Jaeger-LeCoultre – odwiedziny u legendy
Szwajcaria to niekwestionowany raj dla miłośników zegarków. Większość pasjonatów ociera się o świat wielkiego zegarmistrzostwa wizytując jedynie butiki producentów najbardziej prestiżowych marek świata. W kwietniu 2010 roku mała grupa reprezentantów Klubu Miłośników Zegarów i Zegarków, miała szczęście dotrzeć do serca tego przemysłu jakim jest słynna Valee de Joux i odwiedzić „Wielki Dom”, fabrykę Jaeger-LeCoultre.
Kręta górska droga prowadząca z Genewy do zegarkowej doliny przez wieki stanowiła swoisty „jedwabny szlak” zegarmistrzów, podejmujących wiosną kilkudniowy marsz przez góry, aby w mieście sprzedać wyprodukowane przez siebie mechanizmy lub ich elementy. Do dzisiaj na terenie doliny znajdują się takie marki jak Audemars Piguet, Breguet i Blancpain.
Zwiedzanie fabryki to zawsze kłopot dla producenta. Potrzebne jest wydelegowanie części pracowników do objęcia opieki nad grupą. Osoby postronne nie powinny widzieć wszystkiego i wszędzie zaglądać, ani przeszkadzać w pracy. Jest to wyzwanie logistyczne, z którego JLC wywiązało się znakomicie. W zwiedzaniu towarzyszyły nam trzy osoby, po jednej z działu PR i handlowego oraz tłumacz, Polak pracujący na co dzień przy produkcji rotorów.
Zaglądanie za kulisy produkcji zegarków to podglądanie czarodziejów przy pracy. Naszą przygodę w domu magii rozpoczęliśmy od przyjrzenia się trzem wyjątkowym zegarkom. Ich prezentacja połączona z opisem zasad działania i powiększeniem elementów na specjalnym monitorze wprawiła w osłupienie. Kto przeszedłby obojętnie wobec obcowania z modelami Reverso Gyrotourbillon, Duometre i szkieletowego Master Minute Repeater Antoine LeCoultre. Sam mechanizm Gyrotourbillon sprawia takie wrażenie, że zabrakło nam słów. Olbrzymich rozmiarów tourbillon obracający się wokół własnej osi jest niekwestionowanym cudem mechaniki precyzyjnej i budzi szacunek zarówno do zegarmistrzów jak i całej marki Jaeger-LeCoultre.
Oszołomieni widokiem produktów finalnych ruszyliśmy podglądać pracę w działach produkcji elementów mechanizmów. Mięliśmy okazję przyjrzeć się procesom tworzenia najmniejszych śrubek, kotwic, aż po okazałych rozmiarów stalowe, złote i wykonane z platyny koperty. Szybko okazało się że mikroskop i lupa to atrybut nie tylko zegarmistrza ale też działów produkcji, bo jak inaczej zapanować nad całym procesem i ocenić jakość elementów mniejszych niż 1 mm. Parki maszynowe, specjalistyczne stoły produkcyjne, mikroskopy, lupy, komputery, skomplikowane, produkowane na miejscu narzędzia, utwierdziły nas w przekonaniu, że od zakupu metali, do wyprodukowania gotowego zegarka wiedzie długa i wyboista droga – jak nic, dom magii. Lata pracy działów projektów, poprzez konsultacje z szefami produkcji, produkcję elementów składowych (a nierzadko jest ich kilkaset), wykonanie prototypu, wdrożenie stałej produkcji i sprzedaż zegarka, to proces wieloletni. Nic dziwnego, że najbardziej skomplikowane modele osiągają zawrotne ceny, skoro ich wytworzenie trwa kilka lat i wymaga zaangażowania największych specjalistów czyt. artystów z branży.
Po zgłębieniu zasad obróbki metali, galwanizowania, produkcji kopert i obserwacji skomplikowanego procesu kontroli jakości i precyzji wykonania wszystkich elementów zegarka przyszedł czas na odpoczynek. Obdarowani odrzuconymi z produkcji częściami zegarków (ja trafiłem na bezel od Master Compressora i masę kół zębatych i śrubek), z olbrzymią przyjemnością skorzystaliśmy z zaproszenia na obiad w restauracji położonej niedaleko fabryki. W towarzystwie naszych gospodarzy mieliśmy okazję podsumować dotychczasowe wrażenia i zebrać siły na drugą część dnia. Nikt się nie spodziewał, że to co dopiero przed nami jeszcze bardziej nas oczaruje.
Drugi etap zwiedzania rozpoczęliśmy od wizyty w dziale nakładania emalii i grawerów. Niepozorny, malutki budynek usadowiony obok nowych zabudowań Wielkiej Manufaktury zajmowało pięcioro artystów. Każdemu z nich ręka może zadrżeć tylko dwa razy w roku. Większa ilość błędów jest niedopuszczalna i dyskwalifikuje z pracy w JLC. Jeśli ktoś nie był przekonany do emalii w zegarkach, to po tej wizycie zapewne zmienił zdanie. Miniaturowe dzieła sztuki wykonywane podług życzenia najbardziej wymagających klientów, tworzone są całymi dniami z największym pietyzmem. Artyzm maleńkich dzieł sztuki nie odstaje od skomplikowanej natury mechanizmów zegarków JLC i zasługuje na największe uznanie.
Kolejny przystanek naszej wycieczki to dział produkcji zegara legendy, słynnego ATMOSA. Ten przykład pomysłowości człowieka, to duma Jaeger-LeCoultre i od lat oficjalny prezent Szwajcarii dla głów obcych Państw. Jeden z egzemplarzy stał nawet w gabinecie Jana Pawła II. Mogliśmy z bliska przyjrzeć się niezliczonym wersjom „perpetuum mobile” produkowanym nieustannie od kilkudziesięciu lat. Zwiedzanie działu miało wyjątkowo przyjazny charakter. Dotknęliśmy „rozebranego” ATMOSA symulując efekt pracy „gazowej puszki”. Ciekawostką jest fakt, że producent twierdzi, iż ATMOS może działać 600 lat. Obserwowaliśmy proces postarzania drutu trzymającego wahadło. Proces ten jest konieczny aby uniknąć „pracy” materiału. Dział serwisowy ATMOS pełen jest regałów gdzie stoją egzemplarze z różnych okresów produkcji zegara. Wizyta w tym miejscu to jak podróż w czasie, dzięki której mogliśmy przyjrzeć się ewolucji designu ATMOSA, ale też dotknąć najnowsze modele, w tym ten wykonany z kryształu, warty ponad sto tysięcy Euro. Podobno jeden sprzedał się w Polsce.
Każdy kto kiedykolwiek interesował się marką JLC słyszał o słynnej galerii HERITAGE GALLERY z prezentacją części spośród ponad 1000 wyprodukowanych do tej pory przez manufakturę własnych mechanizmów. Szklana ściana z werkami plus kilkadziesiąt sztandarowych modeli marki oraz najnowsze ATMOSy dają obraz na historie manufaktury i wiarę w przyszłość, że jeszcze nie jednym zostaniemy zaskoczeni.
Na koniec, zupełnie wyczerpani, trafiliśmy do sali konferencyjnej, gdzie przy skromnym poczęstunku mogliśmy zapoznać się z produktami manufaktury. Otwarto przed nami kilka niepozornych walizek zawierających zegarki warte kilka milionów EURO i pozwolono swobodnie dać się pochłonąć szaleństwu. Przymierzaliśmy arcydzieła znane nam do tej pory jedynie z fotografii, stron WWW i katalogów. Największe wrażenie, przynajmniej na mnie, zrobił zegarek Hybris Mechanica – 26 komplikacji. Prezentacja prototypu modelu połączona z włożeniem go do sejfu wzmacniającego dźwięk zegarka do głośności porównywalnej z zegarem „meblowym” zaimponowała wszystkim i była swoistą kropką nad „i” naszego pobytu w Jaeger-LeCoultre.