Dzieje zegarmistrzostwa Start, stop i reset – historia chronografów (część 2)
Drugą część „historii chronografów” poświęcamy przede wszystkim najbardziej popularnemu mechanizmowi ze stoperem, czyli Valjoux 7750 oraz dwóm kalibrom firmy Lemania.
Poniższy tekst stanowi kontynuację artykułu: Dzieje zegarmistrzostwa: Start, stop i reset – historia chronografów (część 1).
Każdy, nawet ten, kto zaczyna swoją przygodę z zegarkami kojarzy nazwę Valjoux. Firma Valjoux SA zaczęła produkować mechanizmy ze stoperem na początku XX w., a oferowane przez nią kalibry Valjoux 22, Valjoux 23 i Valjoux 72 napędzały zegarki wielu marek (w tym prestiżowych, o czym pisaliśmy w pierwszej części historii). Aby przypomnieć najbardziej znany mechanizm tej firmy, czyli Valjoux 7750, trzeba cofnąć się o około 50 lat.
Na początku lat 70. XX w., a dokładnie w 1972 r., firmy Omega i Lemania stworzyły wspólnie kaliber 1040 z centralnym wahnikiem. Rok później, na rynek trafił mechanizm z automatycznym naciągiem i stoperem Valjoux 7750, składający się z około 250 części. Konstruktorzy wykorzystali w nim koncepcję Eduarda Heuera (opatentowaną w 1887 r.), czyli bardziej efektywny i prostszy system z przestawnym zębnikiem służącym do obsługi stopera. Kiedy mechanizm był gotowy do produkcji, okazało się, że właściwie nie jest już potrzebny, bo nie wytrzymuje konkurencji z tańszymi i dokładniejszymi mechanizmami kwarcowymi. W tamtym czasie większość producentów była przekonana, że zegarki mechaniczne, a zwłaszcza te ze stoperem, są reliktem poprzedniej epoki i jako taki powinny trafić do muzeum, a nie na sklepowe wystawy. Dlatego już dwa lata po premierze Valjoux 7750, właściciele firmy zdecydowali się na zatrzymanie produkcji i zniszczenie wszystkich narzędzi oraz maszyn, potrzebnych do jego wytworzenia. I wtedy na szczęście pojawił się ktoś, kto zablokował akcję niszczenia. W tajemnicy przed przełożonymi, konstruktor tego mechanizmu, Edmund Capt ukrył całą dokumentację wraz z narzędziami, i postanowił poczekać na lepsze czasy.
W końcu się doczekał: swój triumfalny powrót Valjoux 7750 ogłosił w 1983 roku, wraz z wielkim odrodzeniem się zegarków mechanicznych. Od tamtej pory mechanizm pojawił się w tak wielu zegarkach, że nie sposób wymienić tutaj wszystkich jego wersji i marek, które go wykorzystują. To prawdziwy bestseller i obecnie chyba najbardziej znany mechanizm ze stoperem. Fenomen Valjoux 7750 polega na tym, że jest precyzyjny, niezawodny i daje wiele możliwości do wykonania w nim różnych modyfikacji (dodawanie wiecznego kalendarza, tourbillonu, a nawet minutowej repetycji).
Ze względu na swoje wymiary (wysokość 7,9 mm, średnica 30 mm), solidną wagę (29 g) i niezawodne działanie, kaliber 7750 jest często nazywany „czołgiem”. Wahnik osadzony jest w nim na łożyskach kulkowych i nakręca sprężynę tylko w jednym kierunku, ale nie ma to wpływu na sprawność mechanizmu. Przy pełnym naciągnięciu sprężyny zgromadzona energia wystarcza na 44 godziny pracy. Z kolei częstotliwość chodu wynosząca 28 800 wahnięć na godzinę pozwala mierzyć czas z dokładnością do 1/8 s.
Kto przetarł szlaki dzisiejszemu bestsellerowi? Jedną z pierwszych firm, które zaczęły modyfikować kaliber 7750 była IWC. W 1985 r. powstał słynny model Da Vinci z wiecznym kalendarzem, napędzany mechanizmem, który powstał na podstawie Valjoux 7750. Później IWC sięgnął po ten mechanizm tworząc Grande Complication z wiecznym kalendarzem i minutową repetycją oraz najbardziej skomplikowany zegarek tej marki, czyli Il Destriero Scafusia.
Z czasem, coraz więcej producentów stosowało kaliber 7750. Mechanizm tworzył na przykład podstawę dla kalibrów Valgranges, nowej serii mechanizmów, która zaczęła być produkowana w 2004 r. (nazwa Valgranges odnosi się do miejscowości, w której powstają – miasto Grenchen w języku francuskim nazywa się Granges). Obecnie są wytwarzane różne wersje mechanizmów Valgranges, ze stoperem i bez. Lista napędów, które powstały po modyfikacjach Valjoux 7750 jest bardzo długa. Zaczynając od przeróbek robionych przez firmy: Fortis, Eberhard & Co., Chronoswiss, przez IWC, Ulysse Nardin, Franck Muller, Graham, Chopard, Corum, Panerai, Ebel aż po Hublot. Dziś legendarny Valjoux 7750 jest klasykiem wśród mechanizmów ze stoperem. Pracuje zarówno w zegarkach za kilka tysięcy złotych, jak i w modelach, których cena liczona jest w setkach tysięcy złotych.
Wracając do najbardziej znanych wersji: w 1986 r. na rynek trafiła trochę bardziej skomplikowana wersja mechanizmu 7750, czyli kaliber 7751 z kalendarzem, datownikiem obsługiwanym za pomocą wskazówki, wskazaniami faz Księżyca oraz wskazaniami 24-godzinnymi.
Firma oferowała też „odchudzone“ wersje z ręcznym naciągiem, czyli kalibry 7765 (produkowany od 1983 r.) i 7760 (1985 r.). Ten pierwszy z 30-minutowym licznikiem stopera na godzinie 12, małym sekundnikiem na 9 i datownikiem na godzinie 3 nie odniósł sukcesu. Dlatego pod koniec lat 90. XX w. został przez firmę ETA (Valjoux jest obecnie częścią tej firmy) usunięty z listy produkowanych mechanizmów.
Z tego samego czasu co Valjoux 7750 pochodzi mechanizm Lemania 1341, który powstał w 1972 r. na podstawie ręcznie nakręcanego kalibru Lemania 1863. Stosowały go m.in.: Omega w modelu Speedmaster Mark III i IV (jako kaliber 1040 i chronometr 1041) oraz Tissot w niektórych wersjach zegarka Navigator. W 1978 r. powstał na jego podstawie kaliber Lemania 5100, który ważył zaledwie 21g, a przy tym był odporny na przeciążenia do 7G.
Zasłynął jako bardzo wytrzymały, dlatego stosowało go wiele marek, m.in. Omega, Sinn, Fortis, Tutima, Alain Silberstein i Paul Picot, do momentu aż zakończono jego produkcję na początku 2002 r. Lemania 5100 był prostym, funkcjonalnym mechanizmem, ale urodą nie grzeszył (aby zredukować koszty nie stosowano w nim koła kolumnowego, a niektóre części zrobione były z nylonu, bo plastik uchodził wtedy za innowację). Jednak producenci doceniali jego wyjątkową żywotność oraz niezawodność. Z kolei, miłośnicy chronografów cenili go także za dobrą czytelność wskazań. Uzyskano ją dzięki centralnie umieszczonym: sekundnikiem i 60-minutowym licznikiem minut stopera. Poza tym, Lemania 5100 miał licznik 12-godzinny na godzinie 6, mały sekundnik na 9, wskazania 24-godzinne na 12 oraz wskaźnik dnia tygodnia i datownik.
Jeden plus jeden
Na rozwój mechanizmów ze stoperem duży wpływ wywarł m.in. wynalazek austriackiego zegarmistrza Josepha Thaddäusa Winnerla (1799-1886), dzisiaj znany jako stoper z podwójnym sekundnikiem lub stoper z doganiającą wskazówką. Od 1829 r. Winnerl mieszkał w Paryżu i pracował najpierw w manufakturze Abrahama-Louisa Bregueta. Po krótkim czasie usamodzielnił się i zajął konstrukcją chronometrów, ale skonstruował też m.in. astronomiczny zegar dla paryskiego obserwatorium. W 1831 r. stworzył zegarek kieszonkowy ze wskazówką sekundową, którą można było zatrzymać niezależnie od pracującego mechanizmu odpowiedzialnego za wskazania godzin i minut. Jego drugim wynalazkiem była konstrukcja z dwoma wskazówkami sekundowymi, w tym jedną tzw. doganiającą. Od wskazówki doganiającej nazwano ten typ mechanizmu.
Wynalazek Winnerla idealnie nadawał się do pomiaru czasu wyścigów lub biegów. Jak widać, stoper z doganiającą wskazówką (tzw. split seconds chronograph) powstał na długo przed tym, zanim chronografy były na tyle zaawansowane, aby można go było zastosować. Prawdopodobnie pierwszy zegarek naręczny z tą funkcją dodatkową pokazała firma Ralco w 1921 r. Później (w 1936 r.) dołączyła do niej marka Bovet. Jednak chronografy z doganiającą wskazówką nie przyjęły się ze względu na dosyć skomplikowaną konstrukcję i wyższe koszty produkcji. Mechanizmy tego typu oferowały firmy Venus (kalibry 179 i 185 produkowane w niewielkich ilościach) oraz Valjoux – kaliber 55 VBR (wysokość: 7,9 mm) i 74 VBR. Jako „Mono-Rattrapante“ był też dostępny kaliber Valjoux 84, w którym wskazówka stopera przeskakiwała po odczytaniu międzyczasu i kontynuowała pomiar.
Popyt na tego typu czasomierze nie był duży, dlatego w latach 60. XX w. całkowicie zniknęły z rynku, by powrócić wraz z modą na zegarki mechaniczne. W 1988 r. Blancpain wypuścił na rynek ekskluzywny zegarek z nowo powstałym kalibrem 1186 firmy Frédéric Piguet. To był pierwszy mechanizm z automatycznym naciągiem i stoperem z doganiającą wskazówką (dosyć płaski: średnica: 11½ linii, wysokość: 6,9 mm). Frédéric Piguet oferował też ręcznie nakręcany kaliber 1181 (powstał rok wcześniej) z tą funkcją dodatkową, uznawany za jeden z najbardziej wyrafinowanych mechanizmów, jakie kiedykolwiek powstały.
Na początku lat 90. XX w., furorę zrobiły modele marek IWC, Ulysse Nardin, Franck Muller, Girard-Perregaux i Chronoswiss, których mechanizmy z podwójnym stoperem powstały na podstawie kalibru Valjoux 7750. Z czasem, kolejne marki zaczęły wprowadzać coraz doskonalsze napędy: na przykład firma A. Lange & Söhne stworzyła pierwszy chronograf z dwoma doganiającymi wskazówkami (sekundową i minutową). Z kolei, najmniejszy i najbardziej płaski mechanizm z doganiającą wskazówką pokazał Patek Philippe w modelu Ref. 5959 (średnica koperty 33,2 mm; wysokość mechanizmu 5,25 mm). A firma Omega pochwaliła się w modelu DeVille Rattrapante automatycznym kalibrem z wychwytem współosiowym.
Podwójny stoper jest różnie nazywany: w języku francuskim Rattrapante, angielskim Split Second, a niemieckim Schleppzeiger, ale symbolizuje to samo, czyli najwyższy stopień zaawansowania mechanizmu ze stoperem.
Układ i wskazania dodatkowe
Chronograf można rozpoznać po charakterystycznych licznikach na tarczy. Istnieje kilka sposobów rozmieszczenia wskazań stopera, na przykład tzw. bicompax i tricompax. Jako bicompax określa się wskazania umieszczone na dwóch licznikach: jeden to po prostu mały sekundnik, drugi zaś odpowiada za wskazania minut stopera. Tego typu zegarki ze stoperem zaczęły powstawać na początku XX w. We współcześnie produkowanych modelach wskazania z dwoma licznikami są rzadkością w porównaniu do najbardziej rozpowszechnionych czasomierzy z trzema licznikami.
Wskazania typu tricompax to nic innego jak wskazania umieszczone na trzech licznikach znajdujących się w dolnej części tarczy (na godzinie 3, 6 i 9). Ale uwaga: nie mylić z ułożeniem liczników w górnej części tarczy, czyli na godzinie 12, 9 i 6 – znanych np. z kalibrów ETA/Valjoux.
Czasem minuty i godziny odmierzane przez stoper są wskazywane na jednym liczniku. Takie rozwiązanie ma dwie zalety: z jednej strony tarcza staje się bardziej czytelna, a z drugiej czas odmierzony przez stoper odczytywany jest intuicyjnie (na tej samej zasadzie, co godziny i minuty zegara).
W przypadku pomiaru dłuższych odcinków czasowych praktycznym rozwiązaniem jest zegarek z centralną wskazówką minutową stopera.
Poza tym, istnieją też chronografy z dodatkowymi podziałkami: tachometryczną, telemetryczną lub pulsometryczną. W przeszłości każda z nich była praktyczną funkcją, dzisiaj spełniają się raczej w roli ozdobnika nadającego zegarkowi atrakcyjniejszego wyglądu. Najbardziej popularne są chronografy z tachometrem, pozwalającym zmierzyć prędkość (skala znajduje się zazwyczaj na pierścieniu z dopiskiem „tachymeter”). Jak wygląda taki pomiar? Wystarczy uruchomić stoper i po przejechaniu jednego kilometra lub jednej mili zatrzymać go. Pozycja, w której wskazówka sekundowa stopera znajduje się na podziałce tachometrycznej odpowiada prędkości (mierzonej w kilometrach na godzinę lub milach na godzinę), z jaką się poruszaliśmy.
Z kolei, skala telemetryczna jest pomocna w ustaleniu odległości, np. jak daleko od nas znajduje się burza. Kiedy zobaczymy na niebie błysk pioruna, uruchamiamy stoper i zatrzymujemy go, gdy usłyszymy grzmot. Wtedy ze skali odczytamy odległość mierzoną w metrach.
I trzecia podziałka – pulsometryczna. Tego typu skala rzadko jest stosowana, mimo że okazuje się bardzo przydatna. Choć dzisiaj trudno wyobrazić sobie sytuację, w której do mierzenia pulsu służyłby zegarek. Aby zmierzyć puls za pomocą tej podziałki, należy uruchomić stoper, odczekać 15 uderzeń pulsu, a następnie zatrzymać stoper. Na podziałce widać wtedy częstotliwość pulsu.
Chronograf – pierwotnie skonstruowany na potrzeby zawodów sportowych, dzisiaj dowodzi ambicji i zegarmistrzowskiej maestrii producenta. Okazuje się, że nawet około 200 lat po wynalezieniu chronografu przez Rieusseca, świat zegarmistrzów nadal potrafi zaskoczyć nowymi pomysłami.
Artykuł jest częścią cyklu „Dzieje zegarmistrzostwa”.