
Recenzja Tudor Heritage Black Bay 36 [zdjęcia live, cena]
Najnowsza odsłona flagowego modelu firmy Tudor to świetny przykład zegarka uniwersalnego. Pasuje do wielu okazji, może spodobać się miłośnikom stylu vintage, posiadaczom niewielkich nadgarstków, a nawet kobietom.
Choć początki Tudora sięgają lat 40. minionego stulecia, to wiatru w żagle marka nabrała stosunkowo niedawno. Duża w tym zasługa pokazanego w 2012 roku, a przetestowanego przez nas 2 lata później modelu Heritage Black Bay (HBB) – klasyczny czasomierz nurkowy z interesującym designem i dość przyzwoitą ceną, która – niestety – od czasu premiery zdążyła wzrosnąć o blisko połowę. Zresztą to niejedyne zmiany. Czasomierz doczekał się również licznych wersji kolorystycznych i mechanizmu in-house. Złośliwi twierdzą, że swoją popularność i świetne wyniki sprzedażowe zawdzięcza przede wszystkim podobieństwu do Rolexa Submarinera. I pewnie coś w tym jest, ale fakt pozostaje faktem, że to nadal najchętniej wybierana propozycja w ofercie tego producenta. Nie może zatem dziwić, że firma co roku wypuszcza nową odsłonę swojego bestsellera. Po 41mm wersji z bezelem nurkowym w kolorze burgunda przyszła pora na pierścień w odcieniu niebieskim i czarnym. W 2016 roku zadebiutował model Dark (cały czarny), powiększony do 43mm Bronze (z kopertą z brązu), no i oczywiście niepozorny, tytułowy „mikrus” o średnicy 36mm. Czytelnicy, którzy śledzili nasze relacje z Bazylei już wiedzą, że to właśnie ten ostatni z wymienionych zegarków był jednym z moich targowych faworytów. Nic dziwnego, że propozycję przetestowania go na własnym nadgarstku przyjąłem z nader dużym entuzjazmem.

Tudor Heritage Black Bay 36 – w detalach tkwi siła
To wprost niewiarygodne, jak pozbycie się obrotowego bezela może odmienić zegarek. Usunięcie nurkowego pierścienia lunety sprawiło, że dał się on „odchudzić” do 36mm, nie tracąc przy tym na czytelności wskazań. Każdy kij ma jednak dwa końce i nie da się ukryć, że wraz z tym zabiegiem zegarek – poza klasą wodoszczelności 150m – nie ma już praktycznie cech divera, a sam czasomierz bez dwóch zdań jest już nie „do pomylenia” z Rolexem Submarinerem. Z drugiej strony zbliżył się do innego modelu marki z koroną – Rolexa Explorera (szczególnie w jego wersji vintage o tej samej średnicy). Z pewnością dla wielu będzie to dobra zmiana i atut.

Spotkałem się również z licznymi opiniami, że Heritage Black Bay 36 to idealna propozycja dla kobiet. I choć osobiście jestem w stanie sobie wyobrazić ten zegarek na nadgarstku niejednej pani, to widząc zainteresowanie mężczyzn raczej skłaniam się ku opinii, że będzie on częściej kupowany właśnie przez nich. Wybrany przez Szwajcarów rozmiar stanowi idealny kompromis pomiędzy modelem sportowym, a eleganckim. Jeśli uważacie, że to zbyt mało, to przypominam: niespełna 50 lata temu – nie licząc zegarków specjalistycznych np. typu „pilot” – nie noszono modeli o średnicy większej niż 36mm.

HBB 36 otrzymał znany z pozostałych modeli z rodziny układ tarczy. Składają się na niego trzy centralne wskazówki (w tym ta o znanym kształcie określanym jako „snowflake”, czyli płatek śniegu) oraz nakładane indeksy (trójkątny na godz. 12, prostokątne na godz. 3, 6 i 9 oraz okrągłe na pozostałych godzinach). Jak zwykle nie zabrakło kilku napisów m.in. nazwy producenta, logo w postaci „tarczy” oraz naniesionego po łuku napisu self-winding. Ten ostatni – zgodnie z polityką firmy – świadczy o tym, że we wnętrzu pracuje seryjnie produkowany mechanizm (przy werkach in-house, napis u dołu umieszczany jest w linii prostej). Mówiąc o cyferblacie warto wspomnieć o jego powierzchni. Ta – w przeciwieństwie do większych HBB – jest wypolerowana. Dzięki temu zegarek wygląda bardziej formalnie, a tarcza daje ciekawe refleksy w słońcu.

„Mały” Tudor oferowany jest na utrzymanym w stylu vintage beżowym, skórzanym pasku lub wykonanej ze szczotkowanej stali bransolecie. W każdym przypadku właściciel otrzyma też pasek NATO o fakturze określanej jako „camouflage”. Co ciekawe, wzór osiągnięto poprzez odpowiednie utkanie, a tekstylne paski powstają w rodzinnej firmie we Francji. Do recenzji otrzymałem wersję na bransolecie i muszę przyznać, że jej jakość – podobnie jak w Rolexach – nie budziła żadnych zastrzeżeń. Świetne wykonanie, ogniwa, które nie wyrywają włosów (oj tak – niektóre zegarki to potrafią!) to z pewnością plusy. Minusem pozostaje brak systemu jej szybkiego wydłużania, o czym przekonałem się teraz, kiedy panują upały i ręka potrafi znacząco „spuchnąć”. Tudor przewidział możliwość kilkustopniowego modyfikowania ustawień bransolety bez konieczności dodawania/usuwania ogniw, ale potrzebne jest do tego dodatkowe narzędzie.

Tym, co mi osobiście nie pasowało i zaburzało niemal idealne proporcje zegarka była duża i znacząco odstająca od koperty koronka (oddzielona od niej czarnym elementem). Z jednej strony większy rozmiar ułatwia obsługę wskazań, ale z drugiej psuje harmonię projektu. Być może jednak – jeśli weźmiemy pod uwagę, że pracujący w środku mechanizm zapewnia po pełnym naciągnięciu sprężyny zaledwie 38h rezerwy chodu – Tudor jest świadomy, jak często będziemy z koronki korzystać.

Mechanizm
Pod względem mechanicznym HBB 36 to nic nadzwyczajnego. Tudor zamiast własnego mechanizmu (wykorzystywanego już w modelach North Flag, Pelagos i części HBB) zastosował seryjnie produkowany kaliber 2824. To dobry i sprawdzony mechanizm, choć wspomniana wyżej niewielka rezerwa chodu (38h) raczej potwierdza moją teorię, że zegarek ten zaprojektowano jako tzw. everyday watch, czyli model codziennego użytku. 4Hz werk ukryto pod pełnym, charakterystycznym też dla Rolexów deklem. Przypuszczam lub raczej mam taką nadzieję, że kolejne lata przyniosą ten model z manufakturowym kalibrem Tudora w cenie nieznacznie różniącej się od obecnej.
Opinia

Czy pierwsze, wyjątkowo pozytywne wrażenie zostało utrzymane po krótkim czasie użytkowania HBB 36mm? Zdecydowanie tak. Podoba mi się przede wszystkim design i to, jak zegarek leży na nadgarstku. Do tego stopnia, że jestem w stanie przeboleć dość skromną rezerwę chodu. O sukcesie projektu niech świadczy jego funkcjonalność. Za dnia wystarczył rzut oka aby zorientować się która jest godzina. W nocy w odczytach czasu pomagała duża ilość mocno świecącej substancji – umieszczonej w indeksach i wskazówkach. Małym zgrzytem jest jednak – jak na mój gust – nieco zbyt biała barwa jaką luma osiąga przy naturalnym świetle.

Tudor HBB 36 to model bardzo wszechstronny. Założony z bransoletą może uchodzić za rasowy, sportowy zegarek. Na odpowiednim pasku uzyska wygląd bardziej elegancki lub vintage. I choć na ogół noszę zegarki o średnicy z przedziału 40 – 43mm, z tym 36mm czułem się świetnie. Prawdę mówiąc, dzięki projektowi uszu ma się wrażenie, że całość jest przynajmniej o 2mm większa. Dlatego jeśli odpowiada Wam stylistyka, a przeszkadza rozmiar, warto pofatygować się do salonu i go przymierzyć.

Jeśli HBB 36 nie będzie zegarkiem noszonym codziennie, minusem pozostaje słaba rezerwa chodu. Pamiętajmy jednak, że to jeden z najtańszych obecnie modeli w ofercie Tudora. Wyceniono go na 2.400EUR (~10.500PLN) z beżowym, skórzanym paskiem i 2.700EUR (~12.000PLN) ze stalową bransoletą. Dla przypomnienia, dwa lata temu 41mm Heritage Black Bay kosztował 9.500PLN. Teraz trzeba za niego zapłacić 13.490PLN (na skórzanym pasku). Ceny jak widać – wraz ze wzrostem popularności marki – prą mocno do przodu.


Ładny. Jednak czy mam rozumieć, że to nie jest machanizm in-hose? Sądząc po rezerwie chodu może być podstawowa ETA lub Sellita SW200.
Tak – to nie jest in-house. Ale kto wie? Może kolejna odsłona zegarka przyniesie manufakturowy werk?