W 1946 r. warsztaty Rolexa opuścił 50-tysięczny zegarek i by uczcić to wydarzenie Hans Wilsdorf postanowił, że pierwszą osobą, która dostanie od jego firmy oryginalny prezent za swoje zasługi, będzie szwajcarski generał Henri Guisan, głównodowodzący armii Szwajcarii podczas II wojny światowej. Oyster Perpetual generała (Ref. 3372) miał białą tarczę ze wskazaniami godzin, minut i centralnym sekundnikiem oraz kopertę z żółtego złota.

Co prawda, nie był to Day-Date, bo w 1945 r. jeszcze go nie produkowano, lecz warto wspomnieć o tym zegarku z dwóch powodów: ze względu na postać generała Guisana oraz fakt zapoczątkowania całkiem nowej tradycji w firmie Rolex, tj. obdarowywania wybranymi modelami znanych postaci.
Jako genialny marketingowiec Hans Wilsdorf zdawał sobie sprawę z tego, że najskuteczniejszą formą reklamy jest dyskretne lokowanie produktu. Innymi słowy, jeśli znana i ogólnie szanowana osoba dostanie w prezencie zegarek i będzie go regularnie nosić, nie oczekując za to pieniędzy, to potencjalni klienci będą przekonani o tym, że ten zegarek naprawdę jej się podoba. W przypadku modelu Day-Date najlepszą rekomendacją były zdjęcia przedstawiające prezydentów Stanów Zjednoczonych, którzy mieli na nadgarstku zegarek marki Rolex (zaczęło się od Dwighta Eisenhowera i złotego Datejusta; „Ike” nosił swój prezent na co dzień, co widać na wielu historycznych zdjęciach).

Symbolem splendoru i prestiżu stał się zwłaszcza Day-Date w kopercie z żółtego złota i ze złotą bransoletą – ta wersja przeszła do historii jako Rolex President lub Rolex Presidential.
Mr. President
Pojęcie „prezydencki” może niektórych wprowadzać w błąd, ponieważ amerykańscy prezydenci nosili zarówno model Datejust, jak i Day-Date, w tym wersję ze złotą bransoletą. A zatem teoretycznie oba modele były zegarkami prezydenckimi. Początkowo Rolex nie używał terminu „President”, ponieważ jak twierdzi Jake Ehrlich, (kolekcjoner zegarków Rolex i założyciel rolexmagazine.com) firma obiecała Eisenhowerowi, że nie skomercjalizuje informacji na temat jego Datejusta. Według Ehrlicha, nazwa „president” pojawiła się dopiero w drugiej połowie lat 60. XX w., gdy prezydentem USA był Lyndon B. Johnson. W jednej z reklam Day-Date’a z 1966 r. pada bowiem hasło „The president’s watch”, ale jeszcze nie ma sformułowania Rolex President.
Co ciekawe, w Europie słowo „President” przyjęło się (i do dzisiaj jest używane) jako określenie typu bransolety, z którą był oferowany model Day-Date. Natomiast w Stanach Zjednoczonych tej nazwy używano zazwyczaj w kontekście konkretnego zegarka (tj. złotego modelu Day-Date z bransoletą), do dzisiaj znanego jako Rolex President (a także jako Rolex Presidential lub po prostu The El Presidente). Nazwa Rolex President nie była oficjalnie używana przez firmę i po raz pierwszy pojawiła się w reklamie modelu Day-Date w 1984 r. Widać na niej zdjęcie Marka McCormacka (amerykański przedsiębiorca i założyciel International Management Group, firmy prowadzącej interesy wielkich gwiazd sportu) oraz zegarka Day-Date w wersji z żółtego złota, pod którym widnieje napis: The Rolex President Day-Date Chronometer…).
Bransoleta typu President różniła się od wersji Jubilee: miała charakterystyczne, półokrągłe ogniwa ułożone w trzech rzędach i została zaprojektowana specjalnie dla luksusowego modelu Day-Date, dostępnego tylko w wersji z żółtego złota lub platyny.
Jak wspomniałam, historia Day-Date’a jako prezydenckiego zegarka zaczęła się wraz z kadencją Lyndona B. Johnsona, który był dla Rolexa wymarzonym kandydatem do promowania tego modelu.

Day-Date’a, przekazanego prezydentowi osobiście przez Rene-Paula Jeannereta, ówczesnego dyrektora Rolexa (przyjaźnił się z Johnsonem i często bywał na jego ranczu w Teksasie), Johnson nosił przez całą kadencję od dnia złożenia przysięgi (w latach 1965-1968), oraz później po jej zakończeniu.

Jako że lubił chwalić się swoim zegarkiem, do dzisiaj zachowało się mnóstwo zdjęć, na których wyraźnie widać Day-Date’a z charakterystyczną bransoletą.
Anegdoty i ciekawostki
Z prezydenckimi zegarkami wiąże się wiele opowieści i kontrowersyjnych historii. Jedna z nich dotyczy Johna F. Kennedy’ego, który nie przyjął prezentu od Rolexa i prawdopodobnie nie nosił zegarka tej marki (przynajmniej nie ma żadnego zdjęcia potwierdzającego, że było inaczej). Lecz wiele lat po jego śmierci, a dokładnie w 2005 r. na aukcję trafił czasomierz, który podobno miał należeć do zmarłego prezydenta. Chodziło o model Day-Date z wygrawerowanym napisem „Jack/ With love as always/ Marilyn/ May 29th 1962”, rzekomo podarowany Kennedy’emu przez Marilyn Monroe po tym, jak podczas zbiórki pieniędzy Demokratów w Madison Square Garden zaśpiewała mu „Happy birthday” z okazji jego 45. urodzin. Jak twierdzono, dbając o swoją reputację, prezydent Kennedy przekazał ten czasomierz jednemu ze swoich współpracowników. W 2005 r. zegarek trafił na aukcję i szybko znalazł chętnego, który zapłacił za niego 120 000 USD. Dom aukcyjny dawał oczywiście gwarancję autentyczności pochodzenia, więc świat szybko obiegła romantyczna historia prezydenckiego zegarka. Lecz nie wszyscy w nią uwierzyli. Wątpliwości ma m.in. Jake Ehrlich i przytacza opinię jednego czytelników swojego magazynu, który twierdzi, że próbował ustalić po numerze seryjnym datę produkcji sprzedanego Day-Date’a. I jak sprawdził, zegarki o numerach 1296419 były produkowane w drugiej połowie 1965 r., tj. dwa lata po zamachu na prezydenta Kennedy’ego. Jego zdaniem to dowód na to, że Marilyn Monroe nie mogła podarować tego zegarka Kennedy’emu. Jest to jedna z hipotez, nie wiadomo, czy prawdziwa.
Inna anegdota jest związana z prezydentem Geraldem Fordem, który z niewiadomych powodów odmówił przyjęcia Day-Date’a (tę historię opowiedział T. Walker Lloyd, były dyrektor amerykańskiej filii Rolexa). Lecz po zakończeniu kadencji, Ford skontaktował się z Rolexem i chciał odebrać „swój” zegarek. Podobno Rolex mu odmówił, więc były prezydent kupił złotego Day-Date’a u amerykańskiego przedstawiciela tej marki.
Wielkim miłośnikiem i kolekcjonerem zegarków jest Bill Clinton, który ma kilka (a może więcej) zegarków Rolexa, wśród nich między innymi platynowego i złotego Day-Date’a. Lecz w czasie swojej kadencji Clinton pokazywał się przede wszystkim z kolorowymi modelami Timexa, co miało symbolizować jego „bratanie się z ludem”.
Nie można też nie wspomnieć Donalda Trumpa, pierwszego i jedynego prezydenta Stanów Zjednoczonych, który nosił model Day-Date zanim został wybrany na prezydenta. Trump ma sporą kolekcję zegarków, którą skrzętnie ukrywał, a w czasie publicznych wystąpień jego zegarek zawsze zasłaniał długi mankiet.

Z kolei pierwszym i chyba jedynym wiceprezydentem, który miał złotego Day-Date’a był Dick Cheney.
Joe Biden przed kampanią pokazywał się z modelami różnych marek, między innymi Cricketem firmy Vulcain (też tzw. zegarek prezydencki), Seamasterem i Moonwatchem Omegi, lecz na spotkaniu z wyborcami, które odbyło się miesiąc przed wyborami miał na ręku Seiko, tj. dwukolorowy 7T32-6M90 Chronograph z bransoletą. Czy zobaczymy go z modelem Day-Date? Czas pokaże.
Na tych kilku przykładach widać, jak zmienia się świat, a wraz z nim podejście do zegarków. Od jakiegoś czasu rzadziej zobaczymy zegarki Rolexa na nadgarstkach polityków (nie tylko amerykańskich). Z jednej strony ma to związek z zaostrzonymi przepisami w USA dotyczącymi przyjmowania prezentów. A z drugiej strony, politycy chcą za wszelką cenę sprawiać wrażenie, że są bliżej wyborców i doskonale rozumieją problemy zwykłego człowieka. Dlatego wolą publicznie pokazać się ze skromniejszym zegarkiem, żeby nikogo nie drażnić widokiem luksusowego dodatku.
Zmiany techniczne
Jak każdy zegarek marki Rolex, Day-Date też zmieniał się głównie pod względem technicznym, a nie wizualnym. W 1972 r. firma wprowadziła nowy mechanizm, tj. kaliber 1556, w którym konstruktorzy zastosowali długo oczekiwaną funkcję zatrzymania balansu, inaczej mówiąc funkcję zatrzymania sekundnika.
Lata 70. XX w. to szczyt popularności kwarcu i także firma Rolex podejmowała różne próby stworzenia mechanizmów kwarcowych: od tych najprostszych po te z wyświetlaczem ledowym. Rolex połączył siły z innymi, znanymi producentami i tak powstał mechanizm Beta 21, wykorzystany przez firmę w specjalnej limitowanej serii o numerze ref. 5100 (były wersje z białego i żółtego złota), produkowanej tylko do 1972 r. Lecz plan zarządu firmy był inny: stworzenie własnego mechanizmu. Kwarcowy mechanizm Rolexa (Oysterquartz) powstał w 1977 r. jako napęd dla modeli Oysterquartz Datejust oraz Day-Date. Oysterquartz był wykończony na najwyższym możliwym poziomie, więc nie można go porównywać ze zwykłymi kwarcowymi mechanizmami oferowanymi przez inne marki. Wielką atrakcją dla klientów był zwłaszcza kwarcowy Day-Date, choć z niewiadomych powodów Rolex traktował te egzemplarze jak prototypy, o czym świadczą ich numery seryjne (790 i 799).


Ówczesny dyrektor generalny, Andre Heiniger, szybko zorientował się, że rozwój kwarcowych technologii może wkrótce doprowadzić do ostrej walki między firmami. W związku z tym zadecydował, że mimo panującej mody na elektronikę od 1977 r. firma Rolex będzie koncentrowała się na produkcji zegarków mechanicznych.
Przy tej okazji warto też wspomnieć o wsparciu, jakiego Rolex udzielał i udziela młodym zegarmistrzom, otwierając centra serwisowe, w których mogą uczyć się przyszli zegarmistrze. Już w latach 50. XX w. firma oddawała specjalne, stalowe wersje zegarków Day-Date (Ref. 6611, a później od 1961 r. Ref. 1803) szkołom, by dzięki nim uczniowie mogli doskonalić swoje umiejętności. Jednym z przykładów jest stalowy Oysterquartz Day-Date (pokazany na zdjęciu poniżej), który pochodzi z ok. 1980 r. i powstał dla szkoły zegarmistrzowskiej w Genewie.

Wróćmy do lat 70. XX w., a dokładnie do 1978 r. Wtedy w modelu Day-Date zastosowano pionierskie rozwiązania – szafirowe szkło i tzw. szybką korektę datownika („quick set”). Szafirowe szkło zapewniło zegarkowi lepszą wodoszczelność (teraz koperta była wodoszczelna do 100, a nie jak wcześniej 50 m).
Oczywiście wygląd modelu Day-Date niewiele się zmieniał. Dzisiaj przez kolekcjonerów cenione są prawie niedostępne egzemplarze wysadzane kamieniami szlachetnymi lub te z tarczami zrobionymi z macicy perłowej czy drewna. Większość z nich powstała w latach 80. XX w., czyli epoce koloru i kostki Rubika. Poniżej jedna z takich ciekawostek: Day-Date w tzw. wersji Tridor produkowany tylko przez trzy lata (1985-1988). Tridor to zarejestrowany znak towarowy odnoszący się do procesu połączenia trzech kolorów złota w taki sposób, by na bransolecie powstały widoczne pasy.

Około 1984 r. Rolex wprowadził nowy system numeracji, który jest używany do tej pory: w numerach seryjnych pojawiła się dodatkowa cyfra symbolizująca materiał, z którego jest zrobiona koperta. Wcześniej, ostatnia cyfra w numerze seryjnym (chodzi tu o serię 1800) oznaczała rodzaj wykończenia pierścienia, na przykład Ref. 1803 odnosił się do wersji ze żłobkowanym pierścieniem. Nowy system numeracji (18000) pozwalał kolekcjonerom zidentyfikować zarówno materiał, z jakiego powstał zegarek, jak i rodzaj pierścienia.
Od 1990 r. wraz z nową funkcją „double quick set”, Day-Date był jeszcze łatwiejszy w obsłudze, ponieważ oba wskazania (datownika i dnia tygodnia) dało się szybko ustawić za pomocą koronki.
Z czasem ten model zyskał bardziej płaską kopertę, jednak nie ingerowano w projekt charakterystycznego, rowkowanego pierścienia, bransolety President oraz ogólnego wyglądu czasomierza. Dopiero w 2000 r. wersje ze złota miały gładki, szlifowany pierścień, dotąd stosowany jedynie w modelach platynowych. Oprócz nich firma Rolex nadal oferowała warianty z klasycznym, rowkowanym pierścieniem, które miały już swoich „wyznawców”.
Klienci otrzymali do wyboru też nową bransoletę typu Oyster. Bez zmian pozostawała wtedy jeszcze średnica koperty wynosząca 36 mm.
Day-Date II i Day-Date 40
Całkiem nowy model Day-Date II został pokazany w 2008 r. i był oferowany w dwóch rozmiarach: z kopertą o średnicy 36 lub 41 mm. Jako napęd posłużył w nim sprawdzony kaliber 3155 ze sprężyną włosową własnej konstrukcji (Parachrom Bleu) oraz systemem antywstrząsowym Paraflex.
W 2015 r. firma Rolex wprowadziła kolejną zmianę – na rynek wszedł Day-Date 40, który zastąpił Day-Date II. Jak łatwo się domyślić, koperta nowej wersji ma średnicę 40 mm. W środku pracuje mechanizm nowej generacji, w którym wykorzystano ponad 90% nowych komponentów. Kaliber 3255, bo tak się nazywa, powstał na podstawie sprawdzonego kalibru 3155. W porównaniu z mechanizmem podstawowym ma większą rezerwę chodu, wynoszącą 72 h (kaliber 3155 ma 50-godzinną rezerwę). Zawdzięcza ją przede wszystkim nowemu wychwytowi (tzw. Chronergy), który ma zmienioną geometrię oraz wyższy o 15% współczynnik efektywności. Elementy wychwytu są wykonane ze stopu niklowo-fosforowego, co zapewnia im odporność na działanie pól magnetycznych.


Jeżeli chodzi o wygląd, to model Day-Date 40 jest oferowany z tarczą w wielu kolorach i dwóch rozmiarach: 40 i 36 mm. Zegarek nadal pozostaje wierny swojemu pierwowzorowi w kilku podstawowych elementach. Pierwszy z nich to okno na godzinie 12 i widoczna w nim nazwa dnia tygodnia, obecnie oferowana w 26 językach. Drugą cechą charakterystyczną tego modelu jest datownik ze znajdującym się nad nim szkłem powiększającym (tzw. oko Cyklopa), umieszczony na godzinie 3.
I kolejny element, czyli bransoleta President z ukrytym zapięciem na klips, zaprojektowana specjalnie dla tego modelu i oferowana najczęściej w wersjach ze złota.
Dla każdego?
Gdy słyszymy wyrażenie „złoty Rolex”, to prawdopodobnie odnosi się ono do zegarka Day-Date. Mówi się o nim, że jest flagowym modelem marki Rolex, choć słysząc to, wielu kolekcjonerów natychmiast dostarczyłoby setki argumentów przemawiające za tym, że tytuł należy się raczej Daytonie czy GMT-Masterowi. Obojętnie, po której stronie sporu jesteśmy, to bezdyskusyjny pozostaje fakt, że Day-Date chyba najbardziej kojarzy się z Rolexem. Ilość wersji wypuszczonych do tej pory na rynek była tak duża jak różnorodność osób, które go nosiły i nadal noszą. Przez wiele lat posiadanie modelu Day-Date kojarzyło się z sukcesem, zamożnością, ale także dobrym gustem i wyrafinowaniem. Ze względu na jego popularność oraz prestiż nosili go zarówno biznesmeni, jak i celebryci oraz sportowcy. Lista właścicieli jest bardzo długa, a wśród znanych osób z Day-Datem na nadgarstku publicznie pokazywali się m.in. jazzman Miles Davis (jego przyjaciel Dizzy Gillespie wolał GMT-Mastera), kierowca wyścigowy Mario Andretti, a także amerykański magnat finansowy Warren Buffett i detektyw Stephan Derrick, tytułowy bohater niemieckiego serialu wyświetlanego w latach 1974-1998. Elegancki i nieco flegmatyczny Derrick pracował dla komendy policji w Monachium i rozwiązywał kryminalne zagadki dzięki wrodzonej inteligencji. Wspomniany zegarek noszony przez detektywa nie był filmowym rekwizytem, lecz prywatną własnością aktora Horsta Tapperta, odgrywającego tę rolę.
Day-Date pojawił się też w najbardziej znanej scenie z filmu „Glengarry Glen Ross” z 1992 r. Przysłany przez szefostwo młody, energiczny i pewny siebie doradca Blake grany przez Aleca Baldwina, wygłasza słynny monolog, w którym receptą na sukces ma być hasło ABC: Always Be Closing (tłum. zawsze zamykaj sprzedaż). Blake jest oczywiście tym, który osiągnął sukces, o czym ma świadczyć złoty Day-Date (chwali się nim wymachując nadgarstkiem podczas swojego wystąpienia).

Patrząc na współczesne sławy i celebrytów można śmiało powiedzieć, że Day-Date wciąż nie traci swojego blasku. Noszą go większe i mniejsze gwiazdy: Sylvester Stallone (klasyczna wersja z żółtego złota), Sugar Ray Leonard (ma kilka, m.in. platynową wersję), Brad Pitt (ma chyba wszystkie modele marki Rolex, w tym Day-Date II z żółtego złota, czarną tarczą i czarnymi arabskimi cyframi), Jennifer Aniston (też wielka miłośniczka Rolexa), a także Chris Pine, któremu latem 2020 r. paparazzi zrobili zdjęcie w Los Angeles. Pine wyskoczył na kawę w luźniej koszuli z fantazyjnym wzorem przedstawiającym gepardzie cętki, klapkach Birkenstocka i do tego wakacyjnego zestawu dodał złotego Day-Date’a.
Przez lata Rolex przekonywał w reklamach, że Day-Date to zegarek dla każdego. I coś w tym jest, bo nosili go zarówno rewolucjoniści (np. Fidel Castro), mafiozi i ich otoczenie (Tony Soprano z „Rodziny Soprano”, Ray Liotta w filmie „Chłopcy z ferajny” i grany przez Seana Penna adwokat w „Życiu Carlita”), jak i duchowi przywódcy (Dalajlama).
Artykuł jest częścią cyklu „Kultowe Zegarki”
Uhrenmagazin 2/2019; uhrenkosmos.com; watchtime.net; hodinkee.com;