Recenzja Tudor Black Bay Chrono „Pink”
Za pomocą prostego zabiegu estetycznego – wykorzystaniu różowej tarczy – Tudor stworzył jeden z najbardziej pożądanych chronografów ostatnich miesięcy.
Nie ma chyba w teorii koloru bardziej niemęskiego, niż różowy. Oczywiście pisanie tego typu kategorycznych stwierdzeń w obecnych czasach zakrawa na herezję, ale faktem jest, że to barwa, która ciągle budzi największe kontrowersje. Oczywiście różowy różowemu nierówny i w wielu odcieniach wypada znakomicie. Teoria jednak każe uznać go za najmniej wdzięczny i pewnie jednocześnie najmniej popularny kolor. Podobnie zdają się myśleć marki zegarkowe, no bo zastanówcie się, ile męskich zegarków z różowymi (nie mylić z łososiowymi) tarczami kojarzycie?
Gdyby sięgnąć do najbardziej współczesnej historii, powrót różowego na zegarkowy cyferblat można przypisać Rolexowi i kolekcji Oyster Perpetual, która reaktywowała historycznie kolorowe cyferblaty modeli Stella. Ciężko Rolexowi nie przypisać mocy sprawczej, bowiem tą prostą linią zegarków – a konkretnie modelami z kolorowymi tarczami – sprawił, że nagle każdy odważniej sięgnął po barwy na co dzień w zegarkach nie stosowane. Nadal konwencjonalne i konserwatywne zegarmistrzostwo postrzeganie koloru ogranicza tradycyjnie do kilku bezpiecznych barw, mieszczących się gdzieś w spektrum między bielą a czernią. Sporadyczne, kolorystyczne trendy też trudno uznać za ekstrawagancję w temacie, zwłaszcza, że głównie był to niebieski albo zielony. Róż pozostaje egzotyką, zarezerwowaną dla designerskich eksperymentów od raczej mniejszych graczy zegarkowego rynku. Jak jednak każda zasada, ta też ma swoje wyjątki. I wtedy wchodzi on (Tudor)… cały na różowo.
„Pink Panther”
Zanim przejdziemy do clou tej recenzji, czyli różowego oblicza nowego BB Chrono, warto spróbować przyjrzeć się genezie powstania zegarka, która zresztą owiana jest mgłą tajemnicy (jak wiele innych aspektów). Jak pewnie wielu z Was wie, ambasadorem Tudora od lat jest David Beckham, kiedyś gwiazda piłki nożnej, a obecnie m.in. współwłaściciel klubu ligi MLS – Inter Miami. Tak się składa, że barwami klubu jest pastelowy róż i czerń, wszystko więc pasuje… gdyby nie fakt, że Tudor współpracuje również z Jayem Chou.
Ta postać może Wam być znana nieco mniej, bowiem Jay jest tajwańskim aktorem i muzykiem, a przy okazji przyjacielem marki Tudor. I to właśnie z nim podobno narodził się pomysł i projekt BB Chrono Pink. Tak się jednak złożyło, że w kampanii promocyjnej modelu wziął udział również Beckham, a skojarzenie z barwami ekipy z Miami nasuwa się samo. Zegarek oficjalnie nie jest przypisany nikomu. Ocenić więc musicie sami, za to ocena samego produktu jest znacznie prostsza.
Tarcza
A zatem Tudor postawił na róż. Egzotycznie powiecie? Tak, ale jak doskonale pasuje. Cyferblat zegarka to kombinacja nieco pastelowego, stonowanego różu z czarnymi detalami liczników oraz podziałki minutowej i kilku linijek tekstu w dolnej części. Dla kontrastu (i wprowadzenia szczypty klimatu vintage) informację o wodoszczelności nadrukowano na czerwono.
Kompozycję uzupełniają typowe dla linii Black Bay, nałożone indeksy nurkowe z luminową oraz okienko daty, wycięte w tarczy na wysokości godz. 6. Czas z kolei odmierzają klasyczne wskazówki, z godzinową „snowflake” i sekundnikiem (stopera) z czerwonym grotem. Summa summarum jest bardzo, ale to bardzo smacznie. Czytelnie, klasycznie i proporcjonalnie, ale przy tym z odpowiednią dozą egzotyki, która czyni zegarek wyjątkowym.
BB Chrono
Reszta elementów nowego Tudora, z jednym wyjątkiem, tożsama jest z poprzednimi modelami Black Bay z chronografem, jak np. wersja z czarną tarczą z naszego testu TUTAJ. Dostajemy więc masywną, stalową kopertę o średnicy 41 mm i grubości 14,4 mm. Obudowa od góry zamknięta jest aluminiowym bezelem ze skalą tachometryczną, od spodu natomiast pełnym prostym deklem. Wykończona została wyraźnym szczotkowaniem górnych powierzchni oraz błyszczącą polerką na bokach – efektowną, ale potęgującą wrażenie „masywności” konstrukcji. Obie powierzchnie oddziela starannie zaaplikowany rant, biegnący po całej długości uszu.
Po prawej stronie swoje miejsce zajmuje sygnowana różą Tudorów koronka (zakręcana) oraz dwa przyciski stopera, zabezpieczone zakręcanymi tulejkami.
Nowa dla BB Chrono „Pink” jest za to bransoleta. Premierowo w kolekcji chronografów debiutuje stalowa bransoleta w typie „jubilee”, którą w zegarkowym świecie rozpropagował starszy brat Tudora – Rolex. Składa się z rzędów pięcioelementowych ogniw, z których dwa zewnętrzne, większe, są szczotkowane, natomiast trzy wewnątrz udekorowane polerowaniem. Całość zwężą się ładnie od uszu w kierunku zatrzaskiwanego zapięcia z wygodną i użyteczną regulacją T-fit. Choć jubilee wydaje się wyborem co najmniej osobliwym, pasuje całości niemal tak samo doskonale, jak kolor cyferblatu. Bransoleta jest też solidnie wykonana i wygodna, a to przy ciężkim, sportowym czasomierzu aspekt również istotny.
Mechanika
Również niezmienione pozostaje mechaniczne serce BB Chrono „Pink”. Tudor niezmiennie proponuje w tym modelu tworzony wspólne z Breitlingiem kaliber MT5813. Werk ma certyfikat chronometru COSC, pokaźne 70 h rezerwy chodu i taktowanie na 4 Hz. Stoper obsługuje koło kolumnowe, a za naciąg odpowiada centralnie zamocowany, wolframowy wahnik. Werk wykończony jest w mocno industrialnym stylu, ale tak czy tak zasłonięto go wspomnianym już pełnym deklem. Jest za to idealnie funkcjonalny (stop-sekunda, szybka korekta daty), choć relatywnie wysoki, co przekłada się na niemałą grubość całego zegarka.
Wrażenia… i słów kilka o (nie)dostępności
Zegarkowy świat rządzi się własnymi prawami, a że nadal jest dość konserwatywny, o sukcesie zegarka decyduje zwyczajowo zestaw powtarzalnych reguł. Sprawdza się i sprzedaje klasyka, minimalizm, vintage (odmieniany przez wszystkie możliwe przypadki) – słowem to co znane i powszechnie lubiane. Na papierze więc Tudor Black Bay Chrono „Pink” nie powinien nawet mieć racji bytu. A jednak… na nadgarstku to działa.
Choć może ciężko mówić o szaleńczej odwadze, projektanci Tudora z pewnością opuścili strefę designerskiego komfortu i musieli mieć świadomość, że różowy cyferblat w sportowym, męskim chronografie jest igraniem z ogniem. A jednak… powtarzam się… wyszło znakomicie. Róż do BB Chrono podpasował świetnie, tworząc nietuzinkowy, a zarazem bardzo estetycznie spójny i atrakcyjny zegarek. Oczywiście BB Chrono to także dobrej klasy mechanizm, świetne wykończenie na poziome (Tudor w swojej kategorii w sumie nie ma konkurencji) i bransoleta, która do całego projektu pasuje lepiej, niż przypuszczałem. Ale to tarcza – jej kolor, odcień, detale i to jak współgra ze stalą – sprawia, że nagle wszyscy zapragnęli nosić róż na swoich nadgarstkach.
Z tym jednakowoż może być pewien problem, bo Tudor zdecydował się na dość oryginalne ograniczenie dostępności zegarka, a nawet informacji o nim. Po pierwsze nie wiemy, ile oficjalnie kosztuje. Należy jednak uznać, że cena powinna być bliska tej regularnego modelu w stali na bransolecie, więc okolic 25 290 PLN.
Na tym jednak nie koniec, bo – po drugie – zegarek oferowany będzie tylko i wyłącznie w butikach marki, a do tego nie wiadomo, jak długo. Tudor prezentując BB Chrono „Pink” napisał enigmatycznie w materiale prasowym, że „might not be for everyone. And that’s OK because few of them will ever be made”. Oznacza to, że jest limitowany, ale jak mocno i jak długo będzie produkowany, tego Tudor nie zdradza. Jeśli jednak uda Wam się pokonać wszystkie przeciwności losu, nie przestaniecie patrzeć na swój nadgarstek. Nie bez kozery mówi się, że tarcza zegarka to jego twarz i gra kluczowa rolę. Ta jest wyjątkowej urody, choć niesztampowej, wymykającej się konwencji.
Tudor Black Bay Chrono „Pink”
Producent | Tudor |
Nazwa modelu | Black Bay Chrono „Pink” |
Mechanizm | z automatycznym naciągiem |
Symbol mechanizmu | MT5813 |
Rezerwa chodu (h) | 70 |
Tarcza | różowa |
Koperta | stal |
Średnica (mm) | 41 |
Wysokość (mm) | 14,4 |
Wodoszczelność | 200m |
Pasek | bransoleta |