
Recenzja TAG Heuer Carrera Calibre 36 Racing
Sportowe zegarki i wyścigi samochodowe od zawsze tworzyły doskonałe połączenie. Dowodem na to jest linia Carrera spod znaku TAG Heuer, której jubileuszowy model Calibre 36 miałem okazję testować przez ostatnie trzy tygodnie.

(TAG) Heuer a świat sportów motorowych
Gdybym miał wskazać dziedziny sportu wyeksploatowane przez marketingowców do granic wytrzymałości, z pewnością na szczyt listy trafiłyby wyścigi samochodowe. Logotypy marek – w tym również zegarkowych – zdobią zarówno pojazdy czy stroje kierowców, jak i same trasy. Do reklam angażowani są już nie tylko aktywni sportowcy, ale też – pośmiertnie – nieżyjący już od lat mistrzowie kierownicy. Byle okazje bywają pretekstem do stworzenia limitowanych edycji, które często upamiętniają mało znaczące wydarzenia lub powstały we współpracy z kierowcami spoza światowej czołówki. Krótko mówiąc – marketingowcy nie śpią i starają się zrobić wszystko, żeby sprzedaż zegarków marek za które odpowiadają wciąż rosła.

Na tym tle śmiało można stwierdzić, że związki TAG Heuera ze sportami motorowymi są dużo bardziej naturalne i rozpoczęły się w czasach, kiedy za noszenie zegarków nikt nikomu nie płacił. W latach 60. minionego stulecia sprzęt Heuera był intensywnie wykorzystywany na wyścigach samochodowych zarówno do pomiarów, jak i przez samych kierowców, którzy na swoich nadgarstkach nosili czasomierze tej marki. Byli to między innymi: Carlos Reutemann, Clay Regazzoni, Jacky Ickx, Niki Lauda, Mario Andretti, Gilles Villeneuve, Jody Scheckter, Jo Siffert, Ronnie Peterson, Emerson Fittipaldi, Denis Hulme i John Surtees. Część z nich wybrała Heuera sama, bez konieczności podpisywania kontraktów a tym samym bez odbierania czeku, który dzisiaj opiewałby pewnie na sumę z wieloma zerami.

Autorem tego niewątpliwego sukcesu był Jack Heuer. To właśnie on w 1958 roku dotarł do USA i podjął decyzję o nawiązaniu współpracy ze sportami motorowymi – pozostałe firmy wybrały w tym czasie drogę na skróty i szybsze pieniądze, uzyskiwane ze sprzedaży zegarków agencjom rządowym czy dużym korporacjom. Pięć lat później Heuer rozpoczął pracę nad nowym chronografem, zaprojektowanym specjalnie dla kierowców i miłośników wyścigów samochodowych – i tak właśnie narodziła się słynna linia Carrera. Inspiracją dla jej nazwy był popularny ówcześnie, trwający trzy dni wyścig Carrera Panamericana. Jego trasa wiodła przez tereny Meksyku i liczyła 3373km. Dla uczczenia 50. rocznicy tego przełomowego wydarzenia, firma zaprezentowała model Carrera Calibre 36.
„Podwójna tarcza”

Żeby wyjaśnić design tarczy testowanego modelu, musimy ponownie cofnąć się w czasie – konkretnie do roku 1960. Wówczas, z okazji swojej okrągłej rocznicy – 100 lat istnienia – Heuer zaprezentował przeprojektowaną linię stoperów. To właśnie w nich po raz pierwszy użyto tzw. „podwójnej tarczy”. Rozwiązanie to polegało na tym, że minutowy licznik chronografu przeniesiono z małej tarczki na centralną część tarczy głównej. Zrobiono to tak, że skala sekundowa naniesiona była na zewnętrznym ringu, a minutowa na wewnętrznym, natomiast wskazówki o różnej długości (sekundowa dłuższa) swoimi grotami dotykały tylko właściwej skali. Dzięki temu znacząco polepszyła się czytelność wskazań. Sam pomysł przez długie lata nie był wykorzystywany, dopiero w 2011 trafił do modelu Mikrograph i Mikrotimer (przy czym mniejsza, wewnętrzna skala to teraz ta godzinowa, natomiast zewnętrzne – minutowa i sekundowa), a następnie pozostał już z działem Haute Horlogerie TAG Heuera. Carrerę Calibre 36 z 2013 roku można uznać za swego rodzaju przełom – oto cecha charakterystyczna dostępna wyłącznie dla zegarków z najwyższej półki szwajcarskiej firmy trafia do czasomierza ze standardowej, nie objętej limitacją oferty. Zaryzykuję stwierdzenie, że testowany model to namiastka Haute Horlogerie dla przeciętnego śmiertelnika.

Carrera Calibre 36 Flyback Chronograph dostępny jest w 3 wersjach. Dwie pierwsze to stal z srebrno-antracytową lub w czarno-antracytową tarczą. Trzecia natomiast – nazwana Racing – to testowany przeze mnie, najbardziej sportowy wariant w tytanie pokrytym czarnym węglikiem tytanu, z antracytową tarczą.

Precyzyjny pomiar
Jak już wspomniałem, zegarek debiutował w 2013 roku, z okazji 50-lecia linii Carrera. Patrząc na historyczne modele kolekcji, można śmiało stwierdzić, że TAG Heuer projektując nowe czasomierze dość mocno inspiruje się tymi sprzed lat. 43mm Racing ma kopertę w znanym miłośnikom Carrery kształcie, napędza go kultowy mechanizm i – co najważniejsze – skupia się na precyzyjnym pomiarze czasu z dokładnością do 1/10 sekundy, który tu dodatkowo wzbogacono o funkcję flyback.

Samym stoperem operuje się w tradycyjny sposób tzn. przycisk na godz. 2 uruchamia sekundnik i go zatrzymuje, a ten na godz. 4 pozwala na zresetowanie wskazań. Funkcja flyback rozszerza możliwości chronografu, pozwalając na szybkie ponowne rozpoczęcie nowego pomiaru, bez konieczności zerowania poprzedniego. W trakcie pracy stopera wystarczy nacisnąć przycisk na godz. 4, co wyzeruje wskazania i automatycznie rozpocznie nowy pomiar. Normalnie – bez funkcji flyback – taka operacja wymagałaby zatrzymania, zresetowania i ponownego uruchomienia stopera, a zatem pomiar np. międzyczasów w trakcie biegu byłby niemożliwy. I choć samo zaimplementowanie do chronografu komplikacji powracającej wskazówki jest ponoć stosunkowo proste z zegarmistrzowskiego punktu widzenia, mało która firma decyduje się na takie rozwiązanie. A szkoda. Ja – jako, że na co dzień noszę zegarek bez chronografu – korzystałem z tej funkcji często, a „płynąca” po tarczy wskazówka i towarzysząca jej szybsza praca mechanizmu (o czym później) cieszyły oko (i ucho) przez 3 tygodnie.

Jeszcze jedna ważna informacja – wskazówka w 30-minutowym liczniku chronografu (na godz. 3) nie przemieszcza się płynnie, tylko przeskakuje w ciągu 2 sekund poprzedzających nową minutę, zmierzoną przez centralną wskazówkę sekundnika. Dzięki temu pomiar stoperem jest dokładny i dużo łatwiejszy do odczytu.
Design
Zegarki all-black są ostatnio bardzo modne i sporo takich modeli miałem okazję przymierzyć. Recenzowany TAG Heuer wypada na ich tle naprawdę dobrze. Właściwie wyprofilowana koperta, pomimo swoich 43mm, nawet na tak małym nadgarstku jak mój nie wygląda źle.

Kilkupoziomowa tarcza, nakładane, połyskujące arabskie cyfry pełniące rolę indeksów, ozdobione szlifem ślimakowym tarczki z polerowanymi brzegami, skala tachymetru, czerwone detale (zakończenia centralnej wskazówki sekundnika i małych wskazówek), zdobione przyciski chronografu, sygnowana logiem koronka oraz perforowany pasek od razu mówią nam, że mamy do czynienia ze sportowym zegarkiem. Delikatnie wkomponowane na godz. 6 okienko daty nie zaburza całości, natomiast antracytowa powierzchnia cyferblatu udekorowana szlifem słonecznym mieni się w świetle, ukazując całą paletę szarości.

Od strony przydymionego dekla widać mechanizm zegarka – El Primero – wraz z ozdobionym pasami genewskimi rotorem. Wahnik został również częściowo szkieletowany, aby możliwie najmniej przesłaniać werk.
W tym miejscu czas na małą zagadkę. Jak się okazało recenzowany przeze mnie model to prawdziwy „biały kruk”, właśnie ze względu na jeden „wyjątkowy” element widoczny na zdjęciu. Mam nadzieję, że czytającym jego odkrycie nie sprawi trudności. Na zakończenie recenzji wyjaśnię o co chodzi.
Legenda El Primero

O El Primero na łamach CH24.PL pisaliśmy już dość sporo. W kontekście niniejszej recenzji wypada jednak przybliżyć wydarzenia z 1969 roku. Właśnie wtedy Zenith, Heuer i Seiko walczyły o to, kto pierwszy przedstawi automatyczny mechanizm z chronografem. I choć zdania co do zwycięzcy tego „wyścigu” są mocno podzielone, jedno pozostaje pewne – spośród całej trójki tylko El Primero wciąż, po 45 latach od debiutu, znajduje się w produkcji. Cofając się do historii dodam jeszcze, że powstanie pierwszego El Primero z funkcją flyback datuje się na rok 1997. Dwa lata później (w 1999 roku) Zenith – producent mechanizmu – został włączony w szeregi grupy LVMH, do której należy również TAG Heuer. Wbrew oczekiwaniom połączenie to nie przyniosło wykorzystania na szeroką skalę werków El Primero w zegarkach TAG Heuer. I choć TAG Heuer ma w swojej ofercie własne mechanizmy o dobrych parametrach (Cal. 1887 oraz od niedawna 1969 / CH80), to do stworzenia wyjątkowych modeli decyduje się użyć kultowego El Primero. Robi to nie dlatego, że werk ten jest o wiele, wiele lepszy, ale raczej z powodu jego legendy i blasku chwały, która ma również spłynąć na nowe zegarki sygnowane logo manufaktury z La Chaux-de-Fonds.

Carrerę Calibre 36 napędza El Primero z automatycznym naciągiem i chronografem z kołem kolumnowym, pracujący z częstotliwością 5Hz. Zapewniam, że dla kogoś, kto lubi słuchać pracy zegarka przyspieszone 36.000 wahnięć/h (stąd nazwa Calibre 36) stanowić będzie przyjemną dla ucha odmianę, a płynnie przemieszczająca się wskazówka ucieszy z pewnością także oko. Werk widoczny jest przez przydymione szafirowe szkiełko dekla. Na ringu otaczającym owo szkiełko pojawiły się grawery typu „Swiss made since 1860” „Automatic 100 meters” oraz numer referencyjny zegarka. Ten ostatni – z niezrozumiałych dla mnie przyczyn – wypełniono złotym barwnikiem. I pomimo, że nie jest duży, trochę psuje spójną, czarną całość.

El Primero użyte w recenzowanym zegarku ma 30mm średnicy. Mechanizm o tym rozmiarze, zamknięty w kopercie niemal o 50% większej (43mm) wymusza „skoncentrowanie” tarczek w środkowej części zegarka. Mi osobiście takie rozwiązanie nie odpowiada – wygląda nieco nienaturalnie – choć trzeba przyznać, że dzięki umieszczeniu tarczek w niecce, na styku dwóch poziomów tarczy (przy brzegu skali godzinowej) projekt się broni.
Koronka po odciągnięciu do pierwszej pozycji pozwala na regulację czasu. W drugiej można nią zmienić wskazania datownika. Szkoda, że mała sekunda w każdym wariancie wciąż biegnie do przodu, a co za tym idzie „idealne” ustawienie czasu nie jest możliwe.
Wrażenia

Recenzowana Carrera Calibre 36 dostarczyła mi wiele radości z kilkutygodniowego użytkowania. Jest lekka i świetnie układa się na nadgarstku. Znajomi, którzy nie mają bladego pojęcia o zegarkach, pytani z czym kojarzy im się ten model, wskazywali jednogłośnie motoryzację. Zatem cel postawiony przez producenta został osiągnięty.
Mechanizm sprawował się wyśmienicie i przez 240 godzin odnotowałem odchyłkę na poziomie zaledwie -6 sekund (średnio na dobę było to +2 / -3 sekundy). Biorąc pod uwagę inne testowane zegarki, wynik ten jest jednym z najlepszych w tym przedziale cenowym. Zauważyłem też, że Carrera Calibre 36 odłożona na półkę koronką do góry stawała się jeszcze dokładniejsza (+2 / -1 sek. na dobę).

Zegarek dostarczany jest z perforowanym paskiem zakończonym klamrą na zatrzask (również „black”). Klamra działa bez zarzutu, pasek wygląda świetnie, ale… zmiana jego długości to droga przez mękę. Fragment paska przeznaczony do regulacji „marszczy” się podczas próby przeciągnięcia go przez element klamry. No i dopiero maksymalne zmniejszenie (na samej granicy!) sprawiło, że zegarek dopasował się do mojego nadgarstka. Na szczęście zmian ustawień dokonuje się rzadko, a co za tym idzie – szybko o nich zapomnimy.

Za każdym razem, gdy patrzyłem na tarczę (na wprost), dzięki nałożonym na jej powierzchnię indeksom nie mogłem się oprzeć wrażeniu, że to… samochodowy prędkościomierz, a pozostałe dwie tarczki stanowią jego uzupełnienie. Może właśnie dlatego zdjęcia Calibre 36 zrobiliśmy w doborowym towarzystwie równie wspaniałego Porsche Carrera 911 Turbo S Cabrio. Za TAG Heuera w testowanej wersji trzeba zapłacić 32.000zł. Za samochód nieco więcej, bo ponad 1 milion. Przyznacie, że w tym zestawieniu cena TAGa nie wydaje się zaporowa…

Na zakończenie czas na rozwiązanie zagadki. Otóż jak pewnie zauważyliście dwukrotnie nałożono indeksy minutowe ze wskazaniem 25, zapominając o 20. Z jednej strony można się zastanawiać, jak kontrola jakości mogła tego nie wyłapać, ale z drugiej świadczy to o tym, że przy produkcji tego zegarka pracowali ludzie, a nie maszyny. Z pewnością miałem do czynienia z egzemplarzem wyjątkowym. Kto wie, może za parę lat będzie go można kupić na jakiejś aukcji za dużo wyższą kwotę niż obecnie sugerowana.

Na (+)
– Sportowy charakter
– Legendarny mechanizm
– Duża dokładność
– Stylistyczne nawiązania do modeli historycznych oraz zegarków TAG Heuera z najwyższej półki
Na (-)
– Niewygodna regulacja paska
– Mała sekunda nie zatrzymuje się przy próbie zmiany czasu
TAG Heuer Carrera Calibre 36 Racing
Ref: CAR2B80.WRA2599
Mechanizm: Calibre 36, automatyczny, 50h rezerwy chodu, 36.000 A/h, mała sekunda, datownik, chronograf
Tarcza: antracytowa, polerowane wskazówki
Koperta: 43mm, tytan pokryty węglikiem tytanu, szafirowe szkło, szafirowy dekiel
Wodoszczelność: 100m
Pasek: skóra z perforowaną warstwą
Limitacja: —
Cena: 32.000PLN
Zegarek do testów dostarczyła firma Trufey, dystrybutor marki TAG Heuer na terenie Polski.
Za pomoc w realizacji sesji zdjęciowej dziękujemy salonowi Porsche Centrum Katowice.
Zdjęcie z wyścigu Carrera Panamericana, trzech wersji zegarka oraz Jacka Heuera – materiały prasowe TAG Heuer
Ok monster
Piękny
loved the longines collections
Monster
Monster
Jeśli chodzi o ten produkt to wszystko jest jasne raczej
Przepiękny