Recenzja Serica 4512 [zdjęcia live, cena]
Wśród wtórności i nijakości promowanej przez liczne nowe mikrobrandy, jeden projekt zdaje się wybijać ponad przeciętność. To propozycja stworzona przez pasjonatów dla pasjonatów, gdzie proste założenia idą w parze z wyczuciem dobrego smaku – Serica 4512 – czyli zegarek łączący stare z nowym w sposób bardziej udany, niż niejedna reedycja o której mieliśmy przyjemność pisać na łamach CH24.
Ostatnimi czasy Francja zdaje się być prawdziwą kolebką dla przemyślanych i należycie zrealizowanych konceptów. Nie tak dawno sam skusiłem się na zakup francuskiego Aquascapha od Baltica (we wrześniu premierę miała nowa kolekcja modeli HMS i Bi-Compax), a teraz z wielką przyjemnością testowałem Sericę 4512, która w podobny sposób gra na uczuciu nostalgii, starając się prezentować dobry stosunek jakość/cena.
Za powstaniem tego mikrobrandu stoi zespół branżowych „insiderów”, są to dziennikarze z portalu Les Rhabilleurs: Jérôme Burgert i Gabriel Vachette, projektant zegarków David Gagnebin oraz Matt Hranek, wydawca magazynu WM Brown Project i autor książki A Man and His Watch. Razem to wąskie grono pasjonatów postanowiło wprowadzić na rynek zegarek, który nawiązywać będzie do stylu militarnego z okresu II Wojny Światowej (patrz kultowe radowe zegarki typu Dirty Dozen), jednocześnie z łatwością odnajdzie się w codziennym użytkowaniu, zarówno w sytuacjach casualowych jak i tych bardziej formalnych.
O pierwszych próbach wprowadzenia tego pomysłu w życie pisaliśmy TUTAJ. W dużym skrócie, Serica W.W.W. WMB Edition występowała w dwóch kolorach tarcz (czarny i biały), wyposażona była w wypukłe mineralne szkło, werk ETA 2801-2 (lub Sellita SW210-1) i posiadała wodoszczelność 100m. Z perspektywy czasu edycję tę można uznać za prawdziwy prototyp, ponieważ ref. 4512 wydaje się być ulepszona niemalże pod każdym względem – oczywiście kosztem wzrostu ceny.
Gdy lepsze jest wrogiem dobrego
Zgodnie z zapewnieniami Jérôme’a Burgerta, Serica nie zamierza trwać w stagnacji, tylko rozwijać się w konsekwentny ale i konserwatywny sposób – małymi krokami, nie wszystko na raz. Jednocześnie realizowana jest przemyślana strategia kreowania marki, co potwierdza chociażby dyskretne wprowadzenie nazwy na godzinie 6-tej. Tam gdzie wcześniej było standardowe „SWISS MADE”, teraz widnieje „L SERICA SWISS L” – sprytne rozwiązanie, które pozwoliło obrandować tarczę, nie ingerując w jej sterylność.
Choć z oferty zniknęły białe cyferblaty, w asortymencie pojawiły się trzy czarne warianty pod nazwami California, Commando i WMB (jak w recenzowanym egzemplarzu), wszystkie z wydatnymi indeksami godzinowymi krytymi Superluminovą i wskazówkami typu „broad arrow”. Takie ujednolicenie ma służyć lepszej rozpoznawalności produktu, ale też – jak przyznają sami twórcy – wprowadzenie dwóch nowych typów tarcz z dodatkową opcją wyboru kolorystyki po prostu nie wchodziło w grę na tym etapie rozwoju.
Skoro o postępie mowa, w ref. 4512 miejsce utwardzanego minerału zajął wypukły szafir, delikatnie wystający poza obrys bezela. Od strony wewnętrznej jest ponoć kryty aż dziesięcioma warstwami AR, co przy połyskliwej tarczy i krzywiźnie szkła dosyć skutecznie eliminuje niepotrzebne refleksy – oczywiście nie wszystkie, bowiem tych fizycznie nie da się uniknąć przy takiej konfiguracji. W codziennym użytkowaniu zegarek pozostaje dosyć czytelny, prawdziwe problemy może mieć tylko ten, kto lubi robić zdjęcia swoim mechanicznym pociechom. Na tle głębokiej lakierowanej czerni widać dosłownie wszystko, od najmniejszych drobin kurzu, po wszelkie smugi i odciski palców, a uniknięcie niechcianych odbić na wypukłym szkle stanowić będzie wyzwanie dla większości amatorów fotografii.
Jedyne co oparło się znaczącym zmianom w stosunku do prototypu, to projekt koperty. Ta nadal ma średnicę 37,7 mm, 11,3 mm grubości i 47 mm wysokości (lug-to-lug), a od spodu chroniona jest pełnym zakręcanym deklem, z grawerami w surowym militarnym stylu. Bezel oraz boki koperty wykończono poziomym szczotkowaniem, uszy pokrywa delikatna satyna. Ważnym elementem stylistycznym jest tu schodkowa konstrukcja koperty, a także szeroki rant bezela, polerowany na lustro, który wyraźnie odcina się od szczotkowania na górze. Trudno powiedzieć jak atrakcyjnie będzie się to prezentowało po wieloletnim użytkowaniu, jednak fabrycznie sprawia bardzo dobre wrażenie.
Gdy prawdziwa więź nie powstaje z automatu
Zamiast kontynuować współpracę z ETA, która bywa nieprzewidywalna w kontakcie z małymi firmami, Serica doszła do porozumienia z przedstawicielami Grupy Fossil. Ludzie ze Swiss Technology Production pomogli wyposażyć ref. 4512 w werk STP1-11 o wykończeniu Côtes de Genève, w wersji pozbawionej naciągu automatycznego i daty, przez co chudszej o niecały milimetr. Dzięki temu udało się zachować smukły profil koperty, która teraz chwali się wodoszczelnością na poziomie 200m (wcześniej 100m). Co więcej, według materiałów prasowych STP1-11 ma się cechować lepszą precyzją chodu niż użyta wcześniej standardowa ETA 2801-2, zachowując podobne parametry, takie jak 45-godzinna rezerwa i częstotliwość 28 800 wahnięć na minutę.
Zastosowanie manualnego naciągu bez daty ma też inne korzyści. Im mniej modułów i części, tym mniejsza awaryjność. Ta „prostota” mechanizmu pozwoliła Serice zaoferować wariant dla leworęcznych, z koronką na godzinie 9-tej. Pomijając kwestie techniczne, manualny naciąg jest ukłonem w stronę tradycji, ale i pozwala na wytworzenie swoistej więzi z zegarkiem. Dla prawdziwego pasjonata nie ma nic lepszego, niż dźwięk ręcznie nakręcanego mechanizmu o poranku, a do tego STP1-11 wydaje z siebie całkiem przyjemne brzmienie. W ref. 4512 ten codzienny rytuał dodatkowo umila koronka, którą zaprojektowano w odpowiednim kształcie i dużym rozmiarze. Niestety za każdym razem musi być odkręcana i zakręcana – nie tyle to uciążliwe, co na dłuższą metę zapewne doprowadzi do szybszego zużycia gwintów i uszczelek.
Gdy do zespołu dołączy Joseph Bonnie
O dziwo Joseph Bonnie to nie kolejne nazwisko, które właśnie zasiliło szeregi Seriki, tylko osobna marka, założona przez Gabriela Vachette’a. Pod szyldem tym działa kilku wytwórców różnego rodzaju akcesoriów, w tym bransolety typu „bonklip”, na której wydano ref. 4512. Jak można przeczytać na stronie producenta, design ten został wskrzeszony po 50 latach nieobecności, a kojarzyć go można z pierwszymi Rolexami (Viceroy i bubble-backami), a także z zegarkami noszonymi przez pilotów brytyjskich Królewskich Sił Powietrznych i znanymi wytwórcami bransolet, takimi jak Gay Frères, czy JB Champion. Jest to o tyle ciekawa informacja, że jako „maniak vintage” pierwszy raz spotykam się na żywo z czymś wykonanym w tym stylu i jest to dla mnie odświeżające doświadczenie.
Bransoletę tworzą gęsto utkane, blaszane ogniwa, w pomiędzy które można włożyć stalowy języczek zapięcia. Daje to możliwość regulacji praktycznie na całej długości, co pozwala na idealne dopasowanie do grubości nadgarstka. Konstrukcja jest jednocześnie niezwykle lekka, lżejsza od stalowych plecionek. W ręku sprawia wrażenie delikatnego materiału, a nie stali. Wygoda noszenia zegarka na takim „bonklipie” jest ogromna, niestety design zdaje się mieć pewne wady. Nie jest to bransoleta, którą można nosić luźno. Musi być dobrze ściągnięta, inaczej istnieje groźba, że języczek zapięcia wysunie się pod kątem spomiędzy ogniw – mimo iż samo zapięcie jest dodatkowo zamykane na wcisk. Zdarzyło mi się raz, przy zdecydowanym szarpnięciu (podczas rozrywania folii w przesyłce kurierskiej), że zapięcie wyskoczyło w ten sposób. Nie skończyło się na podłodze tylko dzięki innej cesze budowy. Bransoleta tworzy zamkniętą pętlę, dlatego zegarek nie przeleci łatwo przez dłoń. Z jednej strony zaleta, z drugiej potencjalny problem. Jeśli ktoś ma naprawdę duże dłonie istnieje szansa, że nie przełoży ich przez zamknięty obwód. Na szczęście klasyczne 20 mm między nawiercanymi uszami otwiera drogę do noszenia tego zegarka na przeróżnych paskach.
Gdy jakość wykonania idzie w parze z zadowoleniem
Testując Sericę 4512 przez kilka tygodni, równocześnie miałem możliwość nosić zegarki vintage, jak i nowe propozycje renomowanych manufaktur. Mimo to, ten stosunkowo niewielki i niepozorny „daily-beater” za każdym razem świetnie bronił się na nadgarstku – aż chciało się do niego wracać. Myślę że twórcom udało się osiągnąć zamierzone cele i ref. 4512 rzeczywiście jest zegarkiem wielozadaniowym, który ma szansę stać się czymś więcej, dzięki przemyślanemu projektowi i rzetelnemu wykonaniu.
Serica to młoda firma i musi walczyć o klienta właśnie pomysłem, jakością i sensowną ceną, w tym wypadku wynoszącą 690 EUR (~3 200 PLN). Póki te wartości się zgrywają, wróżę marce stabilny rozwój, tym bardziej że za twórcami stoi nie tylko rozeznanie w branży ale i wyśmienity gust oraz konsekwentne realizowanie ustalonych założeń. W CH24 trzymamy kciuki za ich dalsze postępy, które będziemy bacznie obserwować – tym bardziej że panowie z Seriki dali nam dyskretnie do zrozumienia, że już niedługo możemy oczekiwać nowych, ekscytujących premier.
Serica 4512
Producent | Serica |
Nazwa modelu | 4512 |
Mechanizm | manualny |
Symbol mechanizmu | STP1-11 |
Rezerwa chodu (h) | 45 |
Tarcza | czarna |
Koperta | stal |
Średnica (mm) | 37,7 |
Wysokość (mm) | 11,3 |
Wodoszczelność | 200m |
Pasek | bransoleta |