#KultoweZegarki: Rolex Milgauss
Dla człowieka nawet silne pole magnetyczne jest niewyczuwalne: nie można go poczuć, zobaczyć ani usłyszeć. Gorzej z mechanicznymi zegarkami, bo gdy pole magnetyczne przekracza tzw. wartość krytyczną, niektóre zegarki zaczynają niedokładnie chodzić lub zatrzymują się. Walka zegarmistrzów z magnetyzmem zaczęła się już w XIX w. i trwa nadal. A jedną z firm, która miała swój udział w tej walce jest Rolex. Oto krótka historia amagnetycznego Milgaussa.
Większości z nas Szwajcaria kojarzy się z zegarkami, tajemnicą bankową lub czekoladą. Wiedza na temat tego kraju zależy od naszych zainteresowań lub tego, czym zajmujemy się zawodowo. Dlatego prawdopodobnie o Europejskiej Organizacji Badań Jądrowych (CERN) słyszał każdy, lecz nie każdy potrafi wyjaśnić, czym jest zbudowany tam wielki zderzacz hadronów (w listopadzie 2019 r. minęło mu 10 lat stażu pracy).
Znajdujący się na przedmieściach Genewy instytut CERN powstał w 1954 r. i do dziś jest największym laboratorium fizycznym na świecie. Z tym miejscem, obecnie skupiającym kilka tysięcy naukowców, wiąże się historia modelu Milgauss. Badacze z CERN-u, podobnie jak załogi samolotów i pracownicy elektrowni spędzali wiele godzin w otoczeniu pól magnetycznych. W trakcie pracy, ich mechaniczne zegarki (w latach 50. XX w. nie było jeszcze kwarcowych), nawet te najbardziej niezawodne, często się zatrzymywały. Wiedział o tym między innymi Hans Wilsdorf, właściciel firmy Rolex. Zresztą nie tylko on, bo firma IWC już od 1948 r. stosowała specjalną ochronę antymagnetyczną w zegarku Mark 11, stworzonym dla brytyjskiej Royal Air Force.
Uwaga na zakłócenia!
Lata 50. XX w. były dla firmy Rolex wspaniałym okresem. Powstały takie modele, jak: Turn-O-Graph, Submariner, Day-Date i GMT-Master. Dzięki nim marka wyraźnie zdystansowała konkurentów zarówno pod względem technicznym, jak i estetycznym. Kierując się zasadą, że najważniejsza jest precyzja, niezawodność i długowieczność, Rolex cały czas udoskonalał swoje mechanizmy, zwłaszcza system naciągu. Jednocześnie, w latach 50. XX w. konstruktorzy Rolexa stworzyli kopertę idealną: miała kształt wydłużonej klasycznej beczułki, lecz wytrzymałością dorównywała kopertom sportowych zegarków. To było sprytne posunięcie. Nowe modele trafiały bowiem w gusta różnych klientów: tych, którzy chcieli mieć elegancki dodatek, a także tych poszukujących sportowych zegarków o bardzo męskim wzornictwie. Z czasem, konstrukcja kopert była modyfikowana, ale zmiany dotyczyły raczej detali. Dlatego patrząc na aktualną kolekcję marki Rolex zauważymy, że wygląd nowych modeli właściwie niewiele różni się od wzorów sprzed 60 lat.
Gdzie w tym wszystkim był Milgauss? Pojawił się w odpowiednim momencie, jako zapowiedź nowych czasów, tj. początku ery kosmicznych odkryć. Milgauss był po Submarinerze kolejnym zegarkiem stworzonym dla profesjonalistów, w tym przypadku naukowców pracujących w CERN-ie (oraz wszystkich, którzy na co dzień pracowali w otoczeniu pól elektromagnetycznych – tak przynajmniej głosiły reklamy). Jego oryginalna nazwa (jako jedyny model Rolexa nie ma angielskiej nazwy) jest jednocześnie opisem zegarka. Pochodzi od francuskiego słowa „mille” oznaczającego 1000 i słowa „gauss” odnoszącego się do jednostki indukcji magnetycznej. A zatem nazwa zegarka informuje, że mechanizm jest zabezpieczony przed zakłóceniami wywołanymi przez pola magnetyczne do 1000 Gs (ok. 80 000 A/m). Jeżeli ktoś nie jest fizykiem, to ta liczba brzmi abstrakcyjnie. Najłatwiej zrozumieć o co chodzi na przykładzie: zegarek bez żadnej ochrony zaczyna niedokładnie działać już przy natężeniu 50 Gs (ok. 4800 A/m), a zatrzymuje się przy ponad 100 Gs (ok. 8000 A/m). Dlatego nie bez powodu, obowiązująca obecnie międzynarodowa norma ISO 764, opracowana dla zegarków amagnetycznych wymaga ochrony na poziomie 60 Gs. Przyjmuje się, że wahania chodu nie mogą być większe niż 30 s dziennie. Można zatem powiedzieć, że teoretycznie większość współcześnie produkowanych zegarków jest amagnetyczna. Lecz biorąc pod uwagę fakt, że dzisiaj pola magnetyczne są wszędzie, ochrona na poziomie 60 Gs nie wystarcza (60 Gs to zaledwie jedna trzecia natężenia wytwarzanego przez zwykły magnes, nie mówiąc już o iPhonie, który wytwarza pole o natężeniu ok. 180 Gs).
Który był pierwszy?
Jako rok powstania Milgaussa wiele źródeł (w tym także Rolex) podaje 1956. Jednak w niektórych tekstach pojawia się wcześniejsza data: rok 1954, bo wtedy Rolex wyprodukował model Milgauss o nr. ref. 6543. Dlaczego firma nie uznaje tej wersji za pierwowzór? Nie wiadomo. Może dlatego, że powstało niewiele sztuk (niektóre źródła mówią o ok. 100, inne o liczbie od 88 do 200) i były produkowane tylko przez dwa lata, więc Rolex potraktował je jako prototypy? Tego raczej się nie dowiemy, chyba że komuś udałoby się uzyskać informacje z firmowych archiwów. A jak wiadomo, Rolex to jedna z najbardziej tajemniczych firm.
Wersja o nr ref. 6543 wyglądała bardzo podobnie do Submarinera: miała czarny, obrotowy pierścień z naniesionymi na podziałkę cyframi od 1 do 5 lub od 10 do 50, czarną tarczę z czerwonym napisem Milgauss (tym różniła się od Suba) o strukturze przypominającej plaster miodu, a także trójkątne, zwężające się wskazówki (godzinową i minutową) i prostą wskazówkę sekundową.
Pierwszy Milgauss był opakowany w stalową kopertę typu Oyster o średnicy ok. 38 mm (dużą jak na tamte czasy; z nietypowym rozstawem uszu wynoszącym 19 mm) i napędzany automatycznym kalibrem 1080 (zmodyfikowany kal. 1030, stosowany też w Submarinerze i Explorerze), który niczym nie różnił się od mechanizmów innych modeli z tamtego okresu. Aby zegarek był odporny na działanie pól magnetycznych, mechanizm musiał być chroniony w inny sposób. Dlatego ochronę stanowiła dodatkowa, wewnętrzna koperta zrobiona z miękkiej, amagnetycznej stali, która działała jak klatka Faradaya. Niektórzy twierdzą, że struktura tarczy przypominająca plastra miodu nie była jedynie ładnym detalem dekoracyjnym, lecz częścią klatki, która jak wiadomo ma strukturę metalowej siatki. To są jednak kolejne informacje niepotwierdzone przez firmę Rolex.
Natomiast wiadomo, że w 1956 r. na rynek trafiła ogólnodostępna wersja Milgaussa (nr ref. 6541), oficjalnie uznawana za pierwszą. Czy różniła się od wariantu 6543? Minimalnie. Najbardziej zauważalną zmianą była nowa wskazówka sekundowa w kształcie pioruna, która później stała się znakiem rozpoznawczym Milgaussa.
I choć koperta wersji 6541 miała tę samą średnicę (38 mm), to zwiększono rozstaw jej uszu do 20 mm (wtedy standard w zegarkach sportowych). Na tym właściwie kończyły się różnice (nowy Milgauss był napędzany tym samym mechanizmem; chociaż niektóre źródła podają, że oprócz kalibru 1080 Rolex stosował też kalibry 1065 M i 1066 M), może z jednym wyjątkiem: standardowo Milgauss miał czarny, obrotowy pierścień, lecz na niektóre rynki (na przykład amerykański) Rolex wypuszczał wersję z gładkim, polerowanym pierścieniem.
Tarcza dla CERN-u
W drugiej połowie lat 50. i na początku lat 60. XX w., czyli wtedy, gdy jako nowość powinien zdobyć wielką popularność, Milgauss pozostawał niszowym zegarkiem. A konkurencja nie spała, bo na rynku regularnie pojawiały się amagnetyczne modele różnych marek: IWC Ingenieur (1955), Omega Railmaster (1957), Jaeger-LeCoultre Geophysic (1958), Patek Philippe Amagnetic (1959), Eberhard Scientigraph (1960) i Blancpain TR-900 (1963).
W latach 60. XX w. nadeszły nowe czasy i zmienił się też Milgauss. Oznaczony nr ref. 1019 miał całkiem inną tarczę – gładką i matową (w kolorze srebrnym lub czarnym), a nie o strukturze plastra miodu. Wszystkie indeksy były prostokątne, więc idealnie pasowały do trochę grubszych (prawie prostokątnych) wskazówek. Poza tym, zniknęły dwa bardzo charakterystyczne elementy: wskazówka w kształcie pioruna i czarny pierścień. Ich miejsce zajęły prosta wskazówka zakończona czerwoną strzałką oraz wąski, polerowany pierścień. Wśród kolekcjonerów bardzo poszukiwaną wersją jest ref. 1019 z tzw. tarczą CERN (w kolorze srebrnym). Ten specyficzny Milgauss powstał na zlecenie CERN-u i jako jedyny nie miał ani indeksów, ani wskazówek pokrytych radioaktywnym trytem (tryt mógł wpłynąć na dokładność wyników eksperymentów mających na celu sprawdzenie radioaktywności).
Rolex wykorzystał kontakt z CERN-em do przetestowania poziomu odporności Milgaussa na działanie pól magnetycznych: 10 sierpnia 1970 r. odbyły się testy i firma dostała potwierdzenie, że zegarek pozostaje amagnetyczny do 1000 Gs.
Taka współpraca pasowała też do koncepcji marki, która od początku chętnie przekazywała do testowania swoje zegarki uczestnikom różnych przedsięwzięć (później często nagłośnionych), na przykład zdobycia Mount Everestu, zejścia na dno Rowu Mariańskiego czy specjalistycznych prac na głębokościach (patrz: współpraca z Comexem). Milgaussowi, specjalny certyfikat wystawiony przez CERN niewiele pomógł. Zegarkiem tego typu interesowała się dosyć mała grupa potencjalnych klientów, a ich liczba regularnie spadała. Dlatego w 1988 r. Rolex zaprzestał produkcję tego modelu.
Czysta ekstrawagancja
Kiedy o Milgaussie pamiętali już tylko kolekcjonerzy, Rolex postanowił odświeżyć wszystkim pamięć i w 2007 r., po kilkunastoletniej przerwie pokazał trzecią generację tego modelu. Właściwie to były trzy całkiem nowe wersje: z białą lub czarną tarczą oraz standardowym szafirowym szkłem i trzecia, która powstała na 50-lecie Milgaussa. Wszystkie miały większą kopertę (40 mm) zrobioną ze stali 904L, nowego stopu opracowanego przez firmę Rolex. Pamiętam, że podczas prezentacji tego modelu na targach w Bazylei najwięcej dyskusji wzbudził jubileuszowy model o nr ref. 116400GV. Niektórych zszokowały kolory, bardzo odważne jak na Rolexa. Wersja 116400GV miała bowiem zielone, szafirowe szkło (GV to skrót od Glace Verte, tj. zielone szkło) oraz mocne, pomarańczowe akcenty na tarczy (w tym odcieniu był napis Milgauss, podziałka minutowa, indeksy i wskazówka sekundowa w kształcie pioruna). Jeszcze jedna kwestia wydawała się dziwna: Rolex nie opatentował procesu obróbki szkła. A jak wiadomo, zgłasza patenty prawie na wszystko. Tym razem chyba nie musiał, bo ze względu na skomplikowany i kosztowny proces nie znajdzie wielu naśladowców.
Milgauss to do tej pory jedyny model Rolexa, który ma kolorowe szkło, więc nie ma co się dziwić tak gwałtownym reakcjom podczas jego prezentacji. Jednak odważna kolorystyka to nie wszystko, czym Rolex mógł się pochwalić w Bazylei. Odświeżony Milgauss był też pierwszym modelem z tej serii, w którym oprócz dodatkowej, amagnetycznej koperty zastosowano też amagnetyczne części w mechanizmie. Całkiem nowy kaliber 3131 (jego produkcja zaczęła się w 2007 r.) ma bowiem nową, niebieską sprężynę włosową z parachromu oraz koło wychwytowe z amorficznego stopu niklu i fosforu. Włos jest nie tylko amagnetyczny, lecz także dziesięciokrotnie odporniejszy na wstrząsy niż konwencjonalne sprężyny. A co z klatką Faradaya? Nadal jest, tylko w wersji udoskonalonej: specjalny ochronny ekran jest zrobiony z ferromagnetycznych stopów. Ma nietypową ozdobę – wygrawerowaną na środku literę „B” i znajdującą się nad nią strzałkę (symbol wektora indukcji magnetycznej). Niestety właściciel zegarka raczej tego nie zobaczy, chyba że wybierze się do serwisu.
„Zabawa” Rolexa w kolory nie skończyła się na pierwszej wersji 116400GV. W 2014 r. firma pokazała następny fantazyjny wariant z zielonym szkłem i niekonwencjonalną tarczą w wyrazistym, niebieskim odcieniu. Dzięki nietypowemu połączeniu dwóch kolorów, tarcza ma jeszcze intensywniejszy, świeższy odcień.
Tym osobom, którym warianty z zielonym szkłem wydają się zbyt ekstrawaganckie, Rolex oferuje też wersję z tradycyjnym szkłem, białą tarczą i pomarańczowymi indeksami godzinowymi.
Prawie jak paparazzo
Dzisiaj Milgauss to nie tylko zegarek dla inżynierów, naukowców czy radiologów. Noszą go ludzie wykonujący różne zawody. Miłośnikami marki Rolex są gwiazdy światowego kina. Orlando Bloom ma kolekcję historycznych modeli, w tym Milgaussa z lat 50. XX w. O tym, że aktor może pochwalić się tak dużą kolekcją wiele osób dowiedziało się po tym, gdy w 2009 r. w różnych mediach ukazały się artykuły opisujące serię włamań do domów kilku znanych osobistości. Gang zwany „Bling Ring” ukradł wtedy Bloomowi wiele z cennych egzemplarzy. Na szczęście aktor odzyskał później wszystkie skradzione zegarki.
Jak się okazuje, magnetyzm Milgaussa przyciąga też Toma Hanksa, Jonaha Hilla (lepiej znanego dzięki roli w filmie „Moneyball”, gdzie zagrał u boku Brada Pitta), Ashtona Kutchera (jako jeden z niewielu nosi wersję z białą tarczą) i Freda Bergera, producenta filmu „La La Land” (miał na ręku Milgaussa podczas ceremonii rozdania Oskarów w 2017 r.).
Daniel Craig, który (jak wiadomo) w pracy jako James Bond najczęściej nosi Seamastera marki Omega, po godzinach jest znanym kolekcjonerem zegarków Rolexa (ma m.in. Milgaussa z czarną tarczą i zielonym szkłem).
Spore rozmiary koperty, typowe dla męskiego modelu (40 mm) nie są żadną przeszkodą, bo Milgauss ma też niemałą grupę fanek, w tym aktorkę Jennifer Aniston, która nosi wersję z czarną tarczą, na zamówienie w całości pokrytą czarną powłoką.
Model łączy też różne style muzyczne: podoba się ekscentrycznemu Usherowi i statecznemu Ericowi Claptonowi (Clapton jest znany ze swej miłości do wyszukanych zegarków, w tym do kilku modeli Rolexa).
Najodważniejszą wersję Milgaussa: z zielonym szkłem i niebieską tarczą nosi Tom Brady, znany zawodnik futbolu amerykańskiego (a szerszej publiczności bardziej znany jako mąż top modelki Gisele Bündchen).
Artykuł jest częścią cyklu „Kultowe Zegarki”
Uhrenmagazin 3/2016; Uhrenmagazin 3/2008; Chronos 3/2008; Madeleine, Osvaldo Patrizzi Collezionare orologi da polso; Antiquorum Revolution: The evolution oft he Rolex sport watch; Vanity Fair on Time, Spring 2013; uhrinstinkt.de; rolexmagazine.com; revolution.watch; timepiecechronicle.com; christies.com; swisswatchexpo.com;