
Recenzja Montblanc 1858 Chronograph [zdjęcia live, cena]
Gruntownie przebudowywany od kilku lat zegarkowy departament firmy Montblanc stara się coraz mocniej zaznaczyć swoje miejsce na branżowej mapie. Jednym z etapów tego procesu było stworzenie od podstaw osadzonej w klimatach vintage kolekcji 1858.
Davide Cerrato – włoski, ekscentryczny gentleman – jest niemal jednoosobowo odpowiedzialny za dzisiejszy wizerunek manufaktury Montblanc. Po pięciu latach intensywnej pracy nad reaktywacją marki Tudor, Cerrato przeniósł swój designerski warsztat do Le Locle i stanął za sterami działu projektowego firmy, która ciągle boryka się ze swoją „nie-zegarkową” tożsamością. MB ma bowiem ten sam wizerunkowy problem, co w pewnym stopniu Cartier czy Piaget – szerszej publiczności nie kojarzy się od razu z zegarkami. W świecie dóbr luksusowych niemiecki potentat z białą gwiazdą w logo to przede wszystkim galanteria skórzana i legendarne wręcz pióra, na czele z kultowym modelem Meisterstuck. Zegarki pozostają nieco w cieniu, i to nawet mimo faktu wykupienia przez markę zegarmistrzowskiej manufaktury Minerva.
Kilka lat temu Grupa Richemont – właściciel marki Montblanc – postanowiła ten stan rzeczy zmienić, umieszczając za sterami byłego CEO Jaeger-LeCoultre, Jérôme’a Lamberta, a stronę wizualną powierzając wspomnianemu Cerrato. Lamberta już w MB nie ma (awansował na stanowisko kierownicze w całej grupie), ale nie przeszkodziło to firmie w dynamicznej rewitalizacji swojej zegarmistrzowskiej działalności. Jednym z jej wielu etapów była premiera kolekcji 1858, nazwanej tak na cześć daty założenia manufaktury Minerva.

W przeciwieństwie do sportowego, inspirowanego motoryzacją Timewalkera (patrz np. TUTAJ), 1858 jest kolekcją znacznie bardziej stonowanych zegarków, utrzymanych zdecydowanie w duchu „tamtych” lat. W skład linii wchodzi cały przekrój modeli, od prostego automatu z raptem dwiema wskazówkami oraz modelu z małą sekundą, przez chronograf, po referencje o nazwie Geosphere, ciekawie interpretującą komplikację WorldTime. Do testu wybraliśmy ten z moją ulubioną funkcją dodatkową – stoperem.
1858
Choć de facto kolekcja 1858 niewiele (żeby nie powiedzieć nic) ma wspólnego z Minervą, ewidentnie nawiązuje do zegarkowej przeszłości, w szerokim tego rozumieniu. Cała linia ukształtowana została tak, jakby bazowała na jakimś starym modelu z archiwów marki. 1858 jest masywny i raczej sportowy w charakterze, ale i własnego stylu odmówić mu nie sposób.

Zrobiona z wykończonej szczotkowaniem stali koperta zegarka ma 42 mm średnicy, pokaźne 14,55 mm grubości, WR na poziomie 100 m oraz szeroki, 22 mm rozstaw uszu. Lug-to-lug, choć mówiąc zupełnie szczerze go nie zmierzyłem, musi przekraczać 50 mm. Zamocowana po prawej stronie, niezakręcana koronka sygnowana jest logo MB i otoczono ją przyciskami stopera w typie „pump-pusher”. Od spodu kopertę zamyka pełny, stalowy dekiel z wygrawerowanym maszynowo wizerunkiem szczytu Montblanc oraz kompasem. Od frontu, w wąskim bezelu z wypolerowanym rantem, osadzono szafirowe, wypukłe szkiełko z antyrefleksem.

Na powściągliwy w formie, oldschoolowy cyferblat 1858 Chronograph składa się czarna, matowa baza ze szlifem słonecznym, namalowanymi na biało aplikacjami oraz (nowym) logo marki. Indeksy godzinowe to 10 namalowanych beżową luminową cyfr arabskich, z pominięciem 3 oraz 9, które wyparły dwie duże tarczki. Ta na godz.3 to 30-minutowy licznik chronografu, po przeciwnej stronie zaś ulokowano mały sekundnik. Oba wskazania wyposażone zostały w proste, białe wskazówki, podobne do centralnego sekundnika stopera. Znacznie więcej charakteru mają mocno zdobione, wypełnione beżową lumą wskazówki „czasu”. W zegarmistrzostwie tę formę określa się mianem „cathedral hands” – szczególnie godzinowa przywołuje na myśl pewne skojarzenia. Plus dla MB za pozbycie się z tarczy dodatkowych napisów i brak daty – choć akurat miejsce na okienko u dołu tarczy by się znalazło. Z drugiej strony puryści zapewne się ucieszą.


W klimacie vintage utrzymany został również pasek zegarka – szaro-czarne, mięsiste NATO. Zapina się je na nadgarstku szeroką ale wyprofilowaną, wygodną klamerką z logotypem.
Zamknięty pod wspomnianym już, grawerowanym deklem koperty kaliber, Montblanc sygnuje numerem MB 25.11. W rzeczywistości jest to automatyczna Sellita SW500-1 z 48h rezerwą chodu, 4-Hercowym balansem i stop-sekundą.

Wrażenia
Pierwsze skojarzenie, jakie przychodzi mi na myśl w kontekście Montblanc 1858 Chronograph to „własne DNA”. Pojęcie to w branży zegarkowej wyświechtane zostało do poziomu przetartych w kroku spodni, ale w tym przypadku jestem skłonny go nawet nadużyć. Ciężko mi przywołać z głowy inny zegarek, który można by postawić obok tego jako coś o choćby umownie zbliżonej stylistyce – i za to MB należy się kolejny plus. Nie mogę też projektowi odmówić charakteru i smaku. Design jest estetyczny, przemyślany, minimalistyczny i utrzymany w stylistyce vintage.
Z drugiej strony w zegarku nie mniej istotne od tego jak wygląda jest to, jak się nosi. Niby trywializm, ale jednak, w końcu mamy go finalnie zapinać na nadgarstku i użytkować codziennie. 1858 Chronograph waży niedużo – raptem 110g – ale za to jego gabaryty są już dość pokaźne. Na papierze 42 mm znieść dość łatwo, ale w połączeniu z długimi uszami i prawie 15 mm grubości robi się nieco trudniej. Zegarek jest duży, koperta masywna, uszy szeroko ustawione, a dodatek NATO tylko podnosi ogólną wysokość. To z kolei każe zgadywać, że na mniejszym nadgarstku można będzie odczuwać pewien dyskomfort.

Na sam koniec najważniejsze pytanie – czy dobrze wymyślony, zaprojektowany i wykonany 1858 Chronograph jest w stanie przełamać barierę postrzegania marki i przekonać do siebie potencjalnego klienta? To oczywiście zależy od indywidualnego podejścia do tematu, natomiast statystycznie sprawę ujmując zdecydowanie uważam, że nie. Potencjalny użytkownik, skłonny wydać na nowy zegarek 16 500 PLN (tyle kosztuje MB 1858 Chronograph) zapewne sięgnie po markę wyspecjalizowaną w tworzeniu zegarków. Prestiż logotypu na tarczy ma swoją gigantyczną siłę, a ten bardziej rozpoznawalny zwyczajnie lepiej się kojarzy i robi większe wrażenie, także na osobach postronnych (czytaj – łatwiej nim zaimponować). Z tym Montblanc będzie się musiał mierzyć jeszcze jakiś czas, bo o ile modele tworzone w Villeret z kalibrami Minervy obronią się same, te podstawowe ścierać się muszą z potężną, rynkową konkurencją. Inna sprawa, że 1858 jest na tyle unikatowy, że jeśli Wam się podoba, to zwyczajnie powinniście go sobie kupić. Alternatywy, w tym konkretnym wypadku, szukać ciężko i chyba nawet niespecjalnie ma to sens.
PS
Montblanc 1858 Chronograph występuje również w wersji z kopertą zrobioną z brązu, zestawionego z cyferblatem w kolorze szampańskim. Pokazaliśmy go m.in. przy okazji zeszłorocznego Varsopolis – TUTAJ.
Montblanc 1858 Chronograph
Producent | Montblanc |
Nazwa modelu | 1858 Chronograph |
Mechanizm | z automatycznym naciągiem |
Symbol mechanizmu | MB 25.01 |
Rezerwa chodu (h) | 48 |
Tarcza | czarna |
Koperta | stal |
Średnica (mm) | 42 |
Wysokość (mm) | 14,55 |
Wodoszczelność | 100m |
Pasek | NATO |
Cena (PLN) | 16500 |