
Recenzja A. Lange & Söhne Odysseus [zdjęcia live, dostępność, cena]
Sportowy zegarek w stali jest dzisiaj jednym z wiodących trendów branży zegarkowej, ale w wydaniu Lange to zupełnie inna opowieść. Na wskroś niemiecka, wierna własnemu stylowi i niepozbawiona kontrowersji – co zresztą może być jedną z wielu zalet Odysseusa.
Lubię myśleć, że przez 10 lat pisania dla CH24.PL nauczyłem się możliwie obiektywnie oceniać zegarki i zdobyłem wiedzę, predestynującą do bycia redaktorem naczelnym największego zegarkowego portalu w Polsce. Przez moje ręce przeszło pewnie kilkaset (jeśli nie więcej) czasomierzy z każdego możliwego przedziału cenowego, w pełnym przekroju jakości wykonania. To z kolei pozwala mi łatwiej wybierać co lubię a co już nie koniecznie. Wybór nigdy nie jest łatwy, ale jeśli czytacie nas uważnie, pewnie zdążyliście zauważyć, że szczególnym sentymentem darzę A. Lange & Söhne. Jasne, to firma z najwyższej, kosmicznej wręcz półki i pewnie jeszcze długo nie będzie mnie stać na żaden jej zegarek. Nie zmienia to faktu, że Lange cenię ogromnie, ba… uważam za najlepszą dziś zegarkową markę na świecie. Niemcy swoje czasomierze robią w malutkim, urokliwym skądinąd Glashütte (które odwiedziliśmy i opisaliśmy TUTAJ). Rocznie mury rozbudowanej niedawno manufaktury opuszcza mniej niż 6 000 zegarków, jakieś 10 razy mniej, niż tworzy w Genewie Patek Philippe – firma uznawana powszechnie za króla mechanicznego zegarmistrzostwa. Wszystkie zegarki Lange są mechaniczne i powstają w przytłaczającej większości własnym sumptem, na własnych mechanizmach, łącznie z manufakturową sprężyną balansu, co jest rzadkością w skali całej branży. Najważniejsza jest jednak swego rodzaju konsekwencja. Każdy, dosłownie każdy, nawet najdrobniejszy krok w rozwijaniu marki jest przemyślany i oparty o pewien dopracowany schemat. Niemcy – jak to zresztą Niemcy mają w naturze – pedantycznie przywiązują wagę do szczegółów. Tak jest również z projektowaniem nowych modeli oraz z samym ich procesem powstawania. Nieważne, czy to najprostsza Saxonia z dwiema wskazówkami i manualnym werkiem, czy Tourbograph Perpetual „Pour le Merite” z mechanizmem złożonym z 684 komponentów – każdy zegarek jest dopieszczany ręcznie do tego stopnia, że jego kaliber składany jest dwukrotnie: po raz pierwszy by sprawdzić jego funkcjonowanie i drugi, by zaaplikować dekoracje, nawet na części, których przyszły właściciel nie będzie widział.

Równie skrupulatny jest design A. Lange & Söhne. Niemiecka szkoła projektowania plus wspomniany już kanon sprawiają, że zegarki Lange, choć klasyczne i eleganckie w tradycyjny sposób, ciężko raczej pomylić z czymkolwiek innym. Odstępstwo od normy przyszło w sumie tylko raz w 25-letniej, współczesnej historii. Na SIHH 2009 pokazano Zeitwerka – zegarek z cyfrowym wskazaniem czasu, zamknięty w dużej kopercie ze złota (nasz test wersji Striking znajdziecie TUTAJ). Nawet ten awangardowy ruch zawierał w sobie pewne detale stylu Lange, połączone z absolutnie genialnym zegarmistrzostwem. Do dziś uważam, że ten już przeszło 10-letni projekt to najdoskonalszy powiew designerskiej awangardy wśród wszystkich tradycyjnych marek zegarmistrzowskich. Na kolejne odstępstwo od reguły przyszło czekać dekadę, choć sam pomysł podobno pojawił się w głowach ekipy z Glashütte raptem 2 lata po premierze Zeitwerka, jeszcze za czasów legendarnego Güntera Blümleina.

Odysseus światło dzienne ujrzał oficjalnie w październiku zeszłego roku, ale pierwszym dziennikarzom zegarek pokazano wcześniej. Moje zaproszenie na premierę do Drezna – drugiego domu A. Lange & Söhne – przegrało z organizowaną przez CH24.PL w tym samym czasie galą wręczenia nagród w konkursie Zegarek Roku. Już pierwsze zdjęcia prasowe nowego Lange wywołały niemałe poruszenie. I nie chodziło bynajmniej o sam fakt tego, że firma porywa się na zegarek sportowy w stali, ale o to, jak się porywa. Odyseusz to nie tylko oryginalne imię, ale i mocno nietuzinkowe podejście do tematu – coś bardziej jak wariacja na temat niż konkretne wpisanie się w przyjęte ramy. Jedno mogę napisać już teraz – to zegarek bardzo w klimacie Lange.
Detale i DNA
Kluczowym elementem casualowego, sportowego zegarka w stali jest jego codzienna funkcjonalność i komfort użytkowania. Na tym polu Odysseus wypada idealnie i zmyślenie zarazem. Zrobiony w całości ze stali zegarek waży 145 g – bardzo rozsądnie jak na połączenie niemałej, stalowej koperty i masywnej bransolety. Konstrukcja technicznie nie jest zintegrowana, nie w myśl zasady o braku tradycyjnych uszu. Obudowa je posiada, długie, wycięte od zewnątrz, zagięte lekko ku dołowi tak, by lepiej dopasować się do nadgarstka.

Zakręcana koronka ulokowana jest po prawej stronie, a zegarek pierwszy raz w historii Lange jest wodoszczelny do 120 m. Z obu stron koronka otoczona jest wypustkami, które na pierwszy rzut oka wyglądają jak jej osłona. W rzeczywistości to bardzo sprytnie wkomponowany, funkcjonalny element designu – wygodne przyciski służące do przestawiania wskazań datownika.

Z góry konstrukcję zamyka obły, wypolerowany, prosty bezel. Polerowane są także uszy i większa część przycisków. Bok koperty oraz boki uszu tradycyjnie już u Lange prezentują subtelne, poziome satynowanie. Z góry i dołu osadzono płaskie szkła szafirowe. Szkiełko dekla umocowano w bardzo estetycznie grawerowanym pierścieniu ze standardowym zestawem informacji.
Bransoleta
Bezpośrednio z koperty Odyseusza wyprowadzono bransoletę – zdecydowanie najmocniej kwestionowany przez krytyków element całego zegarka. Jak już zdążyłem zauważyć, nie jest to projekt zintegrowany per se, a raczej umiejętnie dopasowany do ergonomii koperty. Lange zdecydowało się zachować swoje charakterystyczne uszy, ale projektem bransolety sprawiło, że zlewają się one z całością. Sama bransoleta Odyseusza, element dla Lange zapewne szczególnie wymagający, to – trzymajcie się mocno – moim zdaniem najlepsza stalowa bransoleta, z jaką miałem do czynienia.
Największe kontrowersje budzi fragment, w którym bransoleta zachodzi na uszy. W tym miejscu ma ona aż 25 mm szerokości, zwężając się do 19 mm przy zapięciu. Wszystkie rzędy ogniw złożone są z pięciu elementów – każdy z nich wykończono osobno satynowaniem oraz polerowanymi, fazowanymi krawędziami. Ogniwa spasowane są doskonale, a do tego połączone ze sobą systemem dziecinnie łatwo wyciąganych pinów. Żeby dopasować całość do nadgarstka, trzeba jedynie wcisnąć okrągłe przyciski na zewnętrznych elementach ogniw. Może to zrobić każdy zwykłą wykałaczką. Za to plus, nie mniejszy niż za zapięcie.


W zegarkach z bransoletą zapięcie gra rolę niemal pierwszoplanową. Dlaczego? Bo sama bransoleta to już konkretny kawałek metalu, zatem przydałoby się coś wygodnego do jej obsługi – czytaj zakładania i zdejmowania z nadgarstka. Odyseusz ma prostokątne, 2,5 cm zapięcie motylkowe, zabezpieczone dwoma wygodnymi przyciskami na bokach. Ma też genialnie rozwiązaną przedłużkę, pozwalającą jednym wciśnięciem okrągłego przycisku (na zapięciu) poszerzyć ją lub zwęzić o maksimum 7 mm. Na co dzień to rozwiązanie niezwykle wygodne i przydatne, bo nasz nadgarstek pracuje i zależnie od temperatury potrafi lekko spuchnąć. Wystarczy jeden klik, a zegarka nawet nie trzeba zdejmować z ręki.
Datomatic
Nowy zegarek aż prosił się o nowy kaliber. Tym bardziej, że klasyczna, tradycyjna mechanika Lange, zazwyczaj manualnie nakręcana, nie do końca pasuje do modelu o usportowionym charakterze. Projekt dostał wdzięczne imię Datomatic. Akronim ten odnosi się do dwóch podstawowych funkcji mechanizmu – Dato od kalendarza z dniami tygodnia oraz Matic od naciągu automatycznego.

Konstrukcja jest świeża, oparta na kilku rozwiązaniach dopasowanych do czasomierza i prawdopodobnych okoliczności, w jakich będzie używany, czyli na co dzień. L155.1 ma więc automatyczny naciąg w postaci centralnego, masywnego wahnika z masą z platyny. Ma też pełny mostek balansu, gwarantujący większą stabilność.

Sam balans, regulowany parą wewnętrznych śrubek, ma częstotliwość zwiększoną do 4Hz (28.000 A/h), przekładającą się na chronometryczne właściwości. Jest też stop sekunda, dokręcanie z koronki i korekta kalendarza przyciskami, dopełniające funkcjonalności Datomatica. Lange nie zapomniało i o estetyce – mostek balansowy ozdobiono ręcznie grawerowanym motywem fal, na mostkach z niemieckiego srebra widać pasy Glashütte, są złote grawery, szatony podtrzymujące kamienie rubinowe i termicznie niebieszczone śrubki. W porównaniu z niektórymi kalibrami Lange, Datomatic to raczej prosta konstrukcja, ale zdecydowanie adekwatna do projektu, w którym ją wykorzystano. Wizualnie werkowi doskonale robi rodowany na ciemnoszary kolor wahnik, nadający nieco sportowego sznytu eleganckiej w sumie całości.

Twarz Lange
W pierwszej referencji Odysseusa Lange postawiło bezpiecznie na klasykę gatunku – niebieski. Tarcza zegarka, stylem momentalnie kojarząca się z typowymi projektami Lange, wykończona została kilkoma różnymi dekoracjami, od srebrnego ringu z podziałką minutową (i czerwoną 60-tką u góry), przez pierścień z prostokątnymi indeksami godzinowymi i szlifem ślimakowym po środkowy dysk z porowatą fakturą, zdublowaną na małym sekundniku.

Granat tarczy doskonale kontrastuje z białymi i metalicznymi aplikacjami ze złota. Z pewnością kluczowym elementem tarczy są dwa okienka datownika, ułożone na godz. 3 i 9. To po lewej to duża data, a to po prawej – pełniące rolę pospołu funkcjonalną i balansującą proporcje oraz symetrię – wskazuje dzień tygodnia w formie dwuliterowych skrótów. Jest też nietypowa dla Lange luminowa, zaaplikowana na indeksy oraz parę lancetowatych wskazówek.

Niemiecka, powściągliwa stylistyka tarcz Lange zawsze, bez wyjątku, jest niezwykle czytelna oraz funkcjonalna i na tym polu Odysseus nie zawodzi ani trochę, nawet w przypadku dwóch dużych wskazań kalendarza. Z pewnością kwestią czasu są inne kolory, ale mam wrażenie, że w niebieskim zegarkowi najbardziej do twarzy.

Podsumowanie
By jak najbardziej rzetelnie ocenić Odyseusza, wypada na niego spojrzeć z dwóch perspektyw: jak dobry to zegarek sam w sobie i jak dużą konkurencją będzie w segmencie, do którego przynależy.

Co do pierwszej części nie mam cienia wątpliwości – Odysseus jest tak dobry, jak się spodziewałem. Lange pod tym względem nigdy nie zawodzi. Na całym zegarkowym firmamencie to jedna z bardzo niewielu manufaktur, która zawsze staje na wysokości zadania. I nawet kiedy wydawało się, że ostatnimi czasy kreatywność troszeczkę u Niemców zawodziła, że kolejne nowości są nieco wtórne i bez specjalnych rewolucji, Lange zaskoczyło. Odysseus – chyba pierwszy w historii marki zegarek z nie-niemieckim imieniem – jest kwintesencją marki. Dopracowanie detali, dedykowany mechanizm i estetyka to znaki firmowe Lange, obecne w Odyseuszu opakowanym w zupełnie nową formę.


Wśród wielu opinii o najnowszym Lange, często pojawiała się ta, że co by nie mówić o designie, to esencja Lange. Słyszałem też zdanie, że choć istotnie tak jest, Lange mogło się bardziej postarać. Ja nie mam takiego przekonania i nawet nie chciałbym, żeby tak w sumie tradycyjna marka (co jak wspomniałem, jest jej siłą) kombinowała. Odysseus to Lange z krwi i kości, dokładanie taki, jaki być powinien… co sprowadza mnie do drugiej konkluzji.
Spokojnie można założyć, że Odysseus policzony był na rzucenie rękawicy gigantom tego segmentu. Królowie konkurencji to rzecz jasna Patek Philippe Nautilus i Audemars Piguet Royal Oak. Oba modele, zaprojektowane jeszcze w latach 70. ubiegłego wieku przez legendarnego Geralda Gentę, ustanowiły absolutny kanon sportowego zegarka w stali.

Jak na ich tle wypada Odysseus? Moim zdaniem to zupełnie inny zegarek, na tyle inny, że nawet nie siliłbym się na porównanie. Co więcej, można by nawet dyskutować czy nowe Lange to w ogóle zegarek sportowy? Ja mam z tym pewien problem przez jego wygląd, formę koperty, małą sekundę… Wiem, że kwestia samej definicji zegarka sportowego jest dosyć umowna, a gdyby chcieć ją ująć w konkretne ramy to pewnie byłby to każdy nieklasyczny zegarek, możliwie w stalowym wydaniu, wodoszczelny i na bransolecie lub gumie. Taki idealny casual na co dzień, którym Odysseus jest w każdym wymiarze. Czy wygra walkę o nadgarstek ze swoimi zasłużonymi konkurentami z górnej półki? Technicznie wszelkie możliwości ku temu posiada.
Na koniec jeszcze słowo o cenie. Jeśli myślicie, że fakt iż stalowy Odysseus stanowi entry level w ofercie Lange przełoży się na niską kwotę na metce, to niestety będziecie rozczarowani. Zegarek wyceniono na 120 000 PLN. Wartościowo plasuje go to między dwoma wspomnianymi „konkurentami” – trochę ponad rynkową ceną Royal Oaka, ale zdecydowanie taniej, niż Nautilus. Katalogowe ceny tych trzech zegarków są nieco bardziej zbliżone… co zresztą jeszcze bardziej może utrudnić ewentualny wybór.

Za udostępnienie wnętrz do zdjęć dziękujemy No.4 Residence.
Zdjęcia: Marcin Klaban
A. Lange & Söhne Odysseus
Producent | A. Lange & Söhne |
Nazwa modelu | Odysseus |
Ref. | 363.179 |
Mechanizm | z automatycznym naciągiem |
Symbol mechanizmu | L151.1 Daymatic |
Rezerwa chodu (h) | 50 |
Tarcza | niebieska |
Koperta | stal |
Średnica (mm) | 40,5 |
Wysokość (mm) | 11,1 |
Wodoszczelność | inna |
Pasek | bransoleta |