
Recenzja Longines Heritage Classic Sector [zdjęcia live, dostępność, cena]
Kolekcja Heritage stanowi clou rynkowego sukcesu współczesnego Longinesa. Trudno się temu dziwić, kiedy tworzą ją zegarki tak udane, jak Heritage Classic Sector z tradycyjną, sektorową tarczą.
Przez ostatnich kilka tygodni miałem nadprogramowo dużo czasu, by wreszcie nacieszyć się własnymi zegarkami… a i tak najczęściej nosiłem Longinesa, który pożyczyliśmy do tego testu. Paradoks całej sytuacji jest tym większy, że jeszcze kilka lat temu pewnie nawet nie założyłbym tego zegarka na nadgarstek. Zabawne jak ewoluuje nasz gust, jak diametralnie różne potrafią być nasze preferencje dotyczące w sumie tej samej rzeczy.
O tym, że Longines potrafi grać w grę o nazwie „Heritage” pisaliśmy już wielokrotnie, łącznie z zestawieniem TOP 6 naszym zdaniem najciekawszych „heritydżów” z St.Imier. Wybrać tylko 6 nie było łatwo, bo w kolekcji firmy pojawiło się na przestrzeni lat kilkanaście świetnie wymyślonych zegarków, inspirowanych modelami muzealnymi. Inspirowanych, ponieważ Longines zasadnie nie idzie drogą idealnie wiernych reprodukcji (nazywanych w branży reedycjami) tylko czerpie z historii, tworząc na jej bazie nowe wersje klasycznych zegarków, zmienionych niby nieznacznie, a jednak. Droga to moim zdaniem ciekawsza niż ksero z przeszłości, a dodatkowo Longines robi to w odpowiedniej jakości oraz względnie przystępnej cenie, dostępnej dla przeciętnego kolekcjonera. Dokładnie wedle tej recepty uszyty jest jeden z ostatnich członków linii – Heritage Classic Sector.


Symetria
Bohater tej recenzji to zegarek w sumie (i w detalach) prosty, oparty na minimalizmie formy, designu oraz funkcjonalności. Clou projektu stanowi sektorowy cyferblat – wzór, który swoją popularność święcił w latach 30. ubiegłego wieku. Wtedy też pojawił się w kolekcji Longinesa. Spodobać się powinien szczególnie purystycznym pasjonatom symetrii, których do furii doprowadza nawet najbardziej dyskretne lecz nierównomiernie usadowione okienko datownika. Tutaj daty nie ma, jest za to idealna spójność.

Srebrny cyferblat wykończono starannie kilkoma różnymi fakturami. Najbardziej zewnętrzny ring z podziałką minutową oraz indeksami godzinowymi, namalowanymi na czarno, ma metalicznie srebrny odcień i delikatny szlif słoneczny. Środka cześć jest matowa, biała i podzielona na cztery równe ćwiartki krzyżem utworzonym z dwóch czarnych linii, przebiegających przez środek tarczy. W górnej połowie namalowano logo Longinesa, w dolnej zaś wpuszczono idealnie proporcjonalną tarczkę małej sekundy. Ją z kolei ozdobiono szlifem ślimakowym. Kolory i wykończenie bazy tarczy dają ciekawy efekt wizualny – zależnie od padania na nią światła ciemniejsze i jaśniejsze części „zamieniają się” miejscami.
Do pary z prostotą cyferblatu Longines dobrał idealnie proste, proporcjonalnie długie wskazówki, zrobione ze starannie niebieszczonej termicznie stali. Malutki sekundnik dostał dodatkowo stylową, małą przeciwwagę. Stylowość jest zresztą słowem idealnie opisującym całą kompozycję. Niby dużo się w niej dzieje, a jest czytelnie i niezaprzeczalnie vintage.

Rozmiar ma znaczenie
Jak na dobrego „wintydża” przystało, Heritage Classic Sector opakowany został w gabaryty charakterystyczne bardziej dla dawnych niż współczesnych czasów. To zresztą doskonale, bo jak przekonałem się z wiekiem, rozmiar ma w zegarku na rękę absolutnie fundamentalne znaczenie. Stalowa koperta mierzy 38,5 mm średnicy i 11 mm grubości, z których 2 mm stanowi szkło.

Razem z wyprofilowanymi, nieprzesadnie długimi uszami lug-to-lug wynosi 48 mm. Koperta w całości wykończona została satynowaniem, łącznie z wąskim, płaskim bezelem, w którym osadzono wypukłe, pudełkowate szkiełko z szafiru. Od spodu obudowa zamknięta jest wypolerowanym na lustro (tzn. rysującym się od samego patrzenia) deklem z całą litanią napisów i oznaczeń. W centralnym punkcie wygrawerowano, przesadnie delikatnie, stare logo marki. Dekiel jest w kopertę wkręcony, a w połączeniu z niezakręcaną koronką WR to raptem 30 m.

Wnętrze
Od strony mechanicznej Heritage Sector prezentuje nieprzesadzoną funkcjonalność. Automatyczny kaliber L893.5, produkowany przez należącą do Swatch Group ETĘ, dysponuje 64-godzinną rezerwą chodu, wygodną stop-sekundą i dokręceniem z koronki w razie potrzeby. Wyposażony został także w krzemowy włos balansu, charakterystyczny raczej dla mechanizmów z wyższej półki.
Longines już od lat nie sili się na własne kalibry. I choć w historii zegarmistrzostwa zapisał się kilkoma złotymi zgłoskami (patrz choćby mechanizm chronografu 13ZN) dziś stawia na dobrej jakość seryjną produkcję. Własne zaplecze grupy Swatch jest tu niezwykle pomocne, tym bardziej, że marka może liczyć w ECIE na specjalne względy.
Wrażenia
To była dość krótka recenzja. Krótka nie dlatego, że nie ma wiele ciekawego do powiedzenia o Heritage Classic Sector. Po prostu to tak kompaktowo zrobiony zegarek, że nie ma sensu przesadnie się nad nim rozwodzić.

Gdybym chciał znaleźć koniecznie coś, co nie do końca przypadło mi do gustu, wskazałbym tradycyjnie pasek. Zegarek kupić można w dwóch opcjach: z paskiem z czarnej skóry cielęcej z białymi pętelkami albo w testowanej wersji z niebieskim paskiem ze starzonej skóry, imitującej nubuk tudzież zamsz. Choć wygląda oryginalnie i pewnie dodaje zegarkowi charakteru, w moich oczach wygląda przesadnie casualowo. W zestawie z zegarkiem dostajemy też drugi pasek – skórzane NATO – w kolorze szarym z fakturą i czarnymi, skórzanymi szlufkami. Ten też nie ratuje sytuacji, więc szybko zmieniłem pasek na naszą szarą skórę „pull-up”. Faktem jest, że Heritage Classic dobrze będzie wyglądał na całej gamie różnych pasków – od eleganckich po casualowe. Pamiętać tylko musicie, że w uszach ma nietypowo 19 mm.

Największą zaletą Heritage Classic Sector jest absolutna prostota oraz funkcjonalność. Umówmy się, w zegarku na rękę, na co dzień, nie potrzebujemy komplikacji – można się obejść nawet bez daty. Potrzebujemy, przynajmniej z mojej perspektywy, komfortu i użyteczności. Dzięki swoim skromnym gabarytom sektorowy Longines daje to jakże miłe wrażenie zapomnienia, że w ogóle mamy coś zapiętego na nadgarstku. Zerkamy tam tylko by sprawdzić aktualną godzinę, przy okazji uśmiechając się w duchu do tarczy. Sector dial ma w sobie to coś, co ciężko mi ująć słowami, ale co muszę uznać za jeden z najbardziej udanych projektów prostego w sumie cyferblatu. Jakkolwiek mało profesjonalnie to zabrzmi, jest po prostu bardzo estetycznie i nie potrzeba niczego więcej.

Heritage Classic Sector kosztuje 8 680 PLN. W ofercie marki to górna półka, ale z drugiej strony patrząc na elementy składowe całego zegarka, trudno któremukolwiek z nich zarzucić coś, co nie usprawiedliwiałoby ceny. Zwłaszcza, że jego tzw. „wartość postrzegana” jest w oczach oglądającego znacznie ponad kwotę z metki, a to nie bez znaczenia. Na koniec raz jeszcze powtórzę jak mantrę twierdzenie ze wstępu tej recenzji – Longines, potrafisz robić modele „Heritage” jak mało kto. Nie przestawaj. A jakby tak jeszcze udało się stworzyć replikę samego 13ZN…