
Wywiad Aldo Magada (CEO Zenith)
O DNA marki, kultowe modele i mechanizmy oraz strategię na najbliższe lata pytamy Dyrektora Zarządzającego manufakturą Zenith – Aldo Magadę.
Zastanawialiście się kiedyś kim jest osoba pełniąca od 1 lipca 2014 roku funkcję CEO (Chief Executive Officer) firmy Zenith? Aldo Magada – bo o nim mowa – urodził się w 1958 roku. Po ukończeniu studiów na Uniwersytecie w Lozannie (1981) rozpoczął pracę w dziale sprzedaży jednej z firm farmaceutycznych. W 1984 roku przeszedł do Swatch Group, a w trakcie kolejnej dekady był związany z markami takimi jak Piaget i Omega, w których objął m.in. stanowiska Dyrektora Marketingu i Dyrektora Produktu. Już wtedy pracował z Jean-Claudem Biverem, obecnie osobą odpowiedzialną za dział zegarków w grupie LVMH (do której należy Zenith). Nowe tysiąclecie przyniosło posady w firmach Technomarine, Reuge i Badollet. W 2009 Magada otworzył własny biznes – oferował usługi konsultingowe – a rok później zawitał na pokład Breitlinga (jako Director of Sales & Business Development). Blisko 30-letnie doświadczenie i znajomość z Jean-Claude Biverem sprawiły, że od niespełna roku decyduje on o losach Zenitha (relację z naszej wizyty w manufakturze znajdziecie TUTAJ).
Tomasz Kiełtyka: Cofnijmy się trochę w przeszłość. Kiedy w zeszłym roku przejmował Pan stery nad Zenithem, firma była w bardzo dobrej kondycji. W związku z tym, czy zamierza Pan kontynuować strategię poprzednika, czy może planuje skierować markę na zupełnie nowe tory?
Aldo Magada: Jestem nowym Dyrektorem Zarządzającym i zamierzam wywrócić wszystko do góry nogami (śmiech). Oczywiście żartuję. Mój poprzednik – Jean-Frédéric Dufour – był nie tylko moim przyjacielem, ale i świetnym strategiem. Dzięki niemu marka znacząco się rozwinęła. Wprowadził świetne produkty, bardzo dobrą komunikację i odnowił siedzibę manufaktury. I za to należą mu się podziękowania. Sytuację można porównać do posiadania ogrodu. Jeśli masz piękny ogród, musisz tylko o niego dbać, czyli podcinać gałęzie, posadzić gdzieniegdzie trochę więcej kwiatów. Jednym słowem – zająć się aranżacją. To w sumie proste zadanie. Jean-Frédéric Dufour właśnie taki ogród mi zostawił. Ja muszę tylko dopilnować, żeby jego elementy były zrozumiałe dla ludzi, aby wszystko stało się bardziej czytelne i proste, co pozwoli lepiej zrozumieć naszą markę. Krótko mówiąc prowadzę firmę naprzód, w drodze ewolucji a nie rewolucji.

TK: Każdy marka zegarkowa ma własną definicję DNA. Jak Pan opisałby czynniki wyróżniające markę Zenith na tle pozostałych?
AM: Wskazanie różnic jest w miarę proste. Po pierwsze, jesteśmy jedną z niewielu prawdziwych manufaktur. Bycie manufakturą to nie tylko produkcja jednego, własnego mechanizmu. W Zenithcie jesteśmy zdolni do wyprodukowania 600 różnych wariantów werku. Możemy stworzyć wyjątkowy mechanizm do celów prezentacyjnych, ale również uruchomić seryjną produkcję np. El Primero. Po drugie, to co nas wyróżnia to również wydajność. Od 45 lat jako jedyni produkujemy 5-Hercowe chronografy. Kropka. Mamy doświadczenie, którego nie ma nikt inny. Wytwarzamy coś, czego nie robi konkurencja jak np. Christophe Colomb, gdzie wpływ grawitacji na precyzję chodu jest eliminowany w sposób inny niż przy pomocy tourbillonu. Po trzecie, staramy się słuchać potrzeb klientów, stąd rozsądna polityka cenowa naszych zegarków.
TK: Skoro już mówimy o cenach, kiedy Jean-Claude Biver przejął dział zegarków w grupie LVMH, postanowił na nowo spozycjonować marki. Hublota umieścić na topie, a Zenitha poniżej. Czy może Pan coś więcej powiedzieć o segmencie w którym znajduje się Zenith?
AM: Nie zapominaj, że w tym przypadku rozmawiamy o średnich cenach. Średnia cena za Hublota jest wyższa niż za Zenitha, ale my również produkujemy zegarki za 200 – 300tys. Euro, będące na co najmniej takim samym poziomie jak Hublot. Natomiast, jeśli mamy mówić o przedziałach cenowych, w których jesteśmy najmocniejsi i w których mieści się około 75% naszej oferty, to będzie się on kształtował pomiędzy 5.000 a 10.000 Euro.
TK: Wróćmy zatem do Waszego „ogrodu”. Słyszałem plotki, że jako pierwsza „odcięta” zostanie gałąź z kolekcją Pilot. Czy to prawda?
AM: To ani prawda ani kłamstwo, ale nieporozumienie. Staramy się uprościć kolekcję. I tak np. każdy chronograf za wyjątkiem kilku z linii Pilot trafi do kolekcji El Primero. Pozostałe modele – poza chronografami – będą zebrane w ramach kolekcji Elite. Po pierwsze zgromadzimy wszystkie charakterystyczne modele w jednym miejscu, a po drugie zasilający je mechanizm zostanie znacznie bardziej wyeksponowany. Mam wrażenie, że w chwili obecnej Elite jest niedowartościowany. Musimy zacząć komunikować, że masz do czynienia z mechanizmem 3-wskazówkowym, ale jest to werk manufakturowy. I pomimo, że Sellita jest świetnym partnerem, nie będziemy kontynuować z nią współpracy.
TK: Zatem zrezygnujecie z Sellity?
Tak. Wracając do poprzedniego pytania, jeśli mówimy o zegarku Pilot na bazie Sellity, to masz rację – zostanie usunięty z kolekcji. Poza tym Piloty – w mojej ocenie – nie mają w sobie kwintesencji marki Zenith, którą jest np., dzięki Jean-Frédéricowi Dufourowi, kształt koperty, dzięki Thierry’emu Natafowi wycięcie w tarczy, a dzięki historii – kolorystyka tarczek. Generalnie, mając na ręce taki zegarek, mogę wytłumaczyć całą filozofię naszej manufaktury. Właśnie takie czasomierze mają być twarzą naszej firmy. Pomyślisz Zenith, powiesz El Primero. Pilot się do nich nie zalicza. Będziemy go kontynuowali, ale już w ramach kolekcji Icons. Oznacza to, że od czasu do czasu dokonamy odświeżenia modeli znajdujących się w tej linii. Podsumowując – rodzina Pilotów zostanie wycofana, a część zegarków, które ją tworzyły trafi do kolekcji Icons.

TK: A jak wygląda kwestia komunikacji i dostosowywania się do poszczególnych rynków?
AM: Musimy brać pod uwagę nastawienie klientów, które jest inne na zachodzie, a inne na wschodzie . Myślę, że nie spisaliśmy się dobrze, jeśli chodzi o właściwą i jasną komunikację. Cały czas powtarzam, że filozofia i przekaz muszą być proste. Tak więc po pierwsze chcielibyśmy zaprezentować produkt pożądany na danych rynkach. Pilot był niejako odpowiedzią – realizował zapotrzebowanie na zegarki o średnicy większej niż 43mm. Podczas targów w Bazylei pokażemy model 45mm – nieco bardziej sportowy, który pomoże nam w krajach Europy Wschodniej, gdzie duże zegarki są bardzo pożądane. Chcemy jednak działać nieco inaczej. Najpierw sprawić, żeby konsumenci zrozumieli ideę przyświecającą naszej marce, a następnie dostosować delikatnie model do danego rynku, zachowując jednocześnie jego DNA. To tak jak wyjście do restauracji np. Steak House. Oczywiście będą tam potrawy z różnymi dodatkami, ale daniem głównym wciąż będzie stek. Czasami nawet tak zwyczajny element jak kolor potrafi zadecydować, że wybrany model nie przyjmie się w danym rejonie świata. Musimy słuchać jakie są potrzeby ludzi i reagować.
TK: Czy planujecie dostarczanie mechanizmów innym firmom?
AM: Jak zapewne wiesz, wytwarzamy specjalne wersje El-Primero dla marek takich jak: TAG Heuer, Bvlgari, Hublot, Dior, Louis Vuitton – tak więc, dla grupy LVMH, której jesteśmy częścią. I jeśli marka wchodząca w jej skład poprosi, to oczywiście się zgodzę. Co do reszty – zdarzały nam się takie współprace np. z firmą Uhrwerk. Generalnie będziemy się jednak starali ograniczyć do LVMH. Sami zresztą generujemy coraz większe zapotrzebowanie. Teraz produkujemy około 40.000 mechanizmów rocznie, a mamy możliwość zwiększenia wolumenu do jakichś 50.000.
TK: A teraz nieco drażliwe w ostatnim czasie pytanie, jak odbił się na Was skok franka?
AM: Chcesz się czegoś napić? (śmiech) A poważnie, nie można podejmować decyzji pod wpływem chwili ani paniki. Nikt nie wie co będzie dalej, dlatego planujemy trochę poczekać. Jest prawdopodobne, że część cen będziemy musieli dostosować do nowych realiów. Mamy też produkty, w których elastyczność cenowa nie jest możliwa. Staramy się zawsze być konkurencyjni i zrobimy wszystko co w naszej mocy, aby nieco ostudzić sytuację. Na pewne rzeczy nie mamy jednak wpływu i jako grupa będziemy się zastanawiali, jak uporać się z tym problemem.
TK: Dziękuję za rozmowę.
AM: Ja również.