
Recenzja Tudor Black Bay Pro [zdjęcia live, dostępność, cena]
Jedna z najgorętszych zegarkowych premier 2022 roku – Tudor Black Bay Pro – właśnie trafiła do naszej redakcji na testy. Czy sprosta oczekiwaniom? Czy obawy związane z wymiarami są uzasadnione? Przekonajmy się o tym wspólnie.
Za każdym razem, gdy w Szwajcarii odbywają się coroczne targi, takie jak Watches and Wonders (które zdetronizowało niegdysiejsze Baselworld), oczy całej branży skierowane są na nowości w ofercie Rolexa i Tudora. Co ciekawe, obie firmy radzą sobie z presją wysokich oczekiwań w odmienny sposób.
Doświadczenie pokazuje, że Rolex w takich sytuacjach często gra zachowawczo, natomiast Tudor pozwala sobie na nieco więcej ryzyka (chyba zgodnie z maksymą marki: „Born to dare”). Gdy starszy brat pozostaje konserwatywny, rozszerzając ofertę o wersje „two-tone”, albo decydując się na podmianę typu bransolety, czy też zmianę koloru tarczy/bezela; w tym samym czasie Tudor nieco odważniej eksperymentuje z formami i stylami, równie śmiało korzystając ze wspólnego dziedzictwa obu marek – co niewątpliwie jest formą zabezpieczenia przed porażką. Tudor stosuje tę taktykę w sposób systematyczny i najwyraźniej skuteczny. Potwierdza to zarówno obecne wysokie zainteresowanie premierą Black Bay Pro, jak i wcześniejsza euforia związana z pojawieniem się modelu Black Bay Fifty-Eight (o którym pisaliśmy TUTAJ).

Należy przyznać, że już samo wprowadzenie koperty o średnicy 39mm w sposób naturalny ustawiło Tudorowi grafik dla nadchodzących „nowości”. Rozszerzenie palety dostępnych kolorów tarcz i bezeli było tylko kwestią czasu. Tak samo zastosowanie innych metali. Mieszanie stali ze złotem to standard, o którym pisać nie trzeba, aczkolwiek Tudor pokusił się nie tylko o wersję w pełnym złocie, ale i nietypową opcję w srebrze i brązie. Największą niewiadomą było jednak, czy linię Black Bay zasili w końcu mniejsza wersja GMT? To w teorii wiązać się miało z opracowaniem nowego, bardziej kompaktowego mechanizmu. Jak widać, praktyka pokazała co innego i dla wielu może być to pewnym zaskoczeniem.
Jest grubo, ale czy przesadnie?
Ponieważ nowego Tudora Black Bay Pro wyposażono w ten sam mechanizm, co pełnowymiarowego Black Bay GMT 41mm, niemożliwym było utrzymanie smukłej sylwetki koperty, którą znamy z modelu Fifty-Eight. W porównaniu ze wspomnianym poprzednikiem, nowy model jest grubszy o ponad dwa i pół milimetra (11.9mm vs 14.6mm wraz z wypukłym szafirowym szkłem), co przy średnicy 39mm w oczywisty sposób zaburzyło wcześniejsze proporcje – i tu właśnie pojawiają się największe wątpliwości ze strony niedoszłych posiadaczy Black Bay Pro.



Śledząc grupy zegarkowe łatwo zauważyć powtarzające się pytania: czy zegarek nie jest za gruby, czy nadal nosi się tak wygodnie i odpowiednio układa się na nadgarstku, a może przeważa ku dołowi? Wszystkich zainteresowanych od razu uspokajam – jest nadspodziewanie dobrze – co nie znaczy, że jest tak dobrze, jak każdy to sobie wymarzył.


Przy wymiarach 39 mm (średnica) na 14,6 mm (grubość) na 47 mm (wysokość „lug-to-lug”), nowy Black Bay Pro na co dzień nosi się bardzo wygodnie, powiedziałbym porównywalnie do Black Bay Fifty-Eight. W moment po założeniu bardzo łatwo zapomnieć, że zegarek jest na nadgarstku. Nie ma też tendencji do okręcania się wokół ręki – o ile nie lubimy nosić bransolet zbyt luźno (osobiście preferuję ciasne dopasowanie, co ułatwia nowe zapięcie, ale o tym za moment). Innymi słowy, choć blok koperty w Pro uległ pogrubieniu i wizualnie zegarek jest lekko „beczułkowaty”, jakimś sposobem Tudorowi udało się zachować wcześniejszy komfort z noszenia.

Pytanie, czy należy uznać to za sukces, czy może za niepotrzebne osiągnięcie? Malkontenci powiedzieliby przecież, że „wystarczyło tylko” zaprojektować nowy, cieńszy werk. Jeśli skłaniamy się ku podobnym opiniom, być może problem nie leży po stronie Tudora, a naszych wygórowanych oczekiwań? Wielu z nas spodziewało się ujrzeć premierę GMT w równie szczupłym wydaniu co Black Bay Fifty-Eight. Tymczasem Black Bay Pro to zupełnie nowy, odmienny model i jako taki powinien być postrzegany w osobnych kategoriach… mianowicie jako hołd złożony Rolexowi Explorerowi II ref. 1655.
Historycznie, ale czy po swojemu?
Koperta i bransoleta oyster, nieruchomy stalowy bezel z 24-godzinną skalą, matowo czarna tarcza i wyróżniające się na jej tle białe wskazówki (z nutą jaskrawego koloru przy wskazaniu innej strefy czasowej); to wszystko wygląda dziwnie znajomo, nieprawdaż? Do pełni szczęścia brakuje jeszcze charakterystycznych dla referencji 1655 indeksów, lupki nad datą i wystających crown-guardów, notabene chroniących i tak wyjątkowo „roleksową” jak na Tudora koronkę – która swoim wyglądem przywodzi na myśl inne zamierzchłe modele, takie jak Rolex ref. 6538 „Big Crown”, czy Tudor ref. 7924 o tym samym przydomku.

W rzeczy samej, granice między obiema markami nie pierwszy raz ulegają zatarciu, w szczególności gdy zajrzymy wstecz. Sęk w tym, że historycznie Rolex nigdy nie współdzielił z Tudorem designu Explorera II. Dlatego Black Bay Pro to z jednej strony nowość w portfolio Tudora, a z drugiej mocno odroczone zapożyczenie z oferty starszego brata – czy raczej jawny hołd, na złożenie którego mógł sobie bezkarnie pozwolić tylko Tudor. Na całe szczęście model ten to coś więcej niż zwykła „wariacja na temat” i nadal ma w sobie wystarczająco oryginalnych akcentów, aby budować własną tożsamość.
Przykładem tego niech będą indeksy godzinowe. Niby klasyczne trójkąty, kółka i prostokąty, a jednak nowatorskie, bowiem w całości wykonane z luminescencyjnej ceramiki. Choć z góry przypominają płaskie placki lumy, jakie niegdyś można było ujrzeć na tarczach klasycznych diverów, patrząc pod kątem wyraźnie widać ich trójwymiarową strukturę. Dzięki pozbawieniu metalowych obwódek wydają się być też nieco większe, przez to bardziej widoczne, mimo że tak naprawdę nie różnią się średnicą od indeksów w modelu Fifty-Eight.

Stałym punktem programu są także kojarzone z Tudorem wskazówki typu snowflake. Główny komplet śnieżno-biały, poczerniony w centrum farbą o nieco chropowatej teksturze; do pary z długą wskazówką GMT, która odznacza się na tle matowo-czarnej tarczy żywym, żółtym kolorem. Co ważne, wszystkie wskazówki sięgają tam gdzie powinny – jak na Tudora, czy Rolexa przystało – i pomimo swojej kanciastej natury nie przytłaczają całości, zachowawszy odpowiednie proporcje na tle stosunkowo niewielkiej tarczy. Dzięki szczodrej ilości substancji Chromalight, nie powinniśmy mieć też problemów z odczytaniem godziny po zmroku.
Oprócz walorów estetycznych, ważny jest sam sposób w jaki Black Bay Pro pokazuje czas – mianowicie całkiem profesjonalnie i niezawodnie. Manufakturowy werk o oznaczeniu MT5652 zdążył już przejść chrzest bojowy, dzięki czemu unikniemy np. problemu z przerzucaniem daty, który został wyeliminowany we wczesnych egzemplarzach GMT 41 mm. Oprócz posiadania certyfikatu chronometru COSC, zastosowania krzemowego włosa balansu i 70-godzinnej rezerwy chodu, mechanizm ten charakteryzuje się też tzw. prawdziwym wskazaniem GMT. Wskazówką godzinową operuje się tu niezależnie. Można nią przeskakiwać w godzinnych odstępach, nie ruszając przy tym wskazówki minutowej i GMT – tą wcześniej ustawiamy na czas lokalny miejsca, z którego wyruszyliśmy. Jedyny minus to brak możliwości zmiany daty z osobnej pozycji koronki. Żeby przerzucić datę w Black Bay Pro, należy okręcać wskazówką godzinową dookoła tarczy, aż do osiągnięcia upragnionego efektu.

Kolejny mocny punkt tego zegarka, to wysoki poziom obróbki metalu. Do polerowanych na lustro boków koperty, wyrazistej satyny i szerokiej fazki na uszach w serii Black Bay zdążyliśmy się już przyzwyczaić. W tym konkretnym modelu doszedł jeszcze delikatny szlif promienisty na bezelu oraz nieco łatwiejsza w operowaniu koronka, której wprowadzenie dziwi mnie o wiele mniej, niż decyzja o zatrzymaniu atrap nitów na bransolecie – te w modelu z przydomkiem „Pro” wydają się być zupełnie niepotrzebnym dodatkiem. Moim zdaniem o wiele bardziej pasowałby tu prosty, współczesny Oyster, taki jak np. w Tudorze Pelagos.


Samą bransoletę nareszcie wyposażono w nowoczesne zapięcie o nazwie „T-fit” z opcją regulacji na poczekaniu (wcześniej widziane na Fifty-Eight w brązie, o którym pisaliśmy TUTAJ). Co by nie mówić, to w zasadzie Glidelock od Tudora i to o wiele zgrabniejszym wydaniu, niż zapięcie w Submarinerze. Dzięki zakresowi regulacji 8 mm, umożliwia idealne dopasowanie bransolety do nadgarstka i szybkie reagowanie na zmiany temperatur. Jest to niewątpliwa przewaga nad wcześniejszymi wersjami, coś, co powinno było zagościć w tej serii znacznie wcześniej.

Oprócz stalowej bransolety, Tudor oferuje Pro na hybrydowym pasku (połączenie gumy i skóry) i płóciennym NATO. Choć wszystkie opcje są warte rozpatrzenia, osobiście polecam pozostanie przy salowej bransolecie (za zegarek w tej konfiguracji przyjdzie nam zapłacić katalogowo 18 390 PLN). Po pierwsze, nic nie zastąpi fabrycznej stali, w przeciwieństwie do pasków – pod rozstaw 20mm zawsze znajdzie się coś godnego uwagi. Po drugie, przy tych proporcjach koperty, jednoczęściowe NATO dodatkowo podniesie nam zegarek na nadgarstku o grubość materiału, natomiast paski klasyczne, dwuczęściowe, odsłonią wysoką przerwę między uszami.
Czy Ty też chcesz być Pro?
Black Bay Pro to pod wieloma względami zegarek kompletny. Można go pochwalić za solidną i sprawdzoną konstrukcję, wysoki poziom wykończenia detali, własny werk i nowoczesne rozwiązania techniczne, które sprawiają, że model ten jest praktycznie skazany na sukces w swoim segmencie.

Bliskie podobieństwo Black Bay Pro do starego Explorera II z pewnością zapewni mu dodatkowe zainteresowanie ze strony osób, których najprościej w świecie nie stać na zakup ref. 1655 (ceny oryginalnych, dobrze zachowanych egzemplarzy dawno temu odleciały w kosmos), ale dla większości z nas jest to po prostu kolejna ciekawa propozycja od marki, która dziś zdaje się być tym, czym kiedyś był Rolex – producentem niezawodnych, klasycznie wyglądających zegarków, wycenionych adekwatnie do jakości wykonania.


Co się zaś tyczy największego znaku zapytania, czyli szeroko omawianej kwestii grubości koperty – doświadczenie recenzenta zegarków po raz kolejny pokazuje, że wymiary na papierze to jedno, a wrażenia na żywo to drugie (dla porównania, ostatnio mieliśmy na testach zegarek DOXA Aquamarine, o niemalże identycznej specyfikacji, który komfortem noszenia nie dorównywał Tudorowi). Dlatego też każdy, kto ma jakiekolwiek wątpliwości, powinien najpierw przymierzyć ten zegarek i samemu przekonać się, czy wspomniana beczułkowatość rzeczywiście przeszkadza. Gdyby tak było, to raczej bariera psychologiczna, aniżeli problem natury użytkowej.

Po prostu zbyt wielu z nas wie już, jak smukła potrafi być koperta Black Bay w 39mm wydaniu, dlatego dalej będziemy łudzić się, że kiedyś Tudor pokusi się o opracowanie mniejszego werku z funkcją GMT. Zapewne wtedy spotkamy się przy okazji kolejnej recenzji świetnego zegarka – tylko, czy dla tych paru milimetrów mniej naprawdę warto dłużej czekać? Czy nie lepiej już teraz zostać Pro?

Tudor Black Bay Pro
Producent | Tudor |
Nazwa modelu | Black Bay Pro |
Ref. | M79470-0001 |
Mechanizm | z automatycznym naciągiem |
Symbol mechanizmu | MT5652 |
Rezerwa chodu (h) | 70 |
Tarcza | czarna |
Koperta | stal |
Średnica (mm) | 39 |
Wysokość (mm) | 14,6 |
Wodoszczelność | 200m |
Pasek | bransoleta |
Cena (PLN) | 18390 |