Recenzja Montblanc 1858 Monopusher Bronze [zdjęcia live, cena]
W swoim najnowszym zegarku Montblanc połączył rzadko spotykany chronograf typu monopusher z kopertą z brązu. Sprawdziliśmy jak takie zestawienie funkcjonuje w praktyce.
Niemal każdą recenzję modelu Montblanc rozpoczynamy podobnie – pisząc o tym, że marka zakorzeniła się w świadomości ludzi przede wszystkim jako producent artykułów piśmienniczych i wyrobów skórzanych, a nie z zegarków. I trudno się z tym nie zgodzić. Przeważająca większość słysząc „Montblanc” widzi przed oczami pióro Meisterstück albo wizytownik czy elegancką teczkę. Tymczasem już w 1997 r. „biała gwiazda” włączyła do swojego portfolio również zegarki. Początkowo głównie proste, przez to często pomijane i bagatelizowane. Zmiana przyszła dekadę później, kiedy Grupa Richemont (właściciel Montblanca) przejęła Minervę, niezwykle cenioną w kręgach kolekcjonerskich manufakturę wytwarzającą zegarki i przepiękne mechanizmy, „oddając” ją pod skrzydła producenta z Le Locle. Od tamtej pory niewielką część kolekcji Montblanc stanowią modele zasilane złożonymi werkami na bazie historycznych kalibrów z Minervy. Dzięki nim firmie udało się wyjść z cienia i przyciągnąć uwagę kolekcjonerów oraz branżowych mediów. Niestety, marka wciąż nie potrafiła znaleźć na siebie pomysłu i pomimo że oferowała wiele ciekawych i atrakcyjnie wycenionych zegarków (jak choćby testowany przez nas model z rocznym kalendarzem czy komplikacją wskazania czasu we wszystkich strefach globu) nie zawojowała rynku w tym segmencie. Klienci wybierali podobne cenowo czasomierze z logo marek bardziej kojarzonych z produkcją czasomierzy. Rozwiązaniem tych problemów miały być zmiany kadrowe, a przede wszystkim zatrudnienie na stanowisku osoby odpowiedzialnej za produkty Davide’a Cerrato – znanego projektanta, który przyczynił się wcześniej do sukcesów Tudora. Cerrato wprowadził szereg zmian, z jednej strony porządkując kolekcje, z drugiej nadając tworzącym je zegarkom dużej wyrazistości. I tak w ramach linii 1858, której nazwa odnosi się do roku założenia Minervy, znajdziemy głównie modele o sportowym charakterze i wyglądzie nawiązującym do zegarków sprzed niemal 100 lat. Jeden z nich trafił do nas na testy. Zanim przeczytacie o moich wrażeniach zachęcam do zapoznania się z historią Montblanca oraz relacją z naszej wizyty w siedzibie Montblanca i Minervy. Pierwszy z artykułów przybliży Wam losy firmy, a drugi pokaże jak obecnie produkowane są tam zegarki.
1858
Nieco ponad rok temu Łukasz testował model 1858 Chronograph. Z recenzji (do przeczytania TUTAJ) dowiecie się sporo o samej kolekcji i zegarku. Dlaczego o nim wspominam? Ponieważ opisywanego tam Montblanca sporo łączy z modelem będącym bohaterem niniejszego tekstu – limitowaną edycją 1858 Monopusher Chronograph Bronze. Koperta obu zegarków ma ten sam kształt, średnicę (42 mm) i rozstaw uszu (22 mm). Różnią się jednak grubością – recenzowana przeze mnie wersja w brązie jest minimalnie grubsza (14,7 mm).
Jeśli interesujecie się zegarkami doskonale wiecie, że chronograf typu monopusher to taki, który obsługuje się jednym przyciskiem. Jego kolejne naciśnięcia powodują najpierw uruchomienie stopera, potem zatrzymanie pomiaru, a następnie wyzerowanie wskazań. W opisywanym Montblancu przycisk ten zintegrowano z koronką, zachowując przy tym bardzo przyzwoitą klasę wodoszczelności 100 metrów. To zdecydowanie cechy, które spotyka się u o wiele droższych konkurentów.
Design
Montblanc towarzyszył mi przez kilka tygodni. Tak się złożyło, że trafiłem na czas kiedy za oknem świeciło słońce, więc noszony był do letnich, casualowych strojów. Nie wiedzieć czemu, zawsze zakładając go na nadgarstek miałem skojarzenia z safari. Być może to zasługa kolorystyki – na czarnej tarczy dominuje bowiem kolor beżowy, w którym wykonano skalę telemetru, ring z podziałką sekundową, jak również skale i cyfry na dwóch tarczkach (licznik 30-minutowy oraz mała sekunda) oraz historyczne logo Montblanca. Beżowa jest też substancja świecąca, wypełniająca sporych rozmiarów katedralne wskazówki oraz nadrukowane arabskie cyfry pełniące rolę indeksów godzinowych. Niestety Super-LumiNova była chyba najsłabszym punktem całego zegarka. Świeciła słabo i krótko. Pocieszam się jedynie tym, że w nocy śpię. Poza tym cała kompozycja prezentuje się doskonale. Drobne czerwone detale dodają stylowego sznytu, a białe, mocno kontrastujące z czarną bazą cyferblatu wskazówki ułatwiają odczyt wskazań stopera. Z kolei wspomniane już wskazówki katedralne sprawiały, że sprawdzenie godziny trwało ułamek sekundy.
Recenzowany model dostarczany jest na beżowym NATO, ale takim, w którym teleskopy przechodzą przez specjalne otwory. Oznacza to, że aby go zmienić pasek, trzeba zdjąć teleskopy. Przy moim niewielkim nadgarstku zapinałem go na jedną z pierwszych dziurek, przez co część odstawała, „dyndając” swobodnie. Szlufka jest wkomponowana na stałe i umieszczono ją – w mojej opinii – trochę za nisko. Poza tym pasek spisywał się świetnie – dobrze przylegał do nadgarstka i przytrzymywał zegarek tak, że ten nie latał na boki. Zakończono go logowaną klamerką ze stali pokrytej warstwą brązu.
Po odpięciu paska zobaczyć można ozdobiony ładnym, głębokim grawerem dekiel, pod którym zamknięto kaliber MB 25.12, czyli automatyczny werk na bazie Sellity. Mechanizm pracuje z częstotliwością 4 Hz, zapewnia 48-godzinną rezerwę chodu i podczas testów zachowywał bardzo przyzwoite odchyłki dobowe, które nie przekraczały 3 – 4 sekund.
Wrażenia
Tak naprawdę monopusher to rzadko spotykana komplikacja. I gdybym – na szybko – miał wymienić stosujących ją producentów, to do głowy przychodzi mi Vacheron Constantin, IWC, Longines i właśnie Montblanc. Oczywiście dłuższe zastanowienie przywołuje kolejne marki, ale nie jest ich wcale tak wiele. A firmy, która połączyłaby jednoprzyciskowy chronograf z kopertą z brązu poza recenzowanym modelem nie przypominam sobie wcale. Biorąc pod uwagę cenę – 25 900 PLN – otrzymujemy całkiem przyzwoity i nietypowy czasomierz.
Dla kogo jest ten zegarek? Zdaję sobie sprawę, że istnieje mała szansa, aby 1858 w brązie był czyimś pierwszym wyborem. W takim przypadku – wydając ponad 20 000 PLN – na ogół stawia się na coś ze znanym i rozpoznawalnym logiem na tarczy. Jeśli jednak chcecie nosić na nadgarstku coś mniej popularnego – monopusher od Montblanca to dobry wybór. Wyróżnia się stylistycznie, jest porządnie wykonany, niczego nie udaje, ma zaimplementowany ciekawy rodzaj stopera i kopertę z zyskującego coraz większą popularność brązu. Będąc przy brązie warto wspomnieć, że już po kilkunastu dniach obudowa w kilku miejscach pociemniała, pokrywając się delikatną warstwą patyny. Brąz to specyficzny i „żywy” materiał – reaguje z naszą skórą, potem i wodą. Ale jeśli odpowiednio o niego zadbacie odwdzięczy się unikatową fakturą i wyjątkowym kolorem. Ja swoją przygodę z modelem 1858 Monopusher Chronograph Bronze będę wspominał bardzo dobrze.
Montblanc 1858 Monopusher Bronze
Producent | Montblanc |
Nazwa modelu | 1858 Monopusher Bronze |
Ref. | 125583 |
Mechanizm | z automatycznym naciągiem |
Symbol mechanizmu | MB 25.12 |
Rezerwa chodu (h) | 48 |
Tarcza | czarna |
Koperta | brąz |
Średnica (mm) | 42 |
Wysokość (mm) | 14,7 |
Wodoszczelność | 100m |
Pasek | NATO |
Cena (PLN) | 25900 |