Road Trip: Z wizytą w TAG Heuer
Prezentujemy kulisy powstawania zegarków spod znaku TAG Heuer – marki mocno związanej ze sportem oraz komplikacją chronografu.
W ostatnich latach producent z La Chaux-de-Fonds kojarzy się przede wszystkim z niesamowitymi rozwiązaniami technologicznymi zamkniętymi w prototypowych zegarkach, ale popularność, rozpoznawalność i sławę przyniosły mu linie Carrera, Formula 1 oraz Monaco. Połączenie nowoczesności z klasycznym designem, elegancji i sportowego zacięcia na stałe wpisało się w sposób patrzenia na wytwarzanie czasomierzy przez TAG Heuera. Poza konotacjami sportowymi marka związana jest także z Hollywood. Do kampanii reklamowych zaprasza pierwszoligowe gwiazdy ekranu. Obecnie promują ją m.in. Cameron Diaz i Leonardo DiCaprio.
Jako miłośnik czasomierzy w ciągu całego roku opisuję liczne branżowe nowości. Nie ma jednak nic przyjemniejszego niż wizyta w miejscu, gdzie wszystkie te mikromechaniczne cuda powstają. Zwłaszcza, gdy są to zegarki z bogatą, bo ponad 150-letnią historią, a marka nie osiada na laurach, tylko wciąż dynamicznie się rozwija. TAG Heuer – bo o nim akurat mowa – to firma, która już wiele dekad temu postanowiła się związać z komplikacją stopera, a w efekcie również ze sportem. Trzeba dodać, że niemal co roku jesteśmy przez nią zaskakiwani niestandardowymi, prototypowymi rozwiązaniami, mającymi na celu poprawienie precyzji mechanicznego pomiaru czasu. I nie sądzę, żeby jakakolwiek marka miała na tym polu tak duże zasługi jak właśnie ten szwajcarski producent.
Jadąc do La Chaux-de-Fonds – gdzie w towarzystwie Diora i Louisa Vuittona (należących również do grupy LVMH) stoi budynek TAG Heuera – nie oczekiwałem niczego innego jak w pełni zautomatyzowanej linii produkcyjnej. Tymczasem wizyta była pełna niespodzianek…
Muzeum TAG Heuer
O historii TAG Heuera pisaliśmy już TUTAJ. Aby teorię skonfrontować z praktyką, każdemu fanowi marki polecam odwiedzenie muzeum tej firmy. Otwarte w 2008 roku pomieszczenie to spora, zagospodarowana dość futurystycznie przestrzeń w budynku głównym, na której zgromadzono zegarki i eksponaty łączące się z ponad 150-letnią historią szwajcarskiego producenta.
Przestronność i nowoczesność (włącznie z animowanym różnymi obrazami sufitem) połączona w wydaniu TAG Heuera z tradycją, tworzą imponujące wrażenie. Całe muzeum – patrząc z góry – przypomina architekturą i układem elementy zegarka, a wśród zgromadzonych tu eksponatów znajdziemy choćby prawdziwego Świętego Graala marki – model Heuer Monaco, noszony przez Steve’a McQueena w filmie Le Mans (z 1971 roku).
Nie brakuje tu także przedmiotów innych niż zegarki, jak np. kask legendarnego kierowcy F1 – Ayrtona Senny.
Laboratorium
Jest sporo elementów łączących wszystkie manufaktury zegarkowe – ot, choćby pracujący za biurkiem zegarmistrz. Każda firma ma jednak ma coś, czego próżno szukać u konkurencji. W przypadku TAG Heuera na długo zapamiętam laboratoria, w których odziani w białe kitle panowie – niczym w filmach S-F – upewniają się, że produkowane tu elementy będą służyć przyszłym właścicielom długie lata. W kilku pomieszczeniach znajdują się liczne maszyny, pomagające w przeprowadzeniu wielu przydatnych testów. W związku z tym, że wykonuje się je nie tylko dla TAG Heuera, ale również dla pozostałych produktów z grupy LVMH (np. Zenith, Hublot) – nie pozwolono nam niestety na wykonywanie zdjęć.
Jedyna maszyna, jaką mogliśmy sfotografować, to przyrząd badający wytrzymałość dołączonych do kopert bransolet. Zamocowany odpowiednio zegarek zostaje w niej poddany licznym wygięciom i skręceniom, co w efekcie końcowym pozwala określić przewidywaną długość życia bransolety.
Na innej maszynie ustawione w szeregu zegarki – niczym na jednej z atrakcji w lunaparku – podjeżdżają po specjalnych prowadnicach w górę i z impetem opadają w dół. W ten sposób badana jest wytrzymałość na zrzucenie z wysokości jednego metra. Kolejne urządzenie testuje wpływ światła na wybrane powierzchnie. Są one – w towarzystwie specjalnych próbek – poddawane promieniowaniu. Po pewnym czasie elementy zegarka i umieszczone obok próbki porównuje się z wzorcami. Na wzmiankę zasługuje także maszyna odpowiadająca za badanie struktury materiału, który celowo uszkadza się i tworzy wszelkiego rodzaju wżery. Dzięki temu można określić jak zachowa się zarysowana koperta wystawiona na działanie np. kwaśnej substancji. Są również urządzenia testujące przyciski chronografu, koronki i klamry. Ich ciągłe wciskanie sprawdza zachowanie poszczególnych elementów na przestrzeni lat. Oczywiście to tylko niektóre ze znajdujących się w laboratoriach przedmiotów. Cieszy fakt, że firma nie chowa tych pomieszczeń i chwali się tym, że właśnie tego typu testy mają być w przyszłości gwarancją poprawnego działania elementów zegarka.
Wielkie koncepcje
W portfolio szwajcarskiego producenta znajdziemy liczne, uznane za kultowe kolekcje jak choćby wspomniane już Carrera i Monaco. Jednak to prototypy, którymi TAG Heuer niezmiennie od kilku lat zaskakuje, są prawdziwymi perełkami. Innowacyjne, niespotykane dotąd rozwiązania techniczne, dzięki którym możliwy staje się np. mechaniczny pomiar czasu z dokładnością do 1/2000 sekundy robią zasłużone wrażenie. Zwłaszcza, że wszystkie prototypy działają i istnieją – nie tylko na papierze. A to kilka z nich:
Kaliber 1887
Kaliber 1887 to obecnie flagowy mechanizm chronografu w ofercie TAG Heuera (nowy – Calibre 1969 – pokazano niedawno, już po naszej wizycie). Bazujący na rozwiązaniach SEIKO werk zapewnia świetne parametry chodu za przyzwoitą cenę. A jak powstaje?
Na pierwszych stanowiskach pracują osoby, które przyucza się do wykonywania kilku czynności. Na ogół są to dwa, przeprowadzane naprzemiennie (każdego dnia inny) procesy. Choć wymagają precyzji i koncentracji, nie trzeba być zegarmistrzem, żeby zostać tu zatrudnionym.
Proces składania mechanizmu 1887 jest częściowo zautomatyzowany. W specjalnych szynach, niczym łódeczki w japońskiej restauracji sushi, pomiędzy poszczególnymi stanowiskami podróżują komponenty kalibru. W końcowej fazie wszystko jest sprawdzane przez wykwalifikowanych zegarmistrzów.
Oczywiście po drodze weryfikowana jest praca poszczególnych komponentów, a na końcu – po złożeniu gotowego mechanizmu – testuje się jego dokładność chodu.
Po zakończeniu prac nad mechanizmem, trafia on na biurko osoby montującej tarczę, a następnie wskazówki.
Tak stworzona całość jest potem umieszczana w kopercie i szczelnie domykana.
„Gotowy” zegarek wędruje teraz na szereg testów. Pierwszym jest ten dotyczący szczelności. W tym celu pracownik umieszcza kroplę zimnej wody na szkiełkach spoczywających na ciepłej płycie kopert.
Egzemplarze, w których szybka zajdzie parą wracają do sprawdzenia, natomiast te, które test przejdą na 6-tkę wędrują do kąpieli tzn. do pojemnika, w którym wytwarzane są warunki odpowiadające maksymalnej wodoodporności zegarka.
W dalszej części dekle zegarków są grawerowane. Za ten proces odpowiadają dwie maszyny.
Na końcu do zegarka przytwierdzana jest bransoleta lub pasek.
Po wszystkich etapach przychodzi czas na końcowe oględziny. Jeśli znaleziona zostanie rysa, czasomierz wędruje na stanowisko, na którym zostanie odpowiednio wypolerowany.
Podsumowanie
Dzień w budynku TAG Heuera upłynął bardzo szybko. Sporym zaskoczeniem na plus okazał się fakt, że na każdym etapie produkcji zegarka pracują nie tylko maszyny, ale przede wszystkim ludzie. To wciąż – przynajmniej dla mnie – bardzo istotne, szczególnie w kontekście użycia słowa „manufaktura”. Co ciekawe, każda osoba zatrudniająca się – nawet na stanowisku marketingowca – musi odbyć praktyki za biurkiem zegarmistrzowskim. Bynajmniej nie z powodu ewentualnej pracy na zastępstwo, ale dla poznania ogólnych zasad funkcjonowania zegarków i mechanizmów. Postępowanie godne naśladowania.
Siedziba w La Chaux-de-Fonds to także cała gama interesujących zegarków. Zwłaszcza prototypów, w których inżynierowie marki wprowadzili rewolucyjne rozwiązania. To właśnie za ich pośrednictwem TAG Heuer pokazuje, że w świecie zegarkowym jeszcze nie wszystko zostało odkryte i ciągle można zmierzyć coś dokładniej i bardziej precyzyjnie.