„Hands-On” Audemars Piguet CODE 11:59 – SIHH 2019 [zdjęcia live, video, dostępność, cena]
Na zupełnie nową kolekcję firmy Audemars Piguet czekali niemal wszyscy fani zegarmistrzostwa. Pokazany tuż przed SIHH w mediach społecznościowych CODE 11:59 wzbudził tyle emocji, ile chyba żadna inna premiera od lat… A powodów jest kilka.
Kilka dni przed SIHH 2019, kiedy jak zwykle z entuzjazmem pakowałem walizkę na wyjazd do Genewy, Audemars Piguet pokazał na swoim profilu na Instagramie zajawkę nowej kolekcji zegarków. Kolekcji, o której mówiło się głośno od dawna, nawet ustami samego CEO marki. Zwiastun, napakowany celebrytami/ambasadorami, nie odkrywał praktycznie niczego. Oczekiwanie na zegarek, który (rzekomo) ma powtórzyć sukces Royal Oaka i być najważniejszą premierą AP od dekad, było jak oczekiwanie na kolejny, załogowy lot na Księżyc, a może nawet na Marsa. Chwilę później pojawiło się pierwsze zdjęcie nowej linii, konkretnie modelu Selfwinding z białą tarczą i – jak mawiają Anglicy – piekło się rozstąpiło… zerknijcie zresztą sami TUTAJ.
W komentarzach boleśnie przeważały opnie skrajnie negatywne, których wspólnym mianownikiem było głównie niedowierzanie. Przyznaję – sam widząc pierwsze zdjęcie CODE 11:59 pomyślałem, że to żart albo raczej nieudolnie wykonany render. Okazało się, że nowe AP istotnie wyglądają… hmmm.
Zanim jednak o tym, jak wygląda linia CODE 11:59 i skąd taka, a nie inna reakcja na nią, słów kilka o samym projekcie. Po pierwsze firma AP postawiła sobie za cel stworzenie całkiem nowego designu, nie bazującego na żadnych starych wzorcach, nie podobnego do niczego co znamy i widzieliśmy przedtem. Praca nad kolekcją trwała podobno 8 lat – i ten fakt wypada docenić, bo pokazanie za jednym razem kompletnej, liczącej sobie aż 13 referencji (plus 3 nowe mechanizmy) linii to nie lada wyczyn. Jest też jej nazwa – CODE 11:59. Nie jest to bynajmniej żaden sekretny kod, a skrót od słów:
Challenge | Own | Dare | Evolve.
11:59 z kolei oznacza ostatnią minutę przed końcem obecnego oraz początkiem następnego dnia. I nawet nie pytajcie o żarty z nazwy, bo i tych nie brakowało.
Zaprezentowano 6 modeli, które łączy wiele cech wspólnych. Bardzo zasadnie AP postanowiło zuniformizować rozmiar zegarków tak, że cała linia ma dokładnie 41 mm średnicy – wygodne na nadgarstku, choć sprawiające wrażenie większego i masywniejszego, niż na papierze. Koperty – zdecydowanie mocny punkt CODE 11:59 – zrobione są z białego albo różowego złota (stali na chwilę obecną nie przewidziano w ogóle). Złożona i dopracowana, kilkuelementowa konstrukcja w technicznym stylu ma w środkowej części ośmiokątny element, nawiązujący oczywiście do projektu Royal Oaka. Od góry i od dołu kopertę zamykają komponenty zespolone ze sobą wyciętymi w środku uszami, choć, co ciekawe, uszy przymocowane są tylko do górnego fragmentu. O dolny opierają się swobodnie. Teleskopy do pasków wkręcono w uszy dużymi śrubkami. Powierzchnie obudowy wykończone są bardzo starannie szczotkowaniem i polerowaniami na rantach. W deklu osadzono szafirowe okienko z widokiem na mechanizm (poza modelem Supersonnerie).
Kalibrów w linii jest w sumie 6, z czego 3 to zupełnie nowe konstrukcje. Zapewne najważniejszym z nich (choć nie najbardziej skomplikowanym) jest nowy, zintegrowany, manufakturowy chronograf – 4401. Na tę premierę fani AP czekali długo i cierpliwie, kręcąc nosem na dotychczas stosowany, modułowy mechanizm od Pigueta. 4401 ma koło kolumnowe, flyback, 70h rezerwy chodu generowanej 22ct, złotym wahnikiem (obecnym we wszystkich automatach serii), pełny mostek 4-Hercowego balansu oraz datownik.
Nowy jest także podstawowy, automatyczny kaliber z modelu Selfwinding. Opatrzona numerem 4302 konstrukcja ma 70h rezerwy chodu, pełny mostek balansu i datę. Ostatni nowy mechanizm, zbudowany pod premierę linii CODE 11:59 to automatyczny werk z latającym tourbillonem. Kaliber 2950 ma 65h rezerwy i 3-Hercowy tourbillon w wersji pozbawionej górnego mostka.
Trzy pozostałe kalibry w kolekcji to wieczny kalendarz (kal. 5134, 40h rezerwy chodu, fazy Księżyca), kaliber 2948 z tourbillonem i szkieletowaniem oraz kaliber 2953 – najbardziej skomplikowany – z repetycją minutową w wersji „Supersonnerie”.
Na koniec tej analizy zostawiłem sobie budzącą największe kontrowersje stronę zegarków CODE 11:59 – ich fronty. Osadzone w wąskim, wypolerowanym bezelu szafirowe szkło jest podwójnie profilowane. Poza tradycyjnym meniskiem wypukłym dodano pionową wklęsłość, przebiegającą jakby wzdłuż pionowej osi symetrii. Uzyskany dzięki temu efekt (wraz z powłoką antyrefleksyjną) ma poprawić czytelność cyferblatu, a przy okazji tworzy ciekawy efekt wizualny.
Jest wreszcie tarcza CODE 11:59, bohater większości żartów i kpin z najnowszego projektu AP. Według marki cyferblatom poświęcono szczególnie dużo uwagi. Lakier nałożony na tarczę modeli Selfwinding i Chronograph powstaje z 8 warstw, aplikowanych kolejno na metalową bazę. W modelu Perpetual Calendar, chyba najlepiej ocenianym z całej kolekcji, tarcza zrobiona została z awenturynu. Z kolei Tourbillon i Supersonnerie mają cyferblaty emaliowane, z malowanym emalią logo. W wersjach z lakierem indeksy i logo są nałożone – i wedle zapewnień AP samo opracowanie procesu nałożenia zrobionego z jednego kawałka logotypu zajęło… 2 lata.
Wspomniałem już, jaka była początkowa reakcja (rynku, ale również moja) na zdjęcia CODE 11:59. Pierwszy światło dzienne (a raczej podświetlone wyświetlaczem smartfonów) ujrzał model Selfwinding z białym cyferblatem. Na swoje nieszczęście AP pokazało więc model, po którym ciężko ocenić jakość i (ewentualne) smaczki. Jakość jest zresztą bezdyskusyjną zaletą całej kolekcji. Audemars Piguet nie bez przyczyny pozycjonowany jest w trójce najlepszych szwajcarskiego zegarmistrzostwa – wykonanie trzyma na najwyższym poziomie. Inna sprawa, że prosty, bardzo ascetyczny i zadziwiająco skromny w detale cyferblat średnio pasuje do tak zaawansowanego zegarka, tak zacnej manufaktury.
Płaskie indeksy i proste, zwykłe wskazówki psują efekt doskonale wykonanego lakieru lub emalii, a dziwią tym bardziej, że reszta elementów zegarka jest naprawdę świetnie zrobiona. Ciężko też zrozumieć, czemu mocno awangardową kopertę zestawiono z tarczami pasującymi raczej (za wyjątkiem szkieletowanego tourbillonu) do zegarków o klasycznej, eleganckiej naturze. Czemu? To pytanie bez odpowiedzi – Audemars upiera się przy swojej teorii projektu nie obciążonego żadnymi inspiracjami. Ja szczerze mówiąc nie mam pojęcia, co kierowało projektantami AP. A szkoda, bo nudnawa tarcza (szczególnie w dwóch najtańszych modelach Automatic i Chronograph) de facto zaważa na ocenie całego, miejscami ciekawego i klasowego projektu. Taki np. Perpetual z awenturynem wygląda co najmniej interesująco.
Najtańszy w zestawieniu CODE 11:59 Selfwinding kosztuje 25 000 CHF (~95 000 PLN). To swoją drogą niemal dokładnie tyle, ile kosztuje stalowy Royal Oak w wersji Automatic. Chronograf wyceniono na 39 500 CHF (~150 000 PLN). Perpetual Calendar to koszt 69 500 CHF (~265 000 PLN). Tourbillon w wersji z pełną tarczą uszczupli budżet o 129 000 CHF (~490 000 PLN), zaś jego szkieletowana wersja o 175 000 CHF (~665 000 PLN). Zdecydowanie najdroższy w zestawieniu jest repetier Supersonnerie. Za jeden egzemplarz trzeba zapłacić 295 000 CHF (~1 121 000 PLN).
Wedle zapowiedzi CEO Audemars Piguet – Francoisa-Henry’ego Bennahmiasa – w tym roku z Le Brassus wyjedzie łącznie 2000 egzemplarzy CODE 11:59. Żaden z nich nie trafi do Polski. Co stanie się z linią w 2020 roku, to pokaże czas. Jedno jest pewne, dla AP to było ostatnie SIHH – od przyszłego roku marka nie będzie się już wystawiać w Genewie.
Więcej detali dotyczących poszczególnych modeli COD 11:59 znajdziecie TUTAJ.