Maximilian Büsser (MB&F) dla CH24.PL
Z Maximilianem Büsserem – założycielem i właścicielem MB&F (Max Büsser and Friends) rozmawiamy o Legacy Machine 1, procesie twórczym, pasji, dziecięcych marzeniach i… pewnym „dziwnym przypadku”.
Maximilian Büsser – absolwent inżynierii mikro-technologicznej Uniwersytetu w Lozannie. Swoją przygodę z mechanicznym zegarmistrzostwem zaczynał w Jaeger-LeCoultre, gdzie przez 7 lat pracował w dziale zarządzania dynamicznie rozwijającej się firmy. W wieku ledwie 31 lat przeszedł do marki Harry Winston na stanowisko dyrektora działu specjalnego tzw.: „Harry Winston Rare Timepieces”. Przez kolejne 7 lat współpracował z najlepszymi zegarmistrzami globu, tworząc m.in. niezwykłą i unikatową kolekcję OPUS.
W roku 2005 Maximilian Büsser zdecydował się na całkowitą niezależność i założył własną manufakturę MB&F. Podstawową filozofią działania marki jest kreowanie wraz z zespołem najznamienitszych twórców (nazywanych przyjaciółmi marki) czasomierzy łamiących zasady tradycyjnej sztuki zegarmistrzowskiej. Jak sam podkreśla, MB&F nie tworzy zegarków a „zegarmistrzowskie maszyny” odmierzające upływ czasu. Ostatnim przykładem tej oryginalnej filozofii jest fenomenalny Legacy Machine No.1 (pisaliśmy o nim TUTAJ).
CH24: Witamy. Dziękujemy bardzo za znalezienie chwili czasu dla naszych czytelników.
CH24: Dopiero co zaprezentowaliście Legacy Machine No.1, a już zaobserwować można falę ekscytacji opisującą „zegarek” jako jedną z najniezwyklejszych i niespodziewanych kreacji ostatniego czasu. Zanim zapytamy o sam zegarek, czy mógłby Pan przeprowadzić nas przez cały proces jego powstawania – od pomysłu aż po produkt finalny. Jak narodził się koncept LM No.1?
Maximilian Büsser: LM1, podobnie jak wszystkie kreacje które tworzę, wywodzi się z mojego dzieciństwa. Miałem wtedy dwa marzenia (mam je nadal!). Chciałem móc latać – tę inspirację widać we wszystkich zegarkach z serii HM – i potrafić podróżować w czasie. Ta druga fantazja spełniła się dzięki amerykańskiemu programowi telewizyjnemu „The Time Machine” („Wehikuł Czasu”).
Pod koniec 2007 roku zacząłem się zastanawiać – co by się stało, gdybym urodził się w roku 1867, a nie w 1967? Co by było, gdybym przyszedł na świat w erze wszystkich wielkich zegarmistrzowskich wynalazków, kiedy praktycznie wszystko to, co znamy dzisiaj (chronograf, wieczny kalendarz, tourbillon, repetycja minutowa etc.) zostało wymyślone i stworzone.
Podejrzewam, że chciałbym stworzyć podobne do współczesnych, trójwymiarowe „maszyny” odmierzające czas. Jednakże wszelkie moje dziecięce inspiracje (Gwiezdne Wojny, Grendizer, samoloty…) nie istniałyby, zacząłem się wiec zastanawiać – co byłoby moją inspiracją? Doszedłem do wniosku, że wiek XIX był okresem fascynacji i prób definiowania grawitacji! To era pierwszych drapaczy chmur, pierwszych wiszących stalowych mostów, wieży Eiffla, pierwszych prób latania, etc. Tak wiec, niejako naturalnie, latające koło balansowe dało początek całemu mechanizmowi. Wiek XIX był również czasem wielkich podróżników i odkrywców – tak więc mechanizm musiał mieć funkcję dwóch stref czasowych. Wreszcie wiek XIX był okresem, w którym to maszyny były prawdziwymi gwiazdami – całe międzynarodowe wystawy typu Universal Exhibitions były organizowane celem wyłonienia najlepszych, najbardziej ambitnych i wydajnych maszyn – dlatego rezerwa chodu winna być nie tylko wertykalna (pionowa) ale również nawiązująca wyglądem do dźwigni i krzywek tworzących maszyny tamtych czasów.
Szybko naszkicowałem to, czym miało się stać Legacy Machine No.1, by następnie stoczyć batalię z cała moją ekipą, która na początku nie rozumiała czemu chcę stworzyć tak „klasyczny” projekt zegarmistrzowski. Kiedy jednak dali się przekonać, wraz z Sergem Kiknoffem (mój partner biznesowy i szef działu rozwoju) udaliśmy się najpierw do Jeana-Francoisa Mojona po mechanizm, a następnie do Kari Voutilainena po iście XIX-wieczny design i wyjątkowe, wysokiej jakości wykończenie. Obaj zgodzili się natychmiast. Drużyna marzeń została skompletowana z początkiem roku 2008 i projekt wreszcie mógł ruszyć!
Reszta jest historią…
CH24: W branży zegarkowej pojawiła się opinia mówiąca, że zegarmistrzostwo powraca do klasyki – tworzenia zegarków związanych stylistycznie i mechanicznie z przeszłością i klasyczną prostotą, elegancją i stylem. Nowa kreacja MB&F zdaje się sugerować, że również myślicie w ten sposób. Jaka Pan to widzi?
MB: Cała branża zegarkowa jest niestety coraz bardziej i częściej prowadzona jak biznes modowy, z trendami zmieniającymi się naprzemiennie co dwa lata. Jednego roku każdy musi mieszać materiały, rok później każdy oferuje zegarki „all-black”, w kolejnym roku wraca do czasomierzy ultra-płaskich i stylizowanych na vintage. Wszystkie te elementy sprowadzają się do designu kopert, którego powstanie zajmuje nie więcej niż 12 miesięcy. Kiedy projektujesz cały mechanizm od podstaw – tak jak zrobiliśmy to my – czas od pomysłu do finalizacji to minimum 4 lata. To znaczy, że projekt Legacy Machine powstał w roku 2007, na długo przed kryzysem i modą na powrót do korzeni. Przypadkiem jest, że nasz zegarek pojawił się właśnie w takim okresie – wierzę jednak, że dzięki jego przełomowym innowacjom i stojącej za nim prawdziwej, ludzkiej historii nasz produkt nigdy nie będzie niemodny.
CH24: Legacy Machine powstała, podobnie jak wasze wszystkie poprzednie kreacje, w kooperacji z przyjaciółmi marki. Tym razem byli to Jean-Francois Mojon i Kari Voutilainen. Jak pracowało się z takimi tuzami i jaki jest ich wkład w finalny projekt?
MB: Wielkie, high-endowe zegarmistrzostwo to w 95% ludzie. Ludzie, którzy tworzą, projektują i konstruują zegarki – nie mistrzowie tenisa, celebryci czy kierowcy F1 opłacani do ich noszenia! Praca z tak fantastycznymi umysłami jak Jean-Francois i Kari jest zawsze czymś przełomowym. Współpracując przez dwa lata z Karim Voutilainenem nauczyłem się o historii więcej, niż przez pozostałe 20 lat mojej kariery!
CH24: Widzieliśmy już zegarek (na zdjęciach), znamy detale i koncepcję stojącą za jego powstaniem. Z Pana punktu widzenia – jakie są najważniejsze, kluczowe elementy LM No.1?
MB: Poza całą historią powstania, niesamowity, innowacyjny mechanizm i niezrównany poziom ręcznego wykończenia. Trzeba założyć zegarek na rękę, żeby to zrozumieć – latający balans jest totalnie hipnotyzujący. Nie mogę przestać na niego patrzeć!
CH24: To może być nieco kłopotliwe pytanie: spośród dwóch zupełnie odmiennych konceptów – Horological Machine i teraz Legacy Machine – który lubi Pan bardziej, który lepiej reprezentuje Pana pasję i sposób myślenia?
MB: Oba wywodzą się z mojego dzieciństwa – HM z moich upodobań do science-fiction i marzeń o byciu superbohaterem, LM z fascynacji podróżami w czasie. Nie jestem w stanie dokonać wyboru – de facto dokonałem go już, ponieważ oba są dla mnie ważne. Bardzo ważne było stworzenie innowacyjnego klasyka jako hołdu dla XIX-wiecznego zegarmistrzostwa, które zawsze podziwiałem.
CH24: Jaka będzie przyszłość Legacy Machine? Jaki są najbliższe plany MB&F?
MB: Legacy Machine jest nową kolekcją, która przyniesie jeszcze wiele ciekawych propozycji, zawsze jednak przeplatanych z Horological Machines. Rok 2012 będzie rokiem HM, rok 2013 rokiem LM, rok 2014 znowu HM etc., etc…
CH24: Czas na ostatnie pytanie. Jest Pan związany z zegarmistrzostwem od wielu lat, stworzył wiele znakomitych czasomierzy. Spośród wszystkich zegarków i „maszyn” – jest jeden, który ceni i lubi Pan najbardziej?
MB: Jestem bardzo dziwnym przypadkiem. Kiedy moja kolejna kreacja trafia wreszcie do produkcji, tracę praktycznie całe zainteresowanie nią. To, co przyprawia moje serce o szybsze bicie to projekt, nad którym pracujemy przez najbliższe 3 do 4 lat.
CH24: Dziękujemy bardzo i życzymy powodzenia i szczęścia na przyszłość.
MB: Dziękuje za rozmowę i Wasze wsparcie!