„Road Trip to Glashütte”: A. Lange & Söhne
Za każdym razem, gdy na horyzoncie pojawia się wizja odwiedzenia manufaktury A. Lange & Söhne, jednego można być pewnym – zobaczymy zegarmistrzostwo najwyższej możliwej próby.
Altenberger Straße to adres, który zna każdy miłośnik zegarmistrzostwa Made in Germany. To przy tej niewielkiej ulicy w Glashütte swoje siedziby mają wszystkie poważne manufaktury, tworzące razem współczesną niemiecką branżę zegarkową. Po ubiegłorocznym Road Tripie szlakiem kilku manufaktur szwajcarskich, tym razem ruszyliśmy w znacznie mniej odległą, ale równie interesującą podróż, do oddalonego ledwie 100km od naszej zachodniej granicy Drezna. Ponieważ Glashütte to malutka wioska, która po godzinie 18 praktycznie wymiera, to właśnie urokliwa stolica Saksonii była naszą bazą wypadową. Kiedy więc usadowiliśmy się już w genialnym skądinąd hotelu QF w samym centrum starego miasta, na pierwszy ogień poszła jedna z najlepszych marek zegarkowych świata – A. Lange & Söhne.
O Lange pisaliśmy już dużo i dość często zresztą. Manufaktura reprezentuje absolutny top zegarmistrzowskiej sztuki i nieprzerwanie, od 20 lat, tworzy czasomierze, które spędzają sen z powiek wielu kolekcjonerom i pasjonatom. Decyduje o tym wiele czynników, od konsekwentnej filozofii marki po wykonywane w dużej mierze ręcznie, tradycyjnie projektowane czasomierze – ot choćby takie Grand Lange 1, które przetestowaliśmy obszernie TUTAJ.
O samej manufakturze wspominałem już także, przy okazji ubiegłorocznego, grudniowego eventu Pre-SIHH, który Lange zorganizowało w nadal budowanym, nowym budynku manufaktury w Glashütte. Ma on zostać otwarty w drugiej połowie przyszłego roku i sądząc po tempie prac termin taki jest jak najbardziej realny. Nowa, pokaźna przestrzeń samowystarczalnej energetycznie manufaktury (z własnym źródłem energii geotermalnej) pozwoli marce na poprawę jakości i komfortu pracy, ale – co ciekawe- nie zaowocuje zwiększeniem ilości wykonywanych zegarków. Lange stawia na jakość, o czym będziecie się zresztą mogli przekonać z naszego specjalnego wywiadu z CEO firmy – Wilhelmem Schmidem. A teraz o tym, co zobaczyliśmy po zaparkowaniu samochodu przy siedzibie manufaktury pod adresem Altenberger Straße 15. To tu, w bliskim sąsiedztwie, skupione są niemal wszystkie obiekty działalności A.Lange & Söhne, odpowiedzialne za powstawanie niemal każdego komponentu zegarka.
Jak doskonale wiecie, proces powstawania każdego zegarka to wiele etapów, prowadzących od działu R&D, który odpowiada za projekt i prototypową fazę powstawania nowego modelu, przez park maszyn wytwarzających poszczególne części, po już bardziej zegarmistrzowskie etapy – wykańczanie i zdobienie elementów, które trafiają finalnie na biurko zegarmistrza odpowiedzialnego za montaż. W Lange montaż ten ma dwa etapy. Po pierwszym złożeniu mechanizmu sprawdzane są jego funkcje i poprawność działania, po czym całość jest rozmontowywana do ostatniej śrubki, wykańczana finalnie, czyszczona i składana po raz drugi, już w gotowy zegarek z tarczą i kopertą (dwoma elementami, których Lange nie wykonuje we własnym zakresie). Podejście takie – choć czaso i pracochłonne – gwarantuje najwyższą jakość finalnego produktu, a ponieważ przy pierwszym montażu i regulacji może dojść do drobnych uszkodzeń, dekoracja na późniejszym etapie eliminuje taki problem. Do samego wykończenia i zdobienia swoich werków Lange & Söhne przywiązuje zresztą wielką wagę, o czym mogliśmy się przekonać w odpowiednich działach manufaktury.
Wykańczanie
Na pewnym poziomie zegarmistrzostwa wizualna strona mechanizmu zaczyna mieć niemal takie samo znaczenie, jak parametry techniczne. Jeśli przyszłemu klientowi przyjdzie zapłacić za zegarek kilkadziesiąt i więcej tysięcy Euro, warto zaoferować mu coś co namacalnie, nie tylko marketingowo, można podciągnąć do rangi dzieła sztuki. Idąc za tą filozofią Lange dekoruje praktycznie każdy element każdego mechanizmu (w prostej Saxonii i w Grande Complication) i to nawet w miejscach, które są niewidoczne po złożeniu. Możecie powiedzieć, że to trochę sztuka dla sztuki, ale właśnie na tym polega poszanowanie klienta, tradycji i swojego fachu – przecież dawno już ustalono, że dziś nikt nie kupuje drogiego, mechanicznego zegarka żeby wiedzieć, która jest godzina.
Odpowiedzialne za dekorację stanowiska zajmują sporą powierzchnię dobrze oświetlonych pokoi, gdzie za zastawionymi różnorakiego rodzaju sprzętem biurkami (pasty polerskie, szlifierki, drewniane narzędzia itp. itd.) na słynny mostek ¾ z niemieckiego srebra i inne komponenty aplikowane są zdobienia: od perłowania mostków począwszy, przez wszystkie praktycznie znane nam techniki zdobienia, łącznie z tzw. czarnym polerowaniem. Technika ta to polerowanie dające pod pewnymi kątami padania światła efekt idealnie gładkiej, czarnej powierzchni. Ten ekskluzywny sposób dekoracji trafia m.in. na klatkę tourbillonu.
Grawerowanie
Osobne pomieszczenie zajmuje dział grawerowania – swego rodzaju znak firmowy A. Lange & Söhne. W podlinkowanym już wcześniej reportażu z grudnia wspominałem, że każdy balans tykający w zegarku z logo marki otrzymuje ręcznie grawerowany mostek. Kwiatowy motyw (źródła jego inspiracji należy szukać w starych kieszonkach Lange) ma każdorazowo swój indywidualny sznyt i detale charakterystyczne dla konkretnego artysty.
Tu także powstają specjalne grawery do limitowanych serii oraz – na specjalne zamówienie – motywy tworzone pod indywidualnego klienta. Każdy taki przypadek przechodzi uprzednio przez kierownictwo marki, a i ozdobienie ręcznym grawerem złotej pokrywki mechanizmu nie jest dodatkiem tanim, choć bez wątpienia efektownym. Z pewnością nie jest to profesja łatwa, o czym boleśnie przekonaliśmy się sami – ale o tym na koniec tej relacji.
Zeitwerk
Każdy zegarek opatrzony logotypem A. Lange & Söhne składany jest ręcznie w manufakturze w Glashütte, ale niektóre są traktowane specjalnie. Najbardziej ekstrawagancki w kolekcji marki zegarek – Zeitwerk – ma swój dedykowany warsztat i grupę zegarmistrzów zajmujących się tylko tym modelem, a właściwie jego dwoma wersjami. Jeden zegarmistrz odpowiada, od początku do końca, za jeden egzemplarz, zajmując się jego montażem, regulacją oraz – w wersji Striking Time – modułem akustycznym, wybijającym upływające kwadranse oraz godziny.
Manualnie nakręcany kaliber L043.2 (i jego bazowa wersja L043.1) to konstrukcja złożona z 528 malutkich komponentów, na czele z wychwytem stałej siły „constant-force”, który zapewnia organowi regulacyjnemu zegarka stałą dostawę energii niezależnie od stopnia naciągu sprężyny głównej – a to przy tak energochłonnym mechanizmie niemal konieczność.
Poza Zeitwerkami swoje dedykowane pomieszczenie ma też flagowy model Lange – Grande Complication. Laureat naszego „Zegarka Roku 2013” to czasomierz tak skomplikowany, że rocznie złożony zostanie 1 egzemplarz (w sumie powstanie 6). Za tego 50-milimetrowego giganta każdy właściciel zapłaci niecałe 2.000.000Euro (~8.375.000PLN).
Montaż
Wszystkie pozostałe mechanizmy składane są w dwóch warsztatach – tym odpowiedzialnym za prostsze modele i tym zajmującym się komplikacjami. Do zegarków trafia m.in. wykonywana in-house sprężyna balansowa.
W dziale komplikacji – przestronnie oświetlonym, dużym pokoju z ustawionymi prostopadle do okien charakterystycznymi biurkami, zegarmistrzowie Lange składają m.in. moje największe zegarkowe marzenie – Datographa.
Proces pracy nad jego kalibrem – L951.6 – przedstawił nam zegarmistrz z Holandii, który do manufaktury dołączył raptem 2 lata temu. Wielonarodowość jest zresztą w Lange dość powszechna, a do należącej do marki szkoły zegarmistrzowskiej trafiają młodzi ludzie z praktycznie całego świata.
Szkolenie
Skoro już przy szkoleniu jesteśmy – dla A. Lange & Söhne przygotowywanie do zawodu własnych pracowników jest wartością kluczową niemal tak, jak jakość wykonywanych przez nich później zegarków. Szkoła zegarmistrzowska Lange znajduje się w oddalonym o 100km od Glashütte miasteczku Bärenstein, ale i przy samej manufakturze znaleziono miejsce na szkolenie przyszłych artystów grawerowania.
Wspomniałem już, że to zajęcie tylko z pozoru nieskomplikowane, ale żeby naprawdę zrozumieć jak bardzo mylny to osąd, trzeba spróbować samemu. I o ile jeszcze narysowanie dowolnego wzoru na kartce papieru mieści się w możliwościach przeciętnego człowieka, przełożenie go na grawer przypomina błądzenie po omacku… małego dziecka. Nawet znacznie powiększony rozmiarowo mostek balansu i ostre dłuto nie ułatwiają sprawy, a jedyny pozytyw z całego procesu to to, że nie poucinaliśmy sobie placów. Opiekująca się nami Simone Rauchfuß miała za to szczery ubaw z obserwowania naszych niezdarnych poczynań.
Zegarki
Tradycyjnie już, na koniec owoc pracy wszystkich etapów, które opisałem powyżej, czyli gotowe czasomierze. Show-room Lange & Söhne śmiało można uznać za miejsce, w którym każdy pasjonat zegarkowej mechaniki mógłby spędzić kilka ładnych godzin. Na stół trafiały kolejno wszystkie kolekcje, od minimalistycznej Saxonii Thin po Zeitwerka Striking Time oraz Richarda Lange Tourbillon „Pour le Merite”.
„Road Trip to Glashütte” to była moja już trzecia wizyta w manufakturze Lange & Söhne i z każdym razem wrażenia są tak samo pozytywne. Ilość pracy wkładanej w każdy powstający tutaj zegarek jest naprawdę imponująca i w dużej mierze uzasadnia finalną cenę. Oczywiście jej składowe to także wiele innych czynników, w tym prestiż manufaktury, na który ta musi sobie zapracować. Konsekwencja, z jaką Lange podchodzi do każdego etapu produkcji, zapewnia nie tylko doskonałą jakość ale i wspomniany prestiż, do którego inni często próbują aspirować marketingowymi i PR-owymi posunięciami. Chociaż dzisiejsze A. Lange & Söhne liczy sobie ledwie 20 lat (pierwszą kolekcję pokazano w Dreźnie w październiku 1994 roku), to w tym krótkim okresie udało się zbudować markę z absolutnego, światowego topu. Ciągle niski wolumen produkcji także podnosi ekskluzywność (oficjalnie firma danych nie podaje), ale tak czy tak o pozycji marki decydują zegarki. A te są znakomite w każdym niemal detalu. Peter Chong, nasz znajomy, redaktor portalu Deployant.com i autor specjalnego, kolekcjonerskiego albumu „The Pour Le Merite Collection” na pytanie co czyni zegarki Lange wyjątkowymi mówi: „Po 1 rzemiosło. Poziom przywiązania do detali w projektowaniu, wykonaniu i wykończeniu jest zdumiewający. Dekoracje to najwyższy poziom. Po 2 innowacyjność. Zegarki Lange niosą ze sobą zawsze coś extra – czy to mechanizm zero-reset, czy stopowanie klatki tourbillonu czy Saxomat. Po 3 ludzie – najlepsi i najbardziej gościnni jakich spotkałem w tej branży.” A mi wypada się tylko z Petrem zgodzić i z niecierpliwością czekać na kolejną wizytę w Glashutte, może już przy okazji otwarcia nowej manufaktury, na jesieni przyszłego roku.
Niebawem za to zaprezentujemy specjalny wywiad, jakiego udzielił nam Wilhelm Schmid – CEO A. Lange & Söhne.
Drezno – Grünes Gewölbe
Dla niemieckiego zegarmistrzostwa miastem historycznie być może bardziej istotnym niż Glashütte jest Drezno. Stolica Saksonii to mocno doświadczone historycznie, piękne miasto, szczególnie dumne z okresu panowania elektora Augusta II Mocnego (króla Polski w latach 1697-1733). Na każdym kroku znajdziemy ślady okresu jego królowania (w tym m.in. piękny kompleks Zwinger, o którym pisałem obszernie przy okazji poprzedniej wizyty TUTAJ), my natomiast mieliśmy tym razem okazję odwiedzić bardzo wyjątkowe miejsce – tzw. Grünes Gewölbe.
Miejsce to, to ulokowany w komnatach Zamku Rezydencyjnego zbiór potężnej liczby jubilerskich i złotniczych wyrobów (ponoć największy w Europie), które dla zaspokojenia kaprysów saksońskich elektorów wykonywali artyści z całego świata. Kolekcja robi wielkie wrażenie, a znajdziemy wśród niej m.in. drezdeński zielony diament – największy zielony diament świata o masie 40.7ct.
A na koniec panorama Drezna z widoczną na pierwszym planie Semper Opera.