
„Hands-On” GRAHAM
Choć Wielka Brytania ma wielki wkład w historię mechanicznego zegarmistrzostwa, dzisiaj Albion nie jest raczej kojarzony z miejscem tworzenia czasomierzy. Jedną z niewielu marek kultywujących brytyjskie tradycje jest GRAHAM.
Jeśli już szukać w obecnym zegarmistrzostwie śladów brytyjskiej tradycji, nazwiska przychodzące na myśl to zmarły niedawno George Daniels (twórca wychwytu Co-Axial), jego uczeń Roger W. Smith (ręcznie wykonywane zegarki na wyspie Isla de Man) oraz Peter Speake-Marin budujący swoje czasomierze na granicy szwajcarsko-francuskiej i Stephen Forsey, połowa duetu Greubel Forsey. Poza tą trójką wyspiarskie konotacje mają także marki Christopher Ward, Bremont, Arnold & Son i chyba najlepiej rozpoznawalny GRAHAM. Ta ostatnia firma, dzieląca dziś swoją działalność między Londyn i szwajcarskie La Chaux-de-Fonds (na tarczach zegarków oczywiście „Swiss Made”) to sportowe czasomierze z jednym, bardzo charakterystycznym detalem – spustem do startowania i stopowania chronografu. Do tej pory nam, polskim miłośnikom czasomierzy, nie dane było obcować z GRAHAMEM „na żywo”. Na całe szczęście dzięki warszawskiej Pracowni Czasu właśnie uległo to zmianie, a my jako jedni z pierwszych mieliśmy okazję przekonać się o jakości tych zegarków organoleptycznie.

Wspomniany spust to wyróżnik spajający prawie całe portfolio GRAHAMA. Każdy niemal zegarek z logo marki ma ulokowany po lewej stronie koperty element – na wzór tego w broni palnej – którym aktywuje się zintegrowany z koronką przycisk startu i stopu stopera (reset to przycisk na godzinie 10). To jednocześnie znaczek firmowy marki i chyba najwygodniejszy sposób operowania chronografem, jaki można sobie wyobrazić. Dźwigienka spustu jest duża, dzięki czemu aktywowanie mechanizmu jest dziecinnie proste. Praktycznie jedyny problem związany z tym patentem GRAHAMA to rozmiar. Zegarki są już, same w sobie, dość pokaźnych rozmiarów, a łącznie ze spustem stają się ogromne, choć zaskakująco ergonomiczne na ręce, także dzięki dobrym, gumowym paskom (dostępne są też warianty na skórze).

Kolekcja GRAHAM dostępna w Polsce to obecnie modele Chronofighter Oversize, wersja z GMT, seria Fortress oraz wspomniane Silverstone Stowe i dziwaczne Swordfish. Prym popularności w ofercie firmy wiodą modele Chronofighter Oversize z dużymi, 46 i 47mm kopertami ze stali lub kombinacji stali i różowego złota. Modele Oversize GMT to dodatkowo 24-godzinny, szafirowy bezel (nieobracany) i duża, czerwona wskazówka drugiej strefy czasowej na tarczy. Bardzo interesujący balans pomiędzy sportowym sznytem a old-school’ową klasyką prezentuje model Chronofighter Fortress. Całość zegarka jest stylizowana na vintage, łącznie z polerowaną kopertą i spustem, tarczą z beżowymi aplikacjami i cielęcym, grubym paskiem „bomber jacket”. Poza wyglądem modelu Forstress wiele osób zaliczy zapewne na plus także rozmiar – przystępne 43mm oraz kaliber z kołem kolumnowym.



Silverstone Stowe to z kolei propozycja dedykowana legendarnemu, oczywiście brytyjskiemu, torowi wyścigowemu i jednemu z jego zakrętów (Stowe), z obsługą chronografu rozwiązaną tradycyjnie dwoma przyciskami po prawej stronie 45 lub 48mm koperty. Silverstone oferowane jest w kilku nieco pstrokatych wariantach kolorystycznych, co nadaje serii zdecydowanie fajny, sportowy charakter. Niektóre modele wyposażone są w komplikację GMT oraz chronograf z flyback’iem (powracająca sekundą).

Wreszcie mocno oryginalny Swordfish (z ang. Miecznik) z dużą kopertą (48mm, my oglądaliśmy wersję w czarnym DLC) i dwoma charakterystycznymi bąblami (lupkami) na tarczy, powiększającymi optycznie liczniki chronografu. To z pewnością stylistycznie dyskusyjny model, a wyłupiaste oczy spoglądające z frontu zegarka to specyficzny detal – nie każdemu się spodoba.

To co łączy wszystkie GRAHAMY to świetny poziom wykonania, zarówno zewnętrza jak i wnętrza czasomierzy. Bardzo dużo uwagi poświęcono wykończeniu kopert, detali, tarczy a nawet dekli (zależnie od wersji pełnych, tłoczonych lub przeszklonych). O dziwo, czego się nie spodziewałem, nie mniejsza atencja dotyczy mechanizmów. Graham bazuje na kalibrach Valjoux (kilku wersjach), ale ich stan już w gotowym zegarku to z pewnością jedno z piękniejszych i staranniej wykończonych VJ, jakie widziałem.

Podejrzewam, że zegarmistrzowie GRAHAMA rozbierają każdy dostarczany im egzemplarz mechanizmu na części a następnie wykańczają zgodnie z własnymi, wysokimi standardami. Wśród szeregu zdobień znajdziemy pasy genewskie, niebieszczone termicznie śrubki, perłowanie, wypełniane złotem grawery, personalizowane wahniki i, co świadczy o naprawdę dużej klasie, fazowane i polerowane krawędzie mostków – wykończenie charakterystyczne dla zegarmistrzostwa z najwyższej półki.

Zaczynające się od około 28.000PLN (Chronofighter Oversize) zegarki GRAHAM to ciekawa propozycja sportowa w nieco innym, niż tradycyjne, wydaniu. Model z GMT to mniej więcej 35.000PLN, Forstress kosztuje 32.000PLN, Silverstone zaczyna się od nieco ponad 26.000, zaś „żabi” Swordfish to niespełna 40.000PLN. Przyjemnie zaskakuje jakość wykonania czasomierzy, i mimo dużych rozmiarów, ergonomia, czyli komfortowe układanie się zegarków na ręce (nawet na mniejszym nadgarstku fotografującego Filipa). Stylistyka to znak rozpoznawczy GRAHAMA, który, choć nie zadowoli każdego, jest jego mocną stroną. Na pewno warto przekonać się na własną rękę.


Opracowanie: Łukasz Doskocz
Zdjęcia: Jakub Filip Szymaniak