Recenzja Omega Seamaster Aqua Terra Shades [zdjęcia live, dostępność, cena]
Nowe modele Aqua Terra Shades mają na celu zadowolić tych fanów marki, którzy gustują w żywych, naturalnych kolorach i w mieniących się w słońcu tarczach. Pytanie, czy przy obecnym nasyceniu rynku podobnymi ofertami, Omega jest w stanie nas jeszcze czymś zaskoczyć?
Od premiery w 2002 roku, kolejne wypusty modelu Aqua Terra spełniają bardzo ważną rolę w portfolio Omegi. Niezależnie od wcielenia, przeważnie są to zegarki o wszechstronnym charakterze, będące idealnym połączeniem sportowego stylu i nietuzinkowej elegancji. Kolekcja Shades zdaje się skłaniać bardziej ku temu drugiemu, szczególnie gdy oferowana jest w rozmiarach 34 mm (raczej typowo damskim) i 38 mm (bardziej uniwersalnym).
W większej wersji Omega postawiła na barwy inspirowane niebieskimi wodami Atlantyku, zielenią tropikalnych zatok, a także szafranem, terakotą i piaskowcem. Dla mężczyzn, którzy ponoć operują tylko podstawowymi kolorami, będzie to kolejno niebieski, zielony, czerwony, pomarańczowy i… no właśnie, chyba zostaniemy przy tym piaskowcu (ewentualnie możemy go zdefiniować jako „szampański”). Dzięki uprzejmości Omegi, do recenzji otrzymaliśmy dwa egzemplarze z kolekcji Shades: jeden w kolorze czerwonym, drugi w zielonym.
Pierwsze wrażenie
Jeszcze zanim oba zegarki trafiły do redakcji, zakładałem, że na żywo do gustu przypadnie mi szczególnie wersja zielona – ponieważ jest bardziej neutralna, stonowana i na co dzień zapewne łatwiej ją zgrać z ubiorem. Przy pierwszym kontakcie okazało się jednak, że to czerwona tarcza mocniej do mnie przemawia – prawdopodobnie za sprawą intensywnej barwy, dużego kontrastu i niezaprzeczalnej fotogeniczności. Osobiście ta czerwień skojarzyła mi się nie z szafranem, a z kolorem soczystych truskawek, których smak jest bliski mojemu sercu. Natomiast zielona tarcza w kolorze „bay green” na żywo przypomina bardziej „money green”, czyli barwę występującą na amerykańskich dolarach (równie bliskich mojemu sercu, co truskawki, niestety jest to miłość nieodwzajemniona). Swoją drogą, czy tylko mi się wydaje, że „bay green” czyli „zatokowa zieleń” po polsku brzmi dosyć niefortunnie?
Kolorowe kontrowersje
Tuż po premierze kolekcji Shades po sieci zaczęły krążyć uszczypliwe opinie, jakoby Omega w nieco wyrachowany sposób starała się uszczknąć coś z sukcesu pewnej firmy na literę R i kolorowych wariantów modeli zaczynających się na litery OP. Sam jako fan obu marek i jednocześnie miłośnik zegarków vintage stwierdzam, że w kategorii „kto był pierwszy” rzeczywiście wygrywa firma na R, tyle że jakieś pięćdziesiąt lat temu, wypuszczając złote zegarki z kolorowymi, kamiennymi tarczami. Jednocześnie, gdyby wszystko rozpatrywać w podobnych kategoriach, wspomniana firma też musiałaby się z wielu „innowacyjnych pomysłów” gęsto tłumaczyć – dlatego proponuję skupić się na teraźniejszości.
Obecnie nietrudno zauważyć, że w całej branży zegarkowej króluje trend na żywe kolory. Przykładem niech będzie prawdziwe szaleństwo na tarcze w kolorze zbliżonym do „niebieskiego Tiffany” (patrz recenzowana jakiś czas temu Doxa SUB 600T „Aquamarine” i Tissot PRX „Ice Blue”); czy chociażby ostatnie premiery kolorowych Breitlingów i TAG Heuerów. Omega ze swoimi nowymi Seamasterami zdaje się jedynie płynąć na fali tego trendu, ale robi to w wyjątkowo umiejętny i przemyślany sposób. Wszelkie porównania do zegarków konkurencji można zgasić różnicą w wykonaniu tarcz i dodatkowymi zmianami kosmetycznymi, które nadają kolekcji Shades tak potrzebnej świeżości.
Szlify mieniące się w słońcu
Szlif słoneczny, czyli prawdziwa klasyka gatunku wśród sposobów wykończenia tarczy, ma swoje plusy i minusy. Plusem jest niewątpliwie to, jak tarcza reaguje na światło – przy czym wiele zależy tu od intensywności oświetlenia. Choć tarcze te z łatwością łapią każdy słoneczny refleks, w sytuacjach skrajnych, czyli zarówno przy bardzo mocnym, jak i bardzo słabym oświetleniu, mienią się jedynie delikatną satyną. Czasem nawet wydają się być niemalże matowe. To właśnie ta zmienność w odbiorze wizualnym zegarka jest jego mocną stroną.
Co do minusów, ponieważ szlif słoneczny jest tak popularny i od dekad gości zarówno na zegarkach wysokiej klasy, jak i na produktach przeciętnej jakości, ten typ wykończenia dla wielu wydaje się być mało wyróżniający. Potwierdzeniem niech będzie historia samej Aqua Terry, gdzie pierwsze modele z tej linii zaczynały właśnie z tarczami o klasycznym słonecznym szlifie, a kolejne wypusty zostały już wzbogacone o trójwymiarową teksturę (w pionowe lub poziome pasy, z którymi Aqua Terra jest teraz silnie kojarzona).
Oczywiście nikt nie twierdzi, że tarcze ze szlifem słonecznym są w jakimkolwiek stopniu gorsze od bardziej skomplikowanych wzorów – to wyłącznie kwestia gustu i oczekiwań odbiorcy – jednocześnie prawdą jest, że osiągnięcie odpowiedniej głębi i bogatego efektu przy tym wykończeniu wcale nie jest gwarantowane. Na szczęście projektując kolekcję Shades Omega położyła na ten element wystarczający nacisk, dlatego nie ma tu mowy o wpadkach. Spoglądając na oba recenzowane egzemplarze od razu widać, że szwajcarska manufaktura postawiła właśnie na głębię. Cyferblaty w modelach Shades pięknie reagują na światło, w różnych warunkach zachowując intensywność barw. Oferują też odpowiednią czytelność, ale to jest już bardziej zasługą obustronnego antyrefleksu oraz przejrzystego designu wskazówek i indeksów.
Ważne detale
Wspomniane wysokie, trójkątne indeksy, które stopniowo obniżają się ku centrum tarczy oraz komplet charakterystycznych wskazówek, to cechy rozpoznawcze modelu Aqua Terra. W recenzowanej wersji dodatkowo powraca ramka wokół datownika, który znajduje się na godzinie 6. Zarówno powrót ramki, jak i umiejscowienie datownika sprawiają, że tarcza zyskuje na symetrii, a cała kompozycja wydaje się być dzięki temu kompletna i dobrze zrównoważona.
W kategorii zaskoczeń znajduje się koperta, która w tej wersji jest w całości polerowana. Omega zdążyła przyzwyczaić nas do poziomego szczotkowania na bokach, którego tutaj z rozmysłem zabrakło – zapewne po to, by nadać zegarkowi bardziej biżuteryjnego charakteru. Profil koperty jest wyjątkowo smukły i nie ma efektu „beczułkowatości”, o który nie trudno przy zegarku o średnicy 38 mm. Grubość zegarka z lekko wypukłym szafirowym szkłem to 12,3 mm, a wysokość (lug to lug) to zgrabne 44,9 mm. Wizualnie całość prezentuje się adekwatnie do rozmiaru i przy nadgarstku ok. 17cm w obwodzie zegarek nie jest ani za duży, ani za mały – ale to znów kwestia gustu i osobistych przyzwyczajeń.
Na wygodę noszenia zdecydowanie wpływa udana konstrukcja bransolety, która sama w sobie stanowi kolejne pozytywne zaskoczenie. Ogniwa od zewnętrznej strony są obłe, a w efekcie końcowym – naprawdę przyjemne w odbiorze. Dobrą decyzją jest zachowanie satyny na bocznych ogniwach, co równoważy trochę pełną polerkę na reszcie zegarka i uszlachetnia jego wygląd.
Choć o jakości wykonania bransolety nie można się wypowiadać inaczej, jak tylko w samych superlatywach, zwyczajowo już przyczepię się do kwestii regulacji długości. Podwójne zapięcie motylkowe oczywiście nie posiada żadnej opcji mikroregulacji, a już tym bardziej skracania ad hoc. Dlatego jesteśmy skazani na utrafienie w odpowiedni rozmiar odejmując lub dodając ogniwa, co w lecie, przy ciągłych zmianach temperatur, może stanowić problem dla niejednego nadgarstka.
Na koniec – choć dla niektórych to może być właśnie najważniejsze – Omega nie zawodzi też pod względem mechanicznym. Przez szafirowy dekiel możemy podziwiać pięknie zdobiony kaliber 8800, z wychwytem Co-Axial, 55-godzinną rezerwą chodu i certyfikatem Master Chronometer (wydanym przez METAS, który potwierdza odporność zegarka na działanie pól magnetycznych o natężeniu 15 000 Gaussów). Jak na Seamastera przystało, zegarek ma też odpowiednią wodoszczelność – typową dla modelu Aqua Terra – tak więc koronka na wcisk i przyzwoite 150m WR każdemu powinno w zupełności wystarczyć.
Wrażenia ogólne
Omega Seamaster Aqua Terra Shades w rozmiarze 38 mm zdecydowanie wygrywa wygodą noszenia. Zegarki te są smukłe, eleganckie i kompaktowe. Mają też dobrze zaprojektowane i niezwykle wygodne bransolety, a i mechanicznie niczego im nie brakuje. Co do najważniejszego elementu tej premiery, czyli barwnych cyferblatów, według Omegi kolekcja Shades została stworzona z myślą o wyrażaniu siebie – i trudno się z tym nie zgodzić.
Osobiście nie raz rozstawałem się z zegarkami o tarczach w kolorze innymi niż srebrny czy czarny, ale obcowanie z czerwoną wersją Aqua Terry zmusiło mnie do ponownego przemyślenia moich upodobań. To jeden z niewielu zegarków w tak odważnym kolorze, który byłbym gotów nosić na co dzień, bez odczuwania przymusu łączenia go z innymi elementami ubioru (do listy dopisałbym czerwone Rado Golden Horse, które również miałem przyjemność recenzować). Bez dwóch zdań, jest to też idealny wybór na lato, najlepiej na wakacje spędzone w jakimś słonecznym miejscu.
Jedyną kwestią dyskusyjną pozostaje cena katalogowa. Za 38 mm wersję Omega życzy sobie 33 900 PLN, dlatego przy wyborze odważnych kolorystycznie tarcz na tym pułapie cenowym do wyścigu dołącza chociażby Grand Seiko (ze swoimi niezwykle ciekawymi teksturami). Gdyby spośród recenzowanych egzemplarzy wybierać wyłącznie słuchając głosu serca, to jak dla mnie czerwień wygrywa – choć zielenią również bym nie pogardził.
Omega Seamaster Aqua Terra Shades
Producent | Omega |
Nazwa modelu | Seamaster Aqua Terra Shades |
Mechanizm | z automatycznym naciągiem |
Symbol mechanizmu | Calibre 8800 |
Rezerwa chodu (h) | 55 |
Tarcza | czerwona lub zielona |
Koperta | stal |
Średnica (mm) | 38 |
Wysokość (mm) | 12,3 |
Pasek | bransoleta |