Recenzja Seiko King Seiko SPB281J1 [zdjęcia live, dostępność, cena]
Ostatnimi laty byliśmy świadkami powrotu wielu legendarnych modeli zegarków. Część wraca z powodu czystej nostalgii, a część ze względu na brak oryginalnych pomysłów wśród producentów. O dziwo nowe King Seiko zdaje się należeć do jeszcze innej kategorii powrotów – motywowanej czyimś zniknięciem.
Powrót króla
Historia Seiko zna przynajmniej dwa celowe podziały, które z perspektywy czasu doprowadziły do dalszego rozwoju firmy. Pierwszy z takich podziałów nastąpił w roku 1959 i dotyczył fabryk Suwa i Daini Seikosha, które od teraz operować miały niezależnie od siebie. To właśnie zdrowa rywalizacja między tymi ośrodkami produkcyjnymi zaowocowała powstaniem dwóch topowych linii: Grand Seiko (w 1960) i King Seiko (w 1961).
W czasie gdy King Seiko było produktem przeznaczonym bardziej na rynek krajowy, Grand Seiko przypominało zawodnika, którego wystawia się do pokazowych walk zagranicznych. W szczycie formy GS-y stawały w szranki z najlepszymi propozycjami od Szwajcarów, niejednokrotnie przewyższając je pod względem jakości wykonania i mechanicznej precyzji – potwierdzały to liczne konkursy przeprowadzone w latach 60-tych (plotka głosi nawet, że niektóre z nich odwołano, byleby Japończycy nie mogli zajmować pierwszych miejsc).
Gdy w 1969 roku Seiko zademonstrowało światu kwarcowego Astrona, przyszłość mechanicznych werków stanęła pod znakiem zapytania. Nazwy King Seiko i Grand Seiko przestały pojawiać się na tarczach zegarków po roku 1975, ustępując miejsca modelom King Quartz i Grand Quartz. O ile KS-y zniknęły na dobre, o tyle Grand Seiko pojawiło się ponownie w roku 1988, wraz wprowadzeniem wysoce precyzyjnych kwarcowych werków 95GS, a prawdziwy powrót do korzeni zaliczyło dopiero w roku 1998, gdy Seiko zdecydowało się na przywrócenie kalibrów mechanicznych, tym razem w postaci serii 9S.
Obecnie jesteśmy świadkami drugiego ważnego podziału w historii Seiko. W 2017 roku Grand Seiko stało się osobnym bytem – prestiżową marką, która tak jak za dawnych lat, ma za zadanie konkurować z high-endowymi propozycjami z zagranicy. Choć z marketingowego punktu widzenia ruch ten jest z pewnością słuszny, na jakiś czas w katalogu „zwykłego” Seiko mieliśmy do czynienia z brakiem rozpoznawalnej topowej linii – to ma ulec zmianie.
Przy wspomnianym bezkrólewiu, powrót King Seiko na szczyt oferty wydaje się być czymś całkowicie naturalnym. Nie dziwi również, że na dobry początek postawiono na reinterpretację kultowego modelu 44KS z 1965 roku. Co prawda, już dwa lata temu z okazji 140-lecia istnienia marki Seiko skorzystało z tego wzorca, tworząc referencję SJE083 (o której pisaliśmy TUTAJ), a w tym roku dodatkowo zaprezentowało model SJE087 (o którym przeczytacie TUTAJ) – jednakże w obu przypadkach były to propozycje limitowane, kolejno do 3000 i 1700 sztuk. Najnowsza premiera, w skład której wchodzi recenzowany model SPB281, jest już nielimitowana, a także bardziej przystępna cenowo – co oczywiście ma swoje plusy i minusy – ale o tym za moment.
Kwestia wierności wobec króla
Dokładne wymiary King Seiko SPB281 to 37 mm (średnica) na 12,1 mm (grubość ze szkłem) na 43,6 mm (wysokość lug to lug). Dla porównania oryginalny 44KS (ref. 44-9990) miał wymiary 36,6 mm na 11 mm na 43,5 mm, a limitowane modele SJE083 i SJE087: 38,1mm na 11,4mm na 44,7mm. To daje nam ogląd gdzie najnowszym interpretacjom ubyło, a gdzie przybyło – zarówno względem siebie, jak i w porównaniu do historycznego pierwowzoru.
Co ciekawe, limitowane modele, choć zauważalnie większe od oryginalnego 44KS pod względem średnicy i wysokości, zachowały niemalże równie smukłą linię – i to mimo zastosowania automatycznego naciągu. W ich przypadkach jest to zasługą cienkiego mechanizmu (3,69 mm) o oznaczeniu 6L35. W recenzowanym SPB281 zastosowany werk 6R31 jest wyższy o ponad milimetr (5,25 mm) i właśnie dlatego nie udało się utrzymać tej samej grubości zegarka. Kolejna różnica tkwi w samym szkle. O ile zarówno w limitowanych, jak i nielimitowanych King Seiko znajdziemy mocno wypukłe szkło szafirowe (przypominające wyglądem stare pleksi), to w nielimitowanych wersjach jest ono fazowane na rancie, co niestety optycznie pomniejsza tarczę.
Co się zaś tyczy kwestii wygody na nadgarstku, obecne proporcje King Seiko zbliżają go do innego zegarka o królewskich konotacjach, mianowicie do Rolexa Datejusta. SPB281 nosi się dokładnie tak jak Datejust 36 mm, czyli bardzo wygodnie. Na nadgarstku ten kompaktowy rozmiar ma odpowiednią lekkość, ale też prezentuje się niezwykle elegancko. Po raz kolejny potwierdza się przekonanie, że średnice między 36-39 mm to prawdziwy złoty środek dla zegarków o tak klasycznym wyglądzie.
Uczta godna króla
Prawdziwą ucztę dla oka stanowi tu tzw. detal, który dotychczas kojarzyliśmy głównie z Grand Seiko. Najlepszym tego przykładem niech będzie tarcza. W SPB281 ozdobiono ją delikatnym pionowym szlifem, który sprawia, że powierzchnia jest raz błyszcząca, raz matowa – na żywo nabiera wręcz cech metalu szlachetnego, prawdziwego srebra lub platyny. Efekt ten komplementują szerokie, fazowane indeksy – w tym wyróżniający się podwójny indeks na godzinie dwunastej, zdobiony mikrokratką – a także dokładnie polerowane wskazówki, przypominające obosieczne miecze. Choć w ofercie znajdują się jeszcze tarcze o klasycznym szlifie słonecznym, w kolorach srebrnym (SPB279), czarnym (SPB283), brązowym (SPB285), bordowym (SPB287) i lila (SPB291); osobiście uważam, że to właśnie recenzowane SPB281 wybija się ponad przeciętność, jednocześnie nie rzucając się przesadnie w oczy.
Wykończenie koperty w nowym King Seiko, dokładne przejścia między polerowanymi płaszczyznami, a satyną (czy raczej szczotkowaniem, patrząc na wyrazistość wykończenia na uszach i bokach koperty) – to wszystko sprawia bardzo dobre wrażenie nawet przy bliższej inspekcji. Rzeczony poziom obróbki metalu z pewnością nie dorównuje GS-om, ale i tak jest czymś rzadko spotykanym na tym pułapie cenowym. Dodatkowym smaczkiem jest też stary herb King Seiko, widoczny zarówno na pełnym stalowym deklu, jak i na koronce – niby nic wielkiego, a jednak ostatnimi laty Japończycy nie zawsze przykładali wagę do takich detali.
Po raz pierwszy w karierze recenzenta jestem też skłonny pochwalić wykonanie bransolety w Seiko – to dotychczas było ich piętą achillesową, nawet w topowych modelach. Nowa bransoleta doskonale współgra z charakterystyczną tarczą w SPB281 i kopertą, natomiast konstrukcyjnie przywodzi na myśl połączenie klasycznych „ziaren ryżu” i bransolety kojarzonej z AP Royal Oak – co jest chyba wystarczającym komplementem. Pojedyncze ogniwa składają się z siedmiu elementów, mimo to całość jest dobrze spasowana i wystarczająco sztywna. Ogniwa końcowe są idealnie dopasowane do koperty, stanowiąc jej przedłużenie nie tylko wizualnie – ze względu na swój design wydłużają rzeczywiste lug to lug zegarka, zwiększając potencjał do noszenia go na większych nadgarstkach.
Nie byłbym też sobą, gdybym nie wytknął pewnych niedogodności. Ze względu na zastosowanie eleganckiego, zintegrowanego zapięcia, długość bransolety można regulować tylko poprzez odejmowanie lub dodawanie ogniw (notabene łączonych na sztyfty z kołnierzykami, przez co skracanie w warunkach domowych nie należy do przyjemnych doświadczeń). Po pierwsze zmniejsza to szanse na idealne dopasowanie do grubości nadgarstka, po drugie wiąże się z brakiem mikroregulacji, która przydaje się przy nagłych zmianach temperatur. Problem, przynajmniej częściowo, rozwiązałoby dodanie do bransolety pary pół-ogniw (czyli ogniw o połowie standardowej długości), niestety tutaj producent się o to nie pokusił.
Królestwo za konia
Gdy w kręgach pasjonatów mówi się o mechanizmach, czasem nieco pogardliwie używa się terminów typu „wół roboczy” czy też „koń pociągowy”. Terminy ten oznaczają werk, który na co dzień dobrze spełnia swoją rolę, ale nie cechuje się specjalnym kunsztem wykonania. Jak łatwo się domyśleć, piszę o tym, ponieważ w nowym King Seiko mamy do czynienia właśnie z owym „koniem”. Na rumaka z prawdziwego zdarzenia najwyraźniej nie starczyło złota, przy czym trudno ustalić, czy chodzi bardziej o dobro królewskiego skarbca, czy o kieszenie samych poddanych. Prawda zapewne leży gdzieś pośrodku.
Jak zostało wcześniej wspomniane, limitowane King Seiko wyposażono w cieńsze werki o oznaczeniu 6L35, za które Japończycy póki co każą sobie słono płacić (różnica w cenie jest niemalże dwukrotna). Z tego samego powodu nielimitowane KS-y zaopatrzono w standardowy werk 6R31, należący do rodziny spotykanej w modelach z linii Presage, czy też nowych Alpinistach. Werk ten jest grubszy od 6L35, wizualnie nieco mniej urodziwy, bije z mniejszą częstotliwością (21 600 wahnięć na godzinę), ale ma za to dłuższą rezerwę chodu (70 godzin). Gdyby szukać innych plusów, w przeciwieństwie do 6L35, 6R31 nie posiada datownika, a jak głosi mądre przysłowie: „gdy czegoś nie ma, to się nie zepsuje”.
Umarł król, niech żyje król?
Zastosowanie przeciętnego werku w modelu z tak legendarnej linii, jak King Seiko, dla wielu osób może być zmarnowanym potencjałem. Katalogowa cena SPB281 na bransolecie to około 8 000 PLN i gdyby się zastanowić, za co tak naprawdę płacimy, tym razem nie będzie to bogate wnętrze, tylko szlachetny rodowód, wsparty niebanalną urodą.
Seiko naprawdę postarało się, by zegarek z zewnątrz wyglądał reprezentacyjnie. Mimo pokrycia większości powierzchni satyną, SPB281 łapie słoneczne refleksy niczym droga biżuteria (którą w pewnym sensie jest). W połączeniu z ciekawą tarczą, która w zmiennym oświetleniu reaguje podobnie do monety wykonanej ze srebra lub platyny, zegarek ten naprawdę przykuwa spojrzenia – i niezależnie od odległości w której go podziwiamy, niczym nie rozczarowuje.
Elegancki charakter nie wyklucza też traktowania nowego King Seiko jako zegarka typowo użytkowego. Odpowiednio wysoka wodoszczelność (100m), wytrzymałe szafirowe szkło i wygodny rozmiar sprawiają, że SPB281 wraz z pozostałymi wariantami kolorystycznymi z pewnością sprawdzą się jako idealny kompan na co dzień. Przy czym będzie to nie byle jaki kompan, a King Seiko.
Seiko King Seiko
Producent | Seiko |
Nazwa modelu | King Seiko |
Ref. | SPB281J1 |
Mechanizm | z automatycznym naciągiem |
Symbol mechanizmu | 6R31 |
Rezerwa chodu (h) | 70 |
Koperta | stal |
Średnica (mm) | 37 |
Wysokość (mm) | 12,1 |
Wodoszczelność | 100m |
Pasek | bransoleta |