Recenzja Omega Speedmaster Professional Moonwatch „White”
Klasyczny Speedmaster od Omegi to jeden z zegarkowych kanonów, ale w wersji z lakierowaną, białą tarczą zyskuje całkiem nowe oblicze. Czy to najciekawszy, alternatywny Speedy od lat? Przekonajmy się.
Według definicji „kanon stylistyczny” to zbiór pewnych ściśle określonych zasad, reguł i wzorców, który pozwala wykreować określony styl w projektowaniu. W zegarmistrzostwie, które jak doskonale wiemy kanony kocha, stanowi podstawę osiągnięcia sukcesu, mierzonego stworzeniem ikonicznego modelu, który zapewni marce ponadczasową rozpoznawalność. Jeśli rzucicie okiem na nasz ranking TOP 10: Zegarki-ikony (TUTAJ i TUTAJ), znajdziecie w nim czasomierze, które mimo wielu dekad na rynku dalej są najczęściej wybieranymi przez klientów i kolekcjonerów. A wyglądają identycznie albo niemal tak samo od dnia powstania po obecne wersje, z zachowaniem proporcji, kolorów i ogólnego charakteru.
Jednym ze zdecydowanie najbardziej rozpoznawalnych wzorców stworzonych przez zegarmistrzostwo jest Omega Speedmaster. Mimo, że na świat przyszła jeszcze w szóstej dekadzie ubiegłego stulecia, w swojej najbardziej flagowej wersji praktycznie nie uległa zmianie.
Zapytajcie przeciętnego kolekcjonera, a odpowie, że Speedmaster to stalowy model na bransolecie, zaopatrzony w chronograf, bezel ze skalą tachymetru oraz czarny, matowy cyferblat z białymi aplikacjami. Choć Omega nie stroni od eksperymentowania ze Speedmasterem, to właśnie bazowy, czarny wariant Professional Moonwatch dalej jest sprzedażowym hitem i zegarkiem, który stanowi trzon bardzo wielu poważnych kolekcji. Jak nienagannie obłe linie Porsche 911, harmonijne połączenie drewna i skóry fotelu Eames, czy mała czarna od Channel, Speedmaster stworzył niemal nienaruszalny wzorzec z Sevres. Omega próbuje go przełamywać i choć czasem są to zabiegi całkiem udane (np. platynowa wersja z onyksem i meteorytem czy Apollo 11 50th Anniversary ze złotem Moonshine), żaden nie zbliżył się do pełnego sukcesu tak bardzo, jak tegoroczny Speedmaster Professional „White”. Być może – choć to moja subiektywna opinia – to najciekawszy Speedy obok legendarnego pierwowzoru.
Speedmaster „cały” na biało
Nie trzeba być specjalnie wytrawnym fanem księżycowej Omegi, żeby doskonale zdawać sobie sprawę, że to nie pierwszy wariant zegarka z białym cyferblatem. Z pewnością dwie najlepiej rozpoznawalne wersje to pokazana w roku 1969 Alaska i początkowo dość sceptycznie przyjęty przez fanów model Silver Snoopy Award z rocznika 2015. Ten pierwszy, z jakże emblematyczną, czerwoną osłoną z aluminium, jest dzisiaj kolekcjonerskim rarytasem. Snoopy’ego z kolei początkowo nie chcieli zamawiać nawet wytrawni kolekcjonerzy, a kilka lat później osiągał zawrotne ceny na rynku wtórnym. Czy oba te zegarki swój sukces zawdzięczają akurat kolorowi cyferblatu jest sprawą dyskusyjną, ale ani one ani żaden inny biały (tudzież srebrny) model rynku nie zawojował, przynajmniej w wymiarze dozgonnej sympatii kolekcjonerów.
Bohater tej recenzji światło dzienne ujrzał premierowo w dość oryginalny i niespodziewany sposób, jeszcze w listopadzie zeszłego roku. Wytrawne oczy zegarkowych spotterów wypatrzyły nieznaną dotąd referencję na nadgarstku Daniela Craiga (czyli byłego Jamesa Bonda) podczas eventu Planet Ocean w Nowym Jorku. Początkowo zegarek uznano za wariant Canopus Gold (własny stop białego złota Omegi), ale szybko tę opinię zweryfikowano. Sama marka rozwiała wszelkie wątpliwości – oraz bardzo gorące oczekiwania – w marcu bieżącego roku, prezentując oficjalnie referencję 310.30.42.50.04.001. Niektórzy ochrzcili ją nawet od razu mianem Speedmastera „Daniel Craig”.
It’s all about the dial
Wybaczcie angielskojęzyczny śródtytuł, ale ciężko go przełożyć elegancko na nasz piękny skądinąd język, a idealnie oddaje kwintesencję, a nawet tzw. clou nowego Speedmastera. Choć zazwyczaj uważa się, że nowa tarcza nie czyni nowego zegarka, w tym konkretnym przypadku dokładnie tak jest. I to na tarczy właśnie skupimy się niemal wyłącznie.
Pod wypukłe, profilowane szkło szafirowe, manufaktura z Biel wrzuciła śnieżnobiały cyferblat. Odcień bieli jest intensywny, czysty, połyskujący. Wszystko to zasługa lakierowanego wykończenia powierzchni, które w kontrze do matowego finiszu wersji czarnych, daje znacznie bardziej żywy, zdecydowanie elegancki efekt.
Biel cyferblatu doskonale przełamano czarnymi akcentami w postaci prostych, nałożonych indeksów godzinowych, logo marki oraz wskazówek. Na tarczy jest ich łącznie 6, z czego ta godzinowa i minutowa – ołówkowe i proste w formie – wypełniono niewielką ilością luminowy.
Trzy klasyczne tarczki Speedmastera wpuszczono lekko w powierzchnię cyferblatu, ale nie otoczono ramkami ani nie ozdobiono żadnym szlifem – i ten stylistyczny ascetyzm wypada docenić, bo doskonale podkreśla intensywną biel całości. Żeby jednak nie było nadto monochromatycznie, Omega dorzuciła do projektu dwa czerwone akcenty: napis „Speedmaster” na godz. 12 oraz grot wskazówki sekundowej stopera.
Technikalia bez zmian
Poza cyferblatem – fenomenalnym, jak już pewnie zdążyliście wywnioskować – reszta detali zegarka pozostałą niezmieniona, więc tożsama z najnowszą odsłoną klasycznego Speedmastera Professional z rocznika 2021.
Stalowa, wykończona polerkami i satynowaniem koperta ma 42 mm średnicy, nieco ponad 13 mm grubości i lug-to-lug mierzące 47,5 mm. Z góry konstrukcję zamyka bezel z aluminiową, czarną wkładką i skalą tachymetru. Od spodu zaś Omega proponuje przeszklony szafirowym szkłem dekiel, z widokiem na mechanizm. Szkło frontowe to również szafir, wypukły jak hesalit w klasycznej wersji i od spodu pokryty powłoką antyrefleksyjną.
W uszach koperty natomiast, rozstawionych klasycznie na 20 mm, zamocowano stalową bransoletę. W nowej, pokazanej wraz z nową odsłoną zegarka wersji, bransoleta ma rzędy ogniw złożone z większych satynowanych i mniejszych, wypolerowanych elementów. Całość zwęża się do 15 mm przy zatrzaskiwanej klamrze z parą owalnych, zabezpieczających przycisków. Od góry zapięcie zdobią pionowe, wygrawerowane linie oraz wypolerowane logo marki – grecka litera „Ω”.
Master Chronometer Coaxial
Za szafirowym oknem w deklu koperty Omega montuje swój manufakturowy kaliber 3861 Master Chronometer. Werk pokazano dumnie przy okazji wspomnianej już premiery nowego Moonwatcha jako współczesną, ale jednak wierną korzeniom odsłonę ręcznie nakręcanych mechanizmów, które zasilały oryginalne Speedmastery.
3861 ma więc zaimplementowany wychwyt współosiowy Co-Axial. Ma też certyfikat METAS – Master Chronometer, który gwarantuje wysoką odporność antymagnetyczną (jak wysoką, o tym TUTAJ) min. dzięki krzemowemu włosowi balansu. Sam balans taktowany jest na 3 Hz, a pełne nakręcenie sprężyny głównej (wygodnie, niezakręcaną koronką) pozwoli zegarkowi odmierzać czas bez przerwy przez 50 godzin.
Werk, z racji swojej manualnej natury, całkiem przyjemnie wypada również od strony estetycznej. Mimo że Omega nie jest manufakturą stawiającą na nadmierną ilość dekoracji, mieszanka dźwigni, przekładni, kół zębatych i dużego balansu robi bardzo przyjemne wizualnie wrażenie, podkreślone delikatnie pasami genewskimi i polerkami.
Wrażenia… i zachwyt
Jedną z cenniejszych zasad mądrego rozwoju, którą śmiało można by również przypisać rozsądnemu projektowaniu, jest ta mówiąca, że „jeśli coś jest dobre i działa, to po co to zmieniać?”. Inna mówi o przysłowiowym „wynajdywaniu koła na nowo” i ze spokojem Omega mogłaby do swojego flagowego modelu zastosować obie, z gwarantującym sukces skutkiem.
Klasyczny Speemaster Professional to z wielu względów zegarek kompletny, a jego kanon tak mocno wpisał się w zegarmistrzowski krajobraz, że Omega mogłaby go nie zmieniać i produkować jeszcze przez dekady, a i tak sprzedawałby się doskonale. Tak pewnie zresztą będzie, bo model z klasycznym, czarnym cyferblatem raczej nigdy nie zniknie z oferty.
Biała wersja natomiast, to zegarek zdecydowanie inny. Czy postrzegać go jako cywilną wersję Moonatcha, czy jako nieco bardziej luksusowy wariant, czy wreszcie jako ciekawą kontrpropozycję dla tradycji, Omedze udało się coś w pewnym sensie niesamowitego. To w moich oczach (i nie tylko moich, bo podobne opinie dało się zasłyszeć w branży) nie tylko najciekawsza nowa Omega od dłuższego czasu, ale i zegarek po prostu piękny. Powiecie, że piękno leży w oku patrzącego, ale trudno mi uwierzyć, żeby ktokolwiek wrażliwy na klasyczne (zegarkowe) piękno przeszedł obok tego modelu obojętnie. Lakierowany cyferblat „robi robotę” tak bardzo, że ciężko od niego oderwać wzrok. A przy tym zegarek ma wszystkie zalety Speedmastera w jego najbardziej rasowej wersji. 42 mm noszą się na nadgarstku znakomicie, bransoleta i jej mikroregulacja (tylko 2 mm, ale zawsze) podbijają komfort, a do tego trzeba pamiętać, że to jeden z najbardziej wdzięcznych paskom czasomierzy na rynku.
Do tego zestawu Omega oddaje bardzo dobrą jakość wykończenia detali i równie solidny mechanizm z dobrymi parametrami. Za to wszystko każe sobie zapłacić 41 500 PLN, czyli tylko o 600 PLN więcej, niż opcja w czerni. Musicie tylko zdecydować, czy wolicie coś bardziej wiernego historii i ciągle pachnącego księżycowym epizodem, czy jednak odrobina lakierowanego luksusu mówi do Waszego poczucia estetyki bardziej. Aż sam się sobie dziwie, ale skłaniam się ku drugiej opcji. Wyszło pięknie.
Omega Speedmaster Professional „White”
Producent | Omega |
Nazwa modelu | Speedmaster Professional „White” |
Ref. | 310.30.42.50.04.001 |
Mechanizm | manualny |
Symbol mechanizmu | 3861 Master Chronometer |
Rezerwa chodu (h) | 50 |
Tarcza | biała |
Koperta | stal |
Średnica (mm) | 42 |
Wysokość (mm) | 13,2 |
Wodoszczelność | 50m |
Pasek | bransoleta |
Cena (PLN) | 41500 |