Recenzja Omega De Ville Trésor
„Klasyka jest ponadczasowa” to chyba najbardziej wyświechtany slogan branży zegarkowej, ale przy Omedze Trésor nabiera zupełnie nowego znaczenia.
Jeszcze kilka lat temu pewnie nawet nie wziąłbym pod uwagę przetestowania zegarka, o którym za chwilę przeczytacie. Podobnie jak większość początkujących pasjonatów, moja fascynacja skupiała się wtedy na dużych rozmiarach, mnogości komplikacji i nowoczesnych materiałach. Małe, klasycznie wyglądające zegarki z funkcjami sprowadzonymi jedynie do wskazania czasu sprawiały wrażenie nudnych, „dziadkowych” i ogólnie mało ekscytujących. Ponieważ jednak gust ewoluuje, a 5 lat pisania o zegarkach daje pewną perspektywę, moje podejście – co zauważam zresztą ze sporym zdziwieniem – zmieniło się dość radykalnie. Dzisiaj w zegarku na rękę szukam komfortu, wygody, funkcjonalności i zegarmistrzostwa w jego czystej, nieudziwnionej niepotrzebnie, tradycyjnej formie. Pamiętam też, jak na tegorocznym BaselWorld pierwsze kroki ludzi odwiedzających pawilon Omegi kierowały się do witryny z reedycją Seamastera 300 (którą zrecenzowaliśmy już zresztą TUTAJ). I choć zegarek to nie brzydki, moim faworytem był znacznie skromniejszy i znacznie rzadziej komentowany model – De Ville Trésor. Omega dawno nie pokazała stricte klasycznego zegarka z manufakturowym kalibrem, ale warto było czekać.
Trésor to w moim odczuciu jedna z ciekawszych premier BW2014. Tak więc gdy tylko zegarek fizycznie pojawił się na rynku, poprosiliśmy Omegę o egzemplarz. Poniżej znajdziecie wynik dwutygodniowego testu.
Replika = reedycja
Sięganie przez zegarkowe marki do swojej historii nie jest dzisiaj niczym dziwnym. O ile jednak kiedyś odnosiło się ono do podkolorowywania marketingowych materiałów imponującymi datami, nazwiskami i wydarzeniami, dzisiaj archiwa są przede wszystkim źródłem inspiracji. Nierzadko inspiracja ta to wykorzystanie starego wzoru i zbudowanie na jego bazie współczesnej repliki (która, wbrew mylnym przekonaniom, nie jest podróbką zegarka, a jego reedycją, wykonaną przez tą samą markę, co oryginał). Nie jest to bynajmniej pójście na łatwiznę – umiejętnie stworzona reedycja ma swoje niezaprzeczalne plusy.
Sposób jest sprawdzony i znany, ma także za sobą historię, którą przy okazji ładnie można wykorzystać przy promocji. Tak właśnie postąpiła Omega, cofając się przy projekcie De Ville Trésor do roku 1949. To wtedy właśnie pojawił się pierwszy model o tej właśnie przyjemnie brzmiącej nazwie (Trésor to francuskie słowo oznaczające „skarb”) – prosty, złoty zegarek z jasną, giloszowaną tarczą i czytelnym zestawem podstawowych wskazań. Taki sam jest nowy Trésor, uwspółcześniony rzecz jasna w kwestii materiałowej i mechanicznej.
Omega, chcąc zapewne podkreślić wyjątkowość najnowszego członka rodziny De Ville, przygotowała 3 modele tylko w złotych kopertach. Poza złotem białym i żółtym (które swoją drogą coraz mocniej wraca do łask) przygotowano też wersję w złocie, które nazywa się „Sedna Gold”. Ten 18ct stop złota, palladu i miedzi ma bardzo przyjemną, ciepłą barwę z wyraźnie różowym odcieniem. Wykonana z niego, 40mm koperta (wobec 37.5mm oryginału) to bardzo starannie wypolerowane powierzchnie uszu płynnie przechodzących w wyoblone flanki. Wypolerowany jest także proporcjonalny bezel, w którym osadzono lekko wypukłe, mocno wystające ponad obrys koperty szafirowe szkiełko. Takie szkło to bardzo „vintage’owy” detal podkreślający charakter zegarka, który jeszcze bardziej oddaje tarcza.
Tak jak w pierwowzorze, tak i tutaj dostaliśmy jasny, srebrno-biały cyferblat z giloszowaniem przypominającym wzór „Clou de Paris”. Całość jest lekko zagięta przy krawędzi i skomponowana z detalami ze złota (tego samego, co koperta). Indeksy godzinowe to cienkie, złote, wypolerowane paski, otoczone namalowaną, czarną podziałka minutową. Indeksy na godz. 3, 6, 9 i 12 są podwójne, a ten na godz. 6 ucięto i umieszczono nad nim okienko daty. Czas odmierzają 3 bardzo smukłe, złote wskazówki, zamocowane w centralnej osi tarczy. Kompozycję dopełniają namalowane aplikacje – logo Omegi i napis „Master Co-Axial Chronometer”, zdradzający poniekąd rodzaj zamkniętego w kopercie mechanizmu.
Master Co-Axial
Na Baselworld 2014 Omega ogłosiła długoterminową strategię dotyczącą swoich manufakturowych mechanizmów. Ledwie rok po premierze pierwszego antymagnetycznego kalibru (8508) marka wprowadziła nomenklaturę „Master Co-Axial” jako określenie wszystkich kalibrów o antymagnetycznych właściwościach. Co więcej, systematycznie cała kolekcja Omegi ma być wyposażana w ten typ mechanizmów. Master Co-Axial tyka także w De Ville Trésor, i ma jeszcze jedną wyjątkową właściwość – manualny naciąg.
Tradycja
Jedną z wielu zalet klasycznego, męskiego zegarka jest obcowanie z jego mechanizmem. O ile przy automacie sprowadza się to do okresowego regulowania czasu albo daty, dużo więcej frajdy daje mechanizm z ręcznym naciągiem. To właśnie na taki – dawno niewidziany w portfolio marki – kaliber zdecydowała się Omega w modelu Trésor.
Numer mechanizmu to 8511. Konstrukcja kalibru powstała w dużym stopniu w oparciu o automatyczne werki marki, oczywiście z uwzględnieniem systemu naciągu, który tutaj odbywa się w pełni przez niezakręcaną koronkę. Wygodna i płynna operacja naciągnięcia sprężyny głównej (2 bębny) gwarantuje satysfakcjonujące 60h rezerwy chodu – a nawet trochę więcej, jak wynikło z mojego testu. Mechanizm ma oczywiście krzemowy włos (stosowną inskrypcję Si14 znajdziemy na deklu), wychwyt współosiowy Co-Axial i stop-sekundę, znacznie ułatwiającą precyzyjną synchronizację czasu. Nie ma niestety korekty datownika, a ustawianie daty wskazówkami jest mało wygodne, nawet mimo funkcji przestawiania godziny w jednogodzinowych skokach.
Świetnie wypada za to dekoracja – w charakterystycznym dla kalibrów Omegi, własnym stylu. Choć puryści zapewne woleliby w tak klasycznym czasomierzu i na tak klasycznym mechanizmie ujrzeć klasyczny zestaw zdobień, to na szczęście ten zaproponowany przez Omegę jest bardzo efektowny wizualnie. Balans z czarnym kołem i czarną sprężyną zabezpiecza pełny, asymetryczny mostek ze złota. Jego powierzchnię, podobnie jak pozostałe powierzchnie mostków, zdobi wzór „Cotes de Arabesque” – coś na kształt ułożonych w wachlarz pasów genewskich. Do tego czarne śrubki i ręcznie wypełniane czerwonym lakierem grawerunki. Summa summarum design kalibru – w mojej ocenie – wypada oryginalnie i efektownie. Działa również bez najmniejszego zarzutu, odmierzając czas w granicach chronometrycznych standardów.
Wrażenia artystyczno-użytkowe
Omega De Ville Tresor to prosty, na wskroś klasyczny, mocno oldschoolowy zegarek, który spodoba się każdemu ceniącemu właśnie te wartości, jak również przyjemność nakręcania manufakturowego mechanizmu. Gabaryty predestynują Omegę na każdy nadgarstek (przedział 36-40mm to ideał dla klasycznego garniturowca), pasek dobrze dopasowuje się do przegubu, a złota, sygnowana klamerka z trzpieniem współgra z tym zestawem idealnie.
Na tle całej masy „garniturowych” konkurentów – a jest ich tylu, że nie sposób wymienić – De Ville Tresor wyróżni piękna tarcza i in-house’owy, bardzo ładny kaliber oraz rozsądna cena. Za rzeczoną Omegę trzeba zapłacić 42.860PLN i jakkolwiek mało pieniędzy to nie jest, to w kategorii szczerozłotych zegarków w tym przedziale cenowym warto mocno go rozważyć.
Pozostaje jeszcze kwestia jasno sprecyzowanego charakteru De Ville Tresor, a konkretnie typu garderoby, do jakiej będzie najlepiej pasował. Czasomierz to bezdyskusyjnie elegancki, ale poza „Black tie” czy dobrze skrojonym garniturem można go nosić również z casualową marynarką. Ja nosiłem go raczej do formalnej koszuli i też sprawdzał się znakomicie. Zazwyczaj nie lubię traktować zegarka jako części garderoby (a tym bardziej biżuterii), ale tak elegancki model sam się o to prosi.
Warto mieć w kolekcji jeden taki czasomierz, nienachlany stylistycznie, wykonany z cennego kruszcu i z całą masą tradycji. A gdybyście uznali, że w tym tekście za dużo jest o emocjach i ładnych słowach, a za mało konkretów – cóż, tak minimalistyczny zegarek to nie materiał na techniczne opisy (choć technicznie i jakościowo prawie niczego mu nie brakuje) – tu górę biorą odczucia. Model Tresor znakomicie domknął bogatą kolekcję Omegi, a kto wie – może za jakiś czas firma zdecyduje się rozszerzyć linię o wersje z komplikacjami (np. roczny kalendarz lub chronograf). Oby!
Na (+)
– ponadczasowa klasyka
– idealne gabaryty
– piękna, prosta tarcza
– manufakturowy mechanizm plus…
– …ręczny naciąg i…
– …charakterystyczna, ładna dekoracja
Na (-)
– brak szybkiej korekty datownika
– tylko złoto
Omega De Ville Tresor
Ref: 432.53.40.21.02.002
Mechanizm: 8511, manualny, 60h rezerwy chodu, 28.800 A/h, datownik
Tarcza: srebrna, giloszowana, ze złotymi aplikacjami, polerowane złote wskazówki
Koperta: 40x10mm, różowe złoto „Sedna Gold”, szafirowe szkło, szafirowy dekiel
Wodoszczelność: 30m
Pasek: brązowa skóra aligatora, brązowe przeszycie, złota klamerka z trzpieniem
Limitacja: —
Cena: 42.860PLN
Zegarek do testów dostarczyła Omega.
Rewelacja!
Rewelacja!
Jedna z niewielu firm, która zastosowała „poprawną” orientację indeksów godzinowych w zegarku ze wskazaniami 24h. Dzięki temu wskazówka godzinowa symuluje pozorne wznoszenie się i opadanie Słońca nad horyzontem w godzinach 6:00-18:00. Poza tym, usytuowany na godzinie 6:00 datownik, jest przysłaniany na dłużej przez wskazówkę godzinową, ale w okolicach północy, a nie w okolicach południa. Piękny, klasyczny zegarek. P.S. Gdyby jeszcze zamiast rysunku Księżyca, znalazła się w tym miejscu komplikacja z jego fazami, ale czyż nie wymagam zbyt wiele? :)
Zegarek rzeczywiście przepiękny, choć „pod maską” już nie tak pięknie. Jak dla mnie mankamentem jest wskazówka sekundnika z przeciwwagą w postaci półksiężyca – z pełną świadomością tak właśnie zakończyłbym wskazówkę wskazań datownika, ale tu nie pasuje mi to i już.
Phillipe Patek