Recenzja SevenFriday T3/02 „Runway 07” [zdjęcia live, cena]

Michał Ciechanowski29.08.202129.08.20215 min. czytania

Przez pandemię zapomnieliśmy trochę, jak to jest wejść na zatłoczone lotnisko, stać do odprawy, robić szybkie zakupy w sklepach wolnocłowych i zastanawiać się kogo usadzą obok nas w samolocie. Na szczęście SevenFriday stworzył zegarek, który pozwoli nam poczuć klimat lotniska każdego dnia.

O marce SevenFriday na łamach CH24.PL zostało napisane już tyle, że nie będę się silił na powielanie tych informacji po raz kolejny. Jeśli umknęły Wam artykuły na temat historii powstania SF, warto przeczytać dwie poprzednie recenzje zegarków: V-Series oraz S-Series. Teraz przyszła pora na kolejny czasomierz z szerokiej gamy studia projektowego z Genewy – serię T, która jest bezpośrednim nawiązaniem do pierwszych modeli, czyli serii P.

Na początku warto wspomnieć, że model T3/02 “Runaway 07” powstał w limitowanej liczbie 250 egzemplarzy (niestety już wyprzedanej), we współpracy z globalnym operatorem Duty Free oraz właścicielem ekskluzywnych domów towarowych DFS Group, która – tu ciekawostka – należy do LVMH.

Patrząc na zegarek oraz drewniane pudło „cargo” nie mamy wątpliwości, że motywem przewodnim jest właśnie lotnisko i wszystko, co z nim związane. Czasomierz trafia do nas charakterystycznej drewnianej skrzynce z motywami oznakowań, które widzimy w portach lotniczych oraz jaskrawożółtym zaznaczeniem spodniej strony.

To, co zrobiło na mnie spore wrażenie to koperta T3/02 o wymiarach 45 x 45,6 mm. Jest o 2 mm mniejsza niż w serii P i delikatnie cieńsza, co poprawia komfort noszenia przy mniejszych nadgarstkach. Oddać jednak trzeba ukłon w stronę projektantów, że charakterystyczny kształt i mocowanie paska sprawiają, iż pomimo gabarytu zegarka nie mamy wrażenia noszenia na nadgarstku niezgrabnego klocka. Obudowa (jak i cały zegarek) jest bardzo dopracowana. Bazą jest stal 316L, z której wykonano bezel z widocznym na środku żłobieniem, wypełnionym lakierem Berlac.

Firma Berlac słynie na całym świecie ze skomplikowanych projektów lakierniczych – jest odpowiedzialna na przykład za produkcję elementów do samochodów Porsche oraz Rolls Royce. Wyżłobienie dzieli bezel na dwie części – blisko tarczy stal jest szczotkowana, na zewnątrz wykończona na połysk. Boki koperty wykonano z tego samego materiału, zabarwiono na czarno metodą PVD i wykończono w macie. Od strony godziny 9 na boku koperty znajduje się wycięty napis “SEVENFRIDAY”. Po przeciwnej stronie ulokowana została koronka z lakierowanym na czerwono logo SF.

Od spodu koperty standardowo znajdziemy pełny dekiel z wbudowanym chipem NFC, który po sparowaniu z aplikacją w telefonie potwierdzi nam autentyczność naszego czasomierza. Jest to sposób na walkę z podróbkami, których pojawiło się sporo w momencie, kiedy firma zaczęła odnosić sukcesy. Na deklu znajdziemy również żółte oznaczenia, korespondujące z ogólnym designem modelu (łącznie z logo firmy DFS, o której pisałem wcześniej) i oczywiście informacje, których szczerość oraz transparentność osobiście bardzo doceniam: “Design concept: from our HQ. Construction: China. Engine: Japan”. Jest to kwintesencja polityki przejrzystości obranej przez SevenFriday. Tak, szwajcarska marka, która nie czaruje i przede wszystkim nie wstydzi się tego, że produkuje swoje czasomierze w Państwie Środka.

Tarcza zegarka, widoczna pod utwardzanym, mineralnym szkłem jak zwykle u SF robi bardzo interesujące wrażenie – dzieje się! Na środku kwadratowej koperty znajduje się półtransparentny cyferblat ze srebrną podziałką minutową. Kolorami przewodnimi są jasny grafit oraz dwa odcienie żółtego. Jaśniejszy, bardziej „fluo”, znajduje się na wskazówce minutowej i godzinowej, reszta elementów jest w spokojniejszej, nasyconej żółci. Z racji tego, że zegarek jest “lotniskowy” (nie mylić z tzw. “pilotem”), na tarczy znajduje się kilka nawiązań do oznaczeń, które żywcem zaczerpnięto z ustandaryzowanych znaków używanych na międzynarodowych lotniskach. Na godzinie trzeciej widnieje znak oznaczający odloty z oznaczeniem modelu T3/02, na godzinie szóstej zaś logo SF z oznaczeniem kierunku do bramki z numer 07. Czcionka użyta do podkreślenia godziny drugiej oraz czwartej stylizowane są na czcionkę z tablic przylotów i odlotów. Bardzo ciekawie wygląda również specjalny wypukły nadruk na górnej i dolnej części tarczy, który dodaje fajnego smaczku i utwierdza nas w przekonaniu, że marka z Genewy przywiązuje bardzo dużą uwagę do detali.

Przechodząc do „serca” zegarka – w środku pracuje modyfikowany i szkieletowany werk Seiko o oznaczeniu NH70 z 40-godzinną rezerwą chodu. Może jego mostki nie są wykończone żadną z pożądanych przez fanów zegarmistrzostwa techniką, ale matowy finisz świetnie pasuje do całego konceptu. Werk obsługuje tylko dwie wskazówki – godzinową i minutową. Żeby tchnąć trochę życia w całość, projektanci zdecydowali się pokazać koło balansowe – w otworze na wysokości godz. 9 – pracujące z częstotliwością 3Hz. Przy braku wskazówki sekundowej może nie ma to dużego znaczenia, ale mechanizm posiada stop sekundę.

Kolejnym elementem, który zawsze podoba mi się w zegarkach SevenFriday, są paski. Solidne, ładnie zaprojektowane i bardzo dobrej jakości. Zakładając zegarek na rękę nie mamy wrażenia, że jest to tania, miękka guma. W przypadku SF T3/02 dostajemy czarny, matowy, dość szeroki pasek (26mm -> 22mm) z przetłoczeniami przeszytymi żółtą oraz czarną nicią. Całość zapinana jest klasycznym, masywnym zapięciem z języczkiem wykonanym ze stali.

Prawdę powiedziawszy jeśli chodzi o zegarki SevenFriday, trudno jest do czegokolwiek przyczepić, zwłaszcza jeśli mówimy o półce cenowej w okolicy 4 500 PLN. Skupienie na detalach, wygoda, fajne materiały i niepowtarzalny design to rzeczy, które w tym zegarku (tych zegarkach ogólnie) bardzo cieszą. Kolejny raz trzeba przyznać, że Daniel Niederer stworzył przemyślany koncept, który konsekwentnie rozwija. Oby tak dalej.