Historia pierwszego mechanizmu z automatycznym naciągiem i chronografem (część 1)
Kilku konkurentów, walka z czasem i jeden cel: skonstruowanie pierwszego mechanizmu z automatycznym naciągiem i stoperem. Kto został zwycięzcą? Każdy na swój sposób, bo ten wynalazek zmienił cały zegarkowy świat. W tym roku mija 50 lat od jego premiery.
To jedna z najbardziej intrygujących opowieści w historii współczesnego zegarmistrzostwa. Jej akcja rozgrywa się w latach 60. XX w. – arcyciekawym dziesięcioleciu, kojarzonym z emocjonującymi wyścigami samochodowymi, ciekawymi wynalazkami (na przykład mysz komputerowa) i spektakularnymi wydarzeniami, jak pierwszy lot Boeinga 747 czy lądowanie człowieka na Księżycu. Wtedy świat przyspieszył. Liczyło się tempo oraz coraz lepsze, szybsze samochody, które masowo schodziły z taśmy.
W połowie lat 60. XX w. zapanowała moda na zegarki automatyczne, więc klienci przestali kupować ręcznie nakręcane chronografy. A to oznaczało wielkie kłopoty dla takich firm takich jak Breitling czy Heuer, które żyły ze sprzedaży zegarków z tą komplikacją. Na domiar złego plotki głosiły, że Zenith i, co gorsza, konkurencja z Dalekiego Wschodu zaczęły pracować nad nowym, automatycznym mechanizmem ze stoperem. Dla Breitlinga i Heuera, automatyczny chronograf miał być lekiem na spadającą sprzedaż, więc zarówno Willy Breitling, jak i Jack Heuer doskonale zdawali sobie sprawę z tego, że musieli zacząć działać. I to jak najszybciej. Wtedy nikt jeszcze nie przypuszczał, że za dziesięć lat nadejdzie prawdziwy kryzys (kwarcowy), a o Szwajcarach będzie mówiło się, że przespali czas, dając się wyprzedzić Azjatom.
Póki co, w Szwajcarii zaczął się prawdziwy, zegarkowy wyścig zbrojeń. Producenci liczyli na to, że nowy mechanizm będzie hitem i sprzedaż chronografów znowu wzrośnie. Panującą wtedy atmosferę opisuje Jack Heuer w swojej autobiografii „The Times of My Life”. Jak wspomina, w firmie Heuer wszyscy zdawali sobie sprawę z tego, że trzeba działać. Charles Heuer (ojciec Jacka) próbował najprostszych rozwiązań, tj. wykorzystanie, wtedy najnowszego, mechanizmu z mikrowahnikiem firmy Büren Watch. Lecz już po pierwszych próbach dodania do niego chronografu okazało się, że to zły pomysł. Mechanizm był zbyt wysoki, więc po włożeniu go do koperty zegarek wyglądałby na nadgarstku jak cegła.
Projekt 99 i konkurenci
Dzisiaj krążą różne opowieści o tym, jak doszło do historycznej współpracy konkurujących z sobą firm. Zwłaszcza jeżeli chodzi o to, kto do kogo pierwszy przyszedł z pomysłem. Jedna z historii głosi, że spiritus movens całej operacji był Gérald Dubois, właściciel firmy Dépraz & Cie. (od 1968 r. znanej jako Dubois Dépraz), który na początku lat 60. XX w. planował stworzenie automatycznego mechanizmu ze stoperem, lecz było to zbyt kosztowne dla jego małej firmy. Szukał więc partnerów, z którymi mógłby wspólnie sfinansować ten projekt. W 1965 r. spotkał się z Willy’m Breitlingiem i opowiedział mu o swoim pomyśle. Breitling podchwycił temat, po czym obaj zadzwonili do Jacka Heuera. Poszło gładko, ponieważ J. Heuer też uważał, że automatycznie nakręcany mechanizm z chronografem to przyszłość. Później, do projektu dołączył producent mechanizmów Büren Watch (od 1966 r. Büren był częścią amerykańskiej firmy Hamilton Watch Company, więc później brał udział w projekcie już jako Büren-Hamilton).
To jedna z wersji wydarzeń. Inną podaje w swojej książce Jack Heuer. Według niego, po tym, gdy Büren Watch opatentował nowy, płaski mechanizm z mikrowahnikiem i pokazał go na targach w Bazylei, firmy Heuer i Dubois Dépraz zaczęły wspólnie zastanawiać się nad tym, jak można by było wykorzystać ten napęd. I wtedy padła propozycja, aby do mechanizmu Bürena dołączyć płytę z modułem chronografu stworzonym przez Dubois Dépraz. Płyta była już gotowa, ponieważ Heuer zamówił ją wcześniej w tej firmie dla zegarka Monte Carlo ze stoperem. Pozostawała więc kwestia połączenia mechanizmu Bürena z modułem chronografu. Jednak entuzjazm Jacka Heuera opadł, gdy Dubois Dépraz wycenił ten projekt na ok. 500 000 CHF – wtedy astronomiczną kwotę dla tak małej firmy jak Heuer. Jack zwrócił się więc z propozycją do Willy’ego Breitlinga, z którym, jak twierdzi, zawsze dobrze się rozumieli. Ten zgodził się pokryć część kosztów potrzebnych na sfinansowanie prac badawczo-rozwojowych nowego mechanizmu.
Jeszcze inna wersja wydarzeń mówi o tym, że wszystko zaczęło się od spotkania Willy’ego Breitlinga i Jacka Heuera. Lecz teraz nie ma już większego znaczenia, kto i kiedy wpadł na pomysł połączenia sił. Dużo ważniejszy jest sam fakt, że prawdopodobnie jedyny raz w historii zegarmistrzostwa wydarzyło się coś niezwykłego, tj. tak bliska współpraca konkurujących z sobą marek.
Wracając do grupy Breitling, Heuer-Leonidas i Büren-Hamilton (Dubois Dépraz był jedynie podwykonawcą): po ustaleniu podziału kosztów oraz praw patentowych, te trzy firmy podpisały umowę i w 1966 r. zaczęły się prace nad tajnym projektem 99 (podobno wiedzieli o nim wyłącznie wtajemniczeni pracownicy). Umowa przewidywała, że po prezentacji mechanizmu każda z marek sama zadecyduje o tym, jak będą wyglądać zegarki napędzane nowym kalibrem.
Dzisiaj wiadomo, że to nie Breitling, Heuer i spółka jako pierwsi zaczęli pracować nad nowym mechanizmem. W tej rozgrywce wyprzedził ich Zenith, który rozpoczął prace (też w tajemnicy) w 1962 r., tj. cztery lata wcześniej (było to możliwe m.in. dzięki przejęciu w 1960 r. firmy Martel Watch Co. SA, specjalizującej się w produkcji chronografów). Początkowo, szefowie Zenitha zaplanowali premierę automatycznego chronografu na 1965 r., ponieważ mechanizm miał uświetnić obchody 100-lecia istnienia firmy. Sprawy się jednak skomplikowały i termin prezentacji trzeba było przesunąć o kilka lat. Ale o tym za chwilę.
Konkurencja z Dalekiego Wschodu też nie spała. Japońska marka Seiko, która na początku lat 60. XX w. stawała się coraz popularniejsza wśród klientów dzięki innowacyjnym modelom z serii Grand Seiko, rozpoczęła w połowie lat 60. XX w. (dokładnie w 1967 r.) prace nad nowym mechanizmem, tj. kalibrem 6139. Wcześniej, w 1964 r., kiedy wszyscy oglądali igrzyska olimpijskie w Tokio, Seiko pokazał swój pierwszy zegarek ze stoperem – wtedy jeszcze z ręcznym naciągiem. Jednocześnie, japońscy inżynierowie pracowali nad udoskonaleniem kwarcowej technologii, ale to już całkiem inna historia.
Premiera po raz pierwszy, drugi i trzeci
10 stycznia 1969 r. Jack Heuer wspomina w swojej książce, że zapamiętał ten dzień na długo. Czytając przy śniadaniu lokalną gazetę, zobaczył krótką notkę i o mało nie zakrztusił się kawą. Notkę zamieściła konkurencyjna firma Zenith informując, że udało jej się skonstruować pierwszy mechanizm z automatycznym naciągiem i stoperem. Mechanizm nazywał się El Primero (tj. pierwszy), a jako potwierdzenie pokazano zdjęcia działających prototypów.
Dla Jacka Heuera to był wstrząs, lecz nie zastanawiając się, natychmiast zwołał zebranie, by ustalić plan działania. Ostatecznie postanowiono zignorować wzmiankę o El Primero, ponieważ w międzyczasie do firmy dotarła dostawa stu działających modeli z nowym kalibrem 11. Ustalono więc, że priorytetem jest zorganizowanie wspólnej konferencji prasowej (a właściwie dwóch konferencji) uczestników projektu 99.
Godzina zero wybiła 3 marca 1969 r. Kaliber 11 Chrono-Matic został pokazany z wielką pompą dziennikarzom podczas dwóch konferencji: w Genewie i Nowym Jorku. Ta genewska odbyła się na najwyższym piętrze hotelu Intercontinental, a wzięli w niej udział: Jack Heuer, Willy Breitling oraz Hans Kocher (dyrektor techniczny firmy Büren-Hamilton). Spotkanie z dziennikarzami rozpoczął Gérald F. Bauer, ówczesny prezes Zrzeszenia Szwajcarskich Producentów Zegarków (FH). Bauer wychwalał nowy mechanizm, lecz przede wszystkim skupiał się na historycznej współpracy konkurentów. Na konferencji przemawiał też Willy Breitling, który podkreślał znaczenie tego wynalazku dla zegarkowego przemysłu oraz firmy założonej przez jego dziadka. W książce Hervé’a Genouda pt. „Breitling The book” można przeczytać fragment jego wypowiedzi: „Niektóre wydarzenia decydują o przyszłości firmy. Dzisiaj mamy do czynienia z niezwykle ważnym wydarzeniem, więc proszę o zrozumienie, że jesteśmy nim tak poruszeni”.
W tym samym czasie, w budynku linii lotniczych Pan Am na Manhattanie odbyła się druga konferencja, w której wzięli udział ważni przedstawiciele szwajcarskiej branży zegarkowej, wśród nich m.in. prezes amerykańskiej filii FH oraz konsul generalny Szwajcarii. Międzynarodowe wydanie branżowego czasopisma „Journal suisse d’horlogerie et bijouterie” poświęciło temu wydarzeniu stronę tytułową i oraz 16-stronicowy dodatek, w którym donosiło, że „trzy szwajcarskie firmy wspólnie pracowały za zamkniętymi drzwiami i wylansowały zegarek, jakiego dotąd nie było, czyli automatyczny chronograf”.
W marcu 1969 r. wszystkie marki pokazały swoje nowości na targach w Bazylei. Każdy uczestnik projektu 99 wybrał swoje bestsellery, aby pochwalić się nowym kalibrem 11 Chrono-Matic. Breitling pokazał modele Navitimer i Chronomat. Poza tym, w skład pierwszej kolekcji tej marki wszedł model w beczułkowatej (Ref. 2112) oraz poduszkowatej kopercie (Ref. 2111 był nową interpretacją zegarka ze stoperem z 1966 r., opakowanego w kwadratową kopertę). Firma Heuer wykorzystała nowy mechanizm w modelach: Carrera, Autavia i całkiem nowym zegarku Monaco. Ten ostatni miał nie tylko nowoczesny napęd, lecz także pierwszą, wodoszczelną kopertę w kwadratowym kształcie. Z kolei Hamilton wylansował trzy modele Chrono-Matic (jeden był z tarczą typu panda; niedawno marka pokazała prawie niezmienioną replikę tego zegarka). Ich produkcją zajęła się firma Heuer, co prawdopodobnie ustalono wcześniej w umowie dotyczącej projektu 99.
Wszystkie zegarki miały wspólną cechę: koronkę po lewej stronie. Tak umieszczona koronka miała m.in. jednoznacznie wskazywać na to, że automatyczny mechanizm nie musi być ręcznie nakręcany.
Nowe modele zostały przyjęte bardzo dobrze przez klientów, a dla marki Heuer rok 1969 był rekordowo dobry: dzięki kalibrowi 11 Chrono-Matic udało się firmie podnieść obroty aż o 34 procent.
Pierwotna wersja mechanizmu była produkowana do 1970 r. Później ją zmodyfikowano i powstał kaliber 12. Heuer produkował te mechanizmy do 1985 r., a ostatnim modelem napędzanym kalibrem 11 była Autavia. Breitling wykorzystywał ten mechanizm trochę krócej, bo do 1978 r.
Jako jedyny w tym towarzystwie, Seiko nie zorganizował żadnej konferencji prasowej. Można powiedzieć, że po cichu wprowadził zegarki z nowym kalibrem. We wspomnianej książce Jack Heuer pisze, że w 1969 r. na targach w Bazylei zdarzyło się coś, co go bardzo zaskoczyło. Stoisko Heuera odwiedził Ichiro Hattori, szef firmy Seiko. Hattori pogratulował Jackowi epokowego wynalazku (co oczywiście bardzo schlebiało Heuerowi), lecz nawet nie zająknął się na temat jednej z premier marki Seiko. A przecież w tym samym roku zadebiutował kaliber 6139. Jack Heuer podziwiał strategię japońskiej firmy polegającą na tym, że zanim premierowy zegarek został pokazany międzynarodowej publiczności, Seiko przetestował go na krajowym rynku, w ten sposób unikając ewentualnych problemów. Jak się okazało, taka polityka była bardzo skuteczna, bo gdy w 1970 r. chronograf Seiko wszedł na światowe rynki, firmie Heuer od razu spadła sprzedaż (zegarek kosztował prawie o połowę mniej niż podobny model Heuera).
Czytaj dalej: Historia pierwszego mechanizmu z automatycznym naciągiem i chronografem (część 2).
Artykuł jest częścią cyklu „Dzieje zegarmistrzostwa”.
Gisbert L. Brunner, Christian Pfeiffer-Belli „Klasische Armbanduhren A-Z”
Breitling The Book
Manfred Rössler „Zenith”
Lucien F. Trueb „Die Zeit der Uhren”
Jack Heuer „The Times of my Life”
Uhren-Magazin 3/2019, Sabine Zwettler „Chronomania”
uhrenkosmos.com, „Seiko Chronographische Weltpremiere aus Japan”, „Seiko Prospex und Seiko Presage Chronos, Zwei Jubiläums-Chronographen von Seiko”, „El Primero und der Unbeugsame”
hodinkee.com, Jeff Stein „How Heuer, Breitling, And Hamilton Brought The Automatic Chronograph To The World 50 Years Ago”
kwestiaczasu.pl