
Recenzja Grand Seiko Spring Drive GMT
Hybrydowy kaliber, sportowy styl, druga strefa czasowa plus „Made in Japan” – testujemy high-endowe Grand Seiko.
Japonia to fascynujące miejsce. Choć samemu nie dane mi było jeszcze odwiedzić Krainy Kwitnącej Wiśni, podświadomie zawsze myślę o niej jak o miejscu wyjątkowym, nietuzinkowym i ze wszech miar godnym uwagi. Japonia przeciętnemu człowiekowi kojarzy się zapewne z wysoką kulturą, porządkiem, ładem, uprzejmymi do przesady ludźmi, sushi, z zaawansowanymi technologiami i dynamicznym rozwojem ale jednocześnie z historią, tradycją i rzemieślnictwem. Ze wszystkimi trzema ostatnimi cechami nierozerwalnie łączy się legenda mitycznych niemal (choć jak najbardziej rzeczywistych) Samurajów – kierujących się kodeksem bushido japońskich wojowników, odzianych w ręcznie wykonywane, misternie zdobione zbroje i wyposażonych w ręcznie wykuwaną broń białą – długi miecz katana i krótki wakizashi. Japońskie rzemieślnictwo to także tworzone w tym azjatyckim kraju zegarki m.in. pod szyldem Seiko, od roku 1881.
Kintaro Hattori

Manufaktura, jaką dzisiaj znamy po nazwą Seiko, pierwotnie nazywała się Seikosha (Seiko = wyrób miniaturowy; sha = dom) i początkowo oferowała jedynie naprawę, a nieco później konstruowanie zegarów stojących i ściennych. Pierwsze naręczne czasomierze, wychodzące naprzeciw rosnącej popularności tego typu zegarków na zachodzie, powstały w firmie Kintaro Hattoriego w roku 1913. Wyposażano je m.in. w produkowane we własnym zakresie tarcze oraz koła balansowe i nazwano Laurel (wawrzyn). W kolejnych latach marka, dotykana rożnymi mniej lub bardziej dramatycznymi kolejami losu, rozwijała się systematycznie i prężnie, choć prawdziwy, przełomowy moment kulminacyjny przyszedł dopiero 56 lat później. Dzień po wigilii roku 1969 na rynek trafił pierwszy, stworzony przez Seiko, naręczny zegarek kwarcowy – Astron. Choć kosztował małą fortunę (mniej więcej poziom cenowy samochodu średniej klasy), jego premierę śmiało można uznać za jedno z najważniejszych wydarzeń branżowych XX wieku (swoją drogą wydarzenie, który nieomal zniszczyło zegarmistrzostwo w Europie – ale to historia na inną opowieść). W kolejnych latach Seiko poszło drogą innowacji, prezentując kolejne rozwinięcia kwarcowej technologii, na czele z zegarkami wyposażonymi w wyświetlacze LCD i LED, aż przyszedł rok 1999. Po długoletnim procesie projektowania, badań i testów Seiko zadziwiło zegarkowy świat prezentując technologię Spring Drive. I to m.in. na niej się za chwilę skupimy…

O Seiko trzeba powiedzieć jeszcze jedną, fundamentalną rzecz – to chyba dzisiaj najbardziej zróżnicowana marka zegarkowa na świecie. Żadna inna firma nie ma tak szerokiej oferty – od tanich kwarców, po tanie, ale co najmniej porządne mechaniki, przez zegarki mechaniczne średniego segmentu, Grand Seiko, Spring Drive’a aż po high-endowego Credora. Moim pierwszym, poważnym zegarkiem był budżetowy diver Seiko (nomen omen model o przydomku „Samurai”) – czasomierz, który za naprawdę małe pieniądze oferował świetną jakość i możliwość posiadania konkretnego, mechanicznego zegarka studentowi z wiadomym budżetem (tj. permanentnym deficytem). Choć oczywiście produkcja takich masowych modeli daleko różni się od tych pozycjonowanych wyżej, zróżnicowanie ofert Seiko uniemożliwia całkowicie obiektywne jej sklasyfikowanie w branżowej hierarchii. No bo gdzie umieścić markę, która robi stalowego divera za kilkaset złotych i złoty repetier za kilkaset tysięcy dolarów?
W swojej ofercie Seiko ma także linię, z której jest szczególnie dumne. Nazwano ją Grand Seiko (seria zadebiutowała w roku 1960) by podkreślić wagę, jaka przywiązywana jest do każdego czasomierza z kolekcji. Zegarki GS (skrót od Grand Seiko) powstają w manufakturze Shizuki-ish Watch Studio, z bardzo dużym udziałem ręcznej pracy wysoko wykwalifikowanych specjalistów. Te z mechanizmami Spring Drive to z kolei dzieło drugiej manufaktury – studia Shinshu w Shjojiri. Manualnie, w niemal sterylnych warunkach, składane są wszystkie zegarki serii, łącznie z montażem kalibrów, tarczy i koperty (ręcznie aplikowane jest skomplikowane wykończenie obudowy każdego egzemplarza). Rocznie powstaje ledwie kilka tysięcy egzemplarzy GS (oficjalnie marka nie ujawnia konkretnej liczby) konstruowanych przez 240 rzemieślników, w tym wyposażony w technologię Spring Drive model z GMT – SBG01 – z naszego testu.
SBGE001

Kiedy pomyśleliśmy nad tym, by wreszcie przetestować dla Was zegarek manufaktury Seiko, pierwszy problem pojawił się niemal tak szybko, jak sam pomysł – który zegarek wybrać? Ponieważ chcieliśmy pokazać, co japońscy zegarmistrzowie tak naprawdę potrafią, wybór powędrował w kierunku wspomnianej, topowej linii marki – Grand Seiko. Wybór konkretnego modelu zaś podyktowała pospołu sympatia (do niego właśnie) i możliwość porównania go bezpośrednio z odpowiednikami Swiss Made. Zanim jednak o tym, jak wypada takie porównanie, przyjrzyjmy się w detalach zegarkowi, który nosiłem przez ostatnie 2 tygodnie – Grand Seiko Spring Drive GMT z numerem Ref.SBGE001. Ponieważ czasomierz ten ma wiele smaczków, opiszę je w możliwie logicznej kolejności.
Zewnętrze

Wykonane niemal w całości ze stali GS można by umownie określić mianem zegarka o sportowo-casualowym charakterze. Podczas gdy większość modeli z kolekcji to warianty spokojniejsze i eleganckie, testowany egzemplarz wyróżnia się na tle reszty – zdecydowanie na plus zresztą. Bardzo duża jak na serię GS koperta ma 43,5mm średnicy, 14.7mm grubości (razem z delikatnie wypukłym szafirem) i dość nietypową formę. Jej flanki są ścięte ku dołowi tak, że wspomniane 43,5mm zmierzymy na wysokości bezela – przy deklu całość schodzi do mniej więcej 36mm. Rozwiązanie takie nie tylko ciekawie i oryginalnie wygląda ale poprawia również komfort noszenia (o czym później). Cała koperta, podobnie jak reszta czasomierza, jest wykonana na absolutnie topowym poziomie, z wypolerowanymi na błysk bokami i krawędzią oraz spodnią częścią uszu, polerowano-satynowanym deklem (z wybitym logo Grand Seiko – lwem – na delikatnie piaskowanym tle) i satynowanym wierzchem uszu.

Przesunięta na godz.4 mała koronka (nieco za mała w stosunku do proporcji koperty) jest zakręcana i od góry sygnowana logo GS. Każdy detal idealnie dopracowano, krawędzie ładnie wyoblono, wszystko perfekcyjnie spasowano, łącznie z bezbłędnie zintegrowaną bransoletą.
Ta jest również stalowa, i początkowo wydawała mi się najsłabszym punktem zegarka. Jej design może się Wam od razu skojarzyć z bransoletą z Omegi Speedmaster czy TAG Heuera Carrera, wykonanie jednak to najwyższy poziom, choć nie bez wyraźnej niedoskonałości. Każde ogniwo bransolety to dwa małe, satynowane skrajne elementy (z polerowanymi bokami i fazowanymi krawędziami) i duże, środkowe ogniwo (także satynowane) spojone z resztą przez dwa wąskie ogniwa wypolerowane na błysk. Bransoletę można skracać o każde ogniwo (i dwa pół-ogniwa), montowane razem zestawem dwóch malutkich śrubeczek i cienkiego teleskopu. Niestety – i tu dwa minusy całości – ładnie wykonane, zatrzaskiwane zapięcie (z logo GS) nie tylko odstaje mocno od bransolety z jednej strony, ale przede wszystkim nie ma żadnej mikro (ani makro) regulacji – a to niestety brak poważny i odczuwalny.

Braków próżno natomiast szukać we froncie zegarka – to tu dopiero widać, jak znakomitą pracę wykonało Seiko. Obrotowy bezel okalający tarczę wykonano z aluminiowego dysku i nałożonego nań, wypukłego pierścienia z szafirowego szkła. Patent taki spotyka się bardzo rzadko (do głowy przychodzi mi jedynie Blancpain Fifty Fathoms i IWC Aquatimer) i chociaż można mieć pewne obawy co do jego trwałości (wszak szafir jest kruchy i dość delikatny), wygląda znakomicie, a umieszczone na spodzie indeksy z luminowy świecą mocno i wyraźnie. Bezel obraca się wygodnie w obie strony (72 skoki na jeden pełny obrót) i pełni rolę dodatkowego wskaźnika kolejnej strefy czasowej. Jest wreszcie ukryta pod szafirowym szkiełkiem z antyrefleksem tarcza.

W SBGE001 Seiko zamontowało czarny, matowy cyferblat z 11 nałożonymi, satynowano-polerowanymi indeksami, okienkiem datownika na wysokości godz.4 i serią napisów, od nazwy manufaktury przez logo Grand Seiko, nazwę mechanizmu i skrót komplikacji – GMT. Wskazanie czasu w drugiej strefie (czyli GMT – Greenwich Mean Time) to czerwona, centralnie zamocowana wskazówka z grotem wypełnionym luminową oraz korespondujący z nią wewnętrzny pierścień ze skalą 24-godzinną. Między godz.8 a 9 umieszczono wskazanie rezerwy chodu – i nawet ono jest wykonane z najwyższą starannością – ma 4 malutkie, nałożone indeksy z białym fragmentem skali oznaczającej pełne naładowanie mechanizmu (co lekko mylące, pole to jest umieszczone na dole skali, tak więc wskazówka leżąca na jej końcu – trochę wbrew logice – oznacza stan pełnego nakręcenia). Czas wskazują dwie satynowane wskazówki z wypolerowanymi krawędziami i luminową w środku oraz cienki, wypolerowany sekundnik. Całość jest wykończona z pedantyczną wręcz starannością i, jak na w sumie prosty stylistycznie zegarek, piękna. Każdy detal został idealnie przemyślany i zaprojektowany, a smaczki typu wspomnianych polerowań na wskazówkach czy trójwymiarowości indeksów świadczą tylko o klasie wykonania.

Równie satysfakcjonująca jest jego funkcjonalność. Koronka – choć jak wspomniałem, wyraźnie za mała – jest mimo to wygodna i bezproblemowo spełnia swoją rolę. Możemy nią, po uprzednim odkręceniu, dokręcić sprężynę główną, przestawić wskazówkę godzinową (w skokach o jedną godzinę w przód i w tył) i wreszcie ustawić czas, łącznie ze wskazówką GMT. Mechanizm nie ma szybkiej korekty datownika, ale jego nastawienie dzięki skaczącej godzinie nie jest nadmiernie kłopotliwe. Zastrzeżeń nie mam także do noszenia czasomierza. Choć konstrukcja jest masywna i dość ciężka (177g), dobrze układa się na nadgarstku i zapewnia pożądany przy codziennym użytkowaniu komfort, co w połączeniu z zestawem funkcji powinno usatysfakcjonować wymagania większości użytkowników.
Spring Drive
Kiedy Seiko pokazało światu swoją nową, unikalną w skali branży technologię Spring Drive, skrajnie różnych komentarzy nie było końca. Jedni zachwycali się konstrukcją i innowacyjnością japońskiej manufaktury, inni nawet nie chcieli rozmawiać o sprawie poważnie, uznając mechanizm za „nie-mechaniczny” więc nie warty atencji. Spring Drive, w bardzo dużym uproszczeniu, to hybryda łącząca w sobie elementy werku mechanicznego i kwarcowego, które połączone razem dają jeden precyzyjny, stabilny i funkcjonalny kaliber.
W odróżnieniu od hybryd znanych z branży motoryzacyjnej, mechanizm Seiko integruje w sobie mechaniczne i elektroniczne komponenty w nierozerwalną całość – jedne nie mogą działać bez drugich i odwrotnie. Naciąg mechanizmu to znany z zegarków automatycznych, centralny wahnik, którego ruch (plus ewentualna możliwość dokręcenia koronką) generuje energię kumulowaną w bębnie sprężyny głównej. Energii tej wystarczy na 72h pracy. Pochodząca z niego moc napędza następnie wskazówki, natomiast jej niewielka część przetwarzana jest w impuls elektryczny, który zasila regulator kwarcowy. Mechanizm nie ma tradycyjnego koła balansowego.

Spring Drive gwarantuje dokładność chodu nieosiągalną dla tradycyjnej mechaniki – +/-1s na dobę (+/- 15s miesięcznie) i rzeczywiście mieści się ona w tej granicy. Zegarek ustawiłem na początku 2-tygodniowego testu – na jego koniec czas był wskazywany dokładnie co do 1 sekundy! Poza tak znakomitą precyzją SD ma jeszcze jeden, dodatkowy smaczek – płynący sekundnik. To co wielu urzeka w zegarkach mechanicznych, to właśnie wskazówka sekundowa, która przeciwieństwie do skaczącego kwarcu wykonuje pozornie płynny ruch – pozornie, bowiem w tradycyjnie regulowanym kołem balansowym mechanizmie ruch ten jest zależny od jego taktowania, czyli częstotliwości pracy. Im ta jest wyższa, tym sekundnik porusza się bardziej płynnie, wykonując mniej mikro-skoków na każdą odmierzoną sekundę czasu. W Spring Drive żadnych skoków nie uświadczymy – wskazówka sunie ponad tarczą z idealną płynnością. Wrażenie jest piorunujące.
Kaliber w testowanym modelu SBGE001 ma numer 9R66. Choć ukryto go całkowicie pod stalowym deklem, werk jest starannie wykonany i udekorowany m.in. wzorem na kształt pasów genewskich. Całość wieńczy częściowo szkieletowany wahnik z logo Grand Seiko.

A pytanie, jak traktować mechanizmy Spring Drive (jako hybrydy, mechaniki, kwarce?) pozostawiam już Waszej interpretacji.
Japan vs. Swiss
Konkludując dwutygodniowy test Seiko Grand Seiko Spring Drive GMT mogę śmiało i z przekonaniem napisać, że to kapitalny zegarek. Poziom wykonania, proporcje, przemyślanie projektu, funkcjonalność, użytkowość i mechanika predestynują go do bardzo wysokiej półki – pytanie, jak wypada na tle szwajcarskiej konkurencji? Zestawienie GSSDGMT z odpowiednikami Swiss Made pozwala porównać zegarek przykładowo do tych dwóch konkurentów:

Omega PO w wersji GMT to zegarek bardzo świeży i ciężko na razie powiedzieć jak się przyjmie na rynku (jego pokaźna grubość może być nieco problematyczna), choć flagowy diver Omegi z komplikacją GMT z pewnością był zegarkiem oczekiwanym. Rolex GMT Master II to za to absolutna klasyka i ikona zegarkowa – i w porównaniu z nią Seiko wcale nie wypada gorzej. Ba, w moim doczuciu ma nawet nad rzeczonym Rolexem przewagę, ale i jedną, kluczową wadę. Wada ta to… marka. Rolex, mimo swojego bardzo mocno przemysłowego sposobu produkcji, niemal miliona powstających rocznie czasomierzy i dość wtórnego, praktycznie niezmienionego designu, ma rzesze fanów, perfekcyjną płynność finansową i wielkie poważanie – dowodem tego ostatniego niech będzie choćby niedawna aukcja domu Christie’s i stalowa Daytona sprzedana za ponad $1.000.000USD. Seiko do takiej pozycji marki bardzo daleko, ale przecież nie marka decyduje de facto o jakości danego zegarka – o tym decydują (a przynajmniej powinny) detale.

Miałem przyjemność przetestować już GMT Mastera II (czytaj TUTAJ) i przyjrzeć się mu ponownie przy okazji tego testu. Seiko w tym zestawieniu jest, moim zdaniem oczywiście, lepiej wykonane, przywiązuje większą wagę do szczegółów, ma ładniej wykończoną i bardziej złożoną kopertę, efektowniejszy bezel i dużo bogatszą w detale tarczą. Problematyczny może być mechanizm, a zakwalifikować się go jako lepszy/gorszy chyba obiektywnie nie da. Za Grand Seiko Spring Drive GMT trzeba zapłacić 24.900PLN i z pewnością będą to pieniądze wydane mądrze i zasadnie. Japońscy zegarmistrzowie znakomicie wykonują swoją pracę i tylko postrzegania marki nie są w stanie swoim kunsztem przeskoczyć. Seiko, o czym wspomniałem na początku, bardzo niesłusznie pozycjonuje się znacznie niżej, niż na to zasługuje, ale, jak powiedział kiedyś jeden z prominentnych kolekcjonerów zegarków (nomen omen Azjata) „winno się kupować zegarki, a nie marki”. A przy tym założeniu SBGE001 wypada naprawdę znakomicie, nie odstając do szwajcarskiej konkurencji pokroju Rolexa, Omegi i wielu innych, natomiast cała manufaktura Seiko zdecydowanie zasługuje na więcej uwagi i respektu.

Na (+)
– znakomita jakość wykonania i wykończenia
– bardzo dużo pięknie wykończonych detali
– oryginalnie uformowana koperta
– szafirowy bezel
– innowacyjny Spring Drive…
– …z idealnie płynącym sekundnikiem
– więcej niż dobra relacja jakość/cena
Na (-)
– bransoleta bez mikroregulacji
– za mała koronka
– ciągle niski prestiż marki
Seiko Grand Seiko Spring Drive GMT
Ref: SBGE001
Mechanizm: Spring Drive 9R66, automatyczny, hybrydowy, 72h rezerwy chodu, centralna sekunda, datownik, druga strefa czasowa GMT, rezerwa chodu
Tarcza: czarna z nakładanymi indeksami
Koperta: 43×14.7mm, stal, szafirowe szkło z antyrefleksem, stalowy dekiel
Wodoszczelność: 200m
Pasek: stalowa bransoleta, zapięcie motylkowe z zabezpieczeniem
Limitacja: —
Cena: 24.900PLN
Zdjęcia: Michał Grygalewicz – MADRUGADA foto art
cudo
Kilka fajnych zdjęć z wizyty w manufakturze Lange & Söhne
zobaczyć i poczytać na temat zegarka dla nurka
Co prawda Longines, ale te diamenciki nie
Model Super Avenger w wydaniu Military, czyli z mocno wojskowym zacięciem
Czerwona wskazówka, brązowy paseczek skórka, biała tarcza, indeks godzin na tle czerwonym i czarnym, po prostu… OMEGA
Zegrak prezentuje się wyśmienicie
Jestem zaskoczony daleką lokatą takich manufaktur jak : Vacheron Constantin, Ulysse Nardin, Girard Perregaux, Lange & Sohne, Blancpain i innych o wspaniałej historii i osiągnięciach. Widać, większość liczy się z ceną. A tak na marginesie – jest kilkanaście manufaktur, w których ceny zegarków, moim zdaniem, są zawyżone i to bardzo ! Są manufaktury nie mające swoich mechanizmów, a w swoich zegarkach prezentują „tylko czas”. Jestem wielkim fanatykiem zegarmistrzowstwa szwajcarskiego, francuskiego, angielskiego oraz niemieckiego, ale taki wysyp nowych firm, jaki ma miejsce obecnie, może doprowadzić do korekty ich ilości. Duży wpływ na to może mieć kryzys, nowa technologia, nowe rozwiązania techniczne itd, itp. Historia zegarmistrzostwa zna wiele przypadków, wymienionych wyżej, mających wpływ na formę manufaktur. Najlepszym tego przykładem była Anglia w XIX wieku. Anglia w XVIII wieku była niekwestionowanym liderem w tej branży, ale z upływem czasu traciła pozycję lidera na rzecz Szwajcarii i Francji. Wpływ na to miały nowe technologie, konserwatyzm techniczny i właśnie wywindowane ceny. Historia lubi się powtarzać, wystarczy wspomnieć lata 70-te. Jak na razie, i oby jak najdłużej, Szwajcaria jest dla mnie centrum tego wspaniałego świata, tylko czy udźwignie ten ciężar ??? Oddzielnym tematem jest pozycja lidera tego rankingu. Jak dla mnie i innych pasjonatów nie powinno tak być, ale to już temat na inną okazję !
Pięknie wygląda, ale cenę ma kosmiczną ;)
Wysłane ;)