#KultoweZegarki: Rolex Datejust
Jeden z klasyków gatunku. Pierwszy model, który od początku miał wszystko, czego potrzebuje nowoczesny zegarek. Dziś, mimo dojrzałego wieku jest w świetnej kondycji i nadal mówi się o nim, że to idealny czasomierz do noszenia na co dzień. Taki jest Datejust.
Większości z nas, lata 40. XX w. kojarzą się głównie z II wojną światową. Lecz w świecie zegarków ta dekada przyniosła wiele zmian, zarówno we wzornictwie, jak i pod względem technicznym. Zegarki naręczne zdeklasowały „kieszonki” (szwajcarskie firmy produkowały 13-krotnie więcej modeli naręcznych niż kieszonkowych; a w 1935 r. ten stosunek wynosił jeszcze 2 do 1), nabrały krągłych kształtów i stały się bardziej niezawodne. Duży udział w tych zmianach miała firma Rolex, której wynalazki na zawsze zmieniły bieg historii zegarka naręcznego. Po wprowadzeniu wodoszczelnej koperty Oyster, seryjnie produkowanych chronometrów oraz automatycznego naciągu zwanego Perpetual, Hans Wilsdorf chciał zaskoczyć swoich klientów czymś zupełnie nowym. Pretekstem było 40-lecie firmy Rolex przypadające w 1945 r., a celem skonstruowanie zegarka z datownikiem.
Gwoli ścisłości: datownik nie jest wynalazkiem Rolexa (zegarki z tą funkcją dodatkową zaczęto produkować już w 1915 r.), ale Wilsdorfowi chodziło o zupełnie inną premierę. Pokazany w 1945 r. model Datejust (oznaczony nr. ref. 4467) miał wszystko, z czym do dziś kojarzy się marka Rolex, tj. kopertę typu Oyster, automatyczny naciąg i certyfikat chronometru, a także czytelny datownik na godz. 3., którego wskazania przeskakiwały punktualnie o północy. I tu dochodzimy do sedna: Wilsdorfowi chodziło nie o jakiś datownik, lecz o datownik z bardzo dokładnymi wskazaniami zmieniającymi się „just in time” (dosłownie: w samą porę) – stąd jego nazwa Datejust.
Pojawienie się Datejusta zapowiadało nadejście nowych czasów, ponieważ do lat 40. XX w. większość zegarków wskazywała tylko godziny, minuty i sekundy (oczywiście oprócz modeli ze stoperem i zegarków z tzw. wielkimi komplikacjami). Poza tym, Datejust idealnie nadawał się do noszenia na co dzień – jego koperta była wodoszczelna, a właściciel nie musiał pamiętać ani o codziennym nakręcaniu ani o korygowaniu wskazań.
O pierwszej wersji można powiedzieć: złota, a skromna. Ref. 4467 miał niewielką kopertę o średnicy 36 mm (wysokość 14 mm), zrobioną z żółtego złota i wykończoną delikatnie żłobkowanym pierścieniem. Na srebrzystej tarczy (wtedy jeszcze bez napisu Datejust) czytelność wskazań poprawiały duże, trójkątne indeksy godzinowe oraz wyraźna podziałka minutowa z zaznaczonymi odstępami 5-minutowymi (arabskie cyfry od 5 do 60). Datownik na godz. 3 nie miał jeszcze wówczas słynnej lupy, a cyfry pojawiające się w oknie były w oryginalnym kolorze czerwonym lub tradycyjnym – czarnym. W premierowej wersji Datejusta wykorzystano automatyczny kaliber 740, stworzony na bazie ręcznie nakręcanego mechanizmu 700 (by go zmodyfikować trzeba było użyć 13 dodatkowych części). Zegarek był dostępny w wersji ze skórzanym paskiem lub elegancką, złotą bransoletą Jubilee, która zadebiutowała właśnie w tym modelu. W latach 50. XX w. pojawiły się też pierwsze wersje dwukolorowe, które później będą kojarzone głównie z modelem Datejust. Oto jeden z przykładów: Datejust z 1950 r. w stalowej kopercie wykończonej elementami z żółtego złota.
Dzięki dużej wodoszczelności, którą zapewniały zakręcana koronka oraz oryginalny dekiel, Datejust bardzo szybko stał się bestsellerem marki Rolex, a w Stanach Zjednoczonych zdobył nawet tytuł zegarka XX wieku. Pierwsze wersje, podobnie jak modele Oyster Perpetual miały jeszcze wypukłe dekle (wymagała tego konstrukcja mechanizmu, ponieważ wahnik był sporych gabarytów), więc przez kolekcjonerów zostały nazwane „Bubble Back” (a przez włoskich kolekcjonerów: „ovetto”, tj. jajko).
Oko cyklopa
Mimo, że Datejust był niemal perfekcyjny, Rolex wciąż go udoskonalał, zachowując przy tym jego oryginalną stylistykę. Co ciekawe, Hans Wilsdorf od początku chciał by wzornictwo zegarków odpowiadało zarówno mężczyznom, jak i kobietom. Dlatego, gdy w latach 50. XX w. firma wprowadzała pierwsze wersje damskich zegarków, nie różniły się one bardzo od męskich (oczywiście miały mniejsze koperty).
Wracając do Datejusta, najbardziej zauważalną zmianą było pojawienie się na szkle charakterystycznej lupy nad datownikiem (nazywanej okiem cyklopa), czyli elementu, który później stał się znakiem rozpoznawczym zegarków tej marki. Oko cyklopa zostało wprowadzone w 1953 r., a rok później firma zgłosiła tę nowinkę techniczną w szwajcarskim urzędzie patentowym pod nr. CH 298953. Skąd Wilsdorfowi przyszło do głowy, by zmieniać datownik? Podobno przyczyniła się do tego Bertha 'Betty’ Wilsdorf-Mettler (1902-1989), jego druga żona (pierwsza żona Wilsdorfa, May Wilsdorf-Crotty zmarła w 1944 r.). W latach 50. XX w. Betty była już po pięćdziesiątce i nie najlepiej widziała. Przeszkadzało jej więc, że datownik w jej zegarku jest zbyt mały, o czym nie omieszkała za każdym razem powiedzieć mężowi. Hans Wilsdorf słynął ze swej pedanterii. Poranna toaleta zajmowała mu ponoć mnóstwo czasu i czasem spędzał w łazience nawet ponad godzinę. Któregoś dnia, gdy mył ręce, na szkło jego Datejusta spadła kropla wody. Znalazła się akurat nad datownikiem, więc zadziałała jak szkło powiększające. Wtedy Wilsdorf doznał olśnienia i podobno krzyknął: mam to! Później sprawą musieli zająć się już specjaliści, którzy przykleili na szkle zegarka soczewkę powiększającą. Od tej pory prawie wszystkie zegarki firmy Rolex mają nad datownikiem charakterystyczną lupę (wyjątkiem jest m.in. model Deepsea z bardzo grubym szkłem). Początkowo firma stosowała pleksi. Szafirowe szkła pojawiły się dopiero na początku lat 70. XX w. w wersji kwarcowej Datejusta.
Wilsdorf był przekonany o tym, że jego fantastyczny pomysł spodoba się też konkurencji, dlatego w 1955 r. firma Rolex opublikowała w prasie specjalne ogłoszenie, które brzmiało: „Do wszystkich zegarmistrzów: zwracamy uwagę na fakt, że szkło ze specjalną powiększającą soczewką może być stosowane wyłącznie przez firmę Rolex i jest prawnie chronione w Szwajcarii oraz za granicą. Przeciwko wszelkim podróbkom podejmiemy kroki prawne”. W ten sposób Wilsdorf dał konkurentom jasno do zrozumienia, żeby nawet nie próbowali naśladować jego pomysłu.
Modyfikacje i warianty
Jak wspomniałam, Datejust był cały czas udoskonalany i w 1957 r., po wprowadzeniu nowego mechanizmu (kaliber 1065 z automatycznym naciągiem), jego koperta nie miała już wypukłego dekla, dzięki czemu była bardziej płaska (miała wysokość 12, a nie jak wcześniej 14 mm).
W drugiej połowie lat 50. XX w. zmienił się też wygląd pierścienia z wyraźnie zaznaczonym żłobkowanym wzorem (z czasem ten element też będzie kojarzyć się tylko z tym modelem). Od tej pory można było kupić Datejusta w wersji z gładkim lub żłobkowanym pierścieniem.
Jednocześnie Rolex cały czas pracował nad mechanizmami, ponieważ potrzebował napędu, który spełni własne, wyśrubowane standardy. W 1965 r. Datejust miał nowy kaliber 1575, tj. udoskonalony kaliber 1560, stosowany do tego momentu. Co się zmieniło? Przede wszystkim częstotliwość i rezerwa chodu: nowy napęd pracował z częstotliwością 2,75 Hz, tj. 19 800 wahnięć na godzinę (balans kal. 1560 pracował z częstotliwością 2,5 Hz, czyli 18 000 wahnięć/h) i miał 48-godzinną rezerwę chodu (o 4 godziny dłuższą niż kal. 1560). Na zdjęciu poniżej wersja z 1965 r. z nowym mechanizmem.
Od 1972 r. mechanizm Datejusta miał funkcję zatrzymania sekundnika, dwa lata później szkło z pleksi zostało zastąpione szafirowym (Rolex jako pierwszy producent wprowadził w swoich zegarkach szafirowe szkła).
Podobnie jak w przypadku innych modeli marki Rolex, wzornictwo Datejusta nie zmieniało się radykalnie, choć pojawiały się tzw. wersje specjalne, na przykład pokazany w latach 80. XX w. wariant ze wskazaniami faz Księżyca.
Ciekawostką był też tzw. Datejust Thunderbird z obrotowym pierścieniem. O tej wersji zaczęto mówić „Thunderbird”, gdy w latach 50. XX w. w reklamie tego modelu wystąpił U.S. Air Force Thunderbirds, zespół akrobacyjny sił powietrznych Stanów Zjednoczonych.
To oczywiście tylko kilka wersji, a było ich bardzo dużo, wśród nich te z tarczami zrobionymi z drewna, malachitu, turkusu czy korala czy nawet z tarczą o fakturze lnu.
Przez dziesięciolecia zmieniały się różne detale: tarcza, pierścień itd., natomiast bez zmian pozostawała wielkość koperty. Aż do 2009 r. Datejust miał obudowę o średnicy 36 mm i dopiero wraz z pojawieniem się wersji Datejust II, Rolex zaczął oferować ten model w różnych rozmiarach. Nie zrezygnowano jednak z tradycyjnego rozmiaru (36 mm) i oprócz niego do dziś można kupić Datejusta m.in. w wariancie największym (41 mm) oraz dwóch damskich: z kopertą o średnicy 26 lub 28 mm.
Kwarcowy epizod
W latach 70. XX w., gdy mężczyźni nosili głębokie dekolty i poliestrowe ciuszki w pstrokatych kolorach, także Datejust musiał się zmienić, by iść z duchem czasu. Dlatego w 1970 r. powstała wersja Quartz (ref. 5100) z mechanizmem Beta 21, wspólnym dziełem szwajcarskich producentów zegarków. Mimo tego, że była to prawdziwa nowość, ref. 5100 nie odniósł wielkiego sukcesu.
Poza tym, André Heiniger, ówczesny szef Rolexa, nie był zadowolony z parametrów tego mechanizmu, więc zlecił swoim pracownikom rozpoczęcie prac nad lepszym wariantem. I tak, w 1977 r. Rolex wprowadził na rynek zegarek Oysterquartz Datejust (ref. 17000) z mechanizmem stworzonym we własnych warsztatach.
Rok później Oysterquartz Datejust towarzyszył himalaiście Reinholdowi Messnerowi w zdobyciu Mount Everestu.
Ref. 17000 nie był sztandarowym modelem, lecz jego produkcja trwała dosyć długo, bo do ok. 1995 r. W tym czasie flagowe zegarki marki Rolex miały automatyczne mechanizmy.
Ten, kto interesuje się historią zegarmistrzostwa wie, że w czasie „kwarcowej gorączki” André Heiniger zadecydował, że Rolex nie będzie brał udziału w – jego zdaniem – bezsensownej pogoni za elektroniką. Dlatego prawie w tym samym czasie, gdy debiutował Oysterquartz Datejust (1977 r.), firma Rolex pokazała też model Datejust czwartej generacji (był oznaczony nr. ref. 16XXX), napędzany nowym kalibrem 3035, który zastąpił stosowany wcześniej kaliber 1570. Nowy mechanizm pracował z wyższą częstotliwością (28 800 wahnięć/h) i od tej pory nie było już powrotu do napędów o niskiej częstotliwości. Co ciekawe, ten mechanizm zadebiutował kilka lat wcześniej w damskim modelu Lady Datejust (ref. 6917).
Jeżeli chodzi o wygląd, Datejust nadal miał małą kopertę (36 mm) i był dostępny w przeróżnych wersjach. Oto jedna z nich: oryginalny wariant z tradycyjną podziałką minutową w stylu torowiska, kojarzoną z klasycznymi zegarkami.
Choć dzisiaj trudno w to uwierzyć, minęło ponad 30 lat od premiery Datejusta, zanim firma Rolex wprowadziła w nim funkcję szybkiej korekty datownika. Mechanizm Quickset, pozwalający na zmianę daty bez potrzeby czasochłonnego przestawiania wskazówek, pojawił się na rynku dopiero w 1977 r. w kalibrze 3035 (ten mechanizm będzie produkowany do 1988 r., bo wtedy zastąpi go kaliber 3135).
Chyba najbardziej rozpoznawalnym i do dzisiaj kojarzonym wariantem był ten oznaczony nr. ref. 16013, tj. bikolor (stal łączona z żółtym złotem). Wersja bikolor z bransoletą Jubilee wciąż jest uznawana za klasyka gatunku. Po prostu nie sposób pomylić tego Datejusta z innym modelem.
Ref. 16013 był dostępny z dwoma rodzajami bransolet: typu Oyster, która bardziej kojarzyła się z innymi modelami, na przykład Submarinerem oraz Jubilee, zaprojektowaną specjalnie dla tego zegarka w 1945 r. W obu przypadkach środkowe ogniwa były puste, a zewnętrzne pełne, dzięki czemu cały zegarek trochę mniej ważył. Mniej popularne były wersje opakowane w złote koperty, oferowane opcjonalnie z bransoletą President (pochodzącą z droższego modelu Day-Date).
Nowa era nadeszła w 2009 r. wraz z prezentacją modelu Datejust II, który miał dużo większą kopertę o średnicy 41 mm i nowy mechanizm (kaliber 3136 z amagnetycznym włosem z parachromu i systemem antywstrząsowym Paraflex). Od 2016 r. ten największy Datejust 41 ma jeszcze nowocześniejszy napęd (kal. 3235) z wychwytem Chronergy i rezerwą chodu zwiększoną do 70 godzin. W wersjach damskich, tj. modelu Lady Datejust napędzanym kalibrem 2236 rezerwa chodu wynosi 55 godzin.
Niki Lauda i Arturo Merzario
Niektóre egzemplarze Datejusta przeszły do historii dzięki znanym właścicielom lub wydarzeniom, które śledził cały świat. Jednym z przykładów jest zegarek należący kiedyś do Niki Laudy, znanego kierowcy Formuły 1.
1 sierpnia 1976 r., podczas wyścigu Formuły 1 o Grand Prix Niemiec rozgrywanym na torze Nürburgring bolid Laudy wypadł z trasy, po czym stanął w płomieniach. Lauda nie mógł wydostać się z wraku i prawdopodobnie nie przeżyłby, gdyby nie pomoc trzech kierowców: Arturo Merzario, Guya Edwardsa i Bretta Lungera, którym udało się go wyciągnąć. 41 dni później Niki Lauda wrócił do wyścigów i podczas Grand Prix Włoch zajął sensacyjne 4. miejsce.
Jak twierdzi Arturo Merzario (można o tym przeczytać w tekście opublikowanym na watchtime.net), gdy wtedy po raz pierwszy po wypadku spotkał Laudę na torze Monza, nie usłyszał od niego nawet słowa „dziękuję”. Austriak przeszedł obok niego jakby nic się nie wydarzyło. Dopiero tydzień później Lauda próbował się zrehabilitować po tej wpadce i podczas jednego z wyścigów w Salzburgu podszedł do Merzario, zdjął z ręki zegarek, żeby dać go Włochowi. Merzario czuł się urażony formą i sytuacją sprzed tygodnia, więc nie chciał przyjąć tego prezentu (jak mówi: sprawa była oczywista, że tego zegarka nie kupił specjalnie dla mnie). Jednak dał się przekonać szefowi zespołu, w którym jeździł i tak stał się właścicielem złotego Datejusta z granatową tarczą. Później, przez 30 lat, prawie nie rozmawiali z Laudą. Merzario powiedział, że Lauda dostał ten zegarek w prezencie od swojej ówczesnej narzeczonej, Marielli Reininghaus po tym, gdy w 1975 r. zdobył tytuł mistrza świata. Lecz ta informacja nie jest potwierdzona, więc nie wiadomo, czy tak faktycznie było.
Komuniści, „imperialiści”, aktorzy
Ciekawą historię opisał też Walter Castillo, kolekcjoner i twórca bloga vintage-time.de. Castillo przeprowadził śledztwo w sprawie Datejusta o nr. ref. 16013 (bikolor z tarczą w kolorze złotym i bransoletą Jubilee), który, jak się okazało, został sprzedany w NRD. Rolex z NRD brzmi dzisiaj mocno egzotycznie. Autor dotarł jednak do dokumentów, które są dowodem na to, że w hotelu Grand w Berlinie Wschodnim był specjalny sklep, w którym można było kupić m.in. zegarki marki Rolex. Za czasów NRD, Grand należał do tzw. hoteli walutowych podlegających bezpośrednio wydziałowi komercyjnej koordynacji (w skrócie nazywanym KoKo) podlegającym ministerstwu spraw zagranicznych NRD. KoKo, kierowany przez Alexandra Schalck-Golodkowskiego (wydział nazywano też handlowym imperium Schalcka-Golodkowskiego) miał za zadanie pozyskiwanie jak największej ilości tzw. walut poza oficjalnym handlem z Zachodem (dla tych, którzy nie wiedzą co to jest: w krajach socjalistycznych „waluta” lub „twarda waluta” odnosiła się do pieniędzy z krajów kapitalistycznych). W sumie, imperium Schalcka-Golodkowskiego zasiliło NRD-owski budżet o 25 miliardów marek zachodnioniemieckich. KoKo prowadziło działalność handlową, zarządzało różnymi firmami i przedsięwzięciami (w sumie ponad 150). Jednym z nich był wspomniany hotel Grand przy Friedrichstrasse w Berlinie Wschodnim. Obok recepcji znajdował się specjalny sklep, w którym w latach 80. XX w. zagraniczni goście, którzy zatrzymali się w hotelu mogli kupić zegarki marki Rolex (oczywiście płacąc w walucie).
Jak ustalił Walter Castillo, w oficjalnych dokumentach sprzedaży wszystkie zegarki miały pieczątkę hotelu Grand oraz kod kraju „301” odnoszący się do NRD. Wiadomo, że sklep oferował m.in. model Datejust w wersji bikolor z bransoletą Jubilee oraz warianty ze złota i działał do grudnia 1989 r. Później, po rozwiązaniu KoKo został zamknięty.
Jak widać na historycznych zdjęciach enerdowskich oficjeli sklep w hotelu Grand zaopatrywał nie tylko klientów walutowych, lecz także enerdowskich wierchuszkę. Na słynnym zdjęciu z 1979 r., na którym widać całujących się Leonida Breżniewa, obaj przywódcy mają na nadgarstkach złote modele Datejust. Głoszenie komunistycznych idei i udawana skromność nie przeszkadzała niektórym wysokim działaczom otaczać się dobrami z (teoretycznie znienawidzonego) Zachodu. Na przykład Leonid Breżniew słynął z tego, że uwielbiał szybkie samochody, zegarki Rolexa i okulary przeciwsłoneczne Ray-Ban.
Datejusta miało też wielu „imperialistów”, ale ci nosili swoje zegarki bez fałszywej skromności. Na przykład Winston Churchill i Dwight Eisenhower dostali złote Datejusty w prezencie. Eisenhower już jako prezydent USA nosił ten zegarek na co dzień, co widać na wielu historycznych zdjęciach. W 2014 r., wiele lat po jego śmierci, zegarek Ike’a trafił na aukcję w domu aukcyjnym RR w Bostonie. Jego wartość była szacowana na około milion euro, lecz ostatecznie nie poszedł pod młotek (dla właściciela zegarka najwyższa zaproponowana suma – 475 000 euro – była zbyt niska).
Datejust wystąpił też w wielu filmach, nosili go na między innymi Paul Newman w „Kolorze pieniędzy” z 1986 r. oraz Christian Bale w „American Psycho” z 2000 r.
Jak widać, przez ponad 70 lat Datejust zawsze był na czasie: zmieniały się mody, gusta i estetyka, a on jedynie stawał się coraz doskonalszy. I podobnie jak w momencie wprowadzenia na rynek w 1945 r. wciąż uchodzi za niezawodny, precyzyjny zegarek, który ma służyć na lata.
Artykuł jest częścią cyklu „Kultowe Zegarki”
UhrenMagazin 4/2016; UhrenMagazin 1/2/2005; UhrenMagazin 3/2016; Chronos 2/2016; Chronos 2/2013; www.watchtime.net; Madeleine, Osvaldo Patrizzi Collezionare orologi da polso; Antiquorum 100 years of wirstwatches; Antiquorum Revolution: The evolution oft he Rolex sport watch; www.est1905.de; www.watchesandart.com; www.calibercorner.com; www.beckertime.com; www.rolexmagazine.com;