„Hands-On” Audemars Piguet Royal Oak Selfwinding
Nieśmiertelny Royal Oak koncepcji Geralda Genty jest z nami już 40 lat. Tegoroczne urodziny to odświeżona linia obejmująca komplikacje i reedycje modeli podstawowych, w tym ref.15400 z automatycznym kalibrem i niebieską tarczą.
W świecie zegarkowym Royal Oak jest bezwzględną ikoną, obiektem kultu kolekcjonerów i pasjonatów, nieprzerwanie od dokładnie 4 dekad (czytaj więcej TUTAJ). W roku 1972 projektant Gerald Genta przedstawił wizję luksusowego, sportowego czasomierza w stalowej kopercie, uformowanej w bardzo technicznym, industrialnym można by rzec stylu. Zegarek był przełomem, a jego wstępne, bardzo niechętne i nieprzychylne przyjęcie, zmieniło się w gigantyczny sukces, ponadczasowy wzorzec i prawdziwą ikonę manufaktury z Le Brassus.
40 lat później Royal Oak (z ang: królewski dąb) jest popularniejszy i bardziej pożądany niż kiedykolwiek wcześniej. Choć zegarek nie zmienił się praktycznie wcale od momentu swoich narodzin (co świadczy o geniuszu Genty) kolejka ustawiająca się po nowe egzemplarze często przekracza możliwości produkcyjne manufaktury. Trend ten tylko wzrósł po tegorocznym SIHH. Ci, którzy spodziewali się, że AP uczci 40. rocznicę Royal Oaka czymś spektakularnym i nowym, mocno się zawiedli. Manufaktura wyszła z założenia, że idealnego wzoru się nie zmienia, i całą nową kolekcję RO utrzymała w doskonale znanym stylu Genty. Odnowiona, rocznicowa seria to m.in. dwie platynowe limitacje ze szkieletowanymi mechanizmami, płaski tourbillon, chronograf i dwie najbardziej pożadane nowości – model Extra-Thin (na wzór legendarnego Jumbo) w 39mm, płaskiej kopercie oraz nowy automat (Selfwinding) w powiększonej, lekko odświeżonej wersji.
Stalowy Selfwinding (dostępny także w różowym złocie) urósł, w stosunku do poprzedniej wersji, do idealnych 41mm średnicy. Choć 2 dodatkowe milimetry mogą się wydawać dość istotną zmianą, w rzeczywistości różnica ta jest niezauważalna, a dla mnie nowy rozmiar jest bardziej „charakterny”, zachowując przy tym rozsądne i komfortowe proporcje (porównanie z 42mm ROO Diver możecie zobaczyć na zdjęciach poniżej).
Duża w tym zasługa fenomenalnej bransolety, idealnie spawanej (masywnej a jednocześnie elastycznej) i zapinanej na zintegrowaną, zatrzaskową klamrę z dwoma przyciskami zabezpieczającymi. Cały zegarek ma doskonale znaną, 8-kątną formę, wykończoną mechanicznie polerowanymi i satynowanymi powierzchniami, a jedyne modyfikacje, poza rozmiarem, dotyczą tarczy. Ta, z giloszowaniem Petite Tappiserie, dostępna jest, w wersji stalowej, w trzech wariantach: białej, czarnej i „niby-niebieskiej”. Piszę „niby-niebieskiej” bo, jak częściowo widać na zdjęciach, ten niebieski kolor jest w rzeczywistości ciemnogranatowy, a i żeby jego pełną barwę wydobyć trzeba idealnie doświetlić cyferblat, pod odpowiednim kątem. Lubię niebieskie zegarki, ale rozumienie barwy niebieskiej przez AP daleko mija się z moim. Dość dodać, że w tej wersji, zależnie od wspomnianego kąta padania światła, tarcza może się równie dobrze wydawać czarna lub szara. Na szczęście dwie pozostałe wersje – czerń i biel (srebro) – pozostawiają spore pole wyboru. Zmiany, jakie projektanci marki wprowadzili w designie twarzy zegarków, to nieco przeprojektowane wskazówki (bardziej kanciaste) oraz wysmuklone i wydłużone indeksy godzinowe. Reszta jest klasyczna, łącznie z dyskiem datownika w kolorze odpowiadającym tarczy.
Również identyczny jest mechanizm zamknięty w kopercie – automatyczny kaliber 3120 z pełnym mostkiem balansu, balansem typu Gyromax, pokaźną, 60-godzinną rezerwą chodu i topowym wykończeniem, na czele ze złotym, grawerowanym wahnikiem. To sprawdzony, uznany i ceniony silnik, często określany mianem jednego z najlepszych podstawowych automatów w historii zegarmistrzostwa. Jedyna jego wada, w odniesieniu do Ref.1540, to mała średnica, wynosząca zaledwie 26mm. Taka dysproporcja między wielkością kalibru, a średnicą zegarka oznacza, że szafirowe okienko osłaniające mechanizm otacza szeroki, stalowy dekiel. Wkręcony na 8 małych śrubek satynowany pierścień jest zwyczajnie brzydki, zbyt toporny i nieprzystający do reszty. Kilka grawerów mogłoby go znacznie ożywić.
Poza tym drobnym detalem i średnio udaną, niebieską tarczą, nowy, automatyczny Royal Oak to zegarek tak samo doskonały, jak poprzednicy. Sam nigdy nie byłem miłośnikiem „dębowej” kolekcji AP i chociaż raczej nie zapałałem do niej nagle płomienną miłością, to obiektywnie trzeba przyznać, że jest doskonale wykonanym (technicznie i mechanicznie) czasomierzem. W sumie wersję z czarnym cyferblatem chętnie założyłbym na dłużej na własny nadgarstek. Niestety konieczne do zapłacenia 56.200 PLN na razie skutecznie utrudnia realizację tej zachcianki.
Opracowanie: Łukasz Doskocz
Zdjęcia: Wiktor Ruzik