Recenzja Cartier Tank Must Black [zdjęcia live, dostępność, cena]
Klasyka od francuskiej manufaktury w najdoskonalszym wydaniu – Tank Must to w wielu aspektach kwintesencja eleganckiego zegarka, który zaskakuje uniwersalnością i absolutnym minimalizmem.
Zegarkowa branża niepozbawiona jest uprzedzeń oraz pewnych mocno zakorzenionych przekonań. W świecie tak tradycyjnym i konserwatywnym nie może to dziwić, tym bardziej, że na pewne opinie marki zegarkowe pracują latami. I tak synonimem niezawodności tudzież życiowego sukcesu niezmiennie pozostaje Rolex, a z prestiżem i najwyższym stopniem zegarkowego wtajemniczenia kojarzy się wielka, zegarmistrzowska trójka, na czele z manufakturą Patek Philippe. Miano niezniszczalnego przytknęło do G-Shocka (po części także do Rolexa), a z kolei z idealnym wejściem w świat mechanicznych zegarków dobrej klasy kojarzy się japońskie Seiko. Z elegancją i pojęciem eleganckiego zegarka jest trochę trudniej – choć ja żadnych wątpliwości nie mam. Od zawsze, od kiedy pamiętam, z eleganckim, stylowym zegarkiem klasycznym kojarzyła mi się jedna marka – Cartier. Już sama nazwa francuskiego domu brzmi seksownie, a dalej jest tylko lepiej. Catier kojarzy mi się z szykiem, niezaprzeczalną elegancją, klasą… wymieniać mógłbym długo, ale pewnie już rozumiecie moje upodobanie. Kiedy myślę o eleganckim zegarku, przed oczami staje mi jeden obraz – Cartier Tank.
Niekwestionowana ikona zegarmistrzostwa (w naszym TOP 10 ikon TUTAJ) wpisała się w kanony popkultury, a duża w tym zasługa „znanych i lubianych” właścicieli modelu Tank. Prostokątny zegarek nosili m.in. Andy Warhol, Muhammad Ali, Steve McQueen, Księżna Diana, Jackie Kennedy Onasis i Clark Gable. Lista zapewne jest znacznie dłuższa, bo po Cartiera sięgali i sięgają celebryci z wielu dziedzin kultury, sztuki i sportu. Historia modelu, który zadebiutował w roku 19XX jest tak obszerna i bogata, że można by o niej spokojnie napisać książkę – na potrzeby tego tekstu odsyłam jednak do naszego działu #KultoweZegarki TUTAJ. Jedno pozostaje (praktycznie) niezmienione – typowa forma prostokątnego zegarka, którą Cartier przez lata umiejętnie i delikatnie modyfikował, pozostając wierny ogólnemu wzorcowi. Każdego Tanka można z daleka poznać po kształcie, który przypominać miał oryginalnie czołg, widziany z lotu ptaka. Inspiracja to może dość toporna, ale jakże urocza w zegarkowej formie.
Rok temu Cartier, w kolejnym rzucie nowych modeli Tank, przywrócił do kolekcji rodzinę Must. W skrócie to linia Tanków utrzymana w klasycznej formie, z prostą mechaniką (także kwarcową) i niewygórowanymi cenami. W kolekcji znalazło się kilkanaście modeli, w tym premierowy Must Solar – zegarek z akumulatorem ładowanym energią słoneczną. Nawet ten wydawałoby się awangardowy jak na Cartiera projekt idealnie wpasował się do kanonu, właśnie dzięki klasycznej formie. Fanów Cartiera ucieszył jednak nie tyle powrót całej linii Must, co trzy bardzo specyficzne, kolorowe modele. Nietuzinkowe detale tkwią w DNA Cartiera równie mocno co minimalizm i tradycja, więc zagorzali fani francuskiego stylu odetchnęli głębiej na widok zielonego, niebieskiego i czerwono-burgundowego Musta. Malutkie zegarki opakowano w te kolory pozbawiając jednocześnie projekt jakichkolwiek innych, zbędnych detali. Na tarczy znalazły się tylko dwie szczupłe wskazówki i logo marki, a w stalowej kopercie, zamocowanej na pasującym kolorystycznie pasku, wylądował kwarcowy mechanizm.
Zupełnie szczerze mówiąc najpierw przeszedłem obok kolorowych Tanków zupełnie obojętnie, trochę z przyzwyczajenia typowym, tradycyjnym charakterem, jaki powinien mieć zegarek (w moim wyobrażeniu). Czas płynął, a zacząłem bardziej przychylnym okiem spoglądać na kolorowe Tanki – nie mogłem się tylko zdecydować, który kolor pasuje zegarkowi najbardziej. Cariter postanowił więc pomóc mi w wyborze, i kilka miesięcy później pokazał najbardziej klasyczną z kolorowych wersji – no bo przecież czerń to też kolor. Czarny Tunk Must pojawił się nieco w cieniu innych premier marki na Watches & Wonders (m.in. geometrycznego Tank Chinoise) ale dla nas, i nie tylko, był cichym bohaterem. Jak dobrym, o tym przeczytacie za chwilę.
Must
Jak już zdążyłem wspomnieć, kolekcja Must to bazowa propozycja w rodzinie zegarków Tank, skierowana do kolekcjonera, który chce rozpocząć przygodę z marką ale jednocześnie nie dysponuje budżetem na nic z wyższej półki, tudzież coś vintage. Must jest też z tego powodu sprowadzony do minimum, zarówno od strony czysto estetycznej jak i tego, co Cartier montuje w prostokątnych kopertach. Minimalizm działa zresztą w tym wypadku doskonale, bo mimo swojej względnej budżetowości kolekcja jest w 100 % osadzona w DNA firmy i modelu. Must jest więc prostokątny, płaski, z prostym cyferblatem (głównie srebrnym) ozdobionym typowymi, rzymskimi indeksami. Opcji do wyboru zaproponowano kilkanaście, od dużego modelu mechanicznego z automatycznym werkiem, przez mniejsze modele w kwarcu, opcję SolarBeat (z akumulatorem ładowanym energią słoneczną) oraz bransoletę lub paski ze skóry. Każdy znajdzie w ofercie coś dla siebie, a Ci bardziej ceniący indywidualność zapewne skłonią się ku opcjom w kolorach – odważnym, ale z całą masą własnego charakteru.
Konsternacja
To słowo najlepiej oddaje moje pierwsze wrażenie po odpakowaniu przesyłki z zegarkiem. Niby wiedziałem z góry, że klasyczny Tunk jest mały, ale żeby aż tak… Do tego stopnia, że najpierw pomyślałem, że ktoś w Cartierze zwyczajnie się pomylił i przysłał nam nie ten zegarek. Szybka przymiarka wyprowadziła z błędu, ale jedno jest niezaprzeczalne – Tunk Must Black to zegarek mały, malutki… przerażająco wręcz nieimponujący gabarytami.
Stalowa, prosta koperta o wyoblonych rantach i polerce pokrywającej niemal całą powierzchnię mierzy 33,7 mm x 25,5 mm. Do tego jest leciutka, zamocowana na pasku ze skóry i płaska, bo ma raptem 6,6 mm. Nie wiem ile ma standardowa kostka czekolady, ale gabaryty Cartiera są dokładnie tak niepozorne i trzeba gustu preferującego takie formy, żeby się przyzwyczaić. Mi zajęło to trochę czasu i chyba nie do końca się udało, ale o tym na koniec. Po prawej stronie widać charakterystyczną, niezaprzeczalnie „Cartierową” koronkę z kaboszonem z niebieskiego spinela.
Od spodu koperta zegarka zamknięta jest pełnym, przykręconym deklem z kilkoma linijkami grawerowanego tekstu, od góry zaś prostokątnym, płaskim kafelkiem z szafirowego szkła. Zamknięta pod nim tarcza to minimalizm posunięty jeszcze dalej, niż proste formy obudowy.
Black
U podstaw ogólnej filozofii projektowania tarcz do zegarków Tank leży prostota i minimalizm, ale w modelu Must Black posunięto ją do granic. W sumie z projektu można by jeszcze tylko usunąć logotyp, bo wraz z ładnie ukształtowanymi, wypolerowanymi wskazówkami stanowi on jedyne elementy cyferblatu (nie licząc malutkiego Swiss Made u dołu).
Reszta to głęboka, połyskująca czerń, która razem z płaskim szkłem tworzy interesujący spektakl różnego rodzaju refleksów, odcieni i błysków. Czy brak indeksów przeszkadza w odczytywaniu czasu? Zupełnie nie, bo robimy to intuicyjnie i o ile nie zależy nam na chirurgicznej precyzji, nie ma najmniejszego kłopotu.
Kwarc
Dwie wskazówki zegarka zasila zamknięty w kopercie mechanizm kwarcowy. I na tym w zasadzie wypadało by zakończyć ten akapit, bo Cartier – zasadnie zresztą – nie silił się na tylko mechaniczne wersje. Zegarek ma przecież dwie wskazówki, więc brak sekundnika ukrywa elektroniczną naturę napędu. Cartier podaje jedynie, że kaliber ma wysoką autonomię chodu, co oznacz, że na jeden baterii popracuje do 8 lat.
Wrażenia
Zdecydowanie nie parametry techniczne, nie mechanika a tzw. wrażenia artystyczne są w Cartierze Tank Must Black rzeczą najistotniejszą. To jeden z tych zegarków, który w 90 % kupuje się oczami, a pozostałe 10 % stanowią czyste emocje.
Moja pierwotna obawa o nikczemne rozmiary zegarka, powtarzana zresztą przez każdego, komu go pokazywałem, szybko ustąpiła miejsca pewnej formie docenienia. Pewnej, bowiem dalej uważam, że to zegarek malutki i choć szerokiego nadgarstka nie mam, chętnie dodałbym mu milimetra albo dwa. Z drugiej strony minimalizm całego projektu to także jego gabaryty, które w pewnym stopniu determinują przeznaczenie zegarka. Z całym przekonaniem to najbardziej elegancki czasomierz, jaki dane mi było testować, taki, który śmiało nosić można do każdego garnituru a nawet najbardziej formalnego Black Tie. Do sportowego stroju czy jeansów raczej nie pasuje, choć w dzisiejszym świecie konwenanse zacierają się mocno.
Gdyby potraktować Cartiera Tunk Must (Black) jako budżetowe wejście do świata francuskiej marki, to jest to opcja znakomita, tylko nie do końca budżetowa. Za stalowy, mały zegarek z kwarcem zapłacić trzeba 14 500 PLN – a to sporo. Inna sprawa, że dostajemy produkt, który jakościowo nie odbiega od droższych modeli, wyglądający jak rasowy Cartier ze wszystkimi detalami. Szeroki wybór wersji Must pozwala znaleźć coś idealnego dla siebie. Must Black to zdecydowanie propozycja dla estetycznego ascety, dla którego synonimem luksusu (nie mylić z ceną) jest bezpretensjonalność i ten wspomniany już przeze mnie n razy (za co przepraszam językowych purystów) minimalizm. Zegarek to nader dyskretny, elegancki niczym biżuteria, a przy tym… to Cartier. Francuski maison, ze stylizowanym logo, czerwonymi pudełkami i absolutnie ponadczasowym designem jest synonimem wysmakowanego luksusu – nie takiego, który kosztuje majątek, i przez to postrzegany jest jako prestiżowy. Cartier ma po prostu klasę, etos stylu, który ceniony jest od dekad. Jeśli w kolekcji nie macie jeszcze Cartiera, pora najwyższa to zmienić. Tank Must będzie świetnym wyborem, a ten w wersji Black docenią szczególnie Ci, dla których niezwykle ważne jest wyczucie stylu i mody. Cartier nim wręcz emanuje i trzeba być naprawdę odpornym na ten urok, żeby co go nie docenić.
Cartier Tank Must Black
Producent | Cartier |
Nazwa modelu | Tank Must Black |
Mechanizm | kwarcowy |
Tarcza | czarna |
Koperta | stal |
Średnica (mm) | 33,7 x 25,5 |
Wysokość (mm) | 6,6 |
Wodoszczelność | 30m |
Pasek | skórzany |
Cena (PLN) | 14500 |