Recenzja Prim Orlik II Bronz – zegarmistrzostwo po czesku [zdjęcia live, dostępność, cena]
Szukając ciekawych, mechanicznych zegarków odwiedziliśmy już wirtualnie wiele egzotycznych krajów i pochodzących z nich marek. Tym razem – za sprawą limitowanej edycji sportowego Orlika z manufaktury Prim – przeniesiemy się do Czech.
Gdybyście zastanawiali się, co zawiodło nas do raczej niekojarzącej się z zegarmistrzostwem Republiki Czeskiej, spieszę wyjaśnić, że jak zwykle to czynnik ludzki. Jednym z zagranicznych członków jury naszego Zegarka Roku jest Jan Lidmansky. Janek mieszka w Pradze i na równi z dumą ze swojego pięknego miasta, dumny jest z rodzimych zegarmistrzów. Kiedy podczas ostatniej edycji ZR odwiedził nas w Warszawie i wybraliśmy się wspólnie na lunch, nagle na stole wylądował zegarek, który wtedy zobaczyłem po raz pierwszy. Prim Orlik niby wygląda jak kolejny sportowy zegarek, ale detale i kraj pochodzenia sprawiły, że postanowiliśmy przyjrzeć mu się bliżej.
Czeskie zegarki Prim
Zalążki tego, co dzisiaj nazywa się manufakturą Prim marka datuje na rok 1949 i otwarcie fabryki Chronotechna w Libercu, wtedy jeszcze w Czechosłowacji. Premierowy Prim to już rok 1952 i pierwszy projekt, który rozwijano aż do roku 1956. Masowa produkcja ruszyła rok później, a do sklepów zegarki trafiły wreszcie w roku 1958. Czesi przykładali ogromną wagę do jakości wytwarzanych przez siebie komponentów, a każdy był testowany tak, żeby bez kłopotu wytrzymać co najmniej 15 lat. Co więcej manufaktura zatrudniała zupełnie postronne osoby, których zadaniem było noszenie zegarka przez okres roku, a następnie notowanie jego niedociągnięć i sugestie ewentualnych poprawek. Saga Prima trwała nieprzerwanie do roku 1993 (łącznie z kwarcowym epizodem z roku 1982), kiedy to fabryka ELTON została sprywatyzowana. Prim do budowania własnych kalibrów (podkreślam – własnych mechanizmów in-house) wrócił dopiero w roku 2009.
Orlik – zegarek z militarnymi korzeniami
Pierwszy zegarek z jakże wdzięcznie brzmiącym imieniem Orlik przyszedł na świat w roku 1969, jako owoc zamówienia armii czechosłowackiej. Model z tego tekst/testu to zdecydowanie cywil, ale z jawnie militarnymi nawiązaniami estetycznymi. 42 mm, duża i ciężka (optycznie i fizycznie) koperta Orilka ma ostre krawędzie, obrotowy w obu kierunkach bezel z wkładką z czarnego aluminium, sporych rozmiarów czarną koronkę (zakręcaną), wkręcone czarne teleskopy do mocowania gumowego (tak tak, czarnego) paska oraz czarny, wkręcony pełny dekiel z wygrawerowaną molekułą brązu. Te elementy zrobiono z powleczonej DLC stali. Reszta obudowy to brąz w przyjemnym, złotawym odcieniu, wykończony standardowo w lekko satynowanym macie. Po lewej stronie koperty, na jej flance, wybito nazwę modelu.
Masywny, brązowy bezel ze wspomnianym już aluminium ma ząbkowany rant i osadzone w środku wypukłe szafirowe szkiełko. Pod nim Prim zamontował zaskakująco bogatą w detale tarczę, z giloszowanym, koncentrycznym wzorem i zestawem prostych oraz arabskich indeksów z beżowo-żółtą luminową (świeci na zielono). Ciekawe są też wskazówki, uformowane nietypowo, odpowiednio duże i przez to czytelne na tle czarnego, odbijającego światło cyferblatu. Wskazania uzupełnia jeszcze datownik w okienku na godz.3 i centralna, prosta wskazówka sekundowa.
„Czech Made” ulokowane na dole tarczy zegarka odnosi się także – a to już konkretne WOW – do pracującej w środku mechaniki. Automatyczny kaliber 98.01 to manufakturowa konstrukcja Prima, z 3-Hercowym balansem i skromnymi 35h rezerwy chodu. Wedle marki większość jego komponentów powstaje in-house, za wyjątkiem tych standardowo kupowanych na zewnątrz, jak włos czy sprężyna główna. Konstrukcja oparta jest na projektach marki z lat 70. i powstaje w manufakturze w Nowym Mieście nad Metują, na północy Czech.
Z zupełną szczerością przyznam, że przed Primem nie miałem styczności z zegarmistrzostwem „Czech Made” i w sumie nic o nim nie wiedziałem. Okazuje się, że nasi południowi sąsiedzi mają się czym pochwalić i w przeciwieństwie do nas dalej kultywują zegarkową sztukę, w tym poważnym, manufakturowym wymiarze. Orlik to z pewnością propozycja pod konkretny (militarny) gust. Brąz dodaje zegarkowi uroku i z czasem dzięki niemu nabierze własnego charakteru, oksydując w unikatowy, zależny od czynników zewnętrznych sposób. Ja nosiłem Orlika tylko kilkanaście dni, za krótko by o się o ty samemu przekonać. Miałem za to dość czasu, by docenić jego zalety i wyłapać kilka wad.
Orlik, jak na surowego military-divera, ma całkiem sporo drobnych detali wykończenia, które wypada zapisać Czechom na plus. Widać w nich staranność i jakość. In minus zapisałbym gabaryty. Przy 42 mm średnicy cała koperta, razem z długimi i prostymi uszami, ma aż 54.3 mm – a to już bardzo dużo. Z tej racji Orlik nosi się jak zegarek sporo większy i masywniejszy, niż sugerowałyby parametry. Nie ma też szybkiej korekty datownika, choć to akurat zapisałbym po stronie średnio istotnych detali. Ogólnie Primem byłem mocno zaskoczony in-plus i podobne komentarze słyszałem od znajomych oglądających zegarek.
Orlik II Bronz powstał w limitowanej serii 250 egzemplarzy. Jeden wyceniono na 85.000CZK, czyli około 13.970PLN. To sporo jak na zegarek od marki z tak niewielką (poza Czechami) rozpoznawalnością i niebezpiecznie blisko szwajcarskich konkurentów o podobnym charakterze. Czy jednak Swiss Made zawsze jest lepsze od Czech Made? Na to musicie odpowiedzieć sobie już sami.
Prim Orlik II Bronz
Producent | Prim |
Nazwa modelu | Orlik II Bronz |
Ref. | 98-189-446-43-1 |
Mechanizm | z automatycznym naciągiem |
Symbol mechanizmu | 98-01 |
Rezerwa chodu (h) | 35 |
Tarcza | czarna |
Koperta | stal |
Średnica (mm) | 42 |
Wodoszczelność | 100m |
Pasek | gumowy |
Limitacja | 250 |
Cena (PLN) | 13970 |
Prim to bardzo dobrze zrobione zegarki i z pewnością o tyle ciekawsze, że mają czeskie mechanizmy. Mój (Linea) ma jednak duży problem z dokładnością chodu, nieprzystającą do ceny. Mam nadzieję, że to poprawili (wiem, że nie mozna oceniać po jednym egzemplarzu, ale problem – o ile wiem – nie był odosobniony), bo bardzo kibicuję marce – miło popatrzeć na to, co oferują :)