Recenzja Rolex Oyster Perpetual 39 [zdjęcia live, cena]
„Jaki jest koń, każdy widzi” – to wyświechtane powiedzenie mogłoby być idealnym, choć nieco pejoratywnym hasłem reklamowym Rolexa. Nie ma chyba drugiej zegarkowej marki o tak ogromnym potencjale i jednocześnie niezachwianej reputacji. Dotyczy to dosłownie każdego, nawet najtańszego modelu.
Mógłbym zacząć ten test od wymienienia całej armii przymiotników określających Rolexa – i każdy miałby pozytywny wydźwięk. Odkładając na bok wszelkiej maści „hejterskie” opinie, jakoby firma była mokrym snem lanserów i pozerów, leniwie powielając te same wzorce z braku pomysłu na nowe, trzeba powiedzieć jasno i wyraźnie – Rolex po prostu jest tak dobry. Nikt inny, chyba w żadnej innej branży dóbr luksusowych (i nie tylko), nie mógłby sobie pozwolić na strategię obraną przez genewską markę, przy jednoczesnej, niemal w 100% pewnej gwarancji sukcesu. Niesamowicie silna pozycja na rynku wtórnym i aukcyjnym, rzesza oddanych kolekcjonerów, spójna i bezbłędnie rozpoznawalna kolekcja oraz jakość na poziomie nieosiągalnym dla większości, przy w pełni masowej, zindustrializowanej produkcji, idącej w setki tysięcy sztuk rocznie – to najkrótsza definicja Rolexa, firmy która przoduje w publikowanych regularnie rankingach marek luksusowych (nie tylko zegarkowych).
Niewielu dziennikarzom dane było odwiedzić i zobaczyć od środka rozsiane po Szwajcarii fabryki-manufaktury Rolexa, ale Ci, którym się to udało (m.in. Hodinkee, ich relacja TUTAJ) zgodnie mówią o nieprawdopodobnym przywiązaniu do detali, dbałości o nawet mało istotne elementy zegarka i dużym, zaskakująco dużym udziale pracy ludzkich rąk. Nikogo już nie dziwi, że Rolex potrafi utrzymać topową jakość robiąc prawie milion czasomierzy rocznie (to ponad 2.500 sztuk dziennie!) i że na dobre stał się synonimem zegarkowej niezawodności, klasy i luksusu – jakby tego ostatniego pojęcia nie definiować. Firma od lat skutecznie opiera się pokusie tworzenia zegarmistrzowskich fajerwerków, wiernie wyznając koncepcję budowania rasowych tool-watchy, maksymalnie funkcjonalnych, precyzyjnych i na prawie każdą okazję. Wyjątki takie jak Sky-Dweller – opisany przez nas z detalami TUTAJ – tylko to potwierdzają. Nawet projektując zegarek z rocznym kalendarzem marka poszła w prostotę i charakterystyczne, Rolexowe formy.
Jednym z zarzutów, który dość często stawiany jest firmie, są ceny za jakie sprzedaje swoje „masowo klepane” czasomierze. Fakt faktem, że od kiedy zacząłem się interesować zegarkami, podstawowy Submariner z datą w stalowej kopercie podrożał dwukrotnie, a i inne modele z koroną w logotypie tanie nie są. Czy za drogie? Moim zdaniem nie, mając na uwadze to co oferują oczywiście. A jak na tym tle wypada najtańsza, męska propozycja Rolexa? Mówiąc krótko – Oyster Perpetual daje radę.
Wnętrze
Jednym z koronnych, jakościowych argumentów Rolexa są tylko w pełni manufakturowe mechanizmy, używane do napędzania aktualnej całej kolekcji. Kiedyś Rolex korzystał chętnie z zewnętrznych dostawców (np. kultowego El Primero w chronografie Daytona) – dzisiaj wszystko robi sam, z wykorzystaniem własnych, zaawansowanych technologii i materiałów.
Sercem modelu Oyester Perpetual jest automatyczny kaliber 3132. Ukryty po pełnym deklem werk ma 48h rezerwy chodu, co wystarczy akurat by odłożyć zegarek na niemal cały weekend i ponownie zapiąć na nadgarstku w poniedziałek rano. Za pełne nakręcenie sprężyny odpowiada wahnik efektywnie pracujący w obu kierunkach obrotu. 4-Hercowy balans wyposażony został w Rolexową, antymagnetyczną, niebieską sprężynę włosową Parachrome, użytą po raz pierwszy w roku 2005. Wykonano ją ze stopu niobu i cyrkonu (z udziałem tlenu), a charakterystyczny błękitny kolor to powłoka z tego ostatniego pierwiastka. Za niwelowanie wstrząsów odpowiedzialny jest z kolei system Paraflex plus pełny mostek koła balansowego. Dołóżmy do tego chronometryczny certyfikat COSC, a otrzymamy precyzję chodu na poziomie +2/-2s na dobę – od kilku miesięcy gwarantowaną zresztą we wszystkich zegarkach marki (więcej TUTAJ).
Dekoracje i estetyka nigdy nie były nadrzędnymi (żeby nie powiedzieć istotnymi w ogóle) celami zegarmistrzów Rolexa, co nie znaczy, że o tę stronę nie dba się wcale. Choć 99% użytkowników nigdy gołym okiem nie zobaczy co pracuje w ich zegarku, kaliber 3132 ma perłowaną płytę bazową, wypolerowane krawędzie mostków, słynne burgundowe koła naciągu i kilka złotych detali. Tyle i aż tyle, zważywszy na ogólny zamysł i podejście do budowania mechanizmów made-by-Rolex.
Zewnętrze
Obok mechaniki drugim flagowym elementem zegarka Rolex jest jego stylistyka i pewne charakterystyczne detale. Koperta „Oyster” stała się na przestrzeni lat niemal kultowym, nieodzownie związanym z konstrukcja Rolexa elementem. Jej podstawowe cechy to w sumie prosta geometria, wodoszczelność (w tym przypadku pełne 100m), wspomniany już pełny dekiel i zakręcana koronka. Pierwsza zadebiutowała w roku 1926 jako premierowa, zegarkowa koperta odporna na wodę, czyli po naszemu wodoszczelna. Efekt ten uzyskano stosując wkręcany w monolityczny, środkowy element kolejno bezel, dekiel i koronkę. Dekiel jest pozbawiony jakichkolwiek napisów, satynowany i z charakterystycznym ząbkowaniem. To jednak nie element stylistyczny, a miejsce przyłożenia specjalnego klucza, którym zegarmistrz może go odkręcić.
Koperta Oyster Perpetuala ma 39mm średnicy plus jakieś 10mm grubości i – jak na moje oko – to rozmiar wręcz idealny dla tego typu czasomierza. Dobrze będzie wyglądał i na mniejszym i na całkiem sporym nadgarstku (no chyba, że lubicie nosić na ręku puszki od konserw). Całość zrobiono ze stosowanej przez Rolexa nierdzewnej stali 904L. W przeciwieństwie do standardowej stali używanej przez 99.9% branży, ta jest jeszcze bardziej odporna na korozję, pozwala się doskonale polerować i długo utrzymuje oryginalny wygląd. Może na oko ciężko odróżnić ją od tej standardowej – 316L – ale w finalnym produkcie subtelne różnice są widoczne.
Wykończenie sprowadza się do bardzo starannie i precyzyjnie zaaplikowanych polerowań i satynowań, ze zdecydowaną przewagą tych drugich. Wypolerowany jest obły bezel – i to on może być najbardziej wątpliwym elementem całego designu. Jest może nieco za prosty i nijaki – ząbkowany z modeli Datejust i Day-Date dodałby nieco charakteru. W bezelu osadzono szafirowe szkło z laserowo naniesioną, malutką koronę – coś pokroju znaczka wodnego, świadczącego o autentyczności zegarka.
Z kopertą płynnie połączono stalową, w całości satynowaną bransoletę Oyster. Każdy jej idealnie spasowany rząd stanowią trzy ogniwa, zespojone skręcanymi pinami. Bransoleta zapina się na zatrzaskiwane zapięcie „Oysterclasp” – trochę niewygodne przy rozpinaniu (brak pomocnych w takiej sytuacji przycisków) za to super komfortowe w noszeniu. O bolesnej depilacji włosków z nadgarstka możecie zapomnieć.
39-milimetrowa wersja OP (Oyster Perpetual) ma trzy warianty kolorystyczne cyferblatu: fioletowy, niebieski i szary, wybrany przeze mnie do tego testu. Wszystkie trzy są dość jaskrawe i odważne, z kontrastowymi akcentami koło indeksów godzinowych. Dziwić może brak standardowych wersji ze srebrną i czarną tarczą, ale dla tych o bardziej tradycyjnym albo mniej odważnym guście idealna będzie wersja szara. Cyferblat zdobi szlif słoneczny, 8 prostych indeksów godzinowych, 3 duże, prostokątne indeksy z luminową, 12 niebieskich kwadracików nad nimi oraz nałożona, wypolerowana korona Rolexa na godz.12 i 4 linijki białych napisów. Czas wskazuje zestaw równie prostych wskazówek, z godzinową i minutową zaopatrzonymi w niewielkie paski lumy. Tarczę otacza od zewnątrz tradycyjny, metalowy ring z powtórzonym logotypem marki.
Zwyczajowo pewnie narzekałbym na brak datownika, ale że Rolex w swojej ofercie ma modele z takowym, kompozycję OP uznać trzeba za umyślną chęć stworzenia wyjątkowo prostego, czytelnego i funkcjonalnego zegarka na każdą okazję. Jeśli tak istotnie było – udało się znakomicie.
Rolex to Rolex
Brzmi to pewnie trywialnie, ale siła Rolexa tkwi dokładnie w tym, że to Rolex – marka nie znająca pojęć kompromis i bylejakość. Nie ma drugiej tak konsekwentnej w swoim działaniu firmy. Malkontenci powiedzą, że Rolex jest nudny, że to ciągle te same, oklepane wzorce, że zegarmistrzostwo polega na finezji dekoracji. Ile by w tym nie było racji, nie można wszystkiego wrzucać do jednego worka i porównywać tool-watcha z eleganckim garniturowcem czy wielkimi komplikacjami. To zupełnie różne bajki, a Rolex nie ma żadnej intencji w nich uczestniczyć. Od samego początku i koncepcji Hansa Wilsdorfa marka dostała jasno wyznaczoną drogę i trzyma się jej z precyzja najlepszego GPSu. Za to kochają ja miliony wiernych fanów.
Oyster Perpetual w wersji 39mm to kawałek świetnie wykonanego, precyzyjnie mierzącego czas zegarka, który śmiało mógłbym nosić na co dzień (gdyby miał datę, ale to prywatne skrzywienie). To może nie tool-watch w rozumieniu nurkowego Submarinera (recenzja TUTAJ) czy nieprzyzwoicie wodoszczelnego Deepsea (recenzja TUTAJ), ale narzędzie codziennego użytku do wskazywania aktualnej godziny – jakkolwiek trywialnie to nie brzmi. Rozmiarem, wykończeniem, funkcjonalnością i komfortem powinien się wpisać w mniej więcej każdy rozsądny zegarkowy gust. O kalibrze 3132 nawet nie warto rozprawiać, bo ma wszystko, co mieć powinien – odporność, niezawodność, precyzyjny chód i intuicyjną obsługę (stop sekunda, dokręcanie z koronki). Jest jednakowoż jeszcze jeden argument – ten który chyba przeważył w mojej jednoznacznie pozytywnej ocenie OP 39mm.
Kiedyś lubiłem czasomierze duże, „designerskie”, z wieloma elementami łatwo przyciągającymi uwagę. Dzisiaj nie lubię czuć mojego zegarka, zapiętego na przegubie przez dobre 17 godzin każdego dnia. Kompletnie też nie odczuwam potrzeby „lansowania się” i świecenia zegarkiem na pokaz. Oyester Perpetual jest na tyle normalny i niepozorny, że nosi się go tylko dla własnej przyjemności, a okazjonalne pytania „co masz na ręku?” spotykają się raczej ze zdziwieniem, że to Rolex. Dla niektórych być może będzie to nawet pewien problem – istotnie OP wygląda prosto i nie robi wrażenia znanego z innych modeli – ale i nie kosztuje tyle co one. 39mm wersja z tego testu to wydatek 21.000PLN i jeśli go sobie sprawicie, będą to dobrze zainwestowane pieniądze. W końcu Rolex to Rolex, i tyle…
Na (+)
– Rolexowe „quality”
– prostota
– świetne proporcje i gabaryty
– bransoleta bardzo wygodna na nadgarstku
– całkiem rozsądna cena
Na (-)
– brak daty (jednak)
– trudne rozpinanie bransolety
– polerowany, nudnawy bezel
Rolex Oyster Perpetual 39
Ref: 114300
Mechanizm: kaliber 3132, automatyczny, 48h rezerwy chodu, 28.800 A/h
Tarcza: szara z niebieskimi akcentami, wskazówki z luminową
Koperta: 39mm, stal, szafirowe szkło, stalowy dekiel
Wodoszczelność: 100m
Pasek: bransoleta stalowa, motylkowe zapięcie
Limitacja: —
Cena: 21.000PLN
Naprawdę ładnie wykonany. Jest skromnie ale jednocześnie subtelnie elegancko. Jest jak naturalnie piękna kobieta o delikatnych rysach.