Omega Seamaster – historia zegarkowej legendy (część 1)
Od kiedy zadebiutował na ekranie w filmie „GoldenEye” pomagając Jamesowi Bondowi, stał się jednym z ulubionych i najbardziej znanych zegarków marki Omega. Ale jego kariera zaczęła się wiele lat wcześniej. Dzisiaj Seamaster jest klasą samą w sobie i każda z dostępnych wersji ma swoich fanów.
Aby zrozumieć sens powstania pierwszego Seamastera należy cofnąć się do pierwszej połowy XX w. W 1943 r. brytyjskie ministerstwo obrony zleciło firmie Omega wykonanie 110 tys. wodoszczelnych zegarków naręcznych, które miały być wykorzystywane przez brytyjskie wojsko. Wtedy nie było jeszcze mowy o zegarkach dla nurków, jednak wersje przeznaczone dla armii musiały być odporne prawie na wszystko i działać w każdych warunkach. Szybko okazało się, że zegarki firmy Omega sprawdziły się w czasie mrozów, ulewnych deszczów i na pustyni podczas piaskowych burz, o czym chętnie donosili brytyjscy oficerowie.
Okazją do wykorzystania doświadczeń zebranych przy tworzeniu wojskowych modeli była zbliżająca się setna rocznica istnienia firmy. Aby uczcić jubileusz (przypadał w 1948 r.) Adolphe Vallat, ówczesny dyrektor handlowy, wpadł na pomysł stworzenia niezawodnego zegarka. Sam oczywiście nie był w stanie tego zrobić, więc zlecił to zadanie René Bannwartowi (później założycielowi i właścicielowi firmy Corum), który od 1940 r. prowadził w firmie Omega samodzielną pracownię projektową. Dzisiaj prawie każda znana marka ma swoje biuro projektowe, ale w tamtym czasie było to całkowite novum, ponieważ projekty zegarków nie powstawały w zegarkowych manufakturach, lecz były dostarczane przez producentów kopert. Uruchomienie działu projektowego oznaczało więc zmianę w podejściu do produktu i świadczyło o dużej otwartości szefostwa firmy Omega. Ten pomysł szybko się przyjął i natychmiast podchwyciła go konkurencja.
Ale wróćmy do tzw. jubileuszowego modelu. Vallat postawił Bannwartowi trzy warunki: zegarek miał być precyzyjny, wodoszczelny i wytrzymalszy niż dostępne na rynku klasyczne modele.
Po naciskach Vallata, René Bannwart pokazał jeden ze swoich projektów zaznaczając, że jego zdaniem koperta jest zbyt „ciężka”. Jednak Vallatowi pomysł się spodobał i tak w 1948 r. powstała pierwsza wersja zegarka Seamaster. Kształt i konstrukcja nie były przypadkowe, przypominały bowiem modele stworzone kilka lat wcześniej dla brytyjskiej armii. Seamaster różnił się jedynie wyglądem tarczy: w pierwszych wersjach czarną, lakierowaną tarczę ze świecącymi cyframi zastąpiła posrebrzana. Dzięki temu zabiegowi zegarek zyskał elegancki wygląd, który idealnie pasował do skórzanego paska (a taki wariant oferowano). Ta „cywilna” wersja Seamastera była wodoszczelna do 6 atm i napędzana automatycznym mechanizmem z małym sekundnikiem (kaliber 28.10 RA RG-343; miał certyfikat chronometru) lub z centralnym sekundnikiem (kaliber 28.10 RA SC-350).
Świetny początek
Pierwszy Seamaster wyglądał bardzo klasycznie. Nie przypominał więc żadnej z produkowanych później sportowych wersji. Ale mimo eleganckiej aparycji zegarek miał wyższą wodoodporność (do 60 m), tak jak zażyczył sobie A. Vallat. Patrząc z dzisiejszej perspektywy, niektórzy mogą tego nie doceniać. Jednak warto przypomnieć, że to, co dzisiaj jest uznawane za standard, w tamtym czasie było absolutną nowością. W latach 40. XX w. większość zegarków naręcznych nie miała uszczelek chroniących przed wilgocią, ponieważ gros producentów zabezpieczało mechanizmy jedynie przed przedostawaniem się kurzu. Dlatego rozwiązania wprowadzone przez konstruktorów z firmy Omega, czyli zakręcany dekiel i specjalne uszczelnienie, były punktem zwrotnym w historii zegarków. Furorę zrobiły zwłaszcza gumowe uszczelki typu o-ring (pierścień o przekroju kołowym), które zastąpiły stosowane wcześniej uszczelki ołowiane. Poza tym, nowością był też automatyczny mechanizm – w tamtym czasie rzadkość. Oprócz dwóch podstawowych wersji, Omega oferowała też różne kombinacje, jak chociażby model Seamaster De Ville.
Zgodnie z ówczesną modą, Seamaster miał dużo mniejszą kopertę niż współczesne zegarki – obudowa (zrobiona ze stali, złota lub pozłacanej stali) nie przekraczała średnicy 33-35 mm. Mimo swoich niewielkich rozmiarów jeden z zegarków wyprodukowanych w 1955 r. wziął udział w biciu rekordu zanurzenia: w Australii, nurek Gordon McLean zszedł na głębokość 62,5 m z Seamasterem na nadgarstku. Warto przypomnieć, że wersja, którą miał McLean była klasycznym zegarkiem, a nie modelem dla nurków.
W listopadzie 1956 r. specjalną wersję o nazwie Seamaster XVI dostał papież Pius XII (podczas audiencji wręczył go ówczesny szef firmy, Joseph Reiser). Zegarek miał na deklu wygrawerowane papieskie godło (na tle z niebieskiej emalii widać było gołębia pokoju zrobionego z białego złota).
Popularny wśród nurków
Epoka nowoczesnych zegarków dla nurków zaczęła się w firmie Omega dopiero od modelu Seamaster 300, choć „tradycje nurkowe” sięgały w niej już 1932 r., czyli roku, w którym pojawił się model Marine i przede wszystkim roku 1936, kiedy amerykański oceanograf Charles William Beebe zszedł z zegarkiem Marine w wodach Pacyfiku na głębokość 140 m.
Na początku lat 50. XX w. firmy Rolex i Blancpain jako pierwsze wyprodukowały zegarki dla profesjonalnych nurków. Jednak konstruktorzy z firmy Omega nie poddali się tej presji i spokojnie pracowali nad własnym, udoskonalonym modelem. W 1957 r., czyli w roku, gdy powstały dwa słynne modele: Speedmaster i Railmaster, firma pochwaliła się zegarkiem dla nurków, który nazwała Seamaster 300. I choć nazwa wskazywała na to, że Seamaster był wodoszczelny do 300 m, to w rzeczywistości jego wodoszczelność wynosiła 200 m (aczkolwiek testy laboratoryjne wykazywały większą wodoodporność). W modelu Seamaster 300 po raz pierwszy w ofercie Omegi pojawił się jednostronnie obrotowy pierścień z zaznaczonymi 5-minutowymi odstępami. Zegarek miał też dokręcany dekiel, podwójne uszczelnienie koronki (wtedy jeszcze nie zakręcanej, bo zakręcana koronka pojawiła się w Seamasterze dopiero w 1964 r.) oraz trzykrotnie grubsze, zbrojone szkło.
Ta wersja miała już większą, stalową kopertę (średnica 39 mm) przechodzącą w bransoletę oraz inaczej zaprojektowaną, matową tarczę z charakterystycznymi czterema cyframi arabskimi (dla godz. 3, 6, 9 i 12), indeksami godzinowymi w kształcie wydłużonych trójkątów oraz wskazówek godzinowej i sekundowej zakończonych grotem strzały (tzw. broad arrow). Wskazówki oraz indeksy godzinowe były pokryte masą świecącą zrobioną na bazie radu. Od 1958 r. wszystkie Seamastery miały na deklu wizerunek hippokampa symbolizującego wodoodporność zegarków. Był chemicznie grawerowany, wytłaczany lub miał formę medalionu. Na taki pomysł wpadł projektant Jean-Pierre Borle, kiedy w Wenecji zobaczył figurki zdobiące gondole.
Wracając do Seamastera 300: pierwsza wersja miała jeden mankament: pierścień był zrobiony z bakelitu, czyli dosyć delikatnego materiału. Jednak wielu nurkom to nie przeszkadzało, o czym świadczą opinie przesyłane do firmy przez licznych profesjonalistów. Na przykład w 1962 r. amerykański nurek, pilot i fotograf Henry W. Kendall zostawił na pokładzie hydroplanu swojego Seamastera 300, kiedy musiał awaryjnie lądować. Gdy po kilku dniach zanurkował do wraku samolotu znajdującego się na głębokości 45 m, zobaczył, że jedynymi urządzeniami działającymi w kabinie były: aparat do robienia zdjęć pod wodą i zegarek.
Swojego Seamastera 300 nie oszczędzał też francuski nurek Alain Julien, który w latach 1958-1959 wykonywał różne prace pod wodą (między innymi we wrakach statków) i twierdził, że zegarek towarzyszył mu w nurkowaniach ponad 1500 razy.
To był jeden z powodów, dlaczego Seamaster 300 szybko stał się więc popularny wśród nurków. Jego wodoszczelność sprawdzili też między innymi uczestnicy projektu Precontinent II, realizowanego na Morzu Czerwonym latem 1963 r. Jacques-Yves Cousteau i jego team zabrali z sobą wersję wyprodukowaną w 1962 r.
Ich zegarki miały na deklu wygrawerowane napisy związane z misją: Conshelf-II i Red Sea/63. Conshelf II odnosiła się do nazwy podwodnej stacji znajdującej się na głębokości 25 m, w której dwóch nurków przebywało przez siedem dni oddychając specjalną, helowo-tlenową mieszanką. Pozostała piątka uczestników znajdowała się przez miesiąc w tzw. bazie, umieszczonej na głębokości 11 m (ta grupa oddychała dostarczanym tlenem). Eksperyment miał udowodnić, że nasycony gaz nie ma negatywnego wpływu na funkcjonowanie nurków i że ludzie mogą przez dłuższy czas przebywać pod wodą.
Tę wersję Seamastera 300 mieli na wyposażeniu też między innymi płetwonurkowie z marynarki wojennej Wielkiej Brytanii.
Testowany przez Comex
Konstruktorzy z firmy Omega cały czas pracowali nad udoskonaleniem Seamastera. Aby zminimalizować ryzyko przedostania się wody i kurzu do mechanizmu, wymyślili specjalną kopertę, którą nazwali Unicoc. W pokazanej w 1966 r. wersji Seamaster Cosmic mechanizm miał tę niemal hermetyczną obudowę (była zrobiona z jednego kawałka stali). Dlatego wyciągnięcie szkła (z tworzywa sztucznego) było możliwe jedynie za pomocą specjalnych narzędzi i dopiero po jego usunięciu mechanizm wyjmowano razem z tarczą. Dzięki wydłużonej, beczułkowatej kopercie Cosmic zyskał przydomek „Ski”. Zegarek był dostępny z ręcznie nakręcanym (kal. 611) lub automatycznym mechanizmem (kal. 565). Oba werki miały datownik z funkcją szybkiej korekty (tę funkcję Omega wprowadziła już 10 lat wcześniej w kalibrze 503).
Pod koniec lat 60. XX w. profesjonalni nurkowie chcieli mieć coraz doskonalsze zegarki. Wtedy Omega, wspólnie ze znaną francuską firmą Comex, specjalizującą się w wykonywaniu prac na dużych głębokościach, stworzyła kolejną wersję Seamastera dla profesjonalistów (Omega zaczęła współpracę z Comexem w 1968 r.; w tym samym roku dwóch płetwonurków, René Veyrunes i Ralph Brauer, zatrudnionych przez Comex ustanowiło rekord schodząc na głębokość 365 m; podczas bicia rekordu obaj mieli na nadgarstkach zegarki Seamaster 300).
Wspólne dzieło Omegi i Comexu nazwano Seamaster 600, jednak wśród nurków zegarek był lepiej znany jako Ploprof (skrót od słów „plongeur professional”, oznaczających profesjonalnego nurka). Prace nad tym czasomierzem trwały 4 lata. Masywna koperta Ploprofa zapewniała wodoszczelność do 600 m i miała wymiary świadczące o specjalistycznym przeznaczeniu zegarka (szerokość 54 mm, długość 45 mm i wysokość 15 mm; z oryginalną bransoletą milanaise z plecionej stali Ploprof ważył 175 g). Także w tym modelu mechanizm był wyjmowany od strony tarczy (po zdjęciu szkła).
Monolityczna obudowa była zrobiona z jednego kawałka stalowego bloku (Omega zleciła też firmie Schmitz z Grenchen zrobienie prototypów z tytanu, który był dużo lżejszy niż stal, ale ze względu na wysokie koszty produkcji zrezygnowano z tego pomysłu). Kopertę typu monocoque Omega opatentowała kilka lat wcześniej, bo już w 1967 r. (patent CH 480680).
Do środka obudowy woda mogła się przedostać jedynie od strony koronki i ewentualnie przez szpary znajdujące się między kopertą, a mineralnym szkłem. Dlatego kopertę uszczelniono zakręcaną koronką ze specjalnym zabezpieczeniem, a szkło o grubości 5 mm (pokryte powłoką antyrefleksyjną) dociśnięto do koperty za pomocą dokręcanego pierścienia i dodatkowo uszczelniono je gumowym elementem.
Dzięki tej wyrafinowanej konstrukcji Ploprof nie musiał mieć zaworu helowego. Miał za to bardzo oryginalną koronkę i specjalny system blokujący pierścień, obsługiwany za pomocą przycisku znajdującego się przy godz. 2. Zakręcana kwadratowa koronka znajdowała się przy godz. 9 i była osłonięta dużą, zabezpieczającą nakrętką (to rozwiązanie firma zgłosiła w urzędzie patentowym 23.10.1968 r.; nr patentu CH503310). Z kolei blokada zabezpieczała płetwonurka przed nieumyślnym przestawieniem pierścienia, na którym był wskazywany czas nurkowania. Przestawienie pierścienia było możliwe tylko po wciśnięciu czerwonego przycisku.
Czytaj dalej: Omega Seamaster – historia zegarkowej legendy (część 2).
I my dziękujemy za taką niespodziankę dla zastosowania oringów gumowych!
Człowiek uczy się całe życie