Zegarki i samochody: małżeństwo doskonałe (część 1)
Klasyczne lub sportowe, nieprzyzwoicie piękne, innym razem bardzo stylowe. O czym mowa? O rasowych zegarkach i luksusowych samochodach, bo związek między nimi jest długi i wyjątkowo udany.
Co, poza rozpoznawalną sylwetką, tak naprawdę zachwyca w oryginalnych zegarkach i niezwykłych samochodach? Przede wszystkim wyszukane rozwiązania techniczne i mechaniczne. Dlatego nikogo nie trzeba przekonywać o tym, jak wiele mają z sobą wspólnego te dwa przedmioty. Odkładając kwestie użytkowe na bok (dojazdu z punktu A do punktu B lub wskazywanie czasu), niektóre modele samochodów i zegarków uznawane były i są za ikony wzornictwa, symbole statusu, a nawet arcydzieła techniki.
Producentów luksusowych zegarków i słynne marki motoryzacyjne łączy dążenie do perfekcji, dbałość o każdy detal i to trudne do zdefiniowania „coś”, co powoduje, że miłośnicy oryginalnych samochodów mają słabość do wyjątkowych, mechanicznych czasomierzy. Teoretycznie zegarki kwarcowe są przecież lepsze: mają więcej funkcji dodatkowych i dokładniej chodzą. A mimo to często kojarzą się z tanią azjatycką masówką (choć nie zawsze jest to ocena sprawiedliwa).
Ale po kolei. Od czego wszystko się zaczęło? Mówiąc najkrócej: od produkowanych na początku XX wieku zegarów samochodowych, które montowane były na tablicach przyrządów (deskach rozdzielczych) pierwszych automobili. Jednym z ciekawszych wynalazków był w tamtym czasie zegarek stworzony przez wielkiego miłośnika samochodów Alfreda Dunhilla (Dunhill miał podobno jeden z trzech automobili jeżdżących wtedy po angielskich drogach). W 1903 roku firma Dunhill zgłosiła do opatentowania „przyrząd do pomiaru czasu”, czyli zegarek kieszonkowy opakowany w specjalną kopertę, pozwalającą na zainstalowanie czasomierza na tablicy przyrządów samochodu. Zegarek miał od strony dekla umieszczone wskazania stopera, którego wskazówka sekundowa poruszała się po tachometrycznej skali. W ten sposób kierowca mógł zmierzyć prędkość, z jaką jego auto pokonywało odcinek jednej mili. Na taki luksus mogli jednak pozwolić sobie wtedy wyłącznie najbogatsi, bo zegary te były na wyposażeniu tylko luksusowych limuzyn.
Jednak motoryzacja zaczęła się szybko rozwijać, co dawało szanse kierowcom i przede wszystkim producentom zegarków, ponieważ zegary coraz częściej stawały się niezbędnym elementem wyposażenia większości samochodów. Wtedy na scenę wkroczyła firma Heuer: po rozmowach z automobilistami, w 1911 roku Heuer stworzył pierwszy 12-godzinny stoper o nazwie Time of Trip (aktualny czas wskazywały w nim dwie centralnie umieszczone wskazówki), który mógł być montowany na tablicy przyrządów w samochodach. Tarczę Time of Trip (o średnicy 11 cm) otaczał dosyć szeroki pierścień z wywierconymi otworami umożliwiającymi przykręcenie zegara do tablicy przyrządów za pomocą śrub. Na godzinie 12 widoczny był licznik, z którego kierowca mógł odczytać czas trwania podróży (maksymalnie do dwunastu godzin), a na godzinie 3 znajdowała się mała kontrolka informująca o tym, czy zegar działa. Czerwony wskaźnik oznaczał, że pomiar czasu trwa, a biały, że zegar się zatrzymał.
Konstrukcja Heuer’a była tak nowatorska, że ten natychmiast zdecydował się zgłosić ją do opatentowania. To przyniosło rozgłos firmie i w kolejce po Time of Trip zaczęli tłumnie ustawiać się klienci z całego świata. Już w 1924 roku londyńska firma S. Smith & Sons Motors Accessories Limited zamówiła 1200 egzemplarzy, a dwa lata później Heuer otrzymał zamówienie na kolejne 1000 sztuk. Time of Trip służył m.in. British Armed Forces (Brytyjskie Siły Zbrojne) i Royal Mail (brytyjska poczta) – dzięki czemu pisały o nim wszystkie europejskie gazety i zegar szybko stał się światowym bestsellerem.
Auto jako inspiracja
Pod koniec lat 20. i na początku lat 30. XX wieku rosnąca popularność wyścigów samochodowych wpłynęła też na wzrost zainteresowania coraz bardziej precyzyjnymi zegarkami. Wystarczy wymienić chociażby legendarny Targa Florio – jeden z najważniejszych wyścigów organizowanych w Europie w latach 20. XX w., odbywający się od 1923 roku 24-godzinny wyścig Le Mans czy organizowane od 1927 roku długodystansowe, wytrzymałościowe Mille Miglia. Ale trzeba też wspomnieć o tym, że drogi niektórych marek motoryzacyjnych i zegarkowych, jak chociażby Aston Martina i Jaegera, zbiegły się także dzięki światowemu kryzysowi z lat 20. XX wieku. Dla firmy Edmonda Jaegera produkcja instrumentów pokładowych dla automobili okazała się jedynym ratunkiem w czasie kryzysu. Produkowane przez niego pierwsze liczniki montowane były na tablicach przyrządów Aston Martinów, a później stały się nawet częścią wyposażenia samochodów wyścigowych.
Ale wróćmy do coraz bardziej popularnych wyścigów samochodowych. W rajdach zaczęły liczyć się coraz mocniejsze silniki, lepsze karoserie oraz czytelne i precyzyjne zegary pokładowe.
Wtedy znów głośno zrobiło się o marce Heuer. Na początku lat 30. (pierwsze egzemplarze pojawiły się w 1933 roku) Heuer pokazał zegar Autavia, którego nazwa powstała z połączenia dwóch słów „AUTomobile” i „AVIAtion”, czyli samochód i lotnictwo.
Na taki czasomierz czekało wielu kierowców, bo oferowany wcześniej przez Heuera Time of Trip nie miał wskazówki sekundowej, czyli nie mierzył czasu z dużą dokładnością. Dlatego Autavia od razu przypadła do gustu miłośnikom motoryzacji, którzy zamawiali ją często w zestawie z zegarem Hervue (ten ostatni miał mechanizm firmy Revue Thommen z 8-dniową rezerwą chodu).
Także organizatorom wyścigów samochodowych zależało na jak najdokładniejszym pomiarze czasu, co zdopingowało producentów zegarków do tworzenia coraz większej ilości modeli ze stoperem. Jednym z pierwszych producentów, który szybko odpowiedział na zapotrzebowanie rynku był Breitling: już od 1923 roku firma miała w swojej ofercie czasomierz z dwoma przyciskami obsługującymi stoper (wprowadzone przez Breitlinga rozwiązanie wciąż stosowane jest w modelach ze stoperem).
Patrząc z dzisiejszej perspektywy można powiedzieć, że w tamtych czasach produkcja samochodów była jeszcze sztuką. Wielką wagę przykładano wtedy do detali takich jak wyrafinowane czasomierze i stylowe liczniki zdobiące tablice przyrządów. Ten, początkowo, romantyczny związek między samochodami, a zegarkami kwitł w najlepsze, aż w końcu przyszedł czas zegarków naręcznych.
W latach 30. XX wieku, po sensacyjnym zwycięstwie Tazio Nuvolari’ego w wyścigu Mille Miglia (osiągnął średnią prędkość 100,45 km/h) i otwarciu fabryki Scuderia Ferrari w Modenie, coraz większą uwagę zaczęto zwracać na pomiar czasu. Do grupy znanych wyścigów zaliczany był wtedy także Grand Prix Monaco. W 1931 roku wygrał je Monakijczyk Louis Chiron o pseudonimie „Stary Lis”, który jechał samochodem Bugatti Typ 51. Louis Chiron był ulubieńcem Ettore Bugatti’ego, od którego rok wcześniej dostał oryginalny „zegarek-chłodnicę”.
Zegarek był nagrodą za trzykrotne zwycięstwo Chiron’a (w 1927, 1928 i 1930 roku) w wyścigu Klausen rozgrywanym na górskich drogach Szwajcarii (kierowcy mieli w nim do pokonania aż 136 zakrętów). Co to był za model? Już w latach 20. XX wieku firma Mido zaczęła produkować czasomierze opakowane w koperty nawiązujące swoim wyglądem do wyglądu chłodnic modeli różnych marek samochodowych. Jednym z najbardziej znanych wzorów z tamtego okresu był, zamówiony w firmie Mido przez Ettore Bugatti’ego, „zegarek-chłodnica” inspirowany kształtem chłodnicy samochodu marki Bugatti.
Zegarek prezentował się bardzo oryginalnie, jednak nie to było najważniejsze. Liczyła się też jego niezawodność i odporność na mechaniczne uszkodzenia. Specjalna, solidna konstrukcja koperty chroniła i tak już wzmocniony mechanizm przed wstrząsami oraz wahaniami temperatur.
Koperty projektowane były często przez znanych artystów i, w zależności od zasobności portfela przyszłego właściciela zegarka, wykonane ze srebra, złota lub platyny.
Pojawienie się na rynku modelu „Bugatti“ wywołało spore poruszenie: automobilkluby z całego świata niemal masowo zaczęły zamawiać go dla swoich członków. Klientami firmy Mido byli ówcześni piękni i bogaci, wśród nich król Hiszpanii, który zamówił zegarek opakowany w platynową kopertę przypominającą swoim kształtem wygląd chłodnicy ulubionego samochodu króla.
Dzięki firmie Mido „zegarki-chłodnice“ stały się tak popularne, że wielu producentów bardzo chętnie kopiowało ten wzór (nawet kilkadziesiąt lat później).
Zmieniały się czasy, zmieniały też zegarki. Burzliwe lata 50. stały pod znakiem szybkiego rozwoju przemysłu motoryzacyjnego, przede wszystkim w Stanach Zjednoczonych. Wtedy amerykańskie marki: Cadillac, Buick czy Chrysler, sprzedawały w swoich firmowych salonach także zegarki. Dzięki temu zainteresowani klienci mogli kupić nie tylko najnowszy model samochodu, ale też odpowiedni czasomierz z nadrukowanym na tarczy logo ulubionej firmy.
Europejscy producenci samochodów, w tym m.in. Volkswagen starali się w bardzo oryginalny sposób nagradzać swoich klientów: po przejechaniu 100 tysięcy kilometrów, właściciele aut spod znaku VW dostawali w nagrodę od firmy – złoty zegarek niemieckiej marki Junghans.
Druga część artykułu dostępna jest TUTAJ.
Z pozostałymi artykułami z cyklu „Zegarki i motoryzacja” można zapoznać się TUTAJ.
Szczerze mówiąc, średnio podoba się mi rozwiązanie z „pływającym” czerwonym elementem, który jak widać, raz jest po środku, a innym razem bliżej krawędzi (pewnie „pływa” całą dobę”). Czy zamiast tego, pierścień z nazwami dni tygodnia, nie mógłby wykonywać 1/7 obrotu i północy, tak aby bieżący dzień tygodnia był pokazywany w oznaczonym okienku np. tym na dole? Na jednym ze zdjęć widać również, że miesiąc nie jest do końca sprecyzowany. Ani to kwiecień, ani to maj, a przecież data 18, to prawie dokładnie połowa miesiąca i trójkąt powinien wskazywać dokładnie jeden z tych miesięcy, czyż nie? W takich przypadkach nie dziwię się zwolennikom zegarków kwarcowych/elektronicznych, w których to zegarkach wiadomo dokładnie która godzina, jaka data, jaki dzień tygodnia. Cenię firmę Cartier, ale w tym przypadku to jakaś fuszerka i to za ponad 100.000zł.