A. Lange & Söhne Datograph Perpetual Tourbillon – SIHH 2016 [zdjęcia live, video, cena]
Niewiele tegorocznych, zegarkowych nowości mogłoby pretendować do miana „zegarmistrzowskich ideałów” tak mocno, jak połączenie dwóch Wielkich Komplikacji w niemieckim wydaniu Lange & Söhne.
Wielkie Zegarmistrzostwo (z francuskiego Haute Horlogerie) jest „wisienką na torcie” branży, którą się wszyscy pasjonujemy. To – żeby poszukać analogii w innych dziedzinach – taki Horacio Pagani, w swoim małym studio projektujący sportowe samochody, które wielu (zasadnie) uznaje za najwyższą, motoryzacyjną awangardę. Jeden rzut oka na sylwetkę Pagani Zondy czy na kosmiczne wnętrze Huayry wystarczy, żeby poczuć się jak w muzeum sztuki nowoczesnej. W zegarkach jest podobnie, choć interpretacji HH bywa wiele. Ja zdecydowanie optuję za klasycznym rozumieniem tego pojęcia, czyli kunsztownym wykonaniem jednej z czterech komplikacji: tourbillona (wirującego w klatce balansu), wiecznego kalendarza (takiego, który uwzględnia wszelkie zmiany daty, włącznie z latami przestępnymi), repetycji minutowej (dźwiękowego wybijania czasu) i chronografu split-second (z dwoma sekundnikami stopera). By być zupełnie wiernym teorii, za zegarek z rodziny Wielkich Komplikacji uznaje się ten, który ma po jednym z trzech rodzajów komplikacji: akustycznej, kalendarzowej i mierzącej czas. Co prawda Datograph Perpetual Tourbillon repetycji nie posiada, ale zestaw jego funkcji i poziom ich wykonania z całą stanowczością predestynuje zegarek do miana rasowego Haute Horlogerie. Szczerze mówiąc nie widziałem tym roku w Genewie bardziej imponującego popisu zegarmistrzostwa, co zresztą w wypadku Lange jakoś specjalnie nie dziwi. Nie dziwi też cena czasomierza wyznaczona na 295.000EUR. Niespełna 1.300.000PLN za mechaniczny zegarek, dodatkowo limitowany do 100 egzemplarzy, oznacza ni mniej ni więcej, że to raczej obiekt do podziwiania niż do posiadania – co nie zmienia faktu, że warto mu się przyjrzeć bliżej.
Datograph
Bazą zegarka jest kultowy chronograf Lange – Datograph (i po części Datograph Perpetual z ubiegłego roku). Model, który zadebiutował w kolekcji manufaktury 26 lat temu, przetestowaliśmy dogłębnie – z dużą ilością detali i zdjęć – TUTAJ. Ciągle uważam, mimo że rokrocznie na rynku pojawia się co najmniej kilka dobrych chronografów, że Datograph to w tej kategorii zegarek chyba najdoskonalszy i to w każdym wymiarze. Wersja Perpetual Tourbillon czerpie z Datographa całymi garściami, prezentując tę samą stylistykę, manualnie nakręcany mechanizm i funkcjonalność, oczywiście odpowiednio rozbudowane.
Wykonana z drogocennej platyny koperta DPT (Datograph Perpetual Tourbillon) ma 41.5mm średnicy, 14.6mm wysokości, dwa szafirowe szkła, sygnowaną koronkę i trzy przyciski. Mając na uwadze zwyczajową gigantomanię towarzyszącą tego typu zegarkom, Lange należą się brawa za zminiaturyzowanie całości do bardzo wygodnych i jak najbardziej użytkowych rozmiarów. Zwłaszcza gdy weźmiemy od uwagę „upakowany” do środka kaliber.
L.952.2 zbudowano z aż 729 elementów, czyli jakieś 3 razy tyle, co standardowe kalibry mechaniczne. W swoim werku Lange zintegrowało minutowy tourbillon, widoczny jedynie od strony dekla koperty. Do tego dochodzi komplikacja chronografu flyback (z kołem kolumnowym) i wieczny kalendarz z dużą datą i fazami księżyca, co łącznie owocuje w kalibrze grubości tylko 9mm – a to kolejny imponujący rezultat. Niektórzy pewnie będą się spierać, czy ukrycie wirującego, bardzo misternie wykonanego tourbillona (taktowanego na dostojne 2.5Hz) to dobry pomysł – na moje oko z jednej strony zapewnia to pewien minimalizm cyferblatu, a z drugiej po prostu genialną architekturę mechanizmu.
Utrzymany za oryginalnym Datographem czarny cyferblat ma dwa przesunięte delikatnie pod środkową oś symetrii totalizatory, duże, dwuokienkowe wskazanie daty na godz.12 i bardzo zmyślnie wkomponowaną w to resztę wskazań. Lwią ich część pochłania oczywiście kalendarz. Po przeciwległej stronie daty wycięto otwór na dysk faz księżyca. W tarczkę po lewej stronie wpasowano dzień tygodnia i wskazanie dzień/noc. W tę po prawej miesiąc i cyfrowy licznik lat przestępnych. Cały cyferblat okala skala tachymetru i intrygujące wycięcie na wysokości godz. 10. To nic innego jak wskazanie rezerwy chodu, bardzo użyteczne przy manualnym werku z rezerwą chodu na poziomie 50h. Oczywiście Lange podkreśla w całości ręczne wykonanie i udekorowanie, ale że żadne słowa nie oddadzą tego, jak L952.2 wygląda – zobaczcie po prostu sami(!).
Idealna „Wielka Komplikacja” nie ma swojej definicji, ale Datograph Perpetual Trourbillon jest jej blisko. W Glashütte udało się zbudować zegarek imponujący zegarmistrzowsko (co do tego chyba nie ma wątpliwości), a przy tym funkcjonalny i de facto nadający się do noszenia na co dzień. Oczywiście pod warunkiem, że właścicielowi nie będzie zbytnio ciążyła… cena.