Dzieje zegarmistrzostwa Jak odradzały się mechaniczne zegarki (część 3)
Poprzednia część „dziejów zegarmistrzostwa” zakończyła się na roku 1990 i wyraźnych sygnałach, że w zegarkach mechanicznych wreszcie coś drgnęło. Kolejny rok był bardzo burzliwy: w branży zawrzało, bo niezależnie od targów w Bazylei, w Genewie odbyła się pierwsza edycja Salon International de la Haute Horlogerie (SIHH)
Poniższy tekst stanowi kontynuację artykułu: Dzieje zegarmistrzostwa: Jak odradzały się mechaniczne zegarki (część 2).
Podczas pierwszej edycji targów SIHH swoje nowości pokazało pięć marek, w tym trzy należące do Vendôme Luxury Group: Cartier, Baume & Mercier i Piaget (Vendôme miał wtedy 60% udziałów w firmach Piaget i Baume & Mercier) oraz marki Gérald Genta i Daniel Roth. Pomysłodawcą tej imprezy był Alain-Dominique Perrin, w tamtym czasie dyrektor generalny firmy Cartier. Wyprowadzkę z Bazylei Perrin tłumaczył koniecznością stworzenia odpowiedniej oprawy dla marek luksusowych, jakiej jego zdaniem nie dawały targi w Bazylei. Perrin wprowadził do branży też nowe pojęcie: haute horlogerie, które zapożyczył ze świata mody. Uważał, że jeżeli w modzie istnieje dział luksusowego krawiectwa zwany haute couture, a w biżuterii dział haute joaillerie, to na tej samej zasadzie należy używać pojęcia haute horlogerie w odniesieniu do zegarków luksusowych. Koncepcja, przy której obstawał Perrin, czyli stworzenie ekskluzywnej wystawy dla wybranych marek okazała się skuteczna, bo już podczas pierwszego SIHH marki uczestniczące w salonie sprzedały więcej zegarków niż wcześniej na targach w Bazylei. Pod koniec sezonu targowego było już wiadomo, że w przyszłości odbywać się będą dwie imprezy – jedna w Bazylei i druga w Genewie.
Wszystko działo się w czasie, gdy sytuacja na świecie była dosyć napięta: trwał konflikt w Zatoce Perskiej, w USA utrzymywała się recesja, a w Japonii załamywał się rynek nieruchomości i nurkowała tokijska giełda. Mimo dużego spadku obrotów w krajach arabskich, szwajcarski eksport wzrósł o 1,8% w porównaniu z rokiem poprzednim. Statystyki świadczyły o tym, że Szwajcarzy nie mieli zbyt wielu powodów do narzekania: od 1972 do 1991 r. światowa produkcja zegarków i mechanizmów wzrosła z ok. 200 do ok. 830 mln. sztuk, czyli o 400%, a obroty z 24 do 56 mld. CHF. Wartościowo, Szwajcarzy mieli w 1991 r. 53-procentowy udział w światowym rynku i byli największym na świecie eksporterem mechanizmów z automatycznym naciągiem.
Wielkie przemeblowanie
Wraz z powracającą (jeszcze powoli) modą na zegarki mechaniczne zaczęło się istne szaleństwo wokół coraz większej ilości tzw. komplikacji. Kto wie, może zapoczątkowała je marka IWC prezentując w 1990 r. model Grande Complication, a może pokazany rok wcześniej Calibre 89 marki Patek Philippe, który został sprzedany za rekordową sumę. Pierwsze, skomplikowane zegarki pojawiły się na targach w Bazylei już w 1991 r. Firma Breguet pochwaliła się wtedy zegarkiem z funkcją równania czasu, marki Audemars Piguet i Patek Philippe modelami z wiecznym kalendarzem (AP był ręcznie nakręcany, a PP miał automatyczny naciąg), a kilka innych firm, w tym Daniel Roth, zaserwowała klientom zegarki z tourbillonem.
W tamtym czasie, niektórzy organizowali się na nowo, przykładowo firma A. Lange & Söhne dzięki wsparciu Grupy VDO/Mannesmann budowała w Glashütte bardzo nowoczesne warsztaty, gdzie już niedługo miały powstać pierwsze, luksusowe zegarki „Made in Germany”. Inni, jak Blancpain i Girard-Perregaux zmienili właścicieli: w 1992 r. Blancpain wraz z firmą Frédéric Piguet SA trafiły pod skrzydła Grupy SMH (dzisiaj Swatch Group), a marka Girard-Perregaux została kupiona przez Luigi’ego Macaluso i należący do niego Lorane Holding SA.
Moda na zegarki mechaniczne trwała nadal i w 1993 r. uwierzyli w nią nawet pesymiści, którzy wcześniej twierdzili, że to tylko chwilowy zryw. Oczywiście trudno tu mówić o masowym wzroście zainteresowania, bo zegarki kwarcowe wciąż „trzymały się mocno” (ilościowo mechanizmy mechaniczne stanowiły wtedy jedynie 14%, ale wartościowo już 32% wszystkich produkowanych napędów). Z drugiej strony rosła też ilość certyfikatów chronometrów przyznawanych przez COSC (w 1992 r. dostało je 740 000 mechanicznych werków).
Jak to zwykle bywa w sytuacji, gdy coś staje się popularne lub modne, z różnych stron zaczęły dochodzić informacje o przetasowaniach i przejęciach.
W 1993 r. Vendôme Luxury Group odkupiła brakujące 40% udziałów w markach Baume & Mercier i Piaget, a kiedy wiadomo było, że Cartier na dobre pożegnał się z targami w Bazylei, jego miejsce w prestiżowej hali zajęła Omega, wiodąca marka koncernu SMH. Tym samym, po sześciu latach nieobecności, Nicolas G. Hayek ogłosił swój wielki powrót do Bazylei.
Tamtego roku był wyjątkowy urodzaj na modele z podwójnym stoperem i automatycznym naciągiem oraz zegarki z wiecznym kalendarzem, tourbillonem, minutową repetycją i innymi komplikacjami. Na przypadające w 1993 r. 125-lecie istnienia, firma IWC podarowała sobie prezent w postaci modelu Il Destriero Scafusia z wiecznym kalendarzem, minutową repetycją, podwójnym stoperem i latającym, minutowym tourbillonem (bazę stanowił kaliber ETA/Valjoux 7750). Mechanizm ETA/Valjoux 7750 napędzał też zegarek dla nurków marki Omega, czyli Seamaster Professional ze stoperem, kopertą wodoszczelną do 300 m i zaworem helowym przy godz. 10.
I pomyśleć, że za kilka lat ETA/Valjoux 7750 będzie najpopularniejszym mechanizmem ze stoperem nowej ery.
Coraz śmielsze ruchy
W 1994 r. kwarc dalej stanowił 96,5% światowej produkcji zegarków (oczywiście ilościowo). Wśród zegarków mechanicznych ogromną popularnością cieszyły się modele ze stoperem. Coraz modniejsze stawały się też zegarki ze wskazaniami czasu drugiej strefy. Trudne czasy (kryzysy i rosnące bezrobocie) wpłynęły na zmianę zachowań konsumenckich, także jeżeli chodzi o wybór zegarków. Dlatego marki oferujące modele luksusowe przestały rywalizować między sobą w konkurencji: kto pokaże największą ilość wyrafinowanych komplikacji i zaskoczy przeciwnika zawrotną ceną. Dużo ważniejsze stało się to, co się sprzedawało, a nie to, co można było wykonać przy wykorzystaniu nowoczesnych maszyn. Nikogo nie dziwiły więc coraz powszechniejsze, stalowe koperty (także w zegarkach luksusowych).
Niektóre marki nie chciały korzystać z dostępnych mechanizmów i zaczęły pokazywać napędy stworzone we własnych warsztatach, np. w 1994 r. na targach w Bazylei zadebiutowały automatyczne mechanizmy z serii 3000 firmy Girard-Perregaux i kalibry z rodziny 6xx (Elite) firmy Zenith. Te ostatnie należały do najbardziej płaskich mechanizmów z automatycznym naciągiem (w wersji z datownikiem wysokość mechanizmu wynosiła 3,28 mm przy średnicy 25,6 mm). Elite był też pierwszym mechanizmem firmy Zenith stworzonym przy użyciu projektowania wspomaganego komputerowo (CAD), które z czasem stanie się normą w tej branży.
Wydarzeniem tamtego roku było także przejęcie przez Grupę Investcorp (należały do niej: Breguet, Gucci, Nouvelle Lémania, Valdar SA) marki Ebel oraz październikowa premiera pierwszej kolekcji firmy A. Lange & Söhne. W słynnym drezdeńskim pałacu Günter Blümlein, Walter Lange i Hartmut Knothe, prezes Lange Uhren GmbH, pokazali cztery wyjątkowe zegarki: Arkade, Lange 1, Saxonia i Tourbillon „Pour le mérite”. Największe emocje wzbudził model Lange 1 z datownikiem trzykrotnie większym od tradycyjnego. Chyba żaden zegarek w tamtym czasie nie otrzymał tylu nagród co on. Zdobywał wyróżnienia i prestiżowe tytuły w wielu krajach, w tym m.in. dwa razy tytuł zegarka roku. Lange 1 zapowiadał, że idzie nowe, czyli, że najlepsze zegarmistrzowskie tradycje dadzą się połączyć z nowoczesnością. Skutki świeżego powiewu, jaki wniósł A. Lange & Söhne dało się szybko zauważyć: zaczęła się moda na duże datowniki, którą podchwyciło wielu producentów.
W połowie lat 90. XX w. nadal trwał boom na różne zegarki ze stoperem: IWC wylansował model Portugieser Rattrapante, Ebel pokazał zegarek 1911 Modulor, w którym pracował nowy, własny mechanizm, stworzony we współpracy z firmą Nouvelle Lémania (1911 Modulor stał się klasykiem i dzisiaj jest poszukiwany przez wielu kolekcjonerów). Mechanizm Lémanii wykorzystała też firma Breguet w nowej wersji modelu Type XX ze stoperem z powracającą wskazówką. Type XX zapowiadał nadejście nowego trendu – oprócz chronografów, na fali wznoszącej znalazły się też zegarki dla pilotów. Hitem były stalowe zegarki, a wśród nich furorę zrobił Reverso Chronograph Retrograde firmy Jaeger-LeCoultre (1996 r.).
W międzyczasie genewski SIHH rozwijał się bardzo dynamicznie: w 1995 r. powierzchnia salonu była już trzykrotnie większa niż podczas pierwszej edycji, mimo że liczba wystawców aż tak bardzo nie wzrosła (wystawiało się sześć marek: Baume & Mercier, Cartier, Piaget, Alfred Dunhill, Gérald Genta i Daniel Roth). Jednak niedługo i to miało się zmienić, ponieważ w 1996 r. Vendôme Luxury Group kupił od Ahmeda Zaki Yamaniego (szejka z Arabii Saudyjskiej) markę Vacheron Constantin, a rok później przejął wszystkie prawa do marki Officine Panerai (oraz całą istniejącą dokumentację techniczną, wszystkie patenty i zawartość magazynów). Na początku lat 90. XX w. Officine Panerai praktycznie zakończyła swoją działalność, ponieważ właściciele nie widzieli szans na sprzedaż tego typu produktów. Sprzedający firmowe dobra: Maria Panerai, Maria Teresa Abetti i Dino Zei prawdopodobnie nie wiedzieli, jak dużą wartość mają dokumenty przekazane koncernowi Vendôme Luxury Group (później Richemont) oraz to, co było w magazynach firmy Panerai (wystarczy wspomnieć choćby 60 kalibrów firmy Cortébert, już wtedy wartych majątek).
Koncern Richemont nie poprzestał na tych tych dwóch markach i w 1999 r. miał już większościowe udziały w firmie Van Cleef & Arpels.
Manufaktury i transfery
Po niewielkich spadkach w 1995 i 1996 r., wartość szwajcarskiego eksportu wzrosła w 1997 r. do 8,3 mld. CHF. Największym wzięciem cieszyły się stalowe zegarki, także te luksusowe: wartość ich eksportu wyniosła 2,26 mld CHF, czyli wzrosła o 34,3% (dla porównania: wartość eksportu złotych zegarków wynosiła 2,1 mld. CHF; wzrost o 7,3%). W dobrej atmosferze, jaka panowała na początku 1997 r. kilka marek zaliczyło udane debiuty. Chopard pokazał pierwsze, własne mechanizmy (automatyczne kalibry L.U.C 1.96 i L.U.C 3.96 – oba z mikrowahnikiem), skonstruowane w nowo otwartej manufakturze we Fleurier. To był jeden z pierwszych sygnałów, że nadchodzi kolejne, nowe zjawisko: mechanizmy stworzone we własnej manufakturze. Wtedy prawie wszyscy korzystali jeszcze z mechanizmów dostarczonych przez największego producenta – firmę ETA.
Firma Fortis, która w 1997 r. obchodziła 85-lecie istnienia, świętowała tę rocznicę prezentując w Bazylei coś, czego jeszcze nie było, czyli pierwszy, automatyczny zegarek ze stoperem i alarmem dzwoniącym aż przez 30 s. Fortis wykorzystał do tego znany mechanizm ETA/Valjoux 7750, a jego przebudowę zlecił niezależnemu zegarmistrzowi Paulowi Gerberowi.
Z kolei na SIHH, ze swoją pierwszą kolekcją zegarków wystartowała marka Montblanc (wcześniej otworzyła warsztaty Montblanc Montre SA w szwajcarskiej Jurze). Montblanc nie musiał zaczynać od zera, bo był częścią koncernu Vendôme Luxury Group od 1993 r., jednak na premierze pierwszej kolekcji nastąpiły zgrzyty. Norbert Platt, ówczesny szef firmy, który osobiście prezentował kolekcję Meisterstück, próbował zachować spokój, odpowiadając co chwilę na złośliwe komentarze w stylu: „Zegarki Montblanc? A w którym miejscu uzupełnia się atrament?”.
W 1998 r. już co trzeci zegarek był zrobiony ze stali (dla porównania: w 1993 r. co dziesiąty), ale na horyzoncie pojawił się nowy materiał – lekki i nie powodujący podrażnień skóry tytan. A wszystko za sprawą coraz większej popularności zegarków sportowych i rodzącej się mody na minimalizm. Chyba najczęściej powtarzanym słowem był wtedy „understatement”, czyli powściągliwość. Powściągliwość w materiałach (dlatego stal i tytan wyparły złoto, a przede wszystkim platynę) i powściągliwość w designie (coraz częściej wzornictwo było zredukowane minimum). Tę filozofię umiaru wcielił w życie m.in. Ruedi Külling, założyciel marki Xemex (powstała w 1996 r.), której okrągły model Offroad Chronograph (pierwszy zegarek tej marki z certyfikatem chronometru) był wtedy bardzo na czasie.
Producenci zaczęli też myśleć o specjalnych „zachętach” dla klientów, np. wydłużonej rezerwie chodu, która miała stanowić dodatkowy atut mechanicznego zegarka. Standardowo, zegarki mechaniczne miały wtedy 35-40-godzinną rezerwę chodu. Jednak w drugiej połowie lat 90. XX w. niektóre marki proponowały modele, których nie trzeba było nakręcać nawet kilka dni. Po tym, gdy firmy Blancpain i Eberhard & Co. pochwaliły się zegarkami z 8-dniową rezerwą, własny mechanizm, także z 8-dniową rezerwą chodu, stworzył Michel Parmigiani. Premiera prostokątnego, ręcznie nakręcanego kalibru 110 odbyła się na SIHH w 1998 r.
Rok później, salon (SIHH) jeszcze bardziej zyskał na znaczeniu. Na genewskiej imprezie pokazały się trzy prominentne marki: Audemars Piguet, Breguet i Girard-Perregaux, które zdecydowały się opuścić targi w Bazylei. A od września 1999 r. w zawrotnym tempie zaczęła rozkręcać się transferowa karuzela. Najpierw gazety rozpisywały się na temat przejęcia przez Swatch Group trzech firm należących do Groupe Horloger Breguet (Breguet, Nouvelle Lémania i Valdar). I choć oficjalnie nie potwierdzono tej kwoty, mówiło się o tym, że Swatch Group zapłacił koncernowi Investcorp 280 mln. CHF. Z jednej strony wydawało się, że Investcorp za wysoko wycenił markę Breguet, jednak Nicolas G. Hayek wiedział, co robi. Przede wszystkim myślał przyszłościowo. Przejęcie firmy Nouvelle Lémania dawało Swatch Group pozycję prawdziwego hegemona wśród szwajcarskich producentów mechanizmów.
Na zakupy wybrał się też Bernard Arnault, szef koncernu LVMH, który przespał moment odradzania się zegarków mechanicznych i w tamtym czasie nie miał jeszcze żadnej zegarkowej marki. We wrześniu 1999 r., Arnault odkupił za 1,2 mld. CHF markę TAG Heuer od Mansoura Ojjeha, przedsiębiorcy pochodzenia saudyjskiego. Miesiąc później do LVMH należała też marka Ebel, a następna na liście była firma Zenith (LVMH przejął ją na początku 2000 r.).
Roszada nastąpiła także w firmie Corum – 90% udziałów kupił w niej amerykański przedsiębiorca Severin Wunderman.
Te ruchy były napędzane przez szybko rosnący eksport – w 1999 r. szwajcarskim producentom udało się przekroczyć granicę 9 mld. CHF, z czego sam Rolex sprzedał ok. 700 000 zegarków o szacunkowej wartości ponad 800 mln. CHF.
1999 był nie tylko rokiem przejęć i transferów, lecz także rokiem interesujących nowości. Jednym z najczęściej odwiedzanych stoisk na targach w Bazylei było stoisko marki Omega, gdzie pokazywano całkiem nowy mechanizm (kaliber Omega 2500) z wychwytem współosiowym, skonstruowanym przez George’a Danielsa i przygotowanym do seryjnej produkcji przez firmy ETA i Omega. Po raz pierwszy w historii zegarków naręcznych, stosowany przez wszystkich, stary, szwajcarski wychwyt kotwicowy zyskał poważnego konkurenta.
Inną nowinkę techniczną – najmniejszy, automatyczny mechanizm ze stoperem (o średnicy 23,7 mm) pokazała firma Breguet. Z kolei IWC pochwalił się zegarkiem dla nurków Deep One z mechanicznym głębokościomierzem, a marka Ulysse Nardin modelem GMT± Perpetual chronionym kilkoma patentami (wskazania wiecznego kalendarza ustawiało się w nim za pomocą koronki, a wskazania czasu drugiej strefy obsługiwały przyciski znajdujące się z boku koperty).
Na drugiej imprezie – SIHH w Genewie – wszyscy zachwycali się ręcznie nakręcanym zegarkiem Datograph marki A. Lange & Söhne, który miał stoper z powracającą wskazówką oraz słynny już, duży datownik.
Coraz mocniejsze grupy
Rok 2000. Na świecie szaleje komputerowy wirus „I love you”, a w branży zegarkowej następuje dalszy ciąg przejęć i zakupów. Najpierw w lutym gruchnęła wiadomość, że Vodafone, brytyjski gigant telekomunikacyjny, przejął niemiecki koncern Mannesmann (od 1991 r. właściciela VDO). Wtedy było już wiadomo, że koncern będzie próbował pozbyć się zegarkowych firm należących do VDO (IWC, Jaeger-LeCoultre i A. Lange & Söhne). Minęło kilka miesięcy i w 20 lipca 2000 r. doszło do transakcji: rodzina Johanna Ruperta, zarządzająca koncernem Richemont i założoną w 1993 r. Vendôme Luxury Group kupiła udziały w tych trzech markach za 2,8 mld. CHF (100% w IWC, 60% w Jaeger-LeCoultre i 90% w A. Lange & Söhne). Johann Rupert nie był jedynym oferentem, który stanął do przetargu. Zainteresowani byli też Swatch Group, LVMH i Gucci, jednak Richemont przebił wszystkich. Tak olbrzymiej kwoty nikt w tej branży dotąd nie wyłożył na stół. Zwłaszcza, że Rupert musiał dopłacić jeszcze 280 mln. CHF za 40% udziałów w firmie Jaeger-LeCoultre (odkupił je od rodzinnej firmy Audemars Piguet), czyli w sumie transakcja kosztowała go 3,08 mld. CHF.
Swatch Group też nie próżnował: w kwietniu przejął firmę Jaquet Droz, a w październiku dwie niemieckie marki: Glashütte Original i Union Glashütte. Rozkręciła się też firma Bulgari, która za 37,6 mln. CHF kupiła firmy Gérald Genta i Daniel Roth.
Rok 2000 był przełomowy również dla marki Rolex. W końcu światło dzienne ujrzała długo wyczekiwana i pilnie strzeżona tajemnica o nazwie kaliber 4130. Od tej pory model Daytona był napędzany wyłącznie mechanizmem z własnej manufaktury. Tym samym Rolex zakończył „przygodę” z kalibrem El Primero firmy Zenith i produkował wyłącznie zegarki z własnymi mechanizmami.
Transfery transferami, ale rok 2000 był kolejnym rokiem z rzędu, kiedy trwał boom na zegarki mechaniczne. Popyt był tak duży, że ETA nie nadążała z produkcją mechanizmów, dlatego niektóre firmy oficjalnie mówiły o terminach dostaw wynoszących przynajmniej sześć miesięcy (Sellita zacznie produkować popularne mechanizmy dopiero w 2003 r.).
Następny rok był znowu rekordowy – eksport szwajcarskich zegarków przekroczył magiczny próg 10 mld. CHF (obroty wyniosły 10,65 mld. CHF). Wpływ na to miał przede wszystkim wzrost cen luksusowych zegarków, które cieszyły się ogromnym powodzeniem, bo np. ilość wyeksportowanych zegarków z platyny wzrosła aż o 64%.
W nowym tysiącleciu, dokładnie 200 lat od momentu opatentowania tourbillonu przez Abrahama-Louisa Breguet’a w 1801 r., nastąpił swoisty wysyp różnorodnych modeli z tourbillonem. Nie sposób tu wymienić nawet marek, które w 2001 r. zdecydowały się na zaprezentowanie takiego zegarka, ponieważ było ich ponad 100, a ilość wyprodukowanych modeli z tourbillonem była liczona w tysiącach. Po raz pierwszy w historii, tourbillon cieszył się takim wzięciem. Dla porównania: od 1801 do 1986 r., na całym świecie powstało tylko około 500 zegarków z tą komplikacją.
Ten nagły wysyp modeli z tourbillonem nie byłby jednak możliwy bez maszyn sterowanych numerycznie oraz supernowoczesnych technologii. Skutecznym wsparciem producentów zegarków okazały się komputery, dzięki którym zaczęto masowo produkować nawet najbardziej skomplikowane elementy. Coraz więcej marek oferowało więc modele z tourbillonem: od klasycznych, przez „latające”, podwójne, a nawet sferyczne konstrukcje, o jakich nawet nie śnił Abraham-Louis Breguet. Zainteresowanie tourbillonami wyczuli też Chińczycy i niektórzy chińscy producenci chwalili się, że ich „demokratyczny” tourbillon kosztuje mniej niż 2000 euro.
Później nadeszła era nowych materiałów (np. krzemu, który stał się symbolem naszych czasów), otwierania manufaktur i powstawania kolejnych marek, i jeszcze większego zainteresowania zegarkami mechanicznymi. Rosnący popyt odzwierciedlają statystyki: w 2017 r. Szwajcarzy wyeksportowali 7,2 mln. zegarków mechanicznych o wartości 15,3 mld. CHF. Zegarków kwarcowych było wprawdzie więcej (17,07 mln. sztuk), ale ich wartość wyniosła tylko 3,45 mld. CHF.
Artykuł jest częścią cyklu „Dzieje zegarmistrzostwa”.