Recenzja TUDOR Heritage Black Bay
Zegarki nawiązujące do wersji historycznych zyskały w ostatnich latach ogromną popularność. Z tym większą przyjemnością przetestowaliśmy jeden z nich, Heritage Black Bay marki Tudor.
Wiadomość o możliwości bliższego poznania wyżej wymienionego czasomierza przyjąłem z dużym entuzjazmem. Po pierwsze to mój pierwszy kontakt z marką, powiedzmy „oko w oko”, a po drugie nie sposób przejść obojętnie obok laureata tak prestiżowej nagrody jak Grand Prix Horlogerie de Geneve (w kategorii „Revival Prize”, czyli zegarkowe „odrodzenie”).
Dynastia Tudorów
Marka Tudor została założona w 1946 roku przez właścicieli Rolexa. Celowo użyłem słowa „założona” zamiast „powstała”, bo jej inauguracja była strategią jednoznacznie przemyślaną z biznesowego punktu widzenia. Wraz ze startem pierwszej kampanii reklamowej modelu sygnowanego logotypem firmy – Oyster Prince – jej ówczesny właściciel podkreślał: „Od kilku lat rozważałem stworzenie zegarka, który nasi przedstawiciele mogliby sprzedawać za niższą cenę, ale przy jednoczesnym zachowaniu standardów, z których słynie marka Rolex”. Wraz z tymi słowami pozycja Tudora na mapie zegarkowego świata została dokładnie wyznaczona: Rolex dla mniej zamożnych. I tak właściwie skojarzenie to funkcjonuje do dzisiaj, symbolizując zegarki solidnie wykonane, z kopertą typu Oyster, ale mechanizmami zapożyczonymi z ETA, a nie własnymi.
Nazwa firmy pochodzi od królewskiej dynastii Tudorów, która rządziła Anglią w latach 1485 – 1603. Na przestrzeni dekad Tudor zaprezentował sporo zegarków typu Submariner, z których część wykorzystywana była przez Francuską Marynarkę Wojenną, a konkretniej przez nurków w latach 60., a także przez US Navy i Navy Seals. Tudor to również sportowi ambasadorzy wielkiego kalibru, między innymi najbardziej znany obecnie golfista świata Tiger Woods, który podpisał kontrakt na reklamę modelu Prince Chronograph. W historii zegarmistrzostwa marka odcisnęła swój ślad również w zakresie tarcz, a konkretnie ich kolorów, wykorzystując do barwienia prawdziwie egzotyczne odcienie.
Przełomowy rok 2010
Mam świadomość, że nie jestem pierwszym, które to pisze, ale faktycznie Tudor długo nie przyciągał mojego wzroku, a tym bardziej nadgarstka, pozostając marką poza kręgiem zainteresowań. Przełom nastąpił w roku 2010, kiedy podczas targów w Bazylei zadebiutował zainspirowany modelem z lat 70. The Heritage Chronograph. Fantastyczna kompozycja tarczy, powiew świeżości i przywiązanie do detali tak znane z Rolexów sprawiły, że w kuluarach o Tudorze zrobiło się głośno. Kolejne lata przyniosły następne interesujące egzemplarze, między innymi testowany Heritage Black Bay, który oficjalnie trafił na rynek w 2012 roku, a w 2013 otrzymał nagrodę GPHG za najlepsze „odrodzenie” w branży zegarkowej. Na sukces, oprócz świetnie wykonanych zegarków sprzedawanych w rozsądnych cenach, z pewnością ma wpływ moda na kolekcje inspirowane stylem vintage. Tudor ze swoimi modelami: tytanowym diverem Pelagos i Heritage Black Bay idealnie wpisuje się w panujący trend.
Heritage Black Bay
W 2012 roku – tuż po debiucie – starano się odgadnąć, który historyczny Tudor posłużył za inspirację dla stworzenia Heritage Black Bay (HBB). Dopatrywano się podobieństw do kilku modeli, bez konkretnego wskazania na jeden z nich. Jak się później okazało był to właściwy kierunek dedukcji, bo HBB nie stanowi bezpośredniego nawiązania do jednego egzemplarza, a jest „hołdem” złożonym przez Szwajcarów najlepszym diverom z XX wieku i wykorzystano w nim elementy z kilku modeli.
Za wzór do stworzenia tarczy, koronki i ogólnej stylistyki posłużył Tudor Submariner z 1954 roku (ref. 7922). Na bazie „Snowflake Submariner” (ref. 7021) powstał z kolei kształt wskazówek i styl bezela. Dodam, że od tego modelu począwszy, wszystkie divery Tudora wykorzystywały wskazówki „Snowflake” (odpowiednik „Mercedesa” w Rolexie).
Design
Heritage Black Bay to dość unikatowa kompozycja kolorystyczna zamknięta w stalowej kopercie o średnicy 41mm i grubość ponad 10mm, która nie tylko wyróżnia się na tle konkurencji, ale od pierwszego momentu przywodzi na myśl właśnie zegarki w stylu vintage.
Wspomniana mieszanka barw, to czekoladowo-czarna tarcza, złote akcenty, kremowa luminowa i bezel z aluminiową wstawką w kolorze burgunda. Pierścień lunety mieni się w zależności od tego jak pada na niego światło, tworząc ferie barw: od jasnoczerwonego do bordowego. Z aluminium w odcieniu burgunda wykonano również element pomiędzy dokręcaną koronką, a kopertą. I o tyle, o ile na początku dość mocno odsunięta i niezabezpieczona koronka wydawała mi się nieporozumieniem (bałem się, że będzie wrzynała się w nadgarstek), po kilku dniach okazało się, że nie tylko nie sprawia kłopotów, ale także bardzo łatwo nią operować, nawet z zegarkiem założonym na nadgarstku. Kończąc temat koronki wspomnę, że została ozdobiona różą Tudorów i jest dość duża w stosunku do koperty, ale akurat w tym modelu idealnie się z nim komponuje.
Tarcza modelu HBB ma ciężki do określenia kolor zależny od kąta padania światła – czasem wydaje się być czarna, by po chwili zmienić się w mieszankę czekolady i brązu. Wypukły z brzegów, świetnie wykonany cyferblat zdobią złote elementy. Napisy, „ścieżka” minutowa, polerowne indeksy i wskazówki – wszystko rewelacyjnie do siebie pasuje tworząc spójną całość.
Indeksy i wskazówki zostały wypełnione sporą ilością luminowy, która dzięki kremowej barwie przywodzi na myśl stosowany dawniej tryt. Nocą całość świeci na zielono, co ma swój urok, ale – jak to w przypadku barwionej luminowy – skraca czas jej świecenia.
Czcionka użyta na cyferblacie jest charakterystyczna dla wczesnych zegarków Tudora, podobnie jak logo na tarczy i na koronce – róża Tudorów. Ten zaczerpnięty z herbu dynastii królewskiej element zdobił czasomierze firmy w latach 1947 do 1969. Później zastąpiła go „tarcza”, którą znamy do dziś.
W odczycie czasu pomagają wskazówki o kształcie określanym jako „snowflake” (płatek śniegu) lub – co mi bardziej odpowiada – diamentu. W połączeniu z dużymi indeksami wypełnionymi – jak wspomniałem – sporą ilością luminowy zegarek staje się wyjątkowo czytelny. Wystarczy jedno spojrzenie na tarczę, by poznać bieżący czas. Niestety coś za coś – w opisywanym Tudorze zrezygnowano ze wskazania daty. Dla wielu osób, w tym mnie, to bardzo uciążliwe.
Aby podkreślić charakter vintage tego modelu, producent zastosował wypukłe, szafirowe szkiełko. Co prawda nie jest to Plexiglas, jak w prawdziwych zegarkach historycznych, ale Ci z Was, którzy zamierzają z zegarka korzystać na co dzień z pewnością docenią ten fakt (w przeciwnym wypadku szkiełko byłoby bardzo szybko porysowane). Towarzyszący szkiełku bezel obraca się w jednym kierunku, w skokach co jedną minutę. Pracuje precyzyjnie, ale na moje oko trochę za lekko, przez co istnieje ryzyko jego przypadkowego przestawienia.
Na koniec koperta. Jest częściowo polerowana na wysoki połysk (boczne krawędzie), a częściowo szczotkowana (górna część uszu i przestrzeń między nimi). I właśnie ta szczotkowana część otrzymuje ode mnie spory minus. Patrząc na zegarek od góry odnosi się wrażenie, że koperta jest strasznie jasna, co wygląda nienaturalnie – choć to oczywiście kwestia gustu. Co do jakości „obudowy” nie można mieć żadnych zastrzeżeń. Zwłaszcza, że – to wymaga specjalnego podkreślenia – w całości została wykonana przez maszyny.
Pisząc o kopercie nie mogę nie wspomnieć o świetnie wyprofilowanych uszach i polerowanych powierzchniach, które nie „łapią” tak łatwo – jak w innych testowanych do tej pory zegarkach – rys.
Zegarek można kupić ze stalową bransoletą typu Oyster (opcja droższa o około 1000zł) lub na skórzanym, imitującym – a jakże – styl vintage pasku. W obu przypadkach dopełnieniem zestawu jest specjalny bawełniany pasek typu NATO. I to właśnie na nim dostarczono nam czasomierz do testów.
Pasek rzeczywiście przypomina te stare, noszone jeszcze przez naszych dziadków i jednocześnie jest bardzo wygodny.
Mechanizm
Za ruch trzech wskazówek po tarczy Tudora odpowiada ETA 2824. Wiele osób określa ją mianem niezawodnej, niezniszczalnej, czy wręcz pancernej i z moich dotychczasowych doświadczeń wynika, że taka właśnie jest. Niestety ETA zainstalowana w testowanym Tudorze nie była zbyt dokładna. Na przestrzeni blisko 10 dni testów, odchyłka dobowa zegarka wynosiła przeważnie 8 do 10 sekund. Zdarzały się przypadki, że wartość ta sięgała +16 sekund. Patrząc na Rolexa (wiem, że to zegarek z innej półki cenowej), który potrafi pracować z dokładnością do 1 sekundy na dobę, taką odchyłkę uważam za spory minus .
ETA dostarcza swoim klientom mechanizmy w wersjach elabore, standard i top. Tudor umieszcza w Heritage Black Bay werk w wersji TOP. Niestety pełny dekiel nie pozwala na przyjrzenie się mu z bliska.
Podsumowanie
Dzięki swojej cenie, unikalnemu designowi i wodoodporności do 200m zegarek zjednał sobie serca nurków, miłośników stylu vintage oraz ludzi, którzy docenią jakość oferowaną przez Tudora za rozsądną cenę.
Zegarek na nadgarstku prezentuje się znakomicie. Jest na tyle uniwersalny, że będzie doskonałym dopełnieniem zarówno marynarki na luźniejszym, firmowym spotkaniu, jak i t-shirta podczas wakacyjnych wypraw. Wystarczy opanować sztukę sprawnej wymiany paska. Osobiście zastanawiam się kiedy Tudor rozpocznie w Polsce dystrybucję na szerszą skalę. Biorąc pod uwagę sukces za granicą można śmiało przypuszczać, że i w kraju nad Wisłą znalazłby swoich zwolenników i mógł nieco „namieszać” w gronie czasomierzy z tego segmentu cenowego.
Na (+)
– świetny vintage look
– bardzo dobre wykonanie – jak u siostrzanego Rolexa
– atrakcyjna cena
– unikatowa kompozycja kolorystyczna
Na (-)
– duże odchyłki dobowe
– może się opatrzyć
– brak datownika
TUDOR Heritage Black Bay
Ref: 79220R
Mechanizm: ETA 2824, automatyczny, 38h rezerwy chodu, centralna sekunda,
Tarcza: czarno-czekoladowa z nakładanymi indeksami
Koperta: 41mm, stal, wypukłe szafirowe szkło z antyrefleksem, stalowy dekiel
Wodoszczelność: 200m
Pasek: stalowa bransoleta lub skórzany pasek; w komplecie dodatkowy pasek
Limitacja: –
Cena: około 9.500PLN
Jest dżager
„Kolejne dzieło sztuki”
Mój ulubiony aktor, Kevin niestety wygląda okropnie i nosi ten zegarek tak jakby batem go do tego przymusili :) Biedne gwiazdy :)
Pisałem już wiele o zegarkach szkieletowych. Konstrukcja tego szkieletu jest przepiękna, przyciąga uwagę i zmusza do napisania dwóch zdań. Vacheron Constantin pokazuje klasę ! Od zegarków kieszenkowych, zegarków bardzo skomplikowanych, po „tylko czas” i szkielety manufaktura nie schodzi poniżej pewnego poziomu, a jest to poziom bardzo wysoki ! Do moich ulubionych i podziwianych zegarków tej kochanej manufaktóry należy zegarek kieszonkowy zrobiony dla Króla Egiptu Farouka (820 części, 55 kamieni – 17 komplikacji m/innymi : minutowy repetier, Grande i Petite Sonnerie, fazy księżyca, wieczny kalendarz, chronograf „split seconds”, 30 minutowy rejestr, alarm) i też zegarki szkieletowe – widać w nich piękno sztuki zegarmistrzowskiej. O czym tu pisać więcej, może tylko tyle, że manufaktura prawie nigdy nie miała krytycznych uwag dotyczących mechanizmów, a zegarki bardzo skomplikowane to prawdziwe dzieła sztuki !
Mam sentyment do takich powrotów, a zwłaszcza ten z ruchomymi uszami – brawo !
super:)
„Oto kolejny zegarek, tym razem masywny i wypasiony”
„Taki oto Zenith”
„Oto inne zegarki firmy Glycine”
Polecam !!!
Rolex
„a może takie Tudor”
„Ziuglowania w świecie zegarków ciąg dalszy”
„proszę podziwiać”
„proszę podziwiać”
… i inne zegarkowe cudeńka
Ten zegarek podoba się nie tylko Pawełtu
Piękna Omega
Ręcznie malowane, obracające się dyski to nietypowy pomysł marki Louis Vuitton na komplikację worldtime, czyli wskazanie czasu w 24 strefach naszej planety
A jak waszym zdaniem wypada on przy Maurice Lacroix Masterpiece Worldtimer? Cenowo chyba zbliżona półka.
luknij proszę na… IWC