„Hands-On” Omega Speedmaster „Dark Side of the Moon”
Omega Speedmaster to bez cienia wątpliwości prawdziwa ikona mechanicznego zegarmistrzostwa. Co jednak, gdy ikonę tę zmienia się tak bardzo, jak w ceramicznej odsłonie „Dark Side of the Moon”?
O Omedze Speedmaster napisano i powiedziano już wiele, być może najwięcej ze wszystkich czasomierzy. Stworzony w 1957 roku, mechaniczny chronograf jest dla zegarków tym, czym Porsche 911 dla motoryzacji, a londyńskie Savile Row dla męskiej elegancji – po prostu ikoną i obiektem kultu. Chociaż pojęcie to jest mocno wyświechtane i znaleźć pewnie można by jeszcze kilka zegarków godnych tego miana, Speedmastera zna każdy, nawet niekoniecznie mocno interesujący się zegarkami w ogóle. Jego popularność to zapewne w dużej mierze zasługa amerykańskich kosmonautów, NASA i pierwszego spaceru człowieka po powierzchni Księżyca. To Speedmaster towarzyszył Buzzowi Aldrinowi i Neilowi Armstrongowi (misja Apollo 11) w wykonaniu małego kroku człowieka lecz wielkiego kroku ludzkości, przechodząc tym samym do zegarkowej legendy jako „Moonwatch”. Od tamtego dnia minęło 45 lat, a Speedmaster wciąż jest obiektem pożądania i niesłabnącej popularności. Omega stworzyła niezliczoną ilość wersji czasomierza, od tej najbliższej „kosmicznemu” oryginałowi (z manualnym kalibrem i hesalitowym szkiełkiem) po pokazany 3 lata temu model Professional z własnym, automatycznym kalibrem Co-Axial 9300, datą i powiększoną kopertą. Jeśli czytaliście moją recenzję tego zegarka (TUTAJ) wiecie już, że dla mnie to Speedmaster prawie idealny, jakby uszyty na miarę moich oczekiwań. Speedmasterowi puryści obruszyli się co prawda na nazywanie tej wersji „Professional”, ale patrząc racjonalnie trzeba ją postrzegać raczej jako uzupełnienie kolekcji o kultowy model w manufakturowym wydaniu. Tym bardziej, że manualny Speedy ma się dobrze i właśnie otrzymał nowe, ekskluzywne pudełko dla kolekcjonerów.
O ile jednak Speedmaster Co-Axial zaskoczył wielu, o prawdziwy szok Omega postarała się rok temu. Totalnie znikąd manufaktura z Biel/Bienne, po latach wytężonej pracy i testów (wedle słów Jeana-Clauda Monachona, szefa działu rozwoju marki) pokazała światu Speedmastera w całości wykonanego z czarnej ceramiki. „Dark Side of the Moon” spotkał się z entuzjastycznym przyjęciem – całkiem słusznie zresztą.
Czarny Speedmaster
Z grubsza rzecz ujmując „DSotM” parametrami, mechanizmem i ogólną formą nie różni się od Speedmastera Co-Axial 9300. Oba zegarki maja dokładnie ten sam automatyczny, wyposażony w krzemowe elementy wychwytu kaliber 9300 ze współosiowym wychwytem Co-Axial, kołem kolumnowym chronografu, datownikiem (niestety bez szybkiej korekty) i zespolonymi licznikami godzin i minut stopera. Mechanizm powstaje w Grenchen, wspólnymi siłami Omegi i ETY – pisaliśmy o tym zresztą więcej TUTAJ.
Absolutne novum „DSotM” – nie tylko w kolekcji Speedmaster ale i w skali całej Omegi – to jednak materiał użyty do wykonania zegarka – ceramika. Oczywiście ceramiczny kompozyt nie jest w branży zegarkowej niczym nowym, natomiast jakość i skala wykorzystania go przez Omegę to już zupełnie inna bajka. Zalety ceramiki zegarmistrzowskiej (nie mylić z kruchym, białym tworzywem zastawy stołowej) to jej bardzo duża wytrzymałość na zarysowania, lekkość, antyalergiczność i niewątpliwy urok wizualny. Materiał jest jednak trudny w obróbce (wymaga diamentowych ostrzy) i ciągle dość egzotyczny – tym bardziej imponująco wypada fakt, że z owej czarnej ceramiki Omega wykonała nie tylko kopertę ale i bezel, koronkę, przyciski, tarczę i zapięcie paska – słowem praktycznie całe widoczne zewnętrze czasomierza. A powstaje ona tak:
Co więcej, ceramika Omegi jest znakomicie wykończona. Koperta (44.25x16mm) ma wypolerowane na „czarny błysk” krawędzie uszu i wygrawerowany bezel, świetnie kontrastujące z satynowanymi bokami i górną płaszczyzną uszu. Pod mocno wypukłym, szafirowym szkiełkiem (z antyrefleksem) równie świetnie prezentuje się połyskująca, ceramiczna tarcza z nałożonymi indeksami godzinowymi, dwoma totalizatorami i delikatnie ożywiającą kompozycję czerwienią detali: grota wskazówki sekundowej stopera i wypukłego napisu „Speedmaster”. O materiale użytym do wykonania cyferblatu przypomina subtelnie ukryty nad centralną osią symbol [ZrO₂] – symbol chemiczny tlenku cyrkonu, z którego powstaje ceramiczny spiek. Cyferblat efektownie błyszczy w promieniach słońca, choć jego faktura nieco zmniejsza czytelność – na szczęście nie do wyraźnie przeszkadzającego stopnia. Genialnie wręcz wypada natomiast pasek – tekstylny z gumową wstawką w miejscu dziurek i prostą, ceramiczną klamerką. Komfort, dopasowanie i design na wielki plus.
Chociaż pokazanie własnej, zaawansowanej technologii tworzenia i wykańczania ceramiki właśnie na bazie legendarnego Speedmastra mogłoby się wydawać posunięciem ryzykownym – Omega doskonale wiedziała co robi. Status ikony modelu plus chwytliwa nazwa (czasem mylona nawet z tytułem pamiętnego albumu „Pink Floyd”), świetny projekt i bardzo wysoki poziom wykonania zaowocowały ogromnym zainteresowaniem i w miażdżącej większości pozytywnymi opiniami. Po zegarek ustawiły się kolejki, a wiedziona sukcesem Omega w tym roku przygotowała drugiego ceramicznego Speedmastera – Lunar Dust – z grafitowo-szarą ceramiką i srebrną, platynową tarczą. Ja jednak zdecydowanie skłaniam się ku „ciemnej stronie Księżyca”. Po pierwsze dlatego, ze lubię czarne zegarki (za ich charakter i uniwersalność). Po drugie, że DSotM jest po prostu znakomicie zrobiony. Po trzecie, że nadał Speedmasterowi zupełnie nowego wymiaru, zachowując jednocześnie jego DNA. Po czwarte wreszcie, że zegarek znakomicie się nosił, i – choć miałem go niecałe dwa tygodnie – przekonałby mnie do zakupu, gdyby nie chwilowy brak wolnych 37.000PLN. A wprost wymarzony duet Speedmasterów to oryginalny, manualny Professional na kalibrze Lemania 321 i Dark Side – po jednym na każdą stronę księżyca.
PS
O krótką opinię na temat Omegi „Dark Side of the Moon” poprosiliśmy szczęśliwego właściciela, naszego przyjaciela i zegarkowego dziennikarza Kristiana Haagena: „Piękny czasomierz. Bardzo wygodny na co dzień, choć może w wersji 42mm byłoby jeszcze lepiej. Bezbłędnie, lekko działające przyciski stopera – jedne z najwygodniejszych na rynku. Mechanizm absolutnie bez zarzutu, do tego bardzo precyzyjny. Może trochę zbyt połyskująca tarcza, przez co na szkle widać doskonale każdy odcisk palca. Znakomity, tekstylny pasek. Omega w tym względzie poszła bardzo do przodu, a ja sam niebawem sprawię sobie ich Barenia-leather NATO w kontrastującym brązie – DSotM w takiej kombinacji wypada świetnie.”
Więcej o Dark Side of the Moon czytaj TUTAJ i TUTAJ.
Zdjęcia: Łukasz Doskocz, Mateusz Pawelski
Porównywanie Omegi do Rolexa to spore naduzycie.Omega ma problemy z jakością, paprochy pod szybka, stające mechanizmy, nie ma własnych werków, nie jest to manufaktura, pomijam sporą utrate wartości przy odsprzedaży – około 30%.Wysoka cena nie spowoduje, że Omega stanie się Rolexem, bo tak nigdy nie będzie.Omega Wam zapłaciła za ten artykuł?
Wysłane ;)
Wynalazek
Rolex
brałbym niebieski gdyby tańszy był o minimum 1 kpln