
Recenzja Linde Werdelin 3 Timer Rock Gold [zdjęcia live, dostępność, cena]
Butikowa marka Linde Werdelin od dnia swojego powstania wierna jest jednemu, oryginalnemu wzorcowi zegarka. Nietuzinkowy styl, zapewniający jej rozpoznawalność, doskonale reprezentuje model 3 Timer Rock Gold.
Początki CH24 nie były łatwe. Jak każdy dopiero co startujący magazyn, borykaliśmy się z brakiem jakiejkolwiek reputacji, a rodzimy rynek, wtedy jeszcze o bardziej ubogi niż dzisiaj, w całej sytuacji nie pomagał. Pamiętam, jak nie mogliśmy doprosić się nawet o materiały prasowe, o zegarkach do testów nie wspominając. Gdyby nie kilku przyjaźnie nastawionych do naszej działalności znajomych, pewnie ciężko byłoby ruszyć z miejsca. Jedną z pierwszych marek, która udzieliła nam kredytu zaufania, był Linde Werdelin (LW). Nie pamiętam, gdzie pierwszy raz o niej usłyszałem, ale nieszablonowość zegarków LW szybko przykuła moją uwagę. Firma oferowała potencjalnym klientom możliwość wypożyczenia wybranego modelu na kilka dni, więc skorzystaliśmy z tej opcji prosząc o testowy egzemplarz. Linde Werdelin zareagował entuzjastycznie i na moim nadgarstku wylądował SpidoLite DLC Yellow – jego „kulawą” recenzję znajdziecie TUTAJ. Ciekawy pod wieloma względami zegarek zapoczątkował naszą przyjacielską relację z marką, która z czasem wyraziła się kolejnymi testami. I tak oto 10 lat po pierwszej recenzji Linde Werdelina na CH24 zapragnąłem przypomnieć sobie, co tak bardzo podchodzi mi w tej międzynarodowej firmie o skandynawskich korzeniach.

LW od podszewki
Linde Werdelin założyli w 2006 roku panowie Morten Linde i Jorn Werdelin. Prywatnie wieloletni przyjaciele, Morten i Jorn podjęli się wyzwania stworzenia marki zegarkowej, kiedy jeden z nich omal nie przypłacił życiem wyprawy w góry. Wypadek, który po części wynikał z braku odpowiedniego, wygodnego w użyciu sprzętu, spowodował chęć stworzenia takowego własnym sumptem. Przyjaciele połączyli więc skandynawski pomysł na design (obaj są Duńczykami) ze szwajcarskim wykonaniem i londyńską siedzibą, tworząc całkiem unikatowy produkt.

Pierwotna koncepcja LW, wynikająca w dużej mierze ze wspomnianego alpejskiego incydentu, zakładała stworzenie lekkich, wygodnych zegarków mechanicznych, które łatwo można połączyć z dodatkowym, elektronicznym modułem. Moduł dostępny był w dwóch wariantach: podwodnym „The Reef” i górskim „The Rock”. Ten drugi pozwalał m.in. określić wysokość, temperaturę i kilka innych parametrów, przydatnych w profesjonalnym jeżdżeniu na nartach. Chociaż z nartami mam tyle wspólnego co z nurkowaniem – literalnie nic – ciężko nie uznać koncepcji za co najmniej zacną, czyli mówiąc bardziej fachowymi słowami, ciekawą od strony funkcjonalnej.

Dzisiejszy Linde Werdelin, choć przetrwał próbę czasu (co wśród marek butikowych nie jest takie oczywiste), to już nieco inna firma. Elektroniczne przyrządy zniknęły z oferty, za to mocno poszerzyła się sama kolekcja zegarków, systematycznie rozbudowywana o nowe materiały i komplikacje. Niezmieniony pozostał design, który na pierwszy rzut oka może kojarzyć się z bryłą kultowego Royal Oaka. Nie jest to bynajmniej skojarzenie błędne, bo właśnie tym zegarkiem inspirował się Morten Linde, projektując pierwsze modele LW. Dziś Mortena w marce już nie ma, ale pozostało DNA wypracowane przeszło dwie dekady temu i – co należy uznać za wartość samą w sobie – nie starzejące się ani trochę.
3 Timer
Lat temu kilka w portfolio marki wylądował zegarek łączący w sobie klasycznego, stalowego LW z użyteczną komplikacją GMT. Rozwiązano ją tradycyjnie, dodając na tarczy dodatkową wskazówkę, korespondującą ze skalą na obrotowym bezelu. Dzięki niej można odczytać czas w drugiej strefie, a operując odpowiednio bezelem nawet w jeszcze jednej, dodatkowej. Moją uwagę 3 Timer przykuł, kiedy Linde Werdelin stworzył zegarek razem z naszym przyjacielem, duńskim dziennikarzem i fotografem Kristianem Haagenem. Jego 3 Timer jest oliwkowo-zielony, w zgodzie z ulubionym kolorem. Ten, który wybrałem do testu, opakowano w szarość ze szczyptą różowego złota.

The Rock Gold
Pierwsza myśl, jaka przyszła mi do głowy po otworzeniu pudełka, to pokaźny rozmiar. Koperta mierzy 44 x 46 mm, co przy takiej, a nie innej formie daje zegarek duży, wizualnie masywny i raczej na spore nadgarstki. Moja ręka rozmiarem nie grzeszy, ale na całe szczęście koperta układa się na niej dość przyjemnie.

W zintegrowanych uszach LW zamocował (ampulowymi śrubkami) dość sztywny, gumowy pasek, zapinany na dużą, sygnowaną klamerkę. Całość stanowi spójną kompozycję, choć raz jeszcze podkreślę, że to nie jest zegarek ani na małą rękę, ani dla tych ceniących sobie komfort vintage.
Wielopłaszczyznowa koperta The Rock wykończona została bardzo starannie. Część powierzchni jest szczotkowana, cześć wypolerowana na błysk. Choć projekt ma zdecydowaną, surową formę, krawędzie nie są ostre w dotyku, a po składowych elementach zegarka czuć przysłowiową „jakość”. Po prawej stronie obudowy ulokowano osłoniętą, małą (może nawet trochę za małą) zakręcaną koronkę ze złota, a od spodu pełny dekiel z logo LW i numerem limitacji – wkręcany, dzięki czemu całość jest wodoszczelna do 300 m. Od góry umocowany został obrotowy, doskonale wpasowany w stylistykę całości bezel, z wygrawerowaną skalą 24 h.

The Rock Gold ma szary, ozdobiony giloszowaniem cyferblat (wzór rozchodzi się od środka ku krawędziom). Skontrastowano go z tytułowymi elementami z powłoką z różowego złota: nałożonymi indeksami godzinowymi oraz zestawem czterech wskazówek. Na godzinową oraz minutową trafiło nieco luminowy, wskazówka GMT zaś zakończona została wypełnionym lumą grotem. Jest jeszcze malutkie okienko datownika na wysokości godz. 4 i białe napisy, w tym logo Linde Werdelin.
Wewnątrz koperty LW zamknęło sprawdzony i zaprawiony w bojach, automatyczny kaliber ETA 2893. Werk, produkowany przez Swatch Group, ma 42 h rezerwy chodu, 4 Hz balans i wygodną korektę wskazania GMT.

LW dla konesera
Z co najmniej kilku powodów Linde Werdelin jest zegarkiem skierowanym zdecydowanie do koneserów i sympatyków tego typu zegarmistrzostwa. Jednym z nich jest cena – 6 018 EUR (~27 700 PLN). To sporo, zwłaszcza za zegarek ze standardową ETĄ na pokładzie. Z drugiej strony przecież płacąc za zegarek wydaje się pieniądze na składową elementów, nie tylko sam mechanizm.


Linde Werdelin zdecydowanie jest marką z własnym charakterem, własnym tzw. DNA. Firma pozostaje wierna jednemu wzorcowi, który choć przypomina wspomnianego już Royal Oaka (a może bardziej wersję Offshore) ma swój styl. LW dopieszcza go regularnie, a to owocuje coraz bardziej dopracowaną formą. Czy to znaczy, że to propozycja tylko dla fanów marki? Absolutnie nie, bo to jednocześnie znakomicie zrobiony i użyteczny zegarek. Funkcjonalność 3 Timera Rock Gold stoi na satysfakcjonującym poziomie, zwłaszcza gdy w życiu przydaje się wam komplikacja GMT. Dodajmy wygodnie rozwiązana komplikacja, która w przeciwieństwie do innych zegarków GMT nie rzuca się w oczy. W moim prywatnym rankingu zegarkowych sympatii Linde Werdelin zajmuje specjalne miejsce. Nie tylko dlatego, że to jedna z pierwszych firm, która dała nam kredyt zaufania – choć tego nie zapomnę nigdy. Cenię u LW konsekwencję, z jaką realizuje swoje założenia, za trzymanie się formy i wiarę w koncept. To wartość dodana – w przeciwieństwie do marek nieustannie szukających swojej tożsamości (brzmi górnolotnie, ale wiecie o co mi chodzi) albo idących na łatwiznę, stawiając na klasykę. Oczywiście styl Linde Werdelina wymaga odpowiedniego gustu – 3 Timer Rock Gold nie każdego przekona. Zdecydowanie jednak warto dać LW szanse.

Linde Werdelin 3 Timer Rock Gold
Producent | Linde Werdelin |
Nazwa modelu | 3 Timer Rock Gold |
Mechanizm | z automatycznym naciągiem |
Symbol mechanizmu | ETA 2893 |
Rezerwa chodu (h) | 42 |
Tarcza | szara |
Koperta | stal, różowe złoto |
Średnica (mm) | 44 x 46 |
Wysokość (mm) | 15 |
Wodoszczelność | 100m |
Pasek | gumowy |
Limitacja | 33 |
Cena (PLN) | 27700 |