
Zenith Defy Lab – najdokładniejszy mechaniczny zegarek świata [zdjęcia live, dostępność, cena]
Pościg za zegarmistrzowską perfekcją odmierzania czasu przybrał właśnie zupełnie nowy wymiar. Zenith przygotował mechanizm, który ma zrewolucjonizować myślenie o tym, jak dokładny może być mechaniczny zegarek. Historia właśnie zapisała nową kartę w Le Locle.
Spośród wielu zegarkowych trendów i obsesji, pogoń za poprawą dokładności odmierzania czasu z całą pewnością nie wysuwała się ostatnimi laty na pierwszy plan. Rosły gabaryty, pojawiały się materiały prawie żywcem zdarte z promów kosmicznych i bolidów F1 oraz paleta kolorów trudna do nazwania przeciętnym zasobem słów. Precyzja i mechaniczne innowacje schodziły raczej na drugi plan – jakby w myśl zasady, że to nie jest najważniejszy element mechanicznego zegarka. Sam zresztą podkreślił to kiedyś w udzielonym nam wywiadzie Jean-Claude Biver, kiedy zapytany po co ludziom mechaniczny zegarek, odpowiedział, że na pewno nie po to, by odmierzać czas. To nie ma dzisiaj większego znaczenia, wobec otaczających nas wszędzie elektronicznych zegarów. Zabawne, że to ten sam Jean-Claude Biver stoi za projektem, który Zenith pokazał właśnie światu w siedzibie swojej manufaktury w Le Locle, w obecności samego Bivera oraz Juliena Tornare (CEO marki) i Guy’a Semona (CEO działu R&D grupy LVMH). Jego efekt ma zrewolucjonizować koncepcję, która towarzyszy zegarkom od dobrych 340 lat.
W roku 1675 holenderski naukowiec Christiaan Huygens wymyślił konstrukcję połączonych ze sobą elementów koła balansowego i sprężyny balansowej, tym samym wynajdując podstawowy wychwyt zegara(zegarka) mechanicznego. Jeśli spojrzycie teraz na swój nadgarstek, jest bardzo duża szansa, że w waszym zegarku pracuje dokładnie to samo, wiekowe rozwiązanie. Dopracowane oczywiście w zgodzie z dzisiejszymi standardami i możliwościami, ale co do zasady wierne wynalazkowi Huygensa. Klasyczny układ zbudowany jest ze średnio 30 elementów, ma mniej więcej 5mm wysokości. Wymaga też precyzyjnego montażu i ręcznej regulacji.

Wynalazek Zenitha – w niczym nie przypominający tradycyjnego oscylatora (spójrzcie powyżej) – to monolityczna, jedna całość, wykonana ze specjalnej odmiany monokrystalicznego krzemu pokrytego krzemowym tlenkiem. Gotowy element ma ledwie 0.5mm grubości i wszystkie zalety metalu o symbolu chemicznym Si: brak konieczności smarowania, odporność na pola magnetyczne i skrajne wahania temperatur oraz wysoką wytrzymałość. O ekstremalnie uproszczonym montażu i regulacji nawet nie wspominam, ale najistotniejsza jest i tak precyzja.

Zamontowany w kalibrze ZO 342 oscylator pracuje z częstotliwością 15Hz (3 razy tyle, co kultowe El Primero) czyli 108.000 A/h, z amplitudą na poziomie +/- 6 stopni. Dzienna odchyłka dobowa nie przekracza 0.3s – czyli tyle, ile w przeciętnym zegarku kwarcowym. Mechanizm ma 60h rezerwy energii, a jego niemal idealny chód zmieści się w 95% tej wartości, tracąc nieco dopiero pod sam koniec „rozładowywania się” automatycznie nakręcanej sprężyny. Dla porównania standardowy kaliber traci na dokładności już po 24h, a certyfikat chronometryczny COSC za precyzyjny uważa zegarek, którego odchyłka mieści się w przedziale -4/+6s na dobę. W tym świetle osiągnięcie Zenitha już samo w sobie robi imponujące wrażenie. Zaświadcza o tym „głowa żmii” – emblemat certyfikatu Obserwatorium Besancon.

Choć przypadek to jeden z tych, w których to co w środku ma fundamentalnie większe znaczenie niż to co na zewnątrz, i na tym polu Zenith zadbał o odpowiednią oprawę plus małą innowację. LAB opakowany jest w 44-milimetrową kopertę, formą przypominającą tę z tegorocznych modeli Defy 21 – ale na kształcie podobieństwa się kończą. Defy LAB zrobiony jest z wyglądającego trochę jak kostka pumeksu kompozytu o nazwie Aeronith, wymyślonego przez siostrzaną markę Zenitha – Hublot.

Przypominający metaliczną piankę materiał to najlżejsza forma aluminium stosowanego w zegarkach, prawie trzykrotnie lżejsza od tytanu i dwukrotnie od zwykłego aluminium. Powstaje w połączeniu ze specjalnym polimerem, który wypełnia pory w strukturze aluminium powstałego na skutek obróbki w formie.


Na start z Le Locle wyjedzie 10 egzemplarzy Defy Lab – każdy unikatowy przez kolor aplikacji na szkieletowanym cyferblacie. Każdy w specjalnym zestawie z wizytą w manufakturze i innymi bonusami, godnymi wydania 29.900CHF. Dziesiątka chętnych znalazła się szybciej, niż informacja o zegarku trafiła do publicznej wiadomości. Na szczęście wygląda na to, że Defy Lab nie jest jednym z tych koncepcyjnych tworów, które umierają zanim jeszcze się na dobre urodziły. Zenith już pracuje nad szerszym, możliwie seryjnym wprowadzeniem swojego oscylatora do „masowej” produkcji – a to oznaczałoby ni mniej ni więcej prawdziwą, zegarkową rewolucję.

Galeria zdjęć z premiery Defy Lab w Le Locle

