
„Hands-On” Omega Speedmaster „Grey Side of the Moon”
Professional, Co-Axial, Moon Dust, Snoopy, Dark Side – Omegowy Speedmaster ma wiele twarzy. Oto jego najnowsze oblicze, „Grey Side of the Moon”.
Księżyc to nasz jedyny, naturalny satelita. Choć w układzie słonecznym jest wiele ciał o daleko bardziej fascynującej naturze, to właśnie srebrny glob przyciąga uwagę, fascynuje i intryguje. Patrzymy na niego praktycznie co wieczór, gdy świeci pełnym blaskiem i gdy przypomina jedynie wąziutki rogalik na czarnym, poprzetykanym gwiazdami nieboskłonie. To jedyne ciało niebieskie, jakie udało się do tej pory dotknąć ludzką stopą. Przywileju tego dostąpiło ledwie 12 astronautów, w tym oczywiście Buzz Aldrin z księżycowym Speedmasterem Professional na nadgarstku. Ponieważ Księżyc orbituje wokół Ziemi, my widzimy tylko jego połowę. Ta druga, ciemna strona pozostaje tajemnicą, ledwie zbadaną kilkoma fotografiami (wykonanymi m.in. przez sowiecką sondę Lunar 3 w drugiej połowie ubiegłego wieku). To jej właśnie Omega zadedykowała całkowicie czarny, wykonany z ceramiki model „Dark Side of the Moon” – pisaliśmy o nim obszernie TUTAJ. Drugi w serii ceramicznych Speedmasterów model – „Grey Side of the Moon” – nawiązuje do chropowatej, monochromatycznie szarej księżycowej powierzchni.

„Dark Side of the Moon” był pierwszym w historii Omegi zegarkiem, który tak odważnie wykorzystał technologię wytwarzania nowoczesnego, ceramicznego spieku. Symbol ZrO₂, naniesiony na ceramicznej tarczy, to nic innego jak chemiczny wzór tlenku cyrkonu, który jest budulcem zegarkowej ceramiki. Spiek powstaje w złożonym, wymagającym bardzo wysokich temperatur procesie, który na potrzeby „Grey Side of the Moon” (w skrócie GSotM) jeszcze rozwinięto. Tlenek cyrkonu przekształcany jest w węglik cyrkonu o charakterystycznej, metalicznie szarej barwie. Co istotne, barwa ta uzyskiwana jest w całym przekroju materiału, a gotowa ceramika jest o 10% twardsza, niż poprzednio.
Szarość nowego Speedmastera to także jego cyferblat. W odróżnieniu od ceramicznego w DSotM, ten w GSotM to piaskowana platyna. Jej chropowata, metalicznie szara powierzchnia ma przywodzić na myśl powierzchnię Księżyca, o którym amerykański astronauta Jim Lovell (misja Apollo 8) powiedział: „W sumie jest szary”.

O ile na prasowych fotografiach zegarek robi wrażenie dość mdłego, na żywo ta monochromatyczna szarość prezentuje się zaskakująco dobrze. Zaryzykowałbym nawet stwierdzenie, że jest bardziej luksusowo, niż przy czarnym i zdecydowanie bardziej sportowym „Dark Sidzie”. Kopertę starannie wykończono, a wypolerowana, szara ceramika wygląda znakomicie, łącznie z wypolerowanymi przyciskami chronografu i dwoma mocno wypukłymi szafirami.

Jeszcze lepsze wrażenie robi tarcza. Nie jestem może specjalnym fanem jasnych cyferblatów w takich zegarkach, ale piaskowana platyna (symbol P950 naniesiono ponad centralną osią) w zestawieniu z grafitowo-szarymi indeksami i wskazówkami współgra bezbłędnie. Jedyne, bardzo dyskretne akcenty kolorystyczne to czerwony czubek sekundnika stopera i napis „Speedmaster” pod logotypem. Do tego dochodzi jeszcze sporo Super-LumiNovy. Omega zaszalała i świecącą na jaskrawo-zielony kolor masę zaaplikowała nie tylko na indeksy i wskazówki. Odpowiednio naświetlone, mocno świecą także wygrawerowane w bezelu indeksy skali tachometru oraz… logo Omegi wycięte w koronce. Mały detal, a cieszy.


Układ cyferblatu – tzw. bicompax – to dwie otoczone lekko wystającymi ringami tarczki małej sekundy i stopera plus ulokowane na dole okienko daty.

W przeciwieństwie do tekstylnego, czarnego paska z DSotM, szary Speedy otrzymał bardziej luksusowego aligatora. Skóra jest zabarwiona na ciepły, szary kolor, przeszyta jasnoszarą nitką i zapinana na ceramiczną klamerkę. A jeśli zastanawiacie się, czemu nie zaproponowano ceramicznego motylka? – cóż, materiał ten jest po prostu zbyt kruchy, przy całej swojej wytrzymałości. Ciekawie mogłoby też wypaść zestawienie czasomierza z szarym, nylonowym paskiem NATO, tudzież z „bondowską” wersją szaro-czarną, którą Omega właśnie wprowadza do swojej oferty.


Ponieważ to już nasz trzeci tekst poświęcony Speedmasterowi w wersji automatic Co-Axial – pod detale kalibru 9300 odsyłam do tekstów TUTAJ i TUTAJ. Pisaliśmy nawet o tym, jak ten manufakturowy chronograf powstaje. Pod mocno profilowanym, szafirowym deklem Grey Side of the Moon tyka wyposażony w krzemową sprężynę wychwyt współosiowy z balansem taktowanym na 4Hz. Chronograf z kołem kolumnowym ma połączone ze sobą liczniki: godzinowy i minutowy, pozwalające zmierzyć czas o długości maksymalnie pół doby. Do tego dochodzi datownik (biały dysk z dużymi, czytelnymi, czarnymi cyframi) i szybka korekta godziny, w godzinowych skokach, do przodu i do tyłu. Gdybym mógł zasugerować coś zegarmistrzom Omegi, dorzuciłbym zdecydowanie szybką korektę datownika i (może) pokrycie werku czarną, pasującą do całego designu powłoką.


Zaimplementowanie nowych technologii i drogocenna platyna, poza wizualnym, ma także czysto finansowy wymiar. I tak drogi Dark Side w wersji Grey jeszcze podrożał. Za czarnego Speedmastera trzeba zapłacić 39.400PLN. Szary to już 41.300PLN, co czyni zegarek jednym z najdroższych „nie-złotych” modeli w ofercie marki. Niestety ceramika, platyna – to wszystko kosztuje. Nie chciałbym teraz zagłębiać się w detale cen zegarków (bo to temat na co najmniej grubą książkę), ale Omega z pewnością wykonała kawał bardzo solidnej roboty. I Dark i Grey Side of The Moon to świetnie zrobione zegarki, którym udało się zaskakująco dobrze odświeżyć legendę. Speedmaster to ikona pełną gębą i choć prawdopodobnie jej ceramiczne wersje tego statusu się nie dorobią, to mocno udane projekty. Ja skłoniłbym się w kierunku wersji Dark (bo lubię czarne), ale i Grey znajdzie swoich amatorów. Polecam wybrać się do warszawskiego butiku i obejrzeć zegarek na własną rękę, a raczej na własnej ręce.
