Recenzja Glycine Airman Chrono 09
Kultowy Airman, jak wiele zegarkowych ikon, powstał z konkretnej potrzeby chwili. Jego wzbogacona o chronograf wersja na szczęście w dużej mierze pozostaje wierna oryginałowi.
W jednym z odcinków znakomitej serii „Talking Watches” Ben Clymer (założyciel serwisu Hodinkee) rozmawiał z Johnem Mayerem – znanym muzykiem, kompozytorem i kolekcjonerem zegarków. Mayer z wielką pasją opowiadał o swoim hobby, bardzo trafnie porównując zegarmistrzowskie komplikacje do aplikacji w naszych smartfonach. W pewnym uproszczeniu, w pełni podpisuję się pod tym porównaniem, bo czyż chronograf, wieczny kalendarz czy GMT to nie mechaniczne, zegarkowe odpowiedniki oferujących rozbudowane funkcje nakładek, jakie ściągamy na nasze telefony? Pozostając więc w tej nomenklaturze być może najużyteczniejszą aplikacją, jaką wymyślili zegarmistrzowie jest właśnie GTM, tudzież każda inna forma odczytywania czasu w różnej niż nasza strefie. Oczywiście funkcja ta przydaje się szczególnie przy intensywnym podróżowaniu, a jeśli myślicie, że pierwszym GMT był kultowy (bez wątpienia) GMT Master od Rolexa, spieszymy wyjaśnić, że prawda jest nieco inna. Podobny jest tylko powód powstania – oczekiwania pilotów komercyjnych linii lotniczych. Równo rok przed premierą Rolexa swój zegarek zaprezentowało Glycine. Zamówienie jasno precyzowało, co winien mieć zegarek, który mógłby stać się pełnoprawnym elementem wyposażenia i narzędziem pracy. Mowa była m.in. o wodoszczelności, automatycznym naciągu, kalendarzu (dacie), 24-godzinnej tarczy, centralnej sekundzie i obrotowym, wyskalowanym bezelu. Tak powstał Airman, zegarek w pierwotnej wersji wyposażony właśnie we wskazanie 24-godzinne i dodatkowe wskazanie czasu w drugiej strefie plus datę. W niemal niezmienionej formie Airman powstaje do dziś i z pewnością jest jednym z najbardziej dostępnych cenowo klasyków.
Dwie wersje – 1953 Vintage i 17 Sphair – opisywaliśmy już wcześniej, na test więc wybrałem Airmana z dodatkową komplikacją – moim ulubionym chronografem.
Aplikacje
Airman Chrono ma – co łatwo wywnioskować z wcześniejszego opisu – dwie wbudowane w swój mechanizm komplikacje. Poza obowiązkową drugą strefą czasową jest to stoper. W teorii uznałbym takie połączenie za ideał – klasyczny Airman ze swoją funkcjonalnością plus chronograf – brzmi doskonale. Praktyka (2 tygodnie testu) pokazała, że się nie myliłem, choć zegarek nie jest pozbawiony małych wad.
Gdybym mógł zmienić jeden element, zmniejszyłbym rozmiary koperty, która przy 44mm średnicy i 15mm grubości daje konkretny kawałek stali zapiętej na nadgarstku. Wrażenie podbija jeszcze gruby pasek z cielęcej skóry (czarny z białą nitką) z masywną klamerką. 3 a nawet 4mm mniej dałoby znakomity rezultat, tym bardziej, że wizualnie całość prezentuje się znakomicie. Wszystkie stalowe części zegarka wykończono delikatnym satynowaniem na przemian z polerowaniem, w tym masywne, długie uszy z wkręcanymi teleskopami i obrotowy bezel. Ten – tak jak w standardowych Airmanach – obraca się w obu kierunkach (dość ciężko) i ma wygrawerowaną skalę 24-godzinną. Jego zastosowanie to oczywiście opcja odczytania czasu w dodatkowej strefie. W bezelu osadzono szafirowe, płaskie szkiełko, a pod nim czarny cyferblat.
Na konstrukcję tarczy składa się zewnętrzny, lekko nachylony pierścień ze skalą 24h i czarna, matowa baza z zestawem sporych, nałożonych indeksów godzinowych, okienkiem daty ładnie wkomponowanym na wysokości godz. 3 i dwoma małymi tarczami. Ta na godz. 12 to licznik 30-minutowy stopera, ta po przeciwległej stronie (na godz. 6) jest srebrno-czarna i służy jako licznik godzin. Można ich zmierzyć 24, z tym że rozwiązanie Glycine polega na nie do końca czytelnym podziale tarczy na dwie skale. Wewnętrzna (od 1 do 12) mierzy pierwsze 12 godzin pomiaru, zewnętrzna pozostałe. Za wszystko odpowiada jedna, podzielona na dwa kolory wskazówka, tak wiec trzeba wiedzieć, który fragment czasu jest aktualnie mierzony. Jeśli już o wskazówkach mowa – te odmierzające czas są stalowe, wypolerowane, wypełnione luminową i może trochę zbyt delikatne w kontraście z cała tarczą. Centralnie pod nimi zamocowano też czerwoną, zakończoną grotem wskazówkę GMT.
Wszystko reguluje się i przestawia dużą, wygodną, zakręcaną koronką z logo Glycine. Mechanizm ma stop-sekundę i szybką korektę datownika, a wskazanie GMT przestawia się standardowo, podobnie jak wskazówkę minutową. Równie sprawnie działają zakręcane przyciski chronografu – łatwo je odkręcić, a operowanie stoperem jest tak wygodne, jak w każdym zegarku z mechanizmem Valjoux.
Werk
Airmana Chrono napędza automatyczny kaliber GL 754 czyli ETA Valjoux 7754. Podstawowe parametry mechanizmu to 46h rezerwy chodu, balans taktowany na 4Hz, data, GMT i 25 kamieni. Ingerencja Glycine sprowadziła się w tym wypadku do udekorowania mechanizmu m.in. efektownym, pozłacanym żółtym złotem wahnikiem z laserowo wygrawerowaną sylwetką samolotu. W zestawieniu z rodowanymi mostkami i niebieskimi śrubkami widok przez szafirowy dekiel jest przyjemny dla oka.
Airman
Klasyczny, tradycyjny Airman (może nie koniecznie w wersji 24h, ale to kwestia przyzwyczajenia) to zegarek, który coraz bardziej chcę mieć w swojej kolekcji. Jeśli wymagać od mechanicznego czasomierza funkcjonalności przy zachowaniu estetycznej formy – Airman wypada znakomicie, a ma jeszcze za sobą kawałek historii i bardzo atrakcyjną cenę. Ową historię znakomicie opiewa wydana jakiś czas temu przez Glycine książka autorstwa Andre Stikkersa – kompendium wiedzy o przeszło 6 dekadach istnienia modelu, z opisem większości jego wariantów i historycznych ciekawostek. Test ten był świetną okazją do przeczytania całej książki (tym bardziej, że to egzemplarz z dedykacją od autora) ale najważniejsze pytanie to to, czy Airman w wersji z chronografem to dalej Airman?
Odpowiedź zależy oczywiście od indywidualnego gustu. Ci wolący duże, masywne zegary z mnogością funkcji będą ukontentowani. Ci preferujący puryzm wybiorą klasyczny model, tym bardziej że wybierać jest z czego – Glycine oferuje kilka wersji kolorystycznych i rozmiarowych. Z punktu widzenia mojego nadgarstka 42mm są wygodnym maksimum, więc te 2mm więcej robiły różnicę, choć nie dyskwalifikującą. Słowa pochwały należą się natomiast Glycine za konsekwentny design i bardzo porządną jakość wykonania. Koperta ma bardzo przyjemne obłości, a i wybity między uszami numer seryjny to fajny smaczek. Za recenzowaną wersję Airmana Chrono 09 (lub jeden z trzech innych wariantów kolorystycznych) trzeba zapłacić 12.500PLN, o dobre kilka tysięcy więcej niż za bazowy model bez stopera.
Tu znowu pojawia się kwestia gustu i preferencji klienta. Ja chyba wybrałbym jednak model klasyczny – i ze względów gabarytowych i z uwagi na prostotę, która coraz mocniej przekonuje mnie w zegarkach mechanicznych. A już taki vintage’owy Airman z roku 53ego byłby prawdziwą perełką.
Na (+)
– spójny z historią design
– idealny zestaw komplikacji
– dobra jakość wykonania
– bardzo estetyczna koperta
Na (-)
– trochę za duży – dobry na dużą rękę
– żwawy, głośny wahnik, jak to w Valjoux
– nieco zbyt drogi
Glycine Airman Chrono 09
Ref: 3840
Mechanizm: ETA Valjoux 7754, automatyczny, 46h rezerwy chodu, 28.800 A/h, datownik, chronograf, GMT
Tarcza: czarna ze stalowymi aplikacjami, polerowane stalowe wskazówki
Koperta: 44×15mm, stal, szafirowe szkło, szafirowy dekiel
Wodoszczelność: 20 atm
Pasek: skóra cielęca, czarna, białe przeszycie, klamerka z trzpieniem
Limitacja: —
Cena: 12.500PLN
Zegarek do testów dostarczyło Glycine.