
„Hands-On” Omega Seamaster Diver ETNZ
Regatowy Seamaster ETNZ to nie pierwszy zegarek, który Omega dedykuje jednej ze swoich sportowych aktywności – żeglarstwu. Jest za to zdecydowanie najfajniejszy.
Sport jest dla branży zegarkowej polem nieograniczonych wręcz możliwości marketingowych. Szczerze mówiąc ciężko znaleźć dyscyplinę, w której w mniejszy czy większy sposób nie zaangażowane byłyby zegarki – i nie mówię tu bynajmniej o oficjalnym pomiarze czasu. Jednym z bardziej eksplorowanych sportów jest żeglarstwo – wszak jego dynamika, luksusowa oprawa i „nautyczny” charakter idealnie pasują do sportowych czasomierzy dla „prawdziwych” mężczyzn. Co prawda większość zegarków, jakie wypatrzymy na rękach żeglarzy, to zwykłe nurki (które oczywiście z wodą kojarzą się idealnie) ale te stricte żeglarskie doposażone są w coś ekstra – komplikację regatową.
Start każdego wyścigu regatowego różni się zasadniczo od każdej innej dyscypliny. Gdyby na wodzie przyjąć zasadę grupowego startowania z miejsca, z jednej linii, sama ta procedura zajęłaby pewnie 50% czasu całego wyścigu. W rzeczywistości więc biorące udział w danych zawodach jednostki rozpędzają się przed linią startu by przekroczyć ja dokładnie w momencie wystrzału pistoletu startera. I to właśnie na tym kluczowym detalu wyścigu skupili się zegarmistrzowie. Komplikacja regatowa (to oczywiście nazwa umowna) to nic innego, jak możliwość uruchomienia odliczania czasu aż do startu zawodów. Zazwyczaj zintegrowana jest z chronografem, choć praktycznie ile marek, tyle interpretacji jej rozwiązania – zazwyczaj dość skomplikowanych. Louis Vuitton w swoich Thambour Regatta rozwiązął odliczanie albo jako kilka zmieniających kolor okienek na środku tarczy, albo w formie obracających się, dwukolorowych bloczków. Corum w nowym AC-One 45 Regatta zastosował własny moduł odliczania z 10-minutowym, programowalnym dyskiem. TAG Heuer rozwiązał sprawę podobnie jak LV – model Calibre 72 Countdown ma niebiesko-czerwony dysk, który przesuwa się wypełniając kolejne okienka na tarczy. Regatowe odliczanie znajdziemy nawet w budżetowej ale mechanicznej Alpinie Yacht Timer Regatta Countdwon.

Swój udział w tworzeniu regatowych zegarków ma również Omega. Do tej pory w portfolio marki pojawiły się dwa takie modele – Seamaster Racing i Seamaster NZL-32 Chronograph – oba z wykorzystaniem obracającego się, dwukolorowego dysku i okienek w tarczy. Trzeci regatowy Seamaster od Omegi ujrzał światło dzienne 2 tygodnie temu. Dedykowano go ekipie Emirates Team New Zeland (stąd ETNZ w nazwie) i, co ciekawe, pozbawiono jakichkolwiek komplikacji poza chronografem. My przyjrzeliśmy mu się bliżej.
Seamaster Regatta

Zawsze miałem pewną słabość do linii Seamaster 300m. Choć flagowym diverem Omegi bez wątpienia jest Planet Ocean, Seamaster 300m wydawał mi się bardziej zbalansowany, proporcjonalny (PO była albo troszkę za mała, albo nieco za wielka, zależnie od wersji) – po prostu fajniejszy. Model automatyczny można by nawet uznać za zegarek casualowy, chronograf natomiast miał stricte sportowe zacięcie… i jeden malutki minus – rozmiar – tylko 41.5mm. Seamaster ETNZ rozwiązał nie tylko ten problem, ale w moich oczach stał się najciekawszym modelem z całej serii.

Zacznijmy od kluczowego detalu ETNZ – licznika regatowego. Dokładnie tak, jak wspomniałem chwilę wcześniej, Omega uporała się z nim w najprostszy możliwy sposób, nie dodając do mechanizmu zegarka żadnych dodatkowych elementów. Odliczanie wkomponowano po prostu w otoczony czerwonym ringiem licznik 30-minutowy chronografu, oznaczając jego pierwsze 5 minut wstecz – od 5 do 1.

Jak więc łatwo się domyślić, działa on jak każdy zwykły chronograf – start uruchamia wskazówkę licznika, która płynnie odmierza kolejne minuty. Nie wiem, czy użytkowo takie rozwiązanie nie jest zbyt proste i przez to za mało czytelne (szkoda, że licznik pracuje płynnie zamiast bardziej precyzyjnych, minutowych skoków) – z pewnością uprościło całość zarówno mechanicznie jak i estetycznie. Sama tarcza to lekko chropowata, głęboka czerń (patrz zdjęcie poniżej) otoczona uniesionym pierścieniem z podziałką minutową, z nałożonymi indeksami godzinowymi (8 okrągłych plus 2 prostokątne na godz.12), małą sekundą na godz.9 i dwoma tarczkami stopera: tą opisaną już na godz.3 oraz 12-godzinną na wysokości godz.6. W nią wkomponowano prostokątne okienko datownika z czarnym dyskiem i białymi cyframi.

Całość jest czytelna jak należy (mimo na pozór nieco karłowatej wskazówki godzinowej), a biało-czarna kolorystyka z krwisto czerwonymi akcentami ma ten fajny, sportowy charakter. Indeksy i dwie białe wskazówki wypełnia dwukolorowa luminowa: niebieska na indeksach i wskazówce minutowej oraz tych od stopera, zielona na godzinowej plus na kropce obrotowego bezela.
Wspomniałem już, że Seamster ETNZ urósł w porównaniu do standardowych chronografów z serii, i to urósł wyraźnie. Stalowa koperta ma 44mm średnicy i dobre 15mm grubości, co razem daje naprawdę pokaźnych rozmiarów czasomierz. Na szczęście jego kształt z lekko skierowanymi w dół uszami gwarantuje odpowiedni komfort noszenia.

Powierzchnię koperty bardzo starannie i estetycznie wykończono delikatnie satynowanymi bokami i bezelem w zestawieniu z wypolerowanymi krawędziami uszu i dekla, koronką oraz przyciskami, w tym zaworem helowym ze zintegrowanym korektorem datownika (odpowiedni gumowy przyrząd znajdziecie w zestawie). W zegarku znajdziemy też tak mocno eksploatowaną ostatnio przez Omegę ceramikę. Z niej wykonana jest wkładka bezela i ringi przycisków. W kontraście do czarnej tarczy ceramika ma jednak ciemnoszary (ale wyraźnie odróżniający się) kolor, korespondujący zresztą z gumowym paskiem z czerwoną wstawką (i zatrzaskiwanym zapięciem z dwoma przyciskami zabezpieczającymi). I jeszcze słowo o deklu. Ten jest pełny (stalowy), wkręcany i grawerowany bardzo efektownym logo teamu Emirates New Zeland na pofalowanym tle. Zaraz pod nim umieszczono tabliczkę z numerem limitacji. Całość uzupełnia frontowe, szafirowe szkiełko – lekko wypukłe i z antyrefleksem.

Do napędzania Seamastera ETNZ Omega użyła automatycznego kalibru 3330 na bazie ETA/Valjoux 7750. Nie jest to jednak goła ETA, a solidny chronograf z kołem kolumnowym i krzemową sprężyną balansową. Werk ma 52h rezerwy chodu, balans taktowany na 28.800 A/h, wychwyt Co-Axial, stop sekundę i pełne 4 lata gwarancji producenta – dzięki zastosowaniu krzemowej technologii.
Choć Omega prezentując nowego Seamastera trafiła na ciężkie czasy dla prestiżowego Pucharu Ameryki, sam zegarek jest projektem więcej niż udanym. Można żałować, że panowie z Biel nie zdecydowali się na użycie manufakturowego chronografu 9300, ale poza tym to najfajniejszy z dostępnych obecnie Seamasterów – moim zdaniem. Zegarek kosztuje 20.500PLN i sprzedawany jest w dużym, skórzanym pudełku, w zestawie z korektorem datownika, przyrządem do zmiany pasków, zapasowymi teleskopami i stalową, Seamasterową bransoletą. Powstanie 2013 numerowanych egzemplarzy.
Seamatsre Diver ETNZ

heh
Jest to coś wspaniałego, że wiele manufaktur powraca do zegarków „tylko czas” z małą ilością wskazań, lub bez. IWC zaczyna mieć to w tradycji. Na zewnątrz „Portugalczyk” prezentuje się dość skromnie, ale w środku ma wspaniałe „serce” (mechanizm). Dzielona płyta 4/5 ma tradycyjny szlif, balans z wkrętami i wskazanie rezerwy naciągu na 8dni – i to wystarczy. Koperta mogła by mieć średnicę 46 mm, ale zegarek i tak jest wspaniały. Tak się zastanawiam po co nam przeładowany wskazaniami zegarek na co dzień ? Praktycznie patrzymy tylko na godzinę, czasami na datę, a naciąg mamy w głowie (codziennie rano nakręcamy mechanizm i jest to wspaniała czynność), no chyba, że jest to mechanizm z 8 dniowym naciągiem i to IWC.
Genialne połączenie prostoty, elegancji i zawsze modnej klasyki „GENIALNY”
I coś na tzw. wydzierkę