Wywiad Fred Mandelbaum (historyk marki Breitling, autor książki “Premier Story”)
Z historykiem manufaktury Breitling i doradcą jej obecnego zarządu – Fredem Mandelbaumem – rozmawiamy o fenomenie marki, kolekcjonowaniu zegarków, użyteczności chronografu i trudnym języku polskim.
Z Fredem Mandelbaumem – legendą w świecie zegarków vintage – mieliśmy niewątpliwą przyjemność spotkać się w jego ukochanym Wiedniu. Kameralna prezentacja najciekawszych etapów historii firmy Breitling, poparta nieprawdopodobnymi wręcz egzemplarzami z prywatnej kolekcji sprawiła, że nawet ktoś tak niewzruszony na urok starych zegarków jak ja, musiał z uznaniem pochylić głowę. Przede wszystkim przed szczerą pasją, ogromną wiedzą i wręcz pedantycznym przywiązaniem do historycznych detali. A tych, z racji sędziwego już wieku marki (założonej w roku 1884), nie brakuje.
Panie Mandelbaum, po pierwsze serdeczne podziękowania za niesamowitą prezentację – a może raczej niesamowitą historię – Pańskiej wyjątkowej kolekcji. To był pokaz zegarkowej pasji, również do historii tej wyjątkowej marki. Kontynuując, chcielibyśmy zadać Panu jeszcze kilka pytań.
Łukasz Doskocz: Pańska pasja do marki Breitling, jej historii, dziedzictwa, innowacji i pochodzenia jest ewidentna. Od razu nasuwa się więc pierwsze pytanie – dlaczego właśnie Breitling? Co tak urzekającego jest w tej szwajcarskiej manufakturze?
Fred Mandelbaum: Jest wiele rzeczy urzekających w Breitlingu, zwłaszcza dla kolekcjonera i entuzjasty chronografów. Breitling zdefiniował ten segment komplikacji, zarówno w warstwie funkcjonalnej jak i designie, począwszy od premiery zegarka z funkcją stop/reset (przyciskiem na godz. 2) z roku 1915. Potem w roku 1933, patentem na dwuprzyciskowy chronograf na nadgarstek, który do dziś definiuje większość tego typu zegarków. Przez dekady Breitling prezentował cyklicznie nową, innowacyjną i wyjątkową linię zegarków. Pierwszym użytkowym tool-watchem (swego rodzaju zegarkiem „smart”) był model Chronomat z rocznika 1940, oferujący nadgarstkowy suwak logarytmiczny przydatny businessmanom, inżynierom i matematykom. Kolekcja Premier łączyła funkcjonalność tool-watcha z wykwintnym, luksusowym stylem i elegancją. Duograph Rattrapante, AVI Co-Pilots, ikoniczny Navitimer, SuperOcean, Top Time, Chrono-matic – wszystkie te modele z połowy ubiegłego stulecia oferowały fajerwerki kreatywności, designu i technologii. Są cenione i poszukiwane przez kolekcjonerów po dziś dzień.
Ł.D.: Bez cienia przesady Breitling może być nazywany królem chronografów. Czy to dla Pana esencja dziedzictwa i historii marki? Co tak wyjątkowego jest w tej mierzącej czas komplikacji?
F.M.: Chronograf jest zdecydowanie jednym z kamieni węgielnych DNA Breitlinga. Jest wysoce skomplikowany, wybitnie użyteczny, a przy tym oferujący nieco zabawowej interakcji.
Jakże przyjemne jest startować, stopować i resetować stoper, odczuwając i widząc ten mechaniczny cud w akcji.
Fred Mandelbaum
Ł.D.: Jeśli już rozmawiamy o chronografie – pytanie dotyczące tej funkcji, nasuwające się na myśl niemal natychmiast – do czego w gruncie rzeczy jej używać? Do czego więc używa Pan chronografów na co dzień?
F.M.: Dekady temu, moje chronografy pełniły rolę codziennych narzędzi pracy, głownie używanych przy optymalizacji procesów montażu elektroniki, ale i dziś są użyteczne, choć z pewnością rzadziej. Tachymetr np. jest w stanie zrobić znacznie więcej, niż tylko zmierzyć prędkość w kilometrach czy milach. To świetne narzędzie, z którego ciągle korzystam w procesach produkcyjnych, chociaż wiem, że mogę w tym względzie stanowić niszę. Ale zupełnie szczerze, używam chronografu także by usmażyć idealnego steka medium-rare czy perfekcyjnie ugotować jajka na śniadanie.
Ł.D.: Pytanie o Pański ulubiony zegarek w tak przepastnej kolekcji byłoby jak pytanie o ulubione dziecko, tak więc… czy byłby Pan w stanie wskazać 3 swoje najbardziej ukochane referencje Breitlinga z osobistej kolekcji?
F.M.: To trudne, bardzo trudne. To istotnie jak wybieranie ulubionych dzieci, ale jeśli już muszę i mam limit, wskazał bym model Dugraph z rocznika 1940, może ref. 764 Doctor’s Rattrapante w wodoszczelnej kopercie – bardzo rzadki egzemplarz – albo ref. 800 Duograph Datora, który łączy w sobie chronograf split-second z fazami Księżyc i analogowym datownikiem – jeden z najbardziej skomplikowanych, istniejących mechanizmów. Jest też Navitimer – tu wskazał bym mojego Mark 1.1, jeden z pierwszych 100 egzemplarzy wykonanych dla AOPA (Aircraft Owners and Pilots Association) w 1954 roku, a przy okazji jedną z prawdziwych ikon tool-watchy. Ostatnim z „ulubionych dzieci” byłby model SuperOcean z rocznika 1957, ref. 807 – pierwszy chronograf nurkowy, wysublimowanie elegancko piękny.
Ł.D.: Pod wodzą Georgesa Kerna Breitling zmienił i odświeżył swoje oblicze, przeprojektował kolekcje i zrestartował współczesny, nowoczesny wizerunek marki, z ciągle dużym poszanowaniem przeszłości. Jaki jest Pana udział zaangażowania w obecną markę i jak widzi Pan przyszłość Breitlinga w najbliższej i nieco odleglejszej przyszłości?
F.M.: Kiedy Georges Kern przejął rolę CEO Breitlinga w 2017 roku, poprosił mnie o wsparcie i asystę w zrozumieniu dziedzictwa firmy. Niesamowite bogactwo katalogu Breitlinga pozwoliło marce wyjść z wąskiej niszy tylko „zegarków dla pilotów” i współczesnym, lekko podszytym retro językiem designu osiągnąć potencjał w powietrzu, na lądzie i na wodzie (w naturalnych środowiskach marki). Pełnię obecnie rolę historyka marki oraz doradcy, w bliskiej współpracy z Sylvianem Berneronem, dyrektorem kreatywnym i jego teamem projektantów. A co do przyszłości manufaktury, tu oddam głos Georgesowi i jego często powtarzanemu motcie: „To tylko początek”. Ma wielkie plany na rozwój firmy.
Ł.D.: Z perspektywy Pańskiej ogromnej wiedzy, doświadczenia oraz pasji – który model Breitlinga wskazałby Pan jako idealny początek kolekcji? Ogólnie rzecz biorąc, czy ma Pan jakieś sugestie i rady dla początkującego kolekcjonera, by nie zagubił się w szalonym świecie zegarków?
F.M.: Gdyby miał wskazać jeden model, musiałby nim być Navitimer, a kolekcję rozpocząłbym od ref. 806 Mark 5 „Twin Jet”. To pochodząca z połowy lat 60. wersja, noszona przez wielu asów ówczesnej Formuły 1 na czele z Jimem Clarkiem, Grahamem Hillem, Jo Siffertem i wieloma innymi. Nie tak rzadkie jak poprzednie warianty, są to zegarki niespecjalnie trudne do znalezienia i przystępne cenowo. Trzeba się tylko upewnić by celować w jak najlepszy egzemplarz i sprawdzić jego autentyczność oraz stan zgodny z oryginałem. To zresztą najlepsza rada ogólna dla każdego kolekcjonera. Zdobądź trochę wiedzy, a finalnie możesz nawet skontaktować się ze mną przez Instagrama, jeśli potrzebujesz nieco więcej merytorycznego wsparcia.
Ł.D.: W Wiedniu wspomniał Pan o znajomości języka polskiego i polskich korzeniach – jeśli to nie kłopot, mógłby Pan zdradzić związek z naszym krajem?
F.M.: Moi rodzice pochodzili z Polski, ojciec z Krakowa, a matka z Zakopanego. Nigdy jednak nie rozmawiali ze mną po polsku, jedynie między sobą – a ja oczywiście musiałem wiedzieć, o czym mówią! Tak więc moje rozumienie mówionego języka polskiego jest całkiem akceptowalne i jestem nawet w stanie zmusić się do mówienia (pod warunkiem, że nikt nie będzie się śmiał) ale czytanie po polsku jest horrendalnie trudne. Tylko Polacy myślą, że „dziękuję” wymawia się dokładnie tak jak pisze (śmiech).