
TOP 10 SIHH 2019 – najciekawsze zegarkowe premiery z Genewy
Jak co roku, tak i w 2019 targi SIHH nadały bieg tegorocznym trendom branży zegarkowej. Genewa okazała się raczej optymistycznym spojrzeniem w ciągle dość niepewną i pełną zawirowań przyszłość, która nawet dla branży zegarkowej – wbrew ubiegłorocznym wynikom – jest nadal mocno nieprzewidywalna.
Z Genewy wróciliśmy jak zwykle zmęczeni (fizycznie) ale całkiem pozytywnie nastawieni mentalnie. Ogólny dobry nastrój, jaki zapanował po zakończonych niedawno targach SIHH, nakazywałby prawie jednoznacznie pozytywnie patrzeć na przyszłość (przynajmniej tę najbliższą) branży zegarkowej, gdyby nie ogólna sytuacja geopolityczna na świecie. Ta z kolei napawa wątpliwościami, które zegarkom, jak jednemu z dóbr luksusowych, nie mogą być obojętne. A przewidywanie przyszłości – choć ja mam raczej optymistyczne spojrzenie na temat – jest trochę jak wróżenie z fusów.
Najbardziej i najgoręcej dyskutowaną marką w Genewie był oczywiście Audemars Piguet – i to nie dlatego, że były to ostatnie targi SIHH manufaktury z Le Brassus. Wszystkiemu winny jest CODE 11:59 – nowa, delikatnie mówiąc kontrowersyjna kolekcja zegarków AP, o której poczytacie więcej TUTAJ. Nie pamiętamy, by na jakiejkolwiek z poprzednich edycji SIHH o jednej linii mówiło się aż tak dużo, tak skrajnie i tak emocjonalnie – i coś nam mówi, że nie do końca takie było założenie Audemars Piguet. CODE 11:59 na naszej liście TOP10 nie znajdziecie, ale… wybór i tak prosty nie był.
Tak więc oto co nam podobało się w Genewie najbardziej. Kolejność jak zwykle przypadkowa.
Łukasz Doskocz – 1. A. Lange & Söhne Zaitwerk Date
Fanem Zeitwerka jestem od 10 lat, czyli dokładnie od daty premiery pierwszego modelu w roku 2009. Choć to już pełna dekada jego egzystencji, dla mnie to dalej najdoskonalszy awangardowy projekt zegarmistrzowski od wielkiej manufaktury. Zeitwerk, ze swoimi skaczącymi regularnie wskazaniami, symetrycznym designem tarczy i absolutnie pięknym mechanizmem jest jak doskonały mariaż przeszłości i przyszłości.

W tym roku Lange, świętując 10 lat Zeitwerka (przy okazji 25-lecia reaktywacji całej marki), dodało do modelu jeszcze jedno wskazanie – datę. Rozwiązano je niestandardowo, w formie szklanego dysku dookoła cyferblatu. Zegarek urósł przez to do 44 mm, ale schudł z kolei dzięki przeprojektowanemu mechanizmowi i dalej świetnie prezentuje się na nadgarstku. To jeden z tych czasomierzy, obok którego nie da się przejść obojętnie.
Więcej o A. Lange & Söhne Zaitwerk Date: TUTAJ
Tomasz Kiełtyka – 2. Vacheron Constantin Traditionelle Twin Beat Perpetual Calendar
Traditionelle Twin Beat Perpetual Calendar to wyjątkowy model z dwoma kołami balansowymi. Jedno z nich pracuje z częstotliwością 5Hz, drugie 1,2 Hz, a do przełączania służy przycisk w kopercie na godz. 7. Idea jest taka, że nosząc zegarek na nadgarstku korzystamy z opcji 5Hz (co wpływa na dokładność), a odkładając na noc, zmieniamy na 1,2Hz (dzięki czemu rezerwa chodu wydłuża się do 65 dni!).

Sam moment zmiany trybu pracy jest ponoć z punktu widzenia precyzji chodu niezauważalny. Poza tym nowatorskim rozwiązaniem Vacheron Constantin w zaledwie 42 mm kopercie „upchnął” jeszcze wieczny kalendarz. Jak to zwykle bywa – problem jest tylko z ceną. W tym przypadku wynosi ona 210 000 EUR (~900 500 PLN).
Ł.D. – 3. Cartier Santos-Dumont
Z czasem i moim bardzo mocno ewoluującym gustem zegarkowym pewne kanony designu stały mi się bliższe, niż inne. Dokładnie tak było z Cartierem, który – niesłusznie – ciągle uznawany jest przez wielu za przede wszystkim jubilera. Krzywdzące to tym bardziej, że Cartierowi przypisuje się pierwszy męski zegarek na rękę, zaprojektowany dla brazylijskiego pilota i pioniera awiacji Alberto Santosa-Dumonta.

Tegoroczna wersja Santosa nawiązuje bezpośrednio do tego historycznego zegarka, oczywiście w uwspółcześnionym (na szczęście nie przesadnie) wydaniu. Stalowy albo złoty (tudzież mieszany) zegarek dostępny jest w dwóch rozmiarach, z tradycyjnym kaboszonem na koronce i jeszcze bardziej tradycyjną, charakterystyczną dla marki, srebrną tarczą z czarnymi indeksami rzymskimi i parą niebieskich wskazówek. Sekundnika nie ma, więc i kwarcowy kaliber w środku tak bardzo nie przeszkadza. Tym bardziej, że wydatnie przekłada się na płaskość koperty – raptem 7 mm.
Więcej o Cartier Santos-Dumont: TUTAJ
T.K. – 4. IWC Pilot’s Watch Spitfire Automatic
Jeszcze kilka lat temu na szczycie listy obejmującej zegarki dla pilotów z pewnością umieściłbym model Big Pilot’s. A że teraz preferuję czasomierze zdecydowanie mniejsze, to na podium wskoczył prosty i niepozorny model Mark XVIII – także od IWC Schaffhausen. Choć rozmiarowo zdecydowanie różni od wspomnianego Big Pilot’s, to nie ustępuje mu czytelnością. Jedyne zastrzeżenie budził do tej pory wykorzystywany przez IWC mechanizm, który wielu uznawało za zbyt słaby w stosunku do ceny na metce. Firma z Schaffhausen rozwiązała właśnie ten problem.

Model Spitfire Automatic – dostępny w 39 mm wersji w stali lub brązie – zasili manufakturowy kaliber 32110 z 72-godzinną rezerwą chodu. Cena przy tym nie odbiega znacząco od „Marka”. Brawo IWC!
Więcej o kolekcji IWC Pilot’s Watch Spitfire: TUTAJ
Ł.D. – 5. Vacheron Constantin Overseas Tourbillon
Drugi Vacheron w naszym zestawieniu, pierwszy tourbillon (zapewne jedyny) i dla mnie jedno z największych, pozytywnych zaskoczeń SIHH 2019. Kiedy pisałem o VC Overseas Tourbillon jeszcze przed startem imprezy, wspomniałem jak bardzo nie przemawia do mnie (zazwyczaj) pakowanie wielkich komplikacji w zegarki o stricte sportowym charakterze. I znowu wyszło, że z osądami nie ma się co spieszyć, a ocenianie po materiałach prasowych jest niewskazane.

Na żywo Overseas Tourbillon wygląda rewelacyjnie. Jego lakierowana tarcza prezentuje paletę kolorów od jaskrawoniebieskiego po ciemnogranatowy i jeszcze kilka innych. Duże okienko tourbillonu na godz.6 wygląda świetnie i – o dziwo – pasuje całemu projektowi. 42,5 mm koperta ze stali, zestawiona ze stalową bransoletą, świetnie leży na ręku, a w komplecie VC dorzuca jeszcze dwa paski. Zestaw tani nie jest – prawie pół miliona złotych – ale robi imponująco dobre wrażenie.
Więcej o Vacheron Constantin Overseas Tourbillon: TUTAJ
T.K. – 6. Montblanc Heritage Perpetual Calendar Limited Edition
Wierzcie mi, że zaprojektowanie spójnej, liczącej kilka różnych modeli linii zegarków nie jest rzeczą łatwą i nie zdarza się często. W tym roku udało się to firmie Montblanc. I choć wielu osobom serce skradł głównie model Pulsograph (z łososiową tarczą i mechanizmem od Minervy), to na swoim nadgarstku najchętniej zobaczyłbym wariant z wiecznym kalendarzem w limitowanej wersji ze złotą kopertą.

Zegarek utrzymano w stylistyce retro, a tarczki powiązane ze wskazaniami kalendarza wypełniają (w końcu!) cały cyferblat, a nie są ściśnięte w jego centralnej części tak jak w poprzednich wersjach. Dobre jest też to, że jeśli nie mamy około 110 000 PLN na wersję limitowaną w złocie, zawsze można wybrać tę „standardową”, w stali, za niemal połowę tej kwoty.
Więcej o kolekcji Montblanc Heritage: TUTAJ
Ł.D. – 7. Jaeger-LeCoultre Master Ultra-Thin Moon Enamel
Zawsze uważałem kolekcję Master Ultra-Thin od Jaeger-LeCoultre za jedną z bardziej udanych w kategorii garniturowych zegarków pod mankiet koszuli. Niby w ich projektach nie ma niczego rewolucyjnego a i sama forma jest raczej tradycyjnie klasyczna, a jednak. Master jest w wielu aspektach wzorcem dobrego klasyka, i nie zmienia tego nawet dość odważny dodatek zdobionej emalii.

Master Ultra Thin Moon Enamel należy do kolekcji trzech emaliowanych modeli, połączonych wspólnym motywem giloszowanego i emaliowanego na niebiesko cyferblatu, zamkniętego w kopercie z białego złota. Moon Enamel jest z całej trójki najprostszy, ale i z wielu względów najbardziej atrakcyjny, zwłaszcza kiedy ceni się stylistyczną prostotę.
Więcej o Jaeger-LeCoultre Master Ultra-Thin Moon Enamel: TUTAJ
T.K. – 8. Ressence Type 2 e-Crown
Ressence to młoda, belgijska marka, której bardzo kibicuję. Firma potrafi świetnie bawić się łączeniem tego, co tradycyjne i ważne w zegarmistrzostwie z nowoczesnymi rozwiązaniami, jak choćby umieszczeniem elementów tarczy w oleju (żeby pod wodą cyferblat nie tworzył efektu lustra, uniemożliwiającego odczyt czasu).

Nowy model Type 2 e-Crown to połączenie klasycznej mechaniki z elektronicznym modułem. Ten drugi wstrzyma pracę mechanizmu, kiedy nie nosimy zegarka oraz ustawi właściwy czas, gdy ponownie założymy go na nadgarstek. Natomiast wizualnie Ressence wciąż pozostaje nie do pomylenia z żadnym innym zegarkiem.
Więcej o Ressence Type 2 e-Crown: TUTAJ
Ł.D. – 9. Montblanc Heritage Pulsograph
Kolekcja Heritage udała się Montblancowi wyjątkowo, i niech drugi zegarek z niej pochodzący w naszym zestawieniu będzie tego najlepszym dowodem. Nawet najbardziej podstawowy, automatyczny model ma w sobie masę funu, vintage’owego designu i bardzo dobrego poziomu wykonania, szczególnie w relacji do ceny. Ja jednak jestem fanem chronografów, i te właśnie dwa modele najbardziej przykuły moją uwagę.

Monopusher Chronograph jest w sumie świetnie pomyślanym, eleganckim zegarkiem z jednym minusem – rozmiarem. 42 mm stalowej, dość grubej koperty plus jasna tarcza i wąski bezel sprawiają, że optycznie i na nadgarstku wygląda na większy. Problem ten ginie natomiast przy Pulsographie. Tu koperta jest mniejsza – 40 mm – i o zdecydowanie bardziej ergonomicznym, smukłym profilu. Do tego dochodzi piękna, łososiowo-różowa tarcza z niebieskimi akcentami i… ten mechanizm. Puslographa napędza manualnie nakręcana, wyposażona w chronograf obsługiwany jednym przyciskiem konstrukcja od manufaktury Minerva, należącej obecnie rzecz jasna do firmy Montblanc. A to już samo w sobie genialne i zarezerwowane niestety tylko dla 100 szczęśliwców.
Więcej o kolekcji Montblanc Heritage: TUTAJ
T.K. – 10. Audemars Piguet Royal Oak Extra-Thin „Jumbo” Salmon Dial
Co prawda na stoisku Audemars Piguet oczy wszystkich odwiedzających skierowane były w tym roku w kierunku kolekcji Code 11:59, ale gdzieś z boku, w jednej z gablot pojawiły się również nowe Royal Oaki. Ten który przykuł moją uwagę, to wersja z 39 mm kopertą z białego złota i tarczą… a jakże – łososiową.

Coś mi mówi, że ta „rybna ekspansja” na zegarkowe cyferblaty mocno się nasili, a to w efekcie doprowadzi do niestrawności. Ale póki kolor ten jest jeszcze stosunkowo rzadko spotykany, robi wrażenie. Tak czy siak – gdybym miał wybrać Royal Oaka dla siebie – postawiłbym jednak na stalową wersję z granatową tarczą.